First Arrangement
Siedziałam na łóżku, a w dłoniach trzymałam książkę na której starałam się skupić, co szło mi beznadziejnie. Była niedziela, a to oznaczało tylko jedno. Za niecałą godzinę Luke miał pojawić się w moim domu, co było stresujące same w sobie. Wiedziałam, że moi rodzice, a zwłaszcza matka przyjaźnie do niego nastwieni nie będą, nawet na to nie liczyłam. Do tego wydaje mi się, że w jakiś dziwny sposób zaczyna mi na nim zależeć. Na samą myśl o spotkaniu z nim denerwuję się bardziej niż wcześniej, przyprawia mnie o szybsze bicie serca i do tego nie mogę pozbyć się z myśli wspomnienia z piątkowego wieczoru, kiedy opuściliśmy mieszkanie chłopaka, który postanowił odprowadzić mnie do taksówki.
~~
Pożegnałam się z chłopakami i ich znajomą. Tak, na szczęście nie byłam jedyną dziewczyną tam, a brunetka wydawała się być miła. Przeszliśmy na korytarz, gdzie założyliśmy buty. Ukucnął przede mną, odwracając się do mnie plecami, a ja spojrzałam na niego rozbawiona.
- Luke, co ty robisz?- zachichotałam.
- Wskakuj.- mruknął.
- Co?
- No dawaj.- ponaglił mnie machnięciem ręki. Niepewnie pochyliłam się chwytając się dłońmi jego ramion, a kolana umieściłam po bokach jego pleców. Złapał mnie pod nimi i wstał nagle, przez co pisnęłam. Opuściliśmy mieszkanie, a on zaczął schodzić po schodach od czasu do czasu udając, że tracił równowagę, przez co na niego krzyczałam, a ten tylko się śmiał. Opuściliśmy kamienicę, a ja rozejrzałam się.
- Wow, to tak widzisz świat.- zaśmiał się na moje słowa.
- Trochę inna perspektywa, co?- zapytał.
- Trochę? Jakieś plus czterdzieści centymetrów.- mruknęłam.- Więc tak to jest patrzeć na wszystko i wszystkich z góry.- przykucnął i puścił mnie, a ja niechętnie stanęłam o własnych nogach. Odwrócił się w moją stronę, ale nie wstawał. Oparł łokieć o kolano, a na dłoni brodę, zadzierając ją lekko do góry aby na mnie spojrzeć.
- Jak to jest patrzeć na mnie z góry?- jego błękitne tęczówki, błyszczące za sprawką latarni i alkoholu skanowały mnie uważnie, a prawy kącik jego ust był uniesiony do góry.
- Dziwnie.- prychnął z rozbawieniem przymykając na chwilę oczy.- Jak to jest patrzeć na mnie z dołu?- wzruszył ramionami.
- Wciąż jesteś urocza.- wyprostował się.- Uroczo mała.
- Musisz mi to wypominać? To ty za bardzo urosłeś.- odwróciłam od niego wzrok, na co zaśmiał się z niedowierzaniem.
- Było pić więcej mleka.- prychnęłam.
- A w Ciebie to wlewali je litrami?- założyłam dłonie pod biustem i spojrzałam na niego. Był rozbawiony i to bardzo, ale w jego oczach znajdował się jeszcze dziwny błysk, którego nie mogłam określić, albo raczej nie potrafiłam. Nikt wcześniej tak na mnie nie patrzył. Jego lewa dłoń znalazła się pod moją brodą, zmuszając mnie tym do uniesienia mojego podbródka. Przejechał kciukiem po moim policzku. W tej chwili nie czułam się zbyt pewnie.- Luke?
- Ciii.- zniżył się i musnął moje usta, by po chwili przejechać po nich językiem. Znów je złączył tym razem lekko ssąc moja dolną wargę i przysięgam w tej chwili czułam stado rozszalałych motyli w brzuchu i dziwny skręt w żołądku, a gdyby jeszcze było mało przez całe moje ciało przeszły dreszcze, takie przyjemne. Zacisnęłam dłonie na jego bluzie i stanęłam na palcach, chcąc mocniej naprzeć na jego usta, ale ten się odsunął. Niemal czułam jak się czerwienię, a kiedy spojrzałam na niego dostrzegając cwany uśmieszek na jego ustach, poczułam się jeszcze bardziej zawstydzona.- Ponoć twoja odpowiedź brzmi nie.
