01 | brązowe oczy

Newt wciąż stał w miejscu, nie potrafiąc ruszyć się choćby na krok. W dalszym ciągu wytrzeszczał oczy, wlepiając swój wzrok we wnętrze pudła. Przełknął ślinę, ponieważ chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak głos jak na złość ugrzązł mu w gardle. Nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Zawsze tak było, gdy czymś dosyć mocno zaskoczony, bądź wystraszony. Za każdym razem reagował dokładnie tak samo. W takich momentach czuł, jakby świat wokół niego przestał istnieć. Jakby spadł w otchłań, z której nie mógł się za nic wydostać.

— Newt, co tam jest? Purwa, przesuńcie się, krótasy! — Minho usilnie starał się przecisnąć na sam przód grupy, jednak niezbyt dobrze mu to wychodziło. — Z drogi, majtasy!

Blondyn nie odpowiedział na jego pytanie, przez co brunet mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Gdy Azjata przedarł się w końcu przez tłum zauważył, że Newt wygląda, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. Zmarszczył brwi, a po chwili uniósł je pytająco.

— Newt, słyszysz mnie w ogóle? Czy ja mówię po chińsku, czy jak? — Trącił go łokciem w ramię. Przyjaciel czując to, potrząsnął głową i w końcu spojrzał w jego stronę. Uniósł brew.

— Czego, szczylu? — spytał półprzytomnie. Tak naprawdę wcale nie zwrócił uwagi na to, co przed chwilą mówił jego przyjaciel.

— Na co tak patrzysz...? Chłopa nigdy na oczy nie widziałeś, czy... O purwa — urwał, spoglądając w dół. Pokręcił głową, dostrzegając drobną, przestraszoną nastolatkę, która siedziała na brudnym żelastwie. — To są jakieś żarty, prawda? To mi się śni, czy jak? Może mnie uszczypniesz?

Newt pacnął go mocno w tył głowy.

— Nie chcesz, żebym cię uszczypnął — mruknął do swojego kolegi i mocno chwycił linę, spuszczając się na niej na sam dół. Wylądował butami na brudnym żelastwie i uważnie przyjrzał się przestraszonej dziewczynie. Jej długie, brązowe włosy skutecznie zasłaniały jej bladą twarz. Usta były zaciśnięte w wąską kreskę, a oczy miały wielkość dwóch, dorodnych cytryn. Ten widok rozczulił go na krótki moment, jednak już po chwili potrząsnął głową. Nie mógł okazywać żadnych uczuć. Nie teraz i nie tutaj.

— Wstań — rzucił sucho, wyciągając w jej stronę dłoń. Gdy ta nie zareagowała, przewrócił oczami. — Weź, laska, nie mam na ciebie czasu.

Nastolatka słysząc to, uniosła na niego wzrok i spojrzała na niego krytycznie.

— Kim jesteś? — spytała dość łagodnym głosem, co mocno zdziwiło blondyna. Myślał, że nastolatka obrzuci go za jego słowa przekleństwami lub czymś podobnym. — Dlaczego... Dlaczego ja nic nie pamiętam?

— Normalka. — Wzruszył ramionami. Skupił na niej swój wzrok. — Dasz mi tę rękę i wyjdziesz stąd, czy będziesz tutaj siedziała do usranej śmierci?

Dziewczyna wstała, kręcąc z politowaniem głową.

— Poradzę sobie — fuknęła, odpychając jego dłoń. — Daj mi po prostu spokój.

— Ogay — prychnął i bez zbędnego ociągania się chwycił mocno linę. Wdrapał się z powrotem na górę. — To właź.

Nagle Newt poczuł ostry ból z tyłu głowy. Syknął cicho z bólu i odwrócił się, dostrzegając Minho, który stał za nim z założonymi rękami.

— Newt, co cię ugryzło? — Uniósł brew i spojrzał na niego krytycznie. — Ona jest nowa. Wiem, że jesteś w purwę zaskoczony, ale musisz być dla niej milszy.

Blondyn wywrócił oczami i niechętnie podał dłoń stojącej w pudle dziewczynie. Nastolatka ujęła jego dłoń bardzo ostrożnie, gdyż czuła, że nowo poznany nie ma ochoty na jej towarzystwo, a on z lekkim ociąganiem pomógł jej wydostać się z pudła i stanąć na zielonej trawie.

Rozejrzała się wokół i aż otworzyła usta. Naprawdę w tym momencie chciała o coś spytać. Kogokolwiek. Kim ona jest? Kim oni są i jak się nazywają? Gdzie aktualnie się znajdują i kto ich tutaj sprowadził?

