#.7

- Co? Tak szybko?!- dziwi się Bartek.

Dopiero znalazł rozwiązanie i to niepewne, a ten chuj wyskakuje z końcem czasu!? Co to, kurwa, jest? Arkham pod samowolką Jokera?

- Ej, mamy pięć minut!- jęczy Zero, wskazując na zegar, wiszący przy ścianie. Ma racje, jeszcze pięć minut.

- Dobra, dobra... idziemy za mną! Po drodze mi wyjaśnicie wszystko!- stawia warunki Sonic, a drzwi się otwierają.- No już, prędko! Nim tam będziemy, chcę znać odpowiedź!

- To... mamy co?- pyta Zero, kiedy wychodzą z pomieszczenia.

- No, lepiej żebyście mieli!- woła Exe.

Mówi coś jeszcze, jednak już nie słuchają tego. Muszę ustalić coś. Bartek ma już pewną teorię, ale brak mu większych dowodów. Jednak, spróbować trzeba. Nic lepszego nie ma.

- Zatem... sądzę, że śmierć doktorka Smiley'a była wypadkiem.- oznajmia chłopak.

- Och, tak? A jak to udowodnisz?- dopytuje się demon.

No właśnie tu zmierzam...- myśli Bartek i chrząka.

- Na parterze nie było żadnych dowodów, a na zwłokach doktorka nie było śladów żadnej walki, czy zranienia, zatem, przyczyną nie mógł atak fizyczny lub coś w tym stylu...

- To...? Co się stało z doktorkiem...?

- Sądzę... nie, wiem, że on został otruty.- oświadcza Bartek, z pewnością.

Nastaje cisza. Na końcu korytarza widać sylwetkę młodego chłopaka. Nim brązowowłosy zdąży mu się przypatrzeć, koleś znika za rogiem. Nie jest trudno zgadnąć, iż to Exe. Bawi się z nimi w kotka i myszkę. Nie podoba się to mu.

- Otruty? A czym...?- nuta zadowolenia wskazuje, że idą dobrym tokiem myślenia. To daje nieco otuchy chłopakowi.

- Lekiem, który zmniejsza tętno...- strzela i przełyka ślinę. Teoria, którą uznał za poprawną, teraz musi zdać swój test prawdziwości.- Miał on pierwotnie tylko sprawić, byśmy tylko myśleli, że on jest martwy, jednak... jednak dostał za dużą dawkę i... i zmarł...

- A jakie masz dowody...?

- W ustach doktorka Smiley'a było takie białe coś!- oświadcza nagle Zero, bawiąc się rąbkiem swojego szalika. Chłopak spogląda na nią zdziwiony. Skąd ona to wie?- Zatem, albo Uśmiechnięty Lekarz był gejem, albo wziął za dużo prochów jak to powiedział B-man.

- Jak...? Kiedy ty się tego dowiedziałaś!? I czemu mi nie powiedziałaś!?- krzyczy Bartek. Teraz jego teoria ma większe pokrycie! Kurwa, zachowuje się jak najebany fan FNaF.

- Podczas sekcji zwłok. Mówiłam ci... ale nie słuchałeś mnie... jak każdy...- wyjaśnia smętnie białowłosa.

Bartka zamurowało i to porządnie. Ona mówiła coś z sensem? Boże... naprawdę jej nie doceniał... cholera jasna! Chłopak czuje się jak ostatni dupek. Będzie musiał jeszcze pogadać z Zero... lecz nie teraz. Teraz muszą się skupić, aby ocalić resztę.

- Och, to rzeczywiście, dobry dowód- potwierdza Sonic. Odwraca na chwilę głowę, ukazując swoje czerwone oczy. Jednak szybko znika znów za rogiem. Bartkowi udaje się dalej zachować spokój, chociaż to już nieco trudne.