- Bo tak jest.- powiedziałam cicho unikając jego wzroku. Chciałam się od niego odsunąć, ale był szybszy i nie pozwolił mi na to obejmując mnie ramionami. Poczułam jak jego dłonie powoli zsuwają się w dół, by po chwili znaleźć się w tylnych kieszeniach moich spodni. Przełknęłam niepewnie ślinę patrząc na niego zmieszana. Pisnęłam, kiedy je lekko zacisnął, co wywołało jego cichy chichot.-Luke?
- Tak, tiny princess?
- Um...- uniósł jedną brew ku górze, jakby chciał ponaglić moją wypowiedź, chociaż doskonale wiedział o co mi chodzi. Odepchnęłam go od siebie wyrywając się z jego ramion i stanęłam w prowizorycznie bezpiecznej odległości.
- Znów ze mną pogrywasz.
- O co Ci chodzi?- złapał mnie za nadgarstki znów do siebie przyciągając.
- Um... jesteś pierwszym chłopakiem, który jest tak blisko mnie... to trochę przytłaczające.- powiedziałam cicho, bardzo cicho. Nawet nie byłam pewna czy to usłyszał.
- Nie trudno się domyśleć, że jestem pierwszy, skoro nawet pocałowałem Cię jako pierwszy. Nie przeszkadza mi to.
- Tobie nie, ale... ja nawet nie wiem jak powinnam się zachować.
- Za dużo o tym myślisz, wiesz?- spojrzałam na niego niepewnie.- Po prostu to poczuj.
- Ale c..?- znów złączył nasze usta. Muskał moje powoli, wręcz leniwie. Oblizał moją dolną wargę, a ja otworzyłam trochę szerzej usta, by po chwili poczuć jego język przy moim. Zaczęłam trochę śmielej oddawać pocałunki. Uniósł mnie, a ja oplotłam go nogami wokół pasa, a ramionami objęłam szyję wplątując dłonie w jego włosy. Tak było zdecydowanie wygodniej, kiedy nie musiałam mocno zadzierać głowy, a on nie musiał się pochylać. Moje serce biło niesamowicie szybko, a oddech się spłycił. Usłyszeliśmy gwizd. Odsunęłam się zaskoczona od blondyna i spojrzałam na niego. Miał zadartą głowę do góry, a ja powiodłam za nim wzrokiem. W jednym z okien dostrzegłam bruneta.
- Spierdalaj Hood!- tamten tylko się zaśmiał i zniknął w mieszkaniu.- Jak zwykle nie w porę.- westchnął. Spojrzałam na niego niezrozumiale.- Ma tendencję do przerywania w najmniej odpowiednim momencie.
- Oh..- więc to nie pierwszy raz. Odstawił mnie na ziemię.
- Twoja taksówka.- odwróciłam głowę w bok dostrzegając samochód zatrzymujący się w niewielkiej odległości od nas. Musnął moje usta po raz ostatni.- Leć do domu tiny princess...
~~
Na samo wspomnienie jego pocałunków mam motylki w brzuchu. Wypuściłam wargę z zębów. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam ją przygryzać. Podniosłam wzrok na zegarek. Cholera, zostało mi niecałe pół godziny. Poderwałam się z łóżka, rzucając książkę na bok, z zamiarem skierowania się do szafy, ale jak na złość mój telefon dał o sobie znać. Sięgnęłam po niego i odebrałam nawet nie sprawdzając, kto dzwonił.
- Tak?
- Hej tiny princess.
- Luke? Coś się stało?
- Nie, nic. Stwierdziłem, że uprzedzenie Cię, że będę dziesięć minut przed czasem to dobry pomysł.- zamarłam. Jak ja wyglądam?! Jestem w piżamie...- No i mam pytanie. Chcesz się później ze mną urwać z domu?
