[ VII ] ❝ flowers ❞

Dzisiaj mamy dłuższy rozdział także bardzo się z tego powodu cieszę! Jeszcze na początek wrzucam wam linka do mojej playlisty, która została stworzona specjalnie dla tego ff:

https://open.spotify.com/playlist/4krnfrYw7gfJtrFP8VEhYR?si=9c4e9bfec5ef43c7

Miłego czytania!

~^~

Blondyn wstał pomału z łóżka. Pierwszą niespodzianką w tym dniu był brak kaszlu o poranku. Bakugou czekał jeszcze chwilę siedząc i spokojnie oddychając na łóżku, czy aby na pewno ten, nie zjawi się niespodziewane, lecz po dziesięciu minutach od zadzwonienia budzika, gdy wciąż się nie pokazał uznał, że to po prostu jego szczęśliwy dzień. Zebrał się w wyjątkowo dobrym humorze na zajęcia do szkoły.

— Bakugou! — Czerwonooki odwrócił się słysząc krzyk kolegi z klasy. Uniósł brew widząc radosną twarz drugiego blondyna.

— Czego? — mruknął wznawiając swój ruch. Denki dorównał tempa przyjacielowi, a następnie próbował złapać oddech, który był znacząco nierówny, przez niedawny bieg. — Po co za mną biegłeś, idioto? Jeśli coś chcesz mi powiedzieć, to mogłeś to po prostu zrobić w klasie.

— Wiem, ale chcę z tobą pogadać o kilku rzeczach, a normalnie zawsze przychodzę prawię spóźniony na lekcję, więc wolałem cię złapać już teraz — odpowiedział Kaminari, gdy jego ciało, w końcu mu na to pozwoliło. Katsuki przewrócił oczami, nie mówiąc nic, tym samym dając złotookiemu możliwość kontynuowania. — Chcesz wyjść dzisiaj-?

— Nie. — Wyższy natychmiast mu przerwał. Słyszał już w głowie głos młodszego mówiący "chcesz wyjść dzisiaj gdzieś z nami? No wiesz: ja, ty, Mina, Sero i Kirishima!". On tego nie chciał. Pomimo, że w głębi serca tęsknił za wypadami ze swoim składem, gdzieś w głupie lub głupsze miejsca, lecz nie przyznałby tego na głos. Poza tym, na pewno byłby tam Eijirō, a czerwonooki w końcu go unikał. Gdyby się zgodził, przyznałby że nie potrafi wytrzymać bez czerwonowłosego ani chwili, a przecież tak nie było. Bakugou Katsuki nie potrzebował nikogo wokół siebie!

Oczywiście, nie było to prawdą, lecz młody bohater był zbyt dumny aby to przyznać, nawet jeśli dokładnie wiedział, że jest zakochany w chłopaku urodzonym w październiku. Rozumiał fakt, że pustka w jego sercu pojawiła się ze względu na brak styczności z wyższym od siebie nastolatkiem, ale jego choroba nie pozwalała mu na spotkania z młodszym. Zresztą, dzisiejszy brak kaszlu dokładnie pokazywał, że jego sposób na przedłużenie sobie, choć odrobiny życia, działał doskonale. Miał zamiar wciąż ignorować czerwonowłosego chłopaka, nawet jeśli dobrze wiedział że rani tym siebie i może też częściowo jego. Wierzył też, że dzięki temu, gdy już odejdzie z tego świata, Kirishima będzie znacznie mniej cierpiał. W końcu cierpienie tego radosnego chłopaka, było najgorszym co mogło spotkać ten świat.

— Czemu? — Kaminari jęknał niezadowolony. — Ostatnio nigdzie z nami nie wychodzisz. Zamykasz się w pokoju i masz nas gdzieś.

— Zawsze tak było.

— Nie — stwierdził stanowczo niższy. — Nie aż tak. Bakubro, błagam cię-.

— Kurwa odpierdolcie się wszyscy! — krzyknął siedemnastolatek patrząc morderczo na kolegę. — Najpierw napastuje mnie ten cholerny Deku, a teraz ty. Dajcie mi święty spokój. Moje życie, moja sprawa, ja pierdole. — Przewrócił oczami i przyspieszył kroku zostawiając zrezygnowanego złotookiego za sobą.

Denki nie ukrywał zaskoczenia spowodowanego przez zachowanie Katsukiego. Był pewny, że stało się naprawdę coś poważnego, skoro nawet nie wysłuchał go do końca. W końcu Bakugou zawsze zgadzał się na wspólne wyjścia, przez to iż był świadom że będzie na nim również czerwonowłosy. Byli najlepszymi przyjaciółmi i blondyn nigdy nie odmawiał spotkania z rekinim chłopcem. Przetarł twarz ręką patrząc na plecy starszego. Nie na żarty martwił się o czerwonookiego nastolatka. W końcu ten, zawsze był osobą, która wolała żyć wśród swoich problemów samotnie, a z daleka było widać, że cokolwiek się teraz działo, przerastało siedemnastoletniego bohatera.