- Innym jest puste opakowanie wymienionych wcześniej leków- dodaje Bartek. Bierze głęboki wdech i daje breakshot'a.- Zabrałeś doktorkowie duszę i chciałeś upozorować zabójstwo. Jednak dałeś mu za dużą ilość prochów, co spowodowało śmierć. Ciało podrzuciłeś na parter, przez wentylację, by nas zmylić.

Jest coś jeszcze. Coś ważnego. Coś, co mówiła mu Karolina i powinno mu pomóc.

- A może to było planowane...?- podsuwa Sonic.exe, ale ledwie słyszalna gorycz w jego głosie, oświeca go.

- Nienawidzisz zabijać. To dla ciebie strata. I to wielka!- oznajmia piętnastolatek, czując, iż zasłużył na miano Kirigiri-chan. 

Sonic.exe jest cicho. Są z powrotem na parterze, przed drzwiami sali gimnastycznej. Stoi przed nimi, zwrócony tyłem do nich, Dawid... nie, to Sonic.exe. Tak upomina się Bartek. Teraz to Sonic.exe. Ten jebany jeż.

- Brawo. Rozwiązaliście zagadkę...- Exe odwraca się do nich. Jego czarno-czerwone oczy są obrzydliwe. Do tego, ma szeroki uśmiech, z... z kłami...? Panda mocniej trzyma swoją broń i napina mięśnie. Chłopak widzi, że szykuje się do ataku lub obrony.- Zasłużyliście na nagrodę...

- Uwolnienie nas i naszych przyjaciół...?- zgaduje Bartek, żywiąc cichą, nawiną nadzieje, że to prawda.

- Cóż... można tak powiedzieć!- uśmiech Sonic'a, nie wygląda zbyt przyjaźnie. Ma wyraz twarzy drapieżnika czającego się na ofiarę.- Uwolnię was...ale w szerszym tego słowa znaczeniu.

Bartek wyciąga maniakalnie pistolet i celuje w jeża, kiedy ten zaczyna do nich podchodzić. Pojęcia nie ma, co właściwie Sonic może mu zrobić, lecz powinien teraz strzelić w niego. Jeśli nie w łeb, to w nogę, by przestał łazić. Ale... to ciało Dawida. Jego najlepszego kumpla. Dłoń, którą trzyma pistolet, drży. Nie może tego zrobić. Uszkodzi przyjaciela, który wciąż tam jest.

To nie on, to Sonic!- próbuje się przekonać. Ale serce mu mówi co innego.

Jest sparaliżowany, przez sprzeczne emocje. Lecz szop nie.

Zero naciera na Exe, za uniesionym młotem. Skacze na niego i robi zamach. Sonic, najspokojniej w świecie, schyla się w tył, unikając ciosu. Młot uderza w ścianę. Zero wyszarpuje broń, lecz młot utknął w ścianie. Sonic.exe śmieje się złośliwie i rzuca Zero wyzywające spojrzenie. To wkurza dziewczynę, która olewa młot i rzuca na Exe.

Stara się go bić pięściami. Uderza prawym, lewym sierpowym, kopie, próbuje gryźć, ale Exe unika zręcznie każdego ciosu. Widać, że to demona na sterydach. Dawid w realnym życiu nie mógłby być tak wygimnastykowany. No, chyba, że to Mortal Kombat.

Bartek, po szoku, otrząsa się i rzuca na jeża. Wykorzystując jego skupienie na pandzie, uderza go pistoletem w mordę. Robi to bez namysłu, by jego uczucia wobec kumpla go nie powstrzymały.

Jeż cofa się do tyłu, dostając jeszcze kopniaka od Zero w brzuch. Trzyma się za nos, trzęsąc się. Spogląda na nich. W jego ślepiach widać wściekłość. Zabiera dłoń. Z jego nosa spływa krew, po ustach, kapie z brody. Exe zlizuje ją, a jego oczy świecą się.

- To dziwne...- ogląda swoją rękę, całą we krwi.- Co to jest...? Co to za mrowiące uczucie...?