Po krótkim namyśle odwróciła się z tym zamiarem w stronę blondyna, jednak widząc jego groźną minę, szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Przełknęła ślinę i czym prędzej odwróciła wzrok. Zaczynała czuć się dosyć mocno nieswojo. Nie dość, że nie miała pojęcia, kim jest, to jeszcze te dziwne zachowanie nieznajomego.

Newt jeszcze przez chwilę na nią patrzył, po czym chciał odwrócić się i pomóc chłopakom przy rozładunku.

— Newt, stary, wyluzuj. — Minho widząc to chwycił go za ramię, nie pozwalając mu się odwrócić. — Ona już się ciebie boi. Widać to w jej oczach. Niepotrzebnie się tak zachowujesz.

— Niech się boi. — Wzruszył ramionami z obojętnym wyrazem twarzy. — Nie powiem, gdzie tak naprawdę ją mam. Niech wie, kogo się bać.

— Newt. — Azjata spojrzał na niego groźnie. — Zachowujesz się jak totalny kretyn. Masz wprowadzić nowego... To znaczy nową do Strefy. I nie ma żadnego ale. Alby nie będzie zadowolony, że nie wykonałeś obowiązków.

Chłopak przewrócił oczami. Nie miał ochoty kolejny raz zostać zamknięty na kilka dni w ciapie, więc niestety nie miał wyboru. Musiał teraz zająć się dziewczyną. Czy tego chciał, czy nie.

— Ogay, zrobię to. Chodź, Świeżyno. — Skinął głową w stronę stojącej nastolatki.

— Do mnie mówisz? — spytała, spoglądając w jego brązowe oczy.

Newt mruknął coś pod nosem i wywrócił oczami.

— Tak, do ciebie. Rusz się. — Nie czekając na nią, odwrócił się i ruszył przed siebie. Brunetka westchnęła i posłusznie poszła za nim. Cały czas jednak patrzyła w ziemię. Czuła, że jej "wycieczka" po tym dziwnym miejscu nie zapowiada się ciekawie.

***

— Zrozumiałaś wszystko? — Newt odwrócił się do niej twarzą i założył ręce na piersi. — Czy mam coś powtórzyć? Jeśli tak, to gadaj teraz, bo chciałbym wrócić do swojej roboty.

— W sumie... To mam jedno, bardzo ważne pytanie — zaczęła cicho, zerkając na niego kątem oka. — Jeśli mogę oczywiście o to zapytać...

Wywrócił oczami i prychnął kpiąco.

— Dowiesz się, czy na nie odpowiem dopiero wtedy, gdy je zadasz — odparł, unosząc do góry brwi. — Więc? Co chodzi po twojej ciasnej główce?

— Możesz przestać się tak do mnie zwracać? — Nie wytrzymała. Była już dosyć długo cierpliwa.

— Jak?

— Tak lekceważąco... Przecież nic ci nie zrobiłam.

— Wystarczy, że oddychasz — mruknął sam do siebie. — Dobrze, postaram się wymyślić bardziej pieszczotliwe przezwiska. A teraz zadaj wreszcie to pytanie, bo naprawdę chciałabym wrócić do pracy. — Mówiąc to odwrócił się do niej plecami, mamrocząc coś pod nosem.

Nastolatka westchnęła i spojrzała na wielkie, kamienne wrota po drugiej stronie polany.

— Co jest za tymi murami? — spytała w końcu, a Newt słysząc to, gwałtownie odwrócił się do niej twarzą i wreszcie skupił swój wzrok na jej oczach. Zrobił to tylko dlatego, ponieważ naprawdę nie lubił, gdy ktoś zadawał mu akurat to pytanie.

— Nic, co mogłoby cię interesować — rzucił wymijająco. Nie chciał o tym rozmawiać. Wspomnienia związane z tym miejscem były zbyt bolesne.

— Ale ja...

Tym razem on nie wytrzymał. Podszedł do niej szybkim krokiem i mocno zacisnął palce na jej ramionach. Spojrzał jej głęboko w oczy, a brunetka przełknęła ze strachu ślinę. Teraz bała się go dużo bardziej, niż wcześniej. Zdążyła już zauważyć, że chłopak nie pała do niej sympatią, ale nie sądziła, że od razu posunie się do takich rzeczy.

— Zapamiętaj jedno, Świeżyno. Na mnie nie licz — wysyczał. — W tym cholernym miejscu nie ma litości. Dla nikogo.

_____________________________

Ugh, wiem, że jest beznadziejnie! Wiem, naprawdę! Ale starałam się, okay? Nie moja wina, że pierwsza część WL niezbyt mi siedzi...

Mimo wszystko, czekam na opinie. Zarówno na te złe i te dobre.

Przeczytałeś/aś? Zostaw "❤" w komentarzu!

Do następnego rozdziału, kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top