#.8

Karolina idzie przez korytarze tegoż miejsca. Coraz bardziej ją to wszystko przeraża.

To już nie jest ta miła, urocza szkoła z jej wspomnień. Ani stary, opuszczony budynek. Teraz to szpital. I to taki, którego Jigsaw oraz doktor Lecter, by się nie powstydzili. Brak tu tych wszystkich drzwi, które wcześniej były tu jak grzyby po deszczu. Co do chuja? Albo ktoś podał jej w jakiś magiczny sposób dragi i ma halucynacje, albo Sonic użył swoich zdolności, aby ją wkurwić.

Nie udawaj złej. Jesteś przerażona i nie ukryjesz tego.

Jak ja cię nienawidzę, głosiku.- myśli dziewczyna, wzdychając. Poprawia okulary i idzie dalej. Musi znaleźć tego złotookiego dziwaka. Chciał ją zabić, to prawda. Jednak woli być ostrożna, jeśli chodzi o groźby tego jeża. Kto wie, co może jej się stać samej...?

Doskonale wie, z czym ma do czynienia. Sonic.exe to demon. Najwyraźniej, Dawid musi być medium, skoro Exe jest już w stanie robić takie rzeczy, będąc w jego ciele. Jeszcze brakuje, żeby ten jeż osiągnął pełnię swojej mocy. Wtedy będzie, lakonicznie mówiąc, mieć przejebane. Koniec, kurwa, świata.

Muszę mniej przeklinać. To nie wypada damie.- upomina samą siebie w myślach.

Ty dama? Nie pierdol głupot.

Dobra, teraz głosik na rację.- myśli, poprawiając okulary.

To miejsce wywołuje w niej niezbyt miłe wspomnienia. Nie znosi szpitali. Nie chodzi tu o zapach leków, który kojarzy jej się z truciznami i faktem, iż leki są produkowane na podstawie wielu niebezpiecznych jadów i bakterii. Nie chodzi też o sam fakt, że w tym miejscu wygasa wiele żyć, z wielu powodów. Nie chodzi o to, ile bólu, smutku i goryczy zbiera się w miejscu, w którym leczy się ludzi. 

Pamięta jak jej starszy brat tu był. Wbił sobie igłę w czoło. Co prawda, niewystarczająco głęboko, by zrobić sobie krzywdę, lecz bała się o niego. Miała wtedy zaledwie trzy latka. Jej rodzice często krzyczeli na siebie. Nie kochali się. W jej głowie pojawia się obraz, świętej pamięci, prababci, która mówi, że ta gorączka zabije pięcioletnią Karolinę. Pojawiają się też twarze doktorów, badających ją.

Po jej plecach przebiegają dreszcze. Odsuwa te wspomnienia. Nie może teraz tego wspominać. Musi przeć naprzód. Jeśli będzie ciągle wypominać samej sobie złe, nigdy nie uda jej się zajść dalej. Trzyma się tego, nawet teraz, szukającej tej dziwki, zwanej Puppeteerem.

Na jej twarz wstępuje błogi uśmieszek. Dobre wspomnienia też domagają się uwagi. Zielony trawnik placu zabaw. Wesołe krzyki jej kolegów z klasy. Dawid pomagający jej wstać. Śmiech małej dziewczynki...

- Hihi.

Uśmiech znika z twarzy Karoliny, a ona sama przyspiesza kroku. Najgorsze, co można zrobić w horrorach, to stanąć i sprawdzić źródło dźwięku. Musi oddalić się od niego. Jeśli, oczywiście, to jej się nie zdawało. A bywa, iż jej wydaje się, że coś słyszy.

- Daj mi to... on mi to zabrał...

Jej szybki chód, zmienia się w bieg. Głosy zdają się być koło niej. I ten przeklęty chichot...

- Hihi...

- Dlaczego to tak boli...?

- Hehehe...

-Chcę moje serce... ono należy tylko do niej...

- Hihi...

- Ten człowiek zapłaci... wszyscy zapłacą...

Brązowowłosa wyczuwa bijącą od duchów nienawiść i ból. Teraz zdaje sobie sprawę, ile osób musiał zajebać Smiley. I jak ona ma przez to przesrane. 

Ja pierdole, lepiej niech ten upośledzony Snape znajdzie się szybciej, inaczej będę wąchać kwiatki od spodu.- myśli dziewczyna.