- To, dziwko, jest ból i krew- tłumaczy Bartek, czując satysfakcję.- Przyzwyczajaj się.

Jego radość znika, widząc powracający uśmiech na twarz jeża, który z chęcią zlizuje krew ze swojej dłoni. Na jego twarzy widać błogość, a oczy są na wpół przymrużone. Obrzydza to z każdą chwilą Bartka. Chłopak spogląda na Zero. Ona ma lekko rozwarte usta, w niedowierzaniu. Sonic.exe otwiera szeroko oczy. Bartek się wzdryga.

Następne zdarzenia to zaledwie kilka sekund. Widzi jak Sonic skacze na niego, jednak... powstrzymuje go Zero. 

Siłują się. To przepychanka- kto, kogo pierwszy przewróci. Ręce i nogi Zero się trzęsą. Sonic jest niewzruszony. Pcha dziewczynę do przodu, a ta zapiera się jak może. Sapie z wysiłku, a z czoła spływa pot.

- Nie... dam... ci... skrzywdzić... Alice!- mówi, między wdechami, Zero. Determinacja w jej tonie szokuje chłopaka. O chuj tu chodzi...?

- To piękne... ale mam inne plany, moja droga.- przyciąga do siebie Zero, ze słodkim uśmiechem. Nim dezorientacja dziewczyny mija, jeż rzuca ją daleko. Białowłosa uderza w ścianę. 

- Zero!- woła Bartek, chcąc do niej podbiec.

Spogląda na Sonic'a.

- Nie zbliżaj się... dobrze ci radzę...

Na nic mu się to zda. Ma przed sobą maszynę do zabijania. Co on może zrobić? Ma dwie kulki w pistolecie, a ta suka ma jakieś matrixy. Mierzy w nią pistoletem. Ma mało kulek, cholera. Zginie tu. A wszystko, przez tę pandę...

Nie, to nie jest jej wina.- prostuje sobie Bartek, chcąc uciec.

Nie jest mu to dane. Zostaje pchnięty na ścianę. Sonic blokuje mu przejście. Uśmiecha się uroczo, jakby miał za chwilę rzygać tęczą. Bartek czuje się jak w jakimś jebniętym yaoi, jednym z tych, które ogląda Julia.

- Obiecuje, zrobić to jak najmniej boleśnie.- mówi jeż i próbuje otworzyć usta brązowowłosego. Nastolatek szarpie się, policzkuje Exe. Jak napastowana laska. Hmpf.

Zaciska mocniej palce na spuście. Musi strzelić. Nie ma wyjścia.

I robi to. Zamyka oczy i strzela. Czuje jak jeż od niego odchodzi. Czuje zapach krwi. Otwiera oczy i prawie krzyczy. Sonic trzyma się za bok, który krwawi.W jego spojrzeniu jest szczęście i to bardzo duże.

- Och... to jest takie... brutalne...i... to... boli...- śmieje się, a z jego oczu lecą łzy.- Dzięki...

- Co...? Jak...? Co...?- nie rozumie Bartek.

- Obym miał taką samą zabawę z Panem Rozpaczy!- oznajmia Sonic.exe, powoli znikając w cieniu.- A może nawet i lepszą...

- Z Panem Rozpaczy? O co ci chodzi? Ej, wracaj!- Bartek biegnie za nim, jednak jeż znika całkiem.

Stoi przez chwilę w oszołomieniu. Następnie przypomina sobie o szopie, słysząc jej jęki. Podchodzi i klęka przy niej. Dziewczyna jest mocno oszołomiona. Bartek próbuje ją ocucić.

Słyszy za sobą skrzyp. Odwraca się. Dostrzega Julię i Jasona, wychodzących z sali gimnastycznej.

- Bartek?- pyta Julia i Jason.

- Julia?!- dziwi się Bartek.

- Puppy...?- jęczy Zero.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top