Rozdział 2

- Pobudka, śpiąca królewno!!!

- Ashley... Która godzina? - Zapytałam zaspanym głosem.

- 7.15 - Leniwie wstałam i poszłam się ubrać. Nienawidzę wstawać tak wcześnie... Dlaczego w ogóle chodzę do szkoły? Jestem upadłym aniołem i nie muszę przecież chodzić do tego pudła. Więc czemu? A no ze względu na to, że w moim wieku, w świecie ludzi, każdy musi chodzić do szkoły. Bzdura totalna, ale nie mam ochoty się kłócić...

Z szafy wyjęłam cienką bluzkę w biało-niebieskie pasy i jasne jeansy. Założyłam jeszcze naszyjnik, bransoletkę i byłam gotowa. No, prawie. Na śniadanie zjadłyśmy musli z jogurtem i ruszyłyśmy w stronę szkoły.

W czasie drogi nic specjalnego się nie wydarzyło, nie czułam się także obserwowana. Gdy przekroczyłyśmy próg szkoły, od razu chciałam zawrócić.

Eric stał, otoczony tłumem dziewczyn, które jakby tylko mogły to by się pozabijały. No, no... Wiedziałam, że sporo dziewczyn na niego poleci, ale żeby aż tyle? Świat oszalał! Gdy przechodziłyśmy koło nich jakimś, nie wiadomo jakim cudem Eric przepchał się do nas z uśmiechem na twarzy.

- Cześć dziewczyny!

- Cześć Eric! - Odpowiedziała Ash. Ja tylko mruknęłam ciche ,,hej''. Spojrzałam na to stado bydła, czyli tłum dziewczyn oczywiście. Wszystkie gdyby tylko mogły to by mnie zamordowały, zresztą nie tylko mnie. Poszliśmy do sali gdzie już siedziało kilku chłopaków. Niestety, ale ani oni, ani ja, nie darzymy się pięknymi uczuciami. I od razu dało się to we znaki...

- O! Patrzcie kto przyszedł!

- No, no... Przyprowadziłaś swojego księciunia, żeby cię obronił? Haha..! - Razem z nim zaczęli się śmiać wszyscy w sali, oprócz Ash i Eric'a.

- Moglibyście się zamknąć... - Nie chciałam się znowu z nimi kłócić, ale nie dam sobą też pomiatać. Nie jestem psem!

- Nic z tego słonko... - Powiedział numer jeden wśród przygłupów tej klasy, Thresh. Miał blond włosy i jasnoniebieskie oczy. Jego nienawidziłam najbardziej z całej szkoły...

- Nie nazywaj mnie tak!

- Ależ dlaczego? Wolisz swoją ksywkę? - Nie... Najlepiej gdybyście wszyscy się zamknęli, raz na zawsze... Po kilku sekundach ciszy, powiedział do mnie z uśmiechem - Dobrze suczko! - Wstał z ławki i zaczął iść w moją stronę. Z każdym jego krokiem do przodu, ja robiłam krok do tyłu. W końcu trafiłam na ścianę i już nie miałam jak uciec... Thresh podszedł do mnie, chwycił za włosy i wyprowadził na korytarz. Jedyne co zobaczyłam zanim oczy zaszły mi łzami to gotujący się z wściekłości Eric i przerażona Ashley. Brutal rzucił mną o ścianę tak, że walnęłam o nią plecami. Dość mocno, bo aż miałam mroczki przed oczami. Żeby to trochę opanować zsunęłam się po ścianie do siadu. Thresh pochylił się nade mną.

- Dzisiaj po zajęciach masz przyjść za budynek szkoły. Sama. Nie licz na to, że twój chłopak ci pomoże...

- On nie jest moim chłopakiem...

- Tak? To dlaczego się o ciebie martwił?

- A skąd ja mam to wiedzieć?

- Heh... Tak czy siak nie licz na to że ktokolwiek cię obroni. Nie zapomnij o spotkaniu.- Wyprostował się i poszedł do sali. Ja siedziałam pod ścianą jeszcze przez jakiś czas. Nawet nie zauważyłam, że z moich oczu płyną łzy... Już dawno nie płakałam... Bardzo dawno...

Po chwili rozległ się dzwonek, więc poszłam do sali zająć swoje miejsce. Siadłam pomiędzy Ashley a Eric'iem. Niemal od razu zaczęły się pytania typu 'Wszystko ok?', 'Co on ci znowu zrobił?', itp.

- Przestańcie. Nauczyciel przyszedł. - Powiedziałam i wszyscy zamilkliśmy słuchając co ma nam do powiedzenia nasz ,,kochany'' profesor.

