Acting on your best behaviour ⌘

17 lutego 2020. Detroit dzielnica Corktown.

Przestronne mieszkanie wypełnił głośny dźwięk wibrującego telefonu, który leżał na szklanym blacie stolika nocnego. Blondynka obudziła się pierwsza i przez chwilę próbowała dojść do tego, które urządzenia robiło taki hałas, który przeszkadzał tylko jej. Brunet obok niej dalej leżał pogrążony we śnie i kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że to jego telefon. Amicia przewróciła się na drugi bok, przytulając się do jego pleców i pocałowała Elijaha w bark, licząc, że go to obudzi, ale ten nie poruszył się nawet o milimetr. Kobieta wzięła więc głęboki wdech i pocałowała go następny raz, tym razem trochę mocniej.

– Ktoś bardzo chce się do ciebie dodzwonić – wyszeptała mu wprost do ucha, ale on wydał z siebie w odpowiedzi tylko niezadowolone mruknięcie. – Elijah, a jak to praca?

– Mam to gdzieś – odpowiedział jej zaspany, chowając się pod kołdrą. Amy przewróciła oczami i przysunęła się do niego jeszcze bliżej, składając kolejny pocałunek na jego ramieniu.

– Może to coś ważnego – powiedziała w końcu dziewczyna stanowczym głosem. Przechyliła się nad nim, by sięgnąć po komórkę, ale Elijah złapał ją nadgarstek. Amy fuknęła na niego zdenerwowana i uderzyła go drugą dłonią w plecy, by od razu ją puścił, zanim ten nie zacisnął palców trochę za mocno na jej ręce. – Jeśli ktoś dzwoni do ciebie pięć razy w ciągu nocy, to może być pilne. Nie zachowuj się jak dziecko.

– Nie ruszaj mojego telefonu, Amy – syknął brunet w odpowiedzi i sięgnął po okulary. Blondynka wróciła na swoją połowę łóżka, chowając przed nim wszystkie oznaki złości, bo podświadomie miała wrażenie, że sama była sobie winna. A na pewno miała teraz pewność, że Kamski jest na nią szczerze zdenerwowany, skoro nazwał ją zdrobnieniem, którego sam tak nie lubi.

Dziewczyna zapaliła nocną lampkę, a Elijah sięgnął po telefon i zmrużył lekko oczy, patrząc na ekran. Amy próbowała wyczytać z jego twarzy, kto mógł się do niego dobijać o tej porze, ale brunet nie dał po sobie poznać żadnych emocji i gdy telefon zadzwonił kolejny raz, tylko uśmiechnął się na ułamek sekundy i opuścił sypialnię, zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna jeszcze chwilę siedziała w ciszy, jakby licząc, że uda jej się usłyszeć choćby strzępki rozmowy prowadzonej przez Kamskiego, ale gdy zrozumiała, że nie ma na to najmniejszych szans, sięgnęła po laptopa.

Amicia przeglądała pobieżnie wszystkie serwisy informacyjne, te lokalne i te ogólnokrajowe, by upewnić się, że ich firmy nie spotkała żadna tragedia. Gdy poczuła się trochę spokojniej, zaczęła przeglądać zaległe maile na prywatnej skrzynce, a później szczerze zaciekawiona, podążyła śladem informacji przesłanych jej przez koleżankę z Europy. Z każdym kolejnym artykułem i analizą na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Nie wiele myśląc, zaczęła od razu planować spotkanie zarządu firmy na najbliższy poranek i wysyłać o nim informacje do najbliższych współpracowników.

Elijah wrócił do sypialni na tyle cicho, że Amicia nawet nie zdała sobie sprawy z jego obecności. Dlatego dłuższy moment obserwował ją w milczeniu, opierając się o futrynę. Blondynka pisała coś na komputerze, uderzając w klawisze z taką szybkością, jakby miało od tego zależeć jej życie, a on tylko się uśmiechał lekko.

