PROLOG
To nie dzieje się naprawdę.
Chciałabym wierzyć w swoje szczęście, które nareszcie kiedyś do mnie przyjdzie. Nie mogę całe życie mieć pod górkę. W końcu wyrwę się z tego okrutnego świata i zapomnę o tym co zniszczyło moją duszą.
Albo kto ją zniszczył.
- Wypierdalajcie stąd!
Czuję jak serce przyspiesza nagle swój rytm a w uszach pojawiają się dziwne szumy. Łapię dłońmi mocniej za swój plecak i podnoszę się z krzesła. Wiem co powinnam robić. Nie mogę zostać tu ani sekundy dłużej, bo zobaczę coś na co nie jestem przygotowana. Muszę wybiec stąd i kierować się do bezpiecznego miejsca, w którym ich nie będzie.
- No szybciej kurwy!
Głos Jasona sprawia, że nogi zaczynają mi drżeć. Próbuję przecisnąć się przez spanikowany tłum, ale nikt nie chce mnie przepuścić. Oni też się boją. Tak samo jak ja, chcą uciec.
Ostatnie trzy osoby opuszczają salę wykładową i już mam przekroczyć próg, gdy czuję jak coś mocno pociąga mnie do tyłu. Upadam na podłogę z cichym jękiem i rozglądam się dookoła w poszukiwaniu sprawcy mojego zatrzymania, ale nikogo nie znajduję. Oni są po drugiej stronie sali i nawet mnie nie widzą. Musiałam zahaczyć o coś plecakiem. Kulę się pod ławką i przysuwam kolana pod brodę. Owijam ramiona wokół nich, bo już nie mam szans na ucieczkę. Drzwi zostały zamknięte i jedyne co przychodzi mi do głowy, to schowanie się pod tą cholerną ławką.
- Mamy do pogadania gnido.
On jest najgorszy. Z całej czwórki, to właśnie Maxima powinnam bać się najbardziej.
- Panowie – odzywa się zestresowanym głosem wykładowca. – To nie jest miejsce na takie rozmowy i...
- Zamilcz – przerywa mu Jason. – Stul pysk i słuchaj uważnie.
- Gdzie nasza kasa, staruchu? – pyta Maxim groźnym tonem. – Dziwki nie są darmowe.
O boże.
Nie powinno mnie tu być. Nie mogę słuchać takiej rozmowy.
Zakrywam uszy dłońmi, gdy rozlega się nagle głośny huk. Ktoś uderzył w coś twardego i mam nadzieję, że na tym koniec. Może powiedzieli już wszystko co chcieli i zaraz wyjdą.
- Drugi raz nie przyjdziemy.
Zamykam oczy, gdy warknięcie Aarona rozlega się po pustej sali.
Coś upada, robiąc hałas, który mnie przeraża. Nadal nie otwieram oczu, bo nie chcę wiedzieć co się stało. Wolę udawać, że wcale nie siedzę pod ławką, słuchając rozmowy, która może okazać się początkiem mojego piekła.
Kroki zaczynają się zbliżać. Idą w moją stronę i jeśli się nie poruszę, to być może mnie nie zauważą. Przejdą obok i opuszczą salę tak szybko jak do niej weszli. Muszę wytrzymać te kilkanaście sekund i w końcu odetchnę. Otwieram nieznacznie powieki, zauważając czarne buty jednego z nich. Wymija mnie i podchodzi do drzwi, chwytając za klamkę.
Z moich ust wychodzi cichy pisk, gdy coś uderza w ławkę, pod którą siedzę. Przyciskam dłoń do twarzy, ale jest już za późno. Pierwsze co widzę to skórzana kurtka i tatuaż przedstawiający twarz Jokera na wierzchu dłoni.
A później niebieskie spojrzenie, którego boi się cała szkoła.
- Witaj malutka – odzywa się cicho, po czym chwyta boleśnie za moje ramię, wyciągając mnie spod ławki. – Mamy zabawkę!
Zaraz zemdleję.
Czuję jak w głowie zaczyna mi szumieć a ciało drży, jakbym została wystawiona nago na mróz. Otwieram szerzej oczy, spotykając spojrzenia Jasona i Maxima. Zbliżają się do mnie powolnym krokiem, przez który zapominam jak się oddycha.
Strach to jedyne co czuję. Nigdy nie chciałam ich spotkać. Słyszałam za wiele, by choć raz o nich pomyśleć. To o nich mówi cała szkoła i miasto. Chodzą po szkolnym korytarzu, nie przejmując się niczym i nikim. Robią co chcą, przerażając takie osoby jak ja.
- Ja przepraszam... Ja nie... - jąkam się, przełykając głośno ślinę. – Ja...
- Kurwa, jaka ty jesteś mała – wtrąca się z gorzkim śmiechem Maxim.
Próbuję wyrwać się z uścisku Aarona, ale on wtedy przesuwa się za moje plecy, unieruchamiając od tyłu. Przyciska moje ciało do swojego, wyginając mi ręce i kilka sekund później, czuję jego oddech na swojej szyi.
Przenoszę desperacko wzrok na wykładowcę, ale on właśnie posyła mi jedynie przepraszające spojrzenie. Wyciera dłonią krew lecącą z nosa i odsuwa się w kąt.
Odwracam się z powrotem w ich stronę i zastygam na widok Nathana. Odsuwa Jasona i Maxima na bok, podchodząc do mnie jako pierwszy. Unosi swoją wytatuowaną dłoń do mojej twarzy i chwyta mocno za podbródek, podnosząc go do góry. Odchylam natychmiast głowę do tyłu, uderzając w twardy tors Aarona.
- Elena – mówi cicho Nathan.
Pamięta moje imię.
Wciągam ze świstem powietrze, gdy jego dłoń przesuwa się niżej na moją szyję. Zaciska się na niej, sprawiając, że coraz trudniej mi oddychać. Wspinam się na palcach, co szybko okazuje się poważnym błędem. Patrzę z przerażeniem jak Nathan pochyla się do mojej twarzy a jego usta prawie stykają się z moim nosem.
- Znasz ją? – wtrąca się Aaron zza moich pleców.
Piszczę głośno, gdy jego dłoń ściska zdecydowanie za mocno moje gardło, po czym odrywa się nagle. Odchodzi od nas, zostawiając mnie nadal w ramionach Aarona. Obserwuję z niedowierzaniem jak odwraca się do nas plecami i rusza w stronę zamkniętych drzwi.
- Nie znam – odpowiada warknięciem.
Kładzie dłoń na klamkę i otwiera z rozmachem drzwi. Opuszcza salę, nie czekając na resztę.
- To co malutka? – szepcze do mojego ucha Aaron. – Zabawimy się?
Podnosi mnie nagle, niosąc w przeciwnym kierunku niż powinien. Zaczynam szarpać się w jego ramionach, ale wtedy ściska moje ciało tak boleśnie, że jutro z pewnością zobaczę siniaki.
- Puszczaj mnie! – krzyczę, czując jak łzy pojawiają się w moich oczach. – Zostawcie mnie!
Podchodzi do drzwi pomieszczenia gospodarczego w którym trzymamy archiwalne dokumenty. Wpycha mnie do środka a za nim zauważam Jasona i Maxima, którzy zamykają za nami drzwi. Wzrok mi się zamazuje, by po chwili stać się całkowicie czarny. Ostatnie co widzę to szyderczy uśmiech Maxima.
Trafiłam do piekła. Stąd nie ma wyjścia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top