<TIME SKIP>

Historia jest chyba najnudniejszą lekcją na świecie! W ciągu jednej godziny zasnęłam dwa razy i oberwałam za to od profesorka. Wreszcie rozległ się długo wyczekiwany przez nas dźwięk dzwonka. Wszyscy jak na komendę wstali z ławek i poszli do domu. Ja musiałam spławić Ashley żeby poszła sama, bo gdyby polazła za mną w miejsce spotkania z Thresh'em mogłoby jej się coś stać... Eric miał ją pilnować żeby przypadkiem nie chciała mnie śledzić.

Wyszliśmy ze szkoły i już mieliśmy się rozstać gdy nagle on się odezwał.

- Tamten chłopak kazał ci przyjść?

- Niby kto?

- No ten, co dziś rano się na tobie wyżywał. W ogóle co to za koleś? Co on sobie myśli?

- Nie lubi mnie, to tyle. Ja również za nim nie przepadam...

- Ale to nie znaczy, że może z ciebie robić swój worek treningowy!

- Przywykłam...

- Thresh kazał ci przyjść?! - Krzyknęła Ashley. - I ty myślisz że cię puszczę tam samą?!

- Puścisz, bo cię o to proszę.

- Nie ma mowy! Nie będziesz znowu chodziła cała w bandażach!

- W bandażach?! Jest AŻ tak źle?! - Wtrącił Eric. - To tym bardziej! Jeśli idziesz to ze mną.

- Uspokójcie się. Poradzę sobie...

- Nie! Alice, nie dam ci iść samej! Jeśli musisz iść to idę z tobą! Nie chcę żebyś znowu wróciła posiniaczona! A jeśli znowu wziął nóż? - Ashley koniecznie chciała mnie powstrzymać przed tym spotkaniem. Niestety jeśli dzisiaj bym nie przyszła, jutro byłoby dwa razy gorzej...

- Nie przesadzaj...

- Chwila... Nóż?! Żartujecie prawda?

- Scyzoryk nie nóż...

- On cię dźgnął?! Cholerny gnój... Ashley idź sama. Ja idę z Alice...

- Nie idziesz ze mną Eric... Mam być sama...

- Nie kłóć się ze mną. Idę i już. Gdzie mieliście się spotkać?

- Nie idziesz ze mną!!! - Zaraz zrobię mu krzywdę! Czy on nie może zrozumieć że ja NIE CHCĘ OD NIEGO POMOCY?! - Umiem sobie radzić!!! Masz pilnować Ashley żeby za mną nie poszła...

- A dlaczego nie może iść? Im nas więcej tym jesteśmy silniejsi nie?

- Nie chcę żeby coś jej się stało! Jest moją jedyną przyjaciółką i nie mam zamiaru jej stracić przez idiotę! - Zapadła cisza. Żadne z nas nie chciało się odezwać. Ale w końcu musiałam iść... - Idźcie... Proszę... I zabierzcie moje rzeczy... - Oddałam im torbę, odwróciłam się i poszłam w miejsce spotkania...

- No proszę, proszę, któż to raczył się zjawić? - Thresh ze swoimi czterema kumplami zaczęli się śmiać, a ja szłam ze spuszczoną głową. Dlaczego się nie obronię? Gdybym to zrobiła, ujawniłabym moją nadludzką siłę i wszystko by się wydało. A wtedy byłby mały problem... Thresh złapał mnie za rękę i cisnął mną o ścianę. Zaczęli się ze mnie naśmiewać, bić i mnie kopać. Zresztą jak zawsze...

- Co jest, już masz dość? My się dopiero rozkręcamy! - Spojrzałam na niego, stojącego nade mną z uśmiechem na ustach. Kopali mnie coraz mocniej i mocniej. Robiło mi się coraz ciemniej przed oczami i coraz mniej orientowałam się co się dookoła mnie dzieje. W pewnym momencie usłyszałam dobrze znany mi głos.

- Zostawcie ją.

- Bo co nam zrobisz księciuniu? Pobijesz nas?

- Czemu nie?

- Słuchaj, nie warto robić niczego dla tej s*ki. Jesteś tu nowy więc dam ci drugą szansę. Przyłącz się do nas. Na pewno będzie to lepszy wybór niż pomaganie temu czemuś...

- Pozwól że ja będę decydował co i kto jest lepszy, dobrze?

- Ty gnoju... Pożałujesz tej decyzji... - Spod przymrużonych oczu zobaczyłam w ręce Thresh'a coś błyszczącego. Scyzoryk... Zrobiło się niebezpiecznie...