W tej chwili, po tym odebranym telefonie i patrząc na tę prześliczną dziewczynę, dzielącą z nim łóżko, czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

– Może zrobię ci kawę, skoro już zaczęłaś pracę? – odezwał się w końcu, a ona drgnęła lekko, dopiero teraz go zauważając. Jej jasne oczy spojrzały szybko na zegarek i widząc, że dochodzi trzecia, Amy zamknęła laptopa i pokręciła głową.

– Nie, myślę, że jeszcze się prześpię – odpowiedziała, a Elijah przytaknął jej lekko i usiadł koło niej w łóżku, po czym zabrał jej komputer. Amicia uśmiechnęła się, obserwując, jak brunet przegląda zgromadzone przez nią dane, nie mówiąc ani słowa.

– Znalazłaś to wszystko teraz? Gdy rozmawiałem przez telefon? – upewnił się Kamski, a ona przytaknęła mu, nie próbując nawet ukryć entuzjazmu.

– Tak, znalazłam żyłę złota, Elijah. Pierdoloną żyłę złota – powiedziała z dumą w głosie, pochylając się do komputera i przerzuciła kilka otwartych zakładek. – Słyszałeś o tym wirusie, który szaleje w Chinach, prawda?

– Tak, trudno było nie słyszeć, mówią o nim w każdych wiadomościach. Jednak wiem też, że nie jest śmiertelny w naszej grupie wiekowej.

– Tak, tak. Wiadomo, jednak zupełnie nie o to mi chodzi. Może i ten wirus nie zniszczy ludzkości, ale to grypa, a grypa rozprzestrzenia się bardzo, ale to bardzo łatwo. Są już potwierdzone przypadki w Stanach i w Europie, a co za tym idzie, będziemy mieć tu zaraz niezły bajzel.

– Sądzisz, że sprawy u nas zajdą tak daleko, jak w Chinach? – spytał Elija, przenosząc spojrzenie znów na zgromadzone przez nią dane statystyczne.

– Tak? Mamy dobrą służbę zdrowia, ale problem polega na tym, że nie dla wszystkich. – Amy uśmiechnęła się szeroko. – Osoby zakażone, które nie mają ubezpieczenia, nie pójdą do szpitala ze strachu przed rachunkami i będą zarażać dalej, a to spowoduje niemały kryzys w naszym pięknym kraju. I wtedy wkraczamy my...

– Jeśli zostaną wprowadzone obostrzenia, co do poruszania się.

– A najpewniej zostaną wprowadzone, a nawet jeśli jakimś cudem nie... to nadal możemy spokojnie targetować sprzedaż w największych paranoików. Ludzie będą siedzieć w domach, będą potrzebować, by ktoś zrobił im zakupy, wyprowadził psa, zajął się dziećmi, czy... obciął im włosy – mówiła podekscytowanym głosem blondynka. – Czy w takiej sytuacji nasz produkt nie stanie się tym, czego świat potrzebuje? Androidy się nie zarażą, czy nie przeniosą dalej choroby na kolejne osoby, a co za tym idzie, będą mogły spokojnie zastąpić sporą ilość ludzkich pracowników w kluczowych zawodach. Nie mam na myśli lekarzy, na to jest o wiele za wcześnie, ale spokojnie mogą zastąpić dostawców jedzenia, kurierów czy osoby sprzątające w placówkach medycznych. Nie mówiąc już o tym, że ludzie potrzebują... kontaktów społecznych, prawda? A jak ktoś mieszka sam, na pewno z chęcią wyda pieniądze na to, by mieć się do kogo odezwać w domu, czy na kogo wrzeszczeć w narastającej frustracji.

Kamski przytakuje na jej słowa, jednocześnie sprawiając wrażenie, jakby puszczał cały ten monolog mimo uszu. To od razu zdenerwowało Amy, która w tej chwili była przekonana, że wszystko, co właśnie powiedziała, ma sens, jak nigdy wcześniej. I chciała tylko jednego; chciała, by on w końcu zrobił to, czego jej zdaniem nie robi odpowiednio często i przyznał jej rację. Elijah jednak milczał, dalej przeglądając dane dotyczące rozprzestrzenienia się nowej choroby, aż w końcu uśmiechnął się, spoglądając na nią.

