Rozdział 5

- Kiedyś, zanim jeszcze zostałem obdarty ze skrzydeł, podsłuchałem pewną rozmowę. Dwaj aniołowie rozmawiali o jakiejś dziewczynie... Z początku nic nie rozumiałem z ich wypowiedzi, ale jak wczoraj, a właściwie dzisiaj w nocy o tym pomyślałem, zrozumiałem wszystko. Rozmawiali o dziewczynie, mającej jakieś niezwykłe zdolności. Nie mówili tego jednak z radością, ale z obrzydzeniem. Bowiem dziewczyna ta, miała możliwość zakończenia tej całej wojny pomiędzy aniołami i upadłymi.

- Wojny? - Przerwałam mu.

- Tak. Od tysięcy lat upadli walczą z aniołami. Jednak serafini nas nie atakują. Mogą nas zabić tylko w obronie własnej. Pewnie zapytasz, po co ich w takim razie atakujemy. Jest pewna zasada obejmująca wszystkie żywe istoty. Jeśli wygrasz, przeżyjesz. Jeśli przegrasz, zginiesz. Jeśli nie będziesz walczyć, nie możesz wygrać. Poza tym, oni nas zmuszają do "ataku". Nie raz wynajmują takich, którzy zagrażają naszym bliskim. My chcąc ich chronić jesteśmy w stanie bez wahania zabić. Oni to wykorzystują i się nas pozbywają. - Jak tak można? - Ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. Jak już mówiłem ta dziewczyna mogłaby to wszystko zakończyć, a oni tego nie chcieli. Postanowili więc trzymać ją z daleka od upadłych.  Ale pojawił się jeden problem... Ona zaprzyjaźniła się z upadłym. Została za to wygnana i obdarta ze skrzydeł. A resztę jej historii już znasz. Zostawili ją wszyscy na których mogła liczyć, przyjaciele i rodzina zapomnieli o niej. Opuścili cię wtedy kiedy ich potrzebowałaś...

- Możesz przestać o tym mówić? Nie chcę rozmawiać o mojej przeszłości... - Poczułam jak po moim policzku spłynęła drobna kropelka. Cholera! Musiał?! Teraz wszystko mi się przypomniało. To jak rodzice się ode mnie odwrócili, przyjaciele opuścili... Zapomnieli... Poczułam czyjąś rękę ocierającą mokry policzek z łez, które nawet nie wiem kiedy popłynęły. Spojrzałam na Erica i nie wiem czemu, miałam ochotę wtulić się w jego pierś...

- Przepraszam... Nie wiedziałem, że aż tak źle zareagujesz...

- Lepiej powiedz mi o tych "zdolnościach" - Powiedziałam hamując kolejne łzy.

- Nie znam ich dokładnie, ale na pewno możesz wyczuwać obecność aniołów i upadłych.

- Tyle to już sama zdążyłam się zorientować! Powiedz mi coś czego nie wiem! Na przykład jak mogę zakończyć tą wojnę!

- Jeszcze tego nie wiem, ale na pewno ma to związek z twoimi uśpionymi zdolnościami.

- Fajnie... A jak je wybudzić?

- Tego też nie wiem, ale się dowiem.

- Ciekawe jak?

- Mój przyjaciel może coś o tym wiedzieć. Jest trochę starszy ode mnie i bardziej doświadczony.

- Kim jest?

- Ma na imię Nick i jest upadłym, tak jak my.

- Fajnie... Po prostu genialnie.

- Alice... Mogę ci zadać pytanie? Dlaczego tak nie lubisz swojego gatunku?

- Bo upadli są nieprzewidywalni, a przez jednego jestem tu gdzie jestem. Nie ufam im ani trochę... Ty nie jesteś wyjątkiem.

- Dlaczego? Mi możesz zaufać...

- Nie mam tego w planach. A teraz jeśli rozmowa skończona to z łaski swojej mnie wypuść! - Tym zdaniem dałam mu wystarczająco jasno do zrozumienia, że nie chcę z nim dłużej o tym rozmawiać. Spojrzał na mnie smutno i otworzył blokadę, dzięki czemu wyszłam na świeże powietrze i skierowałam się w stronę parku.

Słysząc trzaśnięcie drzwi odwróciłam się i zobaczyłam Erica idącego w moje ślady.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top