- Okay, oby nie na długo bo moi rodzice się wkurzą.- usłyszałam jak się śmieje.- Muszę kończyć.- rozłączyłam się i od razu podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej szybko krótkie spodenki w kolorze khaki z wysokim stanem do tego białą koszulkę z rękawem ¾ z lekkim wycięciem na plecach. Podeszłam do komody i zabrałam z niej świeży komplet bielizny w beżowym kolorze i beżowe zakolanówki. Pobiegłam szybko do łazienki przebrać się, a kiedy to zrobiłam zabrałam się za czesanie. Rozczesałam włosy i związałam górną ich część. Sięgnęłam do kosmetyczki i wyjęłam z niej eyeliner.
Zabrałam z pokoju plecak ze swoimi rzeczami, aby później nie musieć po niego iść i zeszłam na dół. Zostawiłam go na korytarzu i przeszłam dalej. Ojciec siedział na kanapie z gazetą, nie przejmując się niczym, więc ruszyłam do kuchni.
- Rozłóż talerze.- usłyszałam głos matki, gdy ledwie przekroczyłam próg pomieszczenia. Przytaknęłam jedynie i zabrałam naczynia wracając do jadalni połączonej z salonem. Kilka minut później skończyłam wszystko ustawiać. Przyjrzałam się stołowi, chyba było w porządku.
- Jak się nazywa ten twój znajomy?- zapytał ojciec. Odwróciłam się w jego stronę.
- Luke.- odpowiedziałam i w tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, przez co aż podskoczyłam. Moje serce zaczęło bić niewyobrażalnie szybko i nie wiem czy to przez niego czy z nerwów. Chyba i jedno i drugie.
- Nawet przed czasem.- skomentował. Przeszłam szybko do drzwi i otworzyłam je.
- Hej tiny princess.- uśmiechnął się szeroko. Przynajmniej on ma dobry humor, ja mam bardzo złe przeczucia co do tego. Przyjrzałam się mu czarne spodnie i tego samego koloru koszulka oraz trampki. Po raz pierwszy też widziałam go z zarostem. Otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając go do środka, a on zlustrował mnie wzrokiem.- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.- powiedziałam cicho, przez co się zaśmiał.
- Czy to rumieńce?- czułam jak moje policzki nabierają więcej koloru.
- Przestań.- tłumił śmiech.- Chodź. Nie musisz zdejmować butów.- dodałam widząc, że chciał to zrobić i przeszliśmy do salonu. Ojciec wstał z kanapy odwracając się w naszą stronę od razu lustrując chłopaka wzrokiem. Nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy. Jest nadzieja.
- Dzień dobry.- przywitał się.
- Dzień dobry. Anthony Williams, ojciec Lea'i.- wyciągnął w jego kierunku dłoń.
- Luke Hemmings.- uścisnął ją.
- Usiądźmy, mojej żonie jeszcze chwilę zejdzie w kuchni.- zajął swoje wcześniejsze miejsca, a ja usiadłam obok niego na sofie. Blondyn za to zajął fotel.- Napijesz się ze mną? Mam świetną whisky.- nie wiem czy tylko odnoszę takie wrażenie, ale może mój ojciec chce się jakoś z nim dogadać? Byłoby miło mieć go po swojej stronie, na matkę nawet nie liczę.
- Może innym razem, dziś jestem samochodem.
- Oh jasne, rozumiem.
- Siadajcie.- usłyszałam głos matki, która akurat wyszła z kuchni niosąc ze sobą lasagne, którą po postawiła po środku.- Czego się napijesz?- zapytała.
- Wody, dziękuję.- odwróciła się tylko wracając na chwilę do kuchni. Jej okropne nastawienie jest wyczuwane na kilometr. Chwilę później siedziałam już obok Luke'a przy stole, ojciec usiadł naprzeciwko niego, a matka zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Przyjrzała mu się.
- Ten kolczyk jest konieczny?- Boże... naprawdę? Już zaczynasz, ledwo wzięłam kęs.
- Zrobiłem go już dawno, nie przeszkadza mi proszę pani.- dał nacisk na ostatnie słowa. Będzie ciekawie, albo nie... to będzie katastrofa.
- Długo się znacie?- zapytała patrząc na mnie, a później na niego. Czyli sprawdza wiarygodność moich słów. Świetnie, mam nadzieję, że Luke pamięta moją wersję i nie palnie czegoś co mnie pogrąży.
