Rozdział 7

- HALO! GDZIE JESTEŚ?! - Krzyknął Eric, po wejściu do budynku. Naprawdę, powinien być trochę ciszej i nie drzeć ryja. Budynek z zewnątrz sprawiał dobre wrażenie, ale to co zobaczyłam po wejściu przeszło moje wszelkie oczekiwania. Nie sądziłam, że upadły anioł może mieszkać w tak luksusowej rezydencji... (a teraz z racji tego, że nie chce mi się opisywać, macie zdjęcie (wiem jestem strasznie leniwa))

- HEJ! JESTEŚMY JUŻ! - Przysięgam, że jeśli zaraz nie zamknie mordy, będzie ją zbierał z podłogi!

- Już idę! - Usłyszałam kroki, więc spojrzałam w tamtą stronę. To co zobaczyłam, lekko mnie zdziwiło. Zawsze myślałam, że upadli mają czarne włosy, a w moją stronę szedł czerwonooki blondyn. Miał na sobie dżinsową kurtkę (trochę dziwne, nosić kurtkę w domu, ale w to, to ja nie wnikam) a pod nią białą koszulkę. Na szyi miał zawieszony łańcuszek z dwoma piórkami: jednym czarnym, drugim złotym. (zdjęcia zamieszczone na dole)

- Cześć, ty musisz być Alice. Jestem Felix, miło poznać. - Z uśmiechem wyciągnął rękę w moją stronę, więc ją uścisnęłam. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ale nie czułam żadnego zagrożenia, więc nie martwiłam się o to. Co ma być to będzie. - Więc? O co ci chodziło Eric?

- Mamy problem...

- Tyle to ja wiem, ale dlaczego tak szybko? Nie chciałeś jej przypadkiem trzymać z dala od niebezpieczeństwa?

- Chciałem, zgadza się, ale znaleźli ją i chcieli porwać. Musiałem ją tu przyprowadzić już teraz, żeby poznała wszystkich...

- Zaraz, zaraz... JAKICH WSZYSTKICH?! - Czemu ja jak zwykle nic nie wiem?! W sumie to nie powinno mnie to dziwić...

- No, widzisz... Tak jakby jest nas trochę więcej, a to jest nasza główna baza, w której się spotykamy od czasu do czasu, by omówić jakieś ważne sprawy.

- Aha. Fajnie, że o tym wiedziałam...

- Gdybyś wiedziała, to byś nie przyjechała, prawda? - Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, a ten tylko się głupio uśmiechnął.

- Haha! Pasujecie do siebie! - A temu co do łba strzeliło? Po czym wnioskuje?!

- Niby w którym miejscu?! Ja mam go już dość!

- Haha! Eric, zobaczysz, jeszcze będziecie razem, gwarantuje! - Zaraz coś mu zrobię... Wzięłam głęboki wdech i odetchnęłam.

- Ehh... Nie ważne, wróćmy do tematu... Jakich "innych" masz na myśli? - Naprawdę mnie to ciekawiło, a poza tym nie lubię żyć w niewiedzy.

- Upadli, którzy też nie chcą wojny, tak jak nasza trójka. Powinni być jeszcze dzisiaj, ale w tym czasie może się dużo stać. Mam nadzieję, że bezpiecznie tu dotrą... - Boże... Jeszcze więcej debili...

- Nie ważne, może się czegoś napijecie? Kawy? Herbaty? - spytał Felix. W sumie, jeśli ma... - Jest jeszcze gorąca czekolada jakbyście chcieli. - Czy on czyta mi w myślach?

- Poproszę gorącą czekoladę. - Wybór był tu oczywisty.

- To ja to samo. Zrób nam tą swoją specjalność, jest pyszna!

- Jaką specjalność? - Spytałam gdy chłopak poszedł do kuchni.

- Zobaczysz, naprawdę nie pożałujesz. - Przez następne 20 minut siedzieliśmy w ciszy. Eric nad czymś rozmyślał, a ja zapatrzyłam się w krajobraz za oknem. Dość niedaleko domu znajdował się piękny las, w tej chwili pokryty białym puchem. Pomiędzy budynkiem, a drzewami była niewielka polana, skrząca się w blasku słońca dzięki pokrywie śnieżnej. Wyglądało to wręcz magicznie...

