60.Zabawa

Wychodząc z kina Luke i Ewa trzymali się za ręce i nie zwracali na nas uwagi. Dzisiejszy dzień jest przeklęty. Luke i Ewa są sobą zajęci, a na dodatek Remigiusz, pan wielki i boski mówi, że mu się podobam i mnie całuje na oczach Martyny jak i innych ludzi.
Uszczypnijcie mnie proszę :)

-Co tam?

-Co tam? Remek serio?- zmarszczyłam brwi. Przez tego chłopaka zmarszczki pojawią mi się już za dziesięć lat

-Tak - uśmiechnął się

-Zajebiście - przewróciłam oczami

-Nie przewracaj oczami

-Dlaczego?

-Bo tego nie lubię -przewrócił oczami

-Ha ha ha

-Sarkazm?

-Owszem

-No i super, nadal chcesz zagrać w The Forest?

-A czemu nie?

-Tak tylko pytam - uśmiechnął się chowając ręce do kieszeni spodni

-Jesteś dziwny Wierzgoń

-O widzę nasza zabawa w nazwiska powróciła

-Nie zmieniaj tematu

-Nie zmieniam, tylko trochę zbaczam z drogi

-Ha ha ha

-Zadałaś już pytanie, potem będzie moja kolej Blake

-Dobra, ale w końcu odpowiedz -zatrzymałam się na środku chodnika patrząc na Remka

-Dobra -zatrzymał się przedemną
-Od czasu kiedy uświadomiłem sobie kim jesteś przypomniałem sobie nasze słodkie dzieciństwo. Ty może i nic nie pamiętasz ale ja tak. Wtedy już coś się działo. Za każdym razem jak szaleliśmy na podwórku moje małe serduszko biło szybciej- zatrzymał się na chwilę
-Wczoraj kiedy cię zobaczyłem to uczucie powróciło. Kiedy jestem blisko ciebie moje serce chce wyskoczyć -opuścił głowę

-Wiesz, ja tak mam od kiedy założyłeś kanał -zachichotałam
-Kto wie? Może i jak byliśmy mali?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top