- Odłóż to bo się skaleczysz...

- Chłopaki... BRAĆ GO!!! - Kumple Thresh'a otoczyli Eric'a i wyjęli swoje scyzoryki. Nie to żeby on się tym jakoś bardzo przejął. Stał po prostu z zamkniętymi oczami. Co z nim jest nie tak?! A przepraszam... Wszystko z nim nie tak... Chłopaki rzucili się na niego w tym samym momencie żeby nie mógł im uciec... A on po prostu odskoczył w bok. Tamci idioci wpadli na siebie przy okazji raniąc się scyzorykami. Jak tylko zebrali się do kupy rzucili się na niego ponownie i zaczęli "szarżować" na Eric'a. On zaś rozłożył ich na łopatki w ciągu kilku sekund... Używając swojej nadludzkiej siły. Co za debil! Jak on mógł tak po prostu się ujawnić?!

- C-co? J-jak ty to..? - Wyjąkał Thresh

- Magia... Zwijajcie się stąd albo porozmawiamy w nieco mniej humanitarny sposób. Aha i lepiej dla was żebyście nikomu nie mówili o tym co tu zaszło... Rozumiemy się? - Zbóje z krzykiem zaczęli uciekać, potykając się o własne nogi. Spojrzałam z wyrzutem na Eric'a.

- Mówiłam że nie chcę pomocy... Poza tym, co ty sobie wyobrażasz?! Po cholerę jasną żeś się ujawnił?!

- Ale o czym ty...

- Myślisz że jestem głupia?! Wiem czym jesteś!

- Wiem o tym - Lekko mnie teraz przytkało. Wie?

- Od kiedy niby?

- Od samego początku. A teraz wstawaj. - Podszedł do mnie i złapał mnie za ramię. Pomógł mi wstać i poszliśmy do mojego domu.

Gdy tylko weszliśmy do mieszkania, Ashley napadła na mnie z bandażami w ręku. Zaraz zrobiła ze mnie mumię i kazała leżeć w łóżku. Chyba zapomniała że jestem upadłym aniołem i zaraz siniaki ze mnie znikną...

- Ash zdajesz sobie sprawę że w takiej sytuacji skóra powinna oddychać?

- Oj cii... - Ja nie wierzę... Ech... Trudno...- Wychodzę na chwilę, będę za jakieś pół godziny. Eric zajmiesz się Alice?

- Pewnie!

- No i dobra. Papa! - Zaczęła kierować się w stronę drzwi i zanim zdążyłam zaprotestować wyszła, i zamknęła mnie samą z Eric'iem. O nie...

- Niezłą przyjaciółkę sobie znalazłaś. Nie masz jej czasem dość?

- Mam! Na przykład teraz!

- Ściągnąć to z ciebie?

- Jakbyś mógł to tak. - Po jakichś 10 minutach byłam wolna. Wstałam, przeciągnęłam się i poszłam do kuchni. - Eric? Kawa czy herbata?

- Jeśli mogę prosić, to cappuccino.

- Jasne... - Chwilę później siedliśmy w salonie pijąc ciepły napój. Przez jakiś czas siedzieliśmy w przyjemnej ciszy ale on musiał ją zniszczyć...

- Masz jakieś hobby?

- Nie specjalnie... Lubię przebywać na świeżym powietrzu wiesz, w lasach albo na łąkach i obserwować życie zwierząt... Poza tym nic szczególnego nie robię... A ty?

- Fotografuję naturę, zabytki i takie tam...

- Fotograf? Ty? Tego bym się nie spodziewała.

- No widzisz? Chcesz zobaczyć kilka zdjęć?

- Pewnie! - Eric sięgnął do plecaka i pokazywał zdjęcia ptaków, roślin, jeleni itp. Nawet nie zauważyliśmy jak szybko zleciał czas i wróciła Ash.

- A co się tutaj wyprawia? - Podeszła do nas i zaczęła oglądać fotografie. - Łał! Piękne!

- Dzięki. No, to ja już będę się zbierał. - Wstał, schował zdjęcia i skierował się w stronę drzwi. - Na razie!

- Pa!

- Pa! - Krzyknęłam za nim. Zostałyśmy same w pokoju i od razu Ash musiała sobie coś ubzdurać.

- Spodobał ci się!

- Nie.

- Nie musisz udawać, jestem twoją przyjaciółką!

- Nie kłamię.

- No weź!

- Nope. - Wstałam, poszłam się wykąpać i rzuciłam się na łóżko. Postanowiłam przeczytać książkę i po jakichś trzech rozdziałach odpłynęłam do krainy morfeusza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top