- Jakiś czas.
- Jak się poznaliście?- przesłuchania ciąg dalszy.
- W kawiarni, tak jakby na nią wpadłem. Jest mała.- wzruszył ramionami.
- W porównaniu z tobą na pewno.- zaśmiał się mój ojciec. Chyba mam sojusznika. Kocham Cię tato.- Tak z ciekawości, ile masz wzrostu?
- Metr dziewięćdziesiąt trzy.
- Czym się zajmujesz? Masz jakąś pracę, a może studiujesz?- zapytała.
- Pracuje, studia nie są dla mnie. Obecnie dorabiam jako kurier, ale szukam innej pracy. No i gram w zespole.
- Muzyka to raczej nie sposób na życie, nie sądzisz?
- Nie narzekam.- przy stole zapanowała cisza, a ja się tylko modliłam o zero awantur, ale matka na pewno coś wymyśli, jestem tego pewna.
- Mówiłeś ile masz lat?- wtrąciła kilka minut później.
- Dwadzieścia jeden.- zadziwiająco odpowiadał na wszystko dość spokojnie, na razie. Chociaż chyba zaczynało go to trochę irytować. Doskonale go rozumiem. Przychodzić do kogoś na prowizorycznie poznawczy obiad, zostać zasypany pytaniami i przy okazji dostawać krytyczne odpowiedzi. Świetnie.
- Wiesz, że Lea ma siedemnaście lat?- zapytała.- Nie jest dla Ciebie za młoda?- spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Nie jesteśmy razem mamo.- wtrąciłam się zażenowana. Spojrzałam przepraszająco na chłopaka.
- I bardzo dobrze, nie w głowie Ci teraz powinni być chłopcy. Powinnaś się uczyć, a nie szlajać po nocach, jak ostatnio. Na za dużo zaczęłaś sobie pozwalać.
- Myśli pani, że jak poluzuje jej sznureczki to od razu wpadnie?- powiedział zirytowany. To się nie skończy dobrze.- Że popełni ten sam błąd co pani? Ile może mieć pani lat, nie więcej niż czterdzieści, więc rachunek jest prosty. Urodziła pani młodo. Jeśli uważa pani to za błąd to sama nim pani jest. Lea jest inteligentna i wie na co może sobie pozwolić, a na co nie. Jeśli będzie ją pani cały czas pilnować, w końcu zrobi coś czego sama będzie żałować...- to koniec, to mój oficjalny koniec.
- Jak śmiesz ty...
- Dziękuję za obiad. Sam trafię do wyjścia.- wstał z miejsca i nawet na mnie nie patrząc skierował się w stronę drzwi.- spojrzałam z niedowierzaniem na matkę od razu się podnosząc.
- A ty dokąd? Nigdzie nie idziesz.- oburzyła się. Usłyszałam trzask drzwi.
- Idę. Jak mogłaś go tak potraktować? Jesteś okropna! Znosiłam twoje wszelkie zakazy do tej pory, ale więcej nie zamierzam. Nienawidzę Cię!- pobiegłam za nim.
- Jeszcze tego pożałujesz!- założyłam szybko białe tenisówki, zabrałam plecak i wybiegłam z domu. Rozejrzałam się, dostrzegłam go blisko jego auta, którego światła rozbłysły na moment. Zbiegłam po schodkach i skierowałam się w jego stronę.
- Luke!- odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Czego?- zatrzymałam się zaskoczona kilka metrów od niego. Tak chłodnego tonu z jego strony jeszcze nie słyszałam. Czułam zbierające się łzy.
- Przepraszam za nią, była okropna i...
- Przestań, to bez sensu.- burknął. Otworzył drzwi od strony kierowcy.- Wracaj do domu mała, mamusia czeka.
- Luke proszę...- wsiadł do środka. Wzięłam głęboki wdech, jest chyba tylko jeden sposób aby go zatrzymać.- Zgadzam się.- spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Na co?
- To o czym wspomniałeś w kawiarni? I przy ostatnim naszym spotkaniu...- powiedziałam niepewnie.- Zgadzam się.- nikły uśmieszek pojawił się na jego ustach.- Ale na moich warunkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top