Ty już to robisz.

Głosiku, co jest z tobą nie tak...?

Już jesteś martwa... dołącz do nas... nie przeżyjesz...

Nie, nie, nie...

Chodź z nami...

- Spierdalać!- woła jak najgłośniej może, mając już dość tego gówna.

Teraz je widzi. Półprzezroczyste zjawy. Każda ma otwartą klatkę piersiową, każdej czegoś wyraźnie brakuje. Wszystkie to dzieci i nastolatkowie. Mało tu duchów, które są od niej jakoś szczególnie starsze. 

Łapią ją za ramiona i ciągną za sobą. Serce Karoliny bije szybciej. Wyrywa się, jednak ten nieumarły tłum trzyma ją za mocno.

- Puszczać! Natychmiast! To nic wam nie da!- krzyczy do nich.

- Dasz nam to...

- Nie! Kurwa, nie!- zaprzecza dziewczyna.

***

Puppeteer przekręca głowę na bok. Nie może. Chyba musiał złamać sobie kark podczas tego uderzenia. Kurwa.

Siada, z dziwnie wykręcona głową. Bierze ją w dłonie i wykręca w odpowiednią stronę. Ta, bycia duchem ma swoje zalety- nie musisz się bać, że coś poważnego mu się stanie. Tylko sól jest zła. Przez nią nie może sobie normalnie pojeść. Jebany minerał.

Rozgląda się po pokoju. I żałuje, iż cokolwiek go porwało i nie rzuciło z całej siły o ścianę, nie roztrzaskało go również na kawałki.

Jest w najbardziej jebniętym miejscu tego świata. Wszędzie, gdzie nie spojrzy jest... on. Zdjęcia jak je, śpi, poluje na ofiary. Fanarty tych szalonych fangirls, jedne mniej lub bardziej normalne. W pokoju jest ogromne łóżko dwuosobowe. Pościel jest... w Puppeta, w tym dziwnym stylu rysowania... chibi, tak to mówiła mu Helenka. I dakimakura z Marionetkarzem.

Czego ci Chińczycy nie zrobią...?- myśli Puppeteer, wstając i oglądając dalej pomieszczenie.

Naprzeciw łóżka jest komoda, na której stoi plazma. Dziękować Bogu, tu już nie ma jego. Jest tylko gumowa kaczuszka przy telewizorze. 

To za miejsce...?- zastanawia się Puppet.- Może jednak odwaliłem kitę naprawdę i jestem w Piekle?

Ten pokój jest okropny. Szarak czuje się jak w pieprzonym gabinecie luster. Poza tym, kto był na tyle powalony, aby udekorować tak jakikolwiek pokój...? Ta osoba to albo fangirl, nie daj Boże fanboy, albo jakiś inny niezrównoważony człowiek.

Będę musiał zajebać tę osobę od razu.- postanawia sobie Puppet, podchodzą do drzwi, stojących obok komody. Nim zdąży do nich podejść, otwierają się one i wchodzi ten knypek Dawid... nie, ten knypek Sonic.exe teraz.

Kurwa, że musiałem dać się w to wplątać.- myśli Marionetkarz, cofając się do tyłu.

- O rany! Ty tu naprawdę jesteś!- jeż skacze w miejscu i zamyka za sobą drzwi.- Nawet nie wiesz, cieszę się, widząc cię tutaj!

- Ta... szkoda, że ja się nie cieszę.- oznajmia Puppet obojętnie.

- To się zaraz zmieni!- oświadcza Sonic i pstryka palcami.

Puppeteer traci równowagę i upada na kanapę. Skąd ona się tu wzięła?! Reszta mebli rozpływa się w piksele i kanapa, na której siedzi Puppeteer, podsuwa się przed komodę z telewizorem. Między komodą a kanapą, pojawia się mały stolik na kawę. Obok zdezorientowanego Puppeta, siada Sonic. Jeż gwiżdże i na stole pojawiają się różne dania- czekoladowe lody, ciastka, miska klopsików z ogórkami, dzbanek pełen kawy i butelki whisky. Do tego elegancka zastawa stołowa z XIX wieku.

Marionetkarz widział wiele pojebanego gówna w swoim życiu. Ale to przebiło już wszystko. Co do, chuja pana, się tu odpierdala?!

- I jak? Podoba ci się...?- pyta Exe głosem pełnym podekscytowania.