– Dobra robota. To naprawdę może być żyła złota.

– Wiem, jestem genialna. Musimy jutro opracować strategię i zacząć działać – odpowiedziała Amy, wyraźnie z siebie zadowolona i zabrała mu z kolan komputer, by odłożyć go pod łóżko. – Musimy uwinąć się z produkcją i dystrybucją jak najszybciej, bo gdy zrobi się gorąco, to sprzedaż podskoczy nam z dnia na dzień. A nie możemy doprowadzić do tego, że na rynku zrobi się luka, którą ktoś będzie chciał zapełnić za nas. – Dziewczyna zmrużyła lekko oczy, szukając rozwiązania i uśmiechnęła się kolejny raz. – Dobrze by było podkręcić tę całą epidemiczną paranoję, zapłacić ludziom za strasznie skutkami choroby, czy miesiącami lockdownu...

Amicia przerwała w połowie zdania, bo Elijah złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Blondynka usiadła mu okrakiem na kolanach, ale myślami dalej krążyła wokół tego, co powinna jeszcze dopisać do listy tematów do omówienia na porannym zebraniu. Brunet złapał w palce jej brodę i pocałował ją krótko, by Amy w końcu wróciła do niego myślami. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, obejmując go ramionami i wplatając palce jednej dłoni w jego potargane długie włosy.

– Jesteś chyba jedyną kobietą na świecie, która tak entuzjastycznie opowiada o światowej pandemii, która przyniesie tysiące ofiar.

– Ludzie umierają. Codziennie. Na grypę, z głodu, czy z powodu globalnego ocieplenia, więc naprawdę nie widzę powodów, by się tym przejmować bardziej niż zazwyczaj – odpowiedziała, wyraźnie urażona jego sugestią. – A to... To akurat możemy bez najmniejszego problemu przekuć w sukces finansowy.

– To nie miał być przytyk, Amicio, to miał być komplement – odpowiedział Elijah, zamykając ją w uścisku i całując kolejny raz. Amy była zaskoczona jego podejrzanie dobrym humorem, który nie mógł być spowodowany tylko i wyłącznie jej pół godzinnym researchem na temat sytuacji na świecie. I domyśliła się, że musiało być to powiązane z odebranym przez niego telefonem. – A twoja rozmowa? Czego dotyczyła?

– Właściwie dokładnie tego, o czym rozmawiamy.

– Pandemii? Niemożliwe, że wpadliśmy na ten sam pomysł w tym samym momencie. Wiem, że dość często myślimy podobnie i prawie zawsze się zgadzamy w sprawach zawodowych, ale to byłoby już za dużo – wymruczała niezadowolona, kolejny raz czując się oszukana, że wcale jednak nie była aż tak błyskotliwa, jak jej zawsze wmawiano. – Moja przyjaciółka z Palermo zapytała, czy przyślemy jej jednego DM500, bo u nich robi się gorąco.

– Załatw papiery i możemy jej wysłać nawet kilkanaście – odpowiedział Elijah i uniósł dłoń, by odsunąć jej z twarzy kosmyk jasnych włosów. – Moja rozmowa nie dotyczyła epidemii, była znacznie mniej interesująca i imponująca niż opracowana przez ciebie strategia.

– Więc czego dokładnie dotyczyła? Musisz mi powiedzieć, niezbyt często budzi nas twój telefon o drugiej nad ranem. – Amicia postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i drążyć temat, aż albo się dowie czegoś konkretnego, albo Elijah się na nią wścieknie. Widziała jego dobry humor, więc miała dobre przeczucia wobec rezultatu swojego uporu.