- Niezły widok, co nie? - Podskoczyłam lekko, gdyż nie spodziewałam się głosu tuż za uchem. Kiedy on zdążył się tak zbliżyć?! W sumie nie ważne... Powinnam się już przyzwyczaić. To nie pierwszy i Z PEWNOŚCIĄ nie ostatni raz, kiedy się do mnie zakrada.

- Przepiękny... - Nie zwracałam na niego uwagi. Przynajmniej dopóki nie objął mnie lekko w tali. Poczułam się niezręcznie przez ten gest. Starałam się za wszelką cenę to olać i zajęłam się obserwowaniem natury za oknem.

*pov. Eric*

Podszedłem do niej powoli, nie chcąc jej przeszkadzać w podziwianiu tego niesamowitego widoku. Chciałem oprzeć swoją głowę na jej ramieniu, ale się powstrzymałem. Patrzyłem w tym samym kierunku co ona i jakoś samo mi się wyrwało:

- Niezły widok, co nie? - Wystraszyła się troszkę i podskoczyła. Nie chciałem jej wystraszyć, myślałem, że mnie zauważyła. Nie byłem pewny jak zareaguje: pieprznie mi czy odsunie się? Mentalnie naszykowałem się na przyjęcie łokcia pod żebra.

- Przepiękny... - Dobra, teraz to się zdziwiłem. Jest progres, już mnie nie chce pobić za zbliżenie się. Czy mogę pójść o krok dalej? Przez chwilę przyglądałem się polance myśląc co zrobić i postanowiłem spróbować. Delikatnie objąłem ją w tali, chcąc sprawdzić jej reakcję. Lekko się spięła, ale tak to nic większego nie zrobiła. Byłem w WIELKIM szoku. Pewnie to tylko przez jakiś czas, ale nawet ta krótka chwila się dla mnie bardzo liczy.

Oparłem głowę o jej ramię. Czułem się bardzo dobrze w takiej pozycji, przy niej. Nie chciałem tego zepsuć, więc po prostu tkwiliśmy tak przez jakiś czas. Było mi niesamowicie. Poczułem przyjemne ciepło w piersi. Kocham ją i chcę żeby była bezpieczna. Dlatego ją tu sprowadziłem. Z nami będzie bezpieczniejsza, na pewno bardziej niż z ludźmi.

Poruszyła się, więc poluzowałem uścisk. Nie chciałem jej ograniczać ruchów przez własne zachcianki, ale nie mogłem jej puścić całkowicie, zwyczajnie nie potrafiłem. Kocham ją, bardzo mocno. Szkoda tylko, że ona tego nie odwzajemnia...

Obróciła się twarzą w moją stronę i spojrzała na mnie. Jej oczy są tak niesamowicie piękne... Przypatrywałem się im, nie mogąc oderwać od nich wzroku. W pewnym momencie mój wzrok padł na jej usta. Tak bardzo chciałem ich posmakować...

Oboje podskoczyliśmy, słysząc trzask i przekleństwa dochodzące z kuchni.

- Matko jedyna, co on znowu zrobił? - Zepsuł mi moją chwilę, zatłukę go za to.

- Może chodźmy sprawdzić czy nic mu nie jest? - Zaproponowała Alice. O nie, tak to nie będzie!

- Pewnie znowu rozwalił jakiś kubek czy coś... Nie przejmuj się, często mu się to zdarza.

- Nic mi nie jest! Spokojnie! Jeszcze żyję! - Usłyszeliśmy wołanie z kuchni, co przekonało ją do pozostania na swoim miejscu.

- Eric, możesz już odejść? Czuję się niezręcznie...

- J-jasne, przepraszam... - I wszystko szlag trafił... Miałem nadzieję, że posiedzimy blisko jeszcze trochę.

- Nie musisz przepraszać... - Spojrzałem na nią nie wierząc w to co słyszę. Może jednak coś się zmienia na lepsze w naszej relacji? - Po prostu postawisz mi kawę jutro, co ty na to?

- Jasne! - Uśmiechnąłem się do niej, a ona to odwzajemniła. Czyli postanowione, jutro idziemy na kawę! A może raczej... na naszą pierwszą randkę?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top