- Co ja tu robię...?- myśli głośno Szarak, z mieszanymi uczuciami.

- Jesteś we mnie... znaczy u mnie, hehe.

To raczej nie było przejęzyczenie. - stwierdza w głowie Puppet, odsuwając się od Sonic'a. Też, jednak, zbliża się do niego. Nie podoba się to duchowi.

- Tak? Zatem, ta... fanowska sypialnia jest twoja?- zgaduje Puppeteer, nalewając sobie kawy. Co jak co, lecz zasłużył na kawę, za siedzenie z tym błędem Matrixa. Dolewa sobie do tego whisky. Idealnie, kurwa.

- Tak! Uwielbiam cię! Uwielbiam wszystko w tobie!- drze się Sonic, irytując tym Puppeteera. Wylicza na palcach, kiedy mówi.- Twój styl bycia, ubierania, twoje hobby, twój charakter, twoje cierpienie, twój sadyzm...

- Moje cierpienie? Mój sadyzm?

Nie... on nie może tego wiedzieć...- myśli Puppet, zaciskając dłoń na filiżance.

Sznur. Ciemność. I ten ból. Ten okropny ból. Czemu to tak boli...? Czemu to tak długo trwa...? Robi się coraz ciemniej. Czy to już koniec...? Czy wreszcie uwolni się od tych męczarni...? Czy to się kiedyś skończy...? Czy naprawdę musiał skończyć w ten sposób...?

- Tak wiele ludzi doświadczyło twojego cierpienia przed śmiercią!- kontynuuje Exe, trzęsąc się z podniecenia.- Ta przeraźliwa samotność... bezradność... poczucie winy... wmówienie im, iż nie ma innej drogi... jak ty to robisz...? To niesamowite!

Jeszcze nikt nie wyraził się w taki sposób o jego zabójstwach. I to z takim zainteresowaniem. Zazwyczaj, wszyscy byli przerażeni lub obojętni. Ale nie tak podekscytowani.

- A co? Uważasz, że to sexy?- duch zachowuje spokój i pije ze swojej filiżanki.- Ja to robię tylko po to, by żyć.

- I mówisz to z takim spokojem! Jakbyś miał to w dupie!

- Bo mam...?- zauważa Puppet.

- Może też ja będę w tobie...?- szepce do siebie jeż, ale Puppeteer słyszy to. Filiżanka upada mu na podłogę.

- Co proszę?

- Och... nic... nic, nic... hehe...

Co za pieprzony śmieszek.- myśli z wściekłością Puppet.

- Nawet nie wiesz, jak to jest mieć przy sobie swojego idola, mój drogi...- oznajmia Sonic, z cichym westchnieniem.

- Nie mów do mnie "drogi". Nie chcę cię znać, chuju.- oponuje czarnowłosy.

- I jesteś taki nieprzystępny! To takie... pociągające...- Sonic przybliża się do Puppeteera i patrzy mu w oczy. Duchowi kojarzy się to z tymi gejami z tych japońskich kreskówek... z Yaoi, czy czegoś innego.

- Obejrzymy film! Mój ulubiony!- oznajmia Sonic.exe i wyciąga pilota, jakby z dupy. Uruchamia telewizor. Pojawia się na nim widok z jakiejś kamery, w miejscy wyglądającym jak sala gimnastyczna. Są tam Zero, Jason, Julia i Bartek. Zabarykadowali drzwi drabinkami i siedzą tam z poważnymi minami.

- Co teraz robimy?- pyta Julia, robiąc się blada jak trup.

- Nie wiem... musimy to przeczekać...- stwierdza Bartek, starając się być dzielnym, jednak Puppet widzi, iż długo już tak nie potrzyma.

- Poczekać? My tu, kurwa, zginiemy!- burzy się Jason, a jego oczy robią się jadowicie zielone. Yup, "Tryb Biały" się włącza.

- Hej, Aniołek płacze.- informuje Zero, wskazując na Julię.

To prawda. Blondynka siedzi w kącie i szlocha. Całe napięcie tam opada, zostawiając jedynie pogrzebowy nastrój.

- Ach... uwielbiam oglądać porządną rozpacz...

Z korytarza dochodzą wrzaski. Wrzaski Karoliny.

- Ale trochę tortur też jest dobre!- przełącza i pojawia się widok z innej kamery.