– Rozmowa była o tym, że ludzie umierają każdego dnia i nie należy się tym przejmować – odpowiedział w końcu Elijah, kładąc jej dłoń na karku. Spróbował ją do siebie przyciągnąć, ale Amy położyła mu dłoń na torsie, odpychając się lekko i posłała mu zaniepokojone spojrzenie. Kamski przewrócił oczami i westchnął lekko, zanim uśmiechnął się chłodno. – Okazuje się, że samolot mojego ojca uległ awarii. Nie ma ocalałych.

– Ojej... – wyszeptała Amy, nie mogąc zdobyć się na żadną inną reakcję. Elijah nie przestawał się uśmiechać jeszcze chwilę, zanim nie złapał jej za włosy i nie zacisnął na nich palców.

– Więc chyba możesz uznać wasze spotkanie za odwołane – dodał zimnym głosem, a uśmiech na dobre zniknął z jego twarzy. Amy chciała w pierwszym odruchu od razu mu przytaknąć, ale gdy spróbowała się ruszyć, on tylko mocniej ścisnął jej włosy. Dziewczyna więc siedziała sztywno, utrzymując jego spojrzenie, podświadomie wiedząc, że to nie jest czas ani miejsce na kłótnie. Wiedziała, że nie ma racji, wiedziała, że popełniła błąd i nigdy w życiu nie powinna była go okłamywać. – Nie miej więcej przede mną tajemnic, dobrze?

– Dobrze – odpowiedziała cicho i niepewnie, ale to wystarczyło. Elijah od razu puścił jej włosy i ponownie objął ją w pasie, po czym oparł czoło o jej obojczyk.

– Nawet jeśli uważasz, że robisz coś dla mojego dobra, nie rób tego za moimi plecami. Rozumiesz?

– To groźba? – spytała niepewnie, a on od razu się wyprostował, znów patrząc jej prosto w oczy.

– A czy to musi być groźna? – Na jego ustach pojawił się lekki, kpiący uśmiech. Amy pokręciła jedynie głową, nie mając pojęcia jak odpowiedzieć na zadane przez niego pytanie. – To prośba, Amicio. Nie chcę dowiadywać się o takich rzeczach jako ostatni, zwłaszcza, gdy ktoś próbuje cię szantażować i gdy ktoś grozi tobie, czy naszej firmie.

– Wiem, przepraszam. Nie powinnam tego przed tobą ukrywać. – Przytaknęła mu lekko i położyła mu dłonie na ramionach, biorąc głęboki wdech. Czuła się głupio, czuła, że postąpiła strasznie naiwnie i przede wszystkim czuła, że Elijah mógł zareagować o wiele gorzej. Mogli znów kłócić się tygodniami, a tak po tym krótkim spięciu, widziała, że jego humor wrócił do stanu sprzed kilkunastu minut. – Czy wiadomo, co się stało?

– Na razie nie ma żadnych pewnych informacji, ale podejrzewają, że mógł zawinić komputer pokładowy. Jeśli kiedykolwiek znajdą czarną skrzynkę, to na pewno będą na niej jakiejś ślady. – Amy przytaknęła mu i przesunęła dłońmi po jego ramionach.

– Wszystko w porządku, Elijah?

– Tak, dlaczego miałoby nie być? – odpowiedział szczerze zaskoczony, jakby nigdy nie zmienili tematu i dalej rozmawiali o pracy. Amicia przytaknęła mu kolejny raz i nachyliła się, by go pocałować, a Elijah zaśmiał się krótko. – Lepsze pytanie, czy na pewno masz zamiar iść dalej spać? – Blondynka odsunęła się od niego, kręcąc głową z dezaprobatą i bez cienia skrępowania pozwoliła zdjąć z siebie koszulę nocną. Nie miała już najmniejszej ochoty toczyć żadnych poważnych dyskusji. Zamiast tego, wolała znów wylądować w miękkiej pościeli i nie myśleć o niczym. 


D

zień dobry!

Witam w kolejnym rozdziale i już nie mogę się doczekać aż rzucę wam rozdział Connorem.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top