02 | nie mogę tak dłużej
Nastał wieczór. Strefę od godziny opatulała delikatna mgła, która unosiła się nad ziemią, a słońce już dawno schowało się za murami Labiryntu. O tej porze na porośniętej trawą polanie było dosyć głośno, ponieważ tego wieczora miało się odbyć ognisko powitalne na cześć nowego towarzysza, który zawitał do Strefy. W takich chwilach prawie wszyscy na moment zapominali o niebezpieczeństwach, które czyhały na nich za porośniętymi bluszczem murami. Prawie każdy choć na chwilę o tym wszystkim zapomniał.
Właśnie. Prawie każdy.
Tylko jedna osoba nie bawiła się z pozostałymi i pozostała zupełnie na uboczu. Był to Newt. Blondyn siedział pod samotnie stojącym drzewem, z dala od innych chłopaków. Gdyby miał być ze sobą szczery, to z pewnością przyznałby, że nie lubi ognisk ani innych tego typu zabaw. Czuł się wtedy naprawdę nieswojo patrząc, jak jego towarzysze śmiało piją alkohol, tańczą i razem świetnie się bawią. Nie rozumiał tego i raczej nie chciał zrozumieć. Jak można było beztrosko bawić się wobec tego, co czyhało na nich na zewnątrz?
Chłopak trzymał w dłoni słoik z napojem, który do złudzenia przypominał domowy alkohol i co chwilę zerkał w stronę ogniska. Obserwował w milczeniu bawiących się chłopaków, zaciskając usta w wąską kreskę. Poniekąd zazdrościł im. Zazdrościł im tego, że potrafią choć na ten krótki moment przestać myśleć o tych upiornych problemach, z którymi borykali się na co dzień. Zazdrościł, że potrafili zapomnieć o Labiryncie i Bóldożercach. On nie potrafił zapomnieć. Nie potrafił, choć bardzo tego chciał.
Jeszcze przez chwilę patrzył na rozpalane przez kilku chłopaków ognisko, po czym odwrócił na moment głowę i spojrzał na Labirynt. Mury w świetle zachodzącego słońca rzucały złowrogi cień na Strefę. Newt przez ten upiorny widok aż dostał gęsiej skórki.
Po kilku sekundach na swojej twarzy poczuł lodowaty podmuch wiatru. Wzdrygnął się, ponieważ zaczynał mieć wrażenie, jakby przerażający Labirynt natarczywie przypominał mu o swoim istnieniu. Tak, żeby nawet na chwilę nie zapomniał, gdzie został uwięziony. Aby nie poczuł się choćby na moment bezpieczny.
— Newt? — Słysząc denerwująco znajomy głos przyjaciela nawet się nie odwrócił. Wciąż wpatrywał się półprzytomnym wzrokiem w pochłonięte ciemnością wrota. — Newt? Stary... Wiem, że mnie słyszysz.
— Tak, słyszę — odparł niemal bezgłośnie, odstawiając słoik z niedopitym napojem na trawę. Po krótkiej chwili bezczynnego patrzenia w pustą przestrzeń Strefy, odwrócił głowę i wreszcie spojrzał na twarz Minho. Westchnął głośno. — Po co przyszedłeś?
— Nie chcę, żebyś siedział sam — powiedział od razu, kucając przed nim. Wciąż obserwował czujnie jego twarz. — Powiedz mi szczerze... Źle się czujesz?
— Minho, daj mi spokój. — Blondyn wywrócił oczami, nie patrząc na przyjaciela. — Idź się natkaj bimbru Gally'ego i zejdź mi z oczu. — Przymknął powieki. — Proszę... Odczep się.
Minho uniósł do góry ręce w geście kapitulacji. Zmarszczył brwi. Co się z tym chłopakiem, do purwy, działo?
— Nie poznaję cię — powiedział. Gdy Newt znów nic nie powiedział, kolejny raz tego dnia wywrócił oczami. Nie poddał się jednak. Chciał jakkolwiek dotrzeć do brązowookiego. — Może chcesz się wygadać, czy coś? — spytał niepewnie, kładąc dłoń na jego ramieniu. — Przecież widzę, że coś jest nie tak.
Blondyn westchnął głośno, mocniej opierając się plecami o korę drzewa. Z jednej strony nie lubił rozmawiać o swoich uczuciach, jednak z drugiej czuł się źle, mając świadomość, że jego życie nikogo tutaj nie obchodzi. Zagryzł mocno wargę.
— Świeżyna już wylazła? — Specjalnie pominął jego pytanie. Nawet gdyby potrzebował się wygadać, to nie chciał obarczać tym wszystkim przyjaciela. Po co miałby to robić? Wiedział, że Minho ma już wystarczająco dużo własnych problemów.
— Odpowiem na to pytanie, gdy ty odpowiesz na moje — odburknął. — Więc? Co jest grane? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałeś... Ktoś ci coś zrobił? Nie wiem, gorzej się czujesz?
— Odpuść.
— Nie mam zamiaru — powiedział zupełnie poważnie. — Newt, martwię się o ciebie. Ostatnio prawie w ogóle nie jesz, znikasz na całe godziny bez śladu... To zaczyna być naprawdę niepokojące.
— Uważaj, bo jeszcze pożrę twoją duszę — prychnął, biorąc do ręki swój słoik. Upił łyk napoju, a przy tym nawet na moment się nie skrzywił.