Następnie dzień minął jak zawsze. Blondyn spędził go nie odzywając się do nikogo, nie licząc odpowiedzi na zadane przez nauczycieli, na lekcji pytań. Zrobił się nieco głośniejszy dopiero na zajęciach treningowych, gdzie walczyli w czwórkach. Jedna osoba grała ofiarę, a druga bohatera. Ten drugi miał bronić pierwszego, który miał kompletny zakaz używania mocy, przed dwójką pozostałych, którzy mieli rolę złoczyńcy. Bohaterzy wygrywali wtedy gdy uciekli wraz z ofiarą w "bezpieczne miejsce" oznaczone taśmą. Za każdym razem znajdowało się ono w innym miejscu, a gdzie ono było nie wiedział nikt nie licząc Aizawy, który wcześniej wybrał dane miejsca. Katsuki i Deku, będący złoczyńcami pokonali Denkiego i Kirishime. Niestety, Bakugou miał większą styczność z Kirishimą, jako ten, który – wraz z uzgodnieniem z Izuku – miał zająć się bohaterem. To pogorszyło jego – jak do teraz – naprawdę dobry stan i niedługo po odbytym treningu dostał napadu kaszlu. Zmartwiło to mocno wszystkich, lecz on sprawił ich tylko szorstkim "odpierdolcie się" i ruszył jak najszybciej do szatni w celu wyplucia wszystkich kwiatów do toalety. Czarnowłosy nauczyciel chciał zatrzymać blondyna, lecz szybko wycofał się z tego pomysłu, widząc jak ten ledwo powstrzymuję się od zwymiotowania i postanowił porozmawiać z nim później.

Czerwonooki nie wiedział jak długo siedział w toalecie, jednak trwało to na tyle długo, że gdy już całkowicie się uspokoił, głosy w szatni ucichły, co zapewne znaczyło, że wszyscy wrócili do akademika. Wyszedł z kabiny, a następnie ściągnął strój treningowy,a by przebrać się z powrotem w mundurek.

— K-Kacchan... — Nagle usłyszał przerażony głos za plecami. Wzdrygnął się lekko nie spodziewając się, że Midoriya może znajdować się tuż za nim. — M-masz kwiat wyrastający ze skó-skóry na plecach.

Izuku był tak roztrzęsiony, że zaczął się jąkać, natomiast Bakugou zamarł. Kwiat? Odwrócił się prędko plecami do lustra aby zobaczyć czy zielonowłosy mówi prawdę, a to co tam zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Na jego plecach, tuż nad prawą łopatką, znajdował się świeżo rozwinięty czerwony kwiat fiołka, a pod lewą łopatką mały pączek, tego samego koloru. Przerażone oczy wpatrywały się w ten obrazek kilka minut. Chłopcy nie powiedzieli ani słowa. Nie wiedzieli co powiedzieć. Owszem, Katsuki ostatnimi czasy czuł lekki ból w tych okolicach,a  skóra w tamtych miejscach była lekko zielonkawa, ale nie przypuszczał, że pojawi się tam coś takiego. Odwrócił się przodem do wielkiej szafy z lustrem i przejechał opuszkami palców po zielonych miejscach na obojczyku i mostku. Teraz już wiedział co zwiastują, a blondyn się tego bał kurewsko mocno.

— Ty i Kirishima-kun musicie porozmawiać —stwierdził młodszy, lecz drugi wyśmiał go tylko.

— Niby o czym?

— O twojej chorobie! — Czerwonooki prychnął.

— I co? Mam powiedzieć "hej, Kirishima. Jestem chory na hanahaki ponieważ cię kocham. Sorry, ze tak wyszło, ale prawdopodobnie za niedługo umrę"?!

— Kacchcan, uspokój się. — Niższy starał się aby jego głos brzmiał opanowanie. — Nie możesz wiecznie go olewać i nie chcieć z nim porozmawiać. Nie zachowuj się jak dziecko, błagam cię. Jeśli jednak nie chcesz porozmawiać z nim na ten temat, to podejmij się chociaż operacji.

— Pojebało cię, jeśli myślisz, że chce zapomnieć o nim — prychnął. — Moje życie zakończy się tak, jak tego chcę. Najwidoczniej nie jest nam pisane bycie razem. Jakbym przeżył to i tak nic by z tego nie było. Umrę, przynajmniej pamiętając o nim.

— Ale-.

— Deku kurwa mać! Wypierdalaj stąd i nie wkurwiaj mnie! Mam cię dość. Moje życie, moja sprawa, więc po prostu się w nie nie wpierdalaj!

Izuku poczuł niebezpieczną aurę wokół przyjaciela, dlatego bez słowa wycofał się z przebieralni. Blondyn westchnął cicho, a już po chwili w jego oczach pojawiły się łzy. Opadł na ławkę i schował twarz w dłoniach. Nie powstrzymywał słonej cieczy wylewającej się z jego oczu. Po prostu czuł, że już dłużej nie potrafi.

Umierał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top