PROLOG
~ Nadzieja jest płomieniem, który migocze, ale nie gaśnie. ~
Sądziłam, że po przejściu przez piekło, nic więcej mnie nie zaskoczy. Cieszyłam się na samą myśl o tym, że dzieliło mnie tak niewiele od ucieczki przed przeszłością. Nareszcie dostałam od życia szansę, aby zapomnieć. Pragnęłam wymazać z pamięci te wszystkie przykre, a czasami tragiczne obrazki, przez które miewałam koszmary w nocy i nie mogłam spać, bo płakałam z niemocy. Byłam bezradna i słaba.
Ty jedynie spotęgowałeś tę niemoc i słabość.
Objawiłeś się w moim jednym ze snów. Przestrzegałeś przed życiem i tym, co na mnie czeka. Patrzyłam w te twoje czarne oczy z nadzieją, że będzie dobrze. Niestety, ale tak się nie stało. Czekałam cierpliwie na chwilę, w której oboje odpuścimy. Zniszczenie przejęło nasze życia, a raczej jego chęć. Pierwszy zadeklarowałeś to ty, a następnie ja. Mąciłeś w mojej głowie jak wszystkie demony razem wzięte. Za każdym nabierałam się na twoje miłe, słodkie słówka. Nabierałam się na twój dotyk. Nabierałam się na twoje pocałunki.
Teraz wiem, że miałeś rację. W tamtej chwili byłam słaba, bo nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Myślałam, że to ty nim będziesz, ale myliłam się. Tak kurewsko się pomyliłam. Twoje czyny nie raniły mnie tak bardzo, jak słowa, które wylatywały spomiędzy twoich bladych warg, smakujących tak intrygująco. Wyczuwałam na nich ciągle to samo. Słodkie i ciężkie kłamstwa.
Po upływie odpowiedniej ilość czasu zrozumiałam jedno...
Sprawiłeś, że moja nadzieja była jeszcze bardziej fałszywa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top