— Zapomniałem się zaśmiać. — Minho założył ręce na piersi i wywrócił oczami. — Wiesz, że możesz mi zaufać. Jeśli coś się stało, to chciałbym o tym wiedzieć.
— Ogay, stało się — wyznał w końcu blondyn, gdyż poczuł, że dalsza kłótnia nie ma sensu. Nie miał siły ani ochoty się nadal sprzeczać. — Ale nie chcę cię martwić. Masz już wystarczająco na głowie, a jedna dodatkowa sprawa nie zrobi ci wielkiej różnicy.
— Mów.
Blondyn westchnął głośno, stukając paznokciami w przybrudzone szkło.
— Jak ci powiem, to dasz mi spokój? — spytał, unosząc do góry jedną brew.
Minho zastanowił się przez chwilę.
— Tak — odparł, choć widział, że tak nie będzie.
Newt oparł mocno głowę o pień drzewa i zamknął oczy. Odetchnął głęboko.
— Nie wiem nawet, od czego zacząć — szepnął i zdecydował się na krótki moment spojrzeć na twarz Azjaty.
— Nie musisz powiedzieć tego ładnie i składnie. Możesz wyrzucić z siebie wszystko, co cię gryzie, a ja postaram się ci pomóc.
— Nie spałem kilka dni z rzędu i nie jadłem prawie nic w ciągu kilkunastu godzin... — zaczął niepewnie, spuszczając wzrok. — Nie potrafię nic przełknąć z powodu męczących mnie mdłości... Całe popołudnia zastępuję kilku biegaczy w Labiryncie i nie mam nawet jednego dnia odpoczynku. Codziennie biegam po tych ciasnych korytarzach i nawet teraz aż mdli mnie na samą myśl o nich. Do tego wszystkiego Alby cały czas czegoś ode mnie chce nie patrząc na to, że mam już za dużo pracy. Każe mi załatwiać spisy produktów i wykonywać wiele innych rzeczy, którymi równie dobrze mógłby zająć się sam. Właśnie przez to jestem cholernie osłabiony, marudny i wnerwiający. Poza tym... Wszystko mnie boli — wyrzucił w końcu z siebie i ukrył twarz w dłoniach, a po chwili poczuł pojedyncze łzy, które powoli spłynęły na jego policzki. — Minho... Ja już nie mam siły.
Nie wytrzymał. Zaczął szlochać, podkulając nogi pod siebie. Minho siedział naprzeciw niego, nie bardzo wiedząc, co może w tej sytuacji zrobić. Fakt. Czuł, że z blondynem w ostatnich dniach dzieje się coś niedobrego, ale nie miał pojęcia, że jest aż tak źle.
— Dlaczego nic nie mówiłeś? — zapytał, nie spuszczając wzroku z nastolatka. Kolejny raz położył dłoń na jego ramieniu.
— A czy to by coś dało? — wyszeptał, gdy udało się mu opanować płacz. — I tak nikogo nie obchodzę. Nikogo nie interesuje to, jak się czuję.
— To są bzdury. Wiesz, że we mnie masz oparcie. Zawsze staram się ci pomóc — odparł, gładząc jego ramię. — Wiem, że chłopcy trochę się tobą wyręczają, ale...
— Nie, Minho. Nie bójmy się tego słowa. Jestem przez innych WYKORZYSTYWANY — podkreślił i uniósł głowę, wpatrując się w niego swoimi dużymi, brązowymi oczami. — Odkąd zginął Nick, Alby... Zmienił się i to bardzo. Wcześniej nigdy by mnie tak nie potraktował.
Minho westchnął głośno i nie bardzo wiedząc, co zrobić, rozłożył ramiona.
— Chodź no tutaj.
— Zwariowałeś? Jeszcze sobie coś pomyślą...
— Nie interesuje mnie to. Chodź, bo cię przyduszę.
Na usta blondyna mimowolnie wpłynął lekki uśmiech. Otarł łzy z policzków i przysunął się bliżej. Jeszcze przez moment się wahał, jednak już po chwili przytulił się do przyjaciela i pociągnął nosem. Poczuł, jak chłopak obejmuje jego drobne ciało ramionami i przyciąga do siebie. Tego właśnie teraz potrzebował. Zamknął oczy i na krótki moment postarał się całkowicie wyłączyć myślenie.
— Newt... — Azjata odchrząknął, lekko go od siebie odklejając. — Wiesz, że nie możesz swojej złości i frustracji wylewać na innych? Przykładowo... Kilka dni temu nakrzyczałeś na Bena, że nie dokończył rysować mapy do końca, a dziś oberwało się nowemu... To znaczy nowej. Musisz zrozumieć, że w taki sposób nie będziesz czuł się lepiej.
— To jest silniejsze ode mnie — mruknął cicho w odpowiedzi, nie patrząc na niego. Gdy Minho pacnął go otwartą dłonią w czoło, przewrócił oczami. — Wiem, zachowuję się jak Krótas... — wymamrotał, wciskając nos w jego koszulkę.
— Tsa — mruknął, gładząc plecy blondyna. — Krótas, to mało powiedziane.
_________________________________________
Ugh, źle wyszło, mam rację?
Ps. Nie myślcie, że teraz nagle Newt zamieni się w aniołka. W tej książce na pewno nim nie będzie ;)
I... Kiedyś poprawię błędy. Obiecuję!
Jesteś tutaj? Zaobserwuj mój profil, żeby być na bieżąco! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top