Gromada creepy dzieci ciągnie Karolinę przez korytarz. Dziewczyna wyrywa się i przeklina, ale nic to nie daje. Z jej oczu lecą łzy. Powoli znikają za rogiem.

- Czemu... czemu to robisz...?- dopytuje się Puppet, nie wierząc w to, co widzi.

- Och, nie podoba ci się...?- na twarzy Exe widać rozczarowanie.- To specjalnie dla ciebie!

- Dla mnie...? Myślisz, że straszenie i zabijanie kogoś mi się spodoba...?!- Puppeteer już rozumie, jak w bardzo głębokim gównie jest.- Weź idź na jakieś kursy podrywania i dopiero wtedy spróbuj z kimś pogadać, jeżu.

- Będziemy mieli duuużo czasu, aby to przećwiczyć, Puppy...

- Nie. Nazywaj. Mnie. Tak.- cedzi każde słowo Marionetkarz.- Nie...

- Nienawidzisz tego, wiem...- Sonic uśmiecha się zalotnie.- Ale mi pozwolisz tak mówić, kochanie...?

- CO!?- Puppeteer wstaje i cofa się od Sonic'a.- Chłopie, ja nie za bardzo lubię chłopców... nie licząc, faktu, że ja, ogólnie, nie lubię innych ludzi.

- Ale mnie polubisz... musisz mnie polubić...- Exe kładzie się na kanapie, opierając ramiona na oparciu kanapy. Macha nogami i spogląda na Puppeteera spod przymrużonych oczu.- Jesteś wspaniały... przystojny... niezwykły...

- Ta... tylko szkoda, że ja nie jestem tak zainteresowany tobą... najchętniej, to bym cię zabił...

- Zatem lubisz jak gra wstępna jest brutalna? Zapiszę sobie...

- Kurwa, nie przekręcaj moich słów! Nie jestem gejem!- krzyczy Marionetkarz, wysuwając sznurki. Oplatają one szyję jeża. Ten nawet się nie broni. Puppet przyciąga go do siebie, by zacieśnić uścisk i udusić tego pedała. Patrzy mu w oczy... i dostrzega w nich zadowolenie oraz satysfakcję.

- Wiąż mnie tak dalej, Puppy...- prosi Sonic, z sugestywnym tonem. Puppeteer puszcza go i rzuca na kanapę. Obrzydzenie, jakie czuje w stosunku do tego kolesia, nie jest w stanie wyrazić nic, co jest mu znane. To, kurwa, poziom NASA.

- Dlaczego mnie tak odrzucasz, Puppy...?- chce wiedzieć Exe.

- Ponieważ cię ledwie znam? Nie znoszę cię? Nie jestem gejem i nie umawiam się na randki z pieprzonymi demonicznymi jeżami z innego wymiaru?- wylicza Puppeteer, powoli zmierzając do drzwi.

- Chyba nie odchodzisz ode mnie...?- pyta go Sonic, widząc jak Marionetkarz zmierza ku drzwiom.

- Nie, kurwa, tylko wysrać się idę.- odpowiada mu z sarkazmem Puppet.

- Tylko wróć szybko, kochany... jestem napalony...- mówi Exe, rozkładając się na kanapie.

On tak serio...?- myśli Puppeteer.

- Ta... za chwilę wrócę...- otwiera drzwi i wychodzi.

Zamyka je. Teraz, tylko znaleźć wyjście z tego pojebanego miejsca i zajekurwabiście. Ogląda się, czy ktoś nie szykuje się, by spuścić mu wpierdol. Nikogo nie ma, zatem idzie spokojnie. Na razie jest okej.

- Zdrajca.

Odwraca się, aby wpieprzyć osobie, która to powiedziała. Nikogo za nim nie ma.

Za późno orientuje się obecności innych duchów.

- Zdrajca! Zdrajca! Zdrajca!

- Zostawił swoją dziewczynę...

- Suka! Dziwka demona!

- Buu!

- Zamknąć mordy!- wrzeszczy Puppet. Duchy gówniarzy nie milkną.- Mam ją w dupie! Nie obchodzi mnie to całe gówno!

Czuje wibracje w kieszeni. Duchy uciszają się. Puppeteer, zirytowany, wyciąga telefon i sprawdza, kto dzwoni.

To... Dawid. Z małym szokiem, odbiera.

- Halo...?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top