#.5
- Nie zbliżaj się... dobrze ci radzę...
Na nic mu się to zda. Ma przed sobą maszynę do zabijania. Co on może zrobić? Ma dwie kulki w pistolecie, a ta suka ma jakieś matrixy. Mierzy w nią pistoletem. Ma mało kulek, cholera. Zginie tu. A wszystko, przez tę pandę...
***
Bartek uderza bezsilnie w drzwi. Obok niego, Zero siedzi na podłodze, trzymając swoją zranioną dłoń. Chłopak nigdy nie czuł takiej beznadziei.
Zaraz, po ogłoszeniu tego... tego czegoś, Zero spróbowała rozwalić drzwi swoim nieodłącznym młotem. Kto by się spodziewał, iż zamiast rozjebać drzwi, Zero połamie swój młot i zrobi sobie coś z ramieniem? Panda upadła na podłogę, a Bartek sam zaczął nawalać w te drzwi. Był mocno wkurwiony. A czemu?
Oto mała analiza:
- został zamknięty w pieprzonej, opuszczonej podstawówce,
- został zamknięty sam z jebniętą zabójczynią,
- ona może go spróbować zabić, by się wydostać,
- on nie ma jak się za bardzo obronić,
- jego przyjaciółki zostały uwięzione z dwoma innymi mordercami i pewnie są w mega niebezpieczeństwie,
- jego najlepszy kumpel został opętany przez jeża z okresem,
- jest w niebezpieczeństwie,
Konkluzja- Przejebane.
Kopie w drzwi. jest to bardzo bolesne dla palców i podskakując w jednym miejscu jak upośledzona foka, upada na zadek. Palce u prawej nogi bolą go strasznie, a Zero jęczy cicho z powodu swojej rany.
Brązowowłosy zamyka oczy i liczy do dziesięciu. Musi się uspokoić. Złość i użalanie się nic mu nie da. Detektyw musi być opanowany w każdej sytuacji. Sherlock i Batman szybko wybrnęliby z tego. On też może. Musi tylko się opanować. Oddycha powoli i głęboko. Wdech i wydech, wdech i wydech...
Wstaje. Palce wciąż bolą, jednak ignoruj ból. Skierowanie skupienia na działaniu pomaga mu w tym.
- B-man, w porządku?
Prawa powieka Bartka drga. Tego szopa już trudniej ignorować. Co prawda, chłopak docenia jej pomoc oraz oddanie dla ich spraw, jednak uważa ją za mocno irytującą. Zwłaszcza, jak przechwalała się seksem z jakimś duchem. To przecież nekrofilia!
- Tak... jest okej...- brązowowłosy wzdycha i siada. Przysuwa się do Zero. Numer jeden: sprawdzić stan techniczny drużyny.- Pokaż mi swoje ramię.
- Nie trz...
- Pokaż.- naciska, bez pytania biorąc rękę Zero. Szop zaciska usta z bólu. Bartek sprawdza zranienie, nim Zero zabiera swoją kończynę.
- Mówiłam, że nie trzeba!- jej nagły wybuch złości, zadziwia Bartka. Jeszcze nigdy nie była na niego zła, czy coś.
- Ja... ja chciałem pomóc...- tłumaczy, spokojnie, brązowowłosy.
- Nie potrzebuje jej. Świetnie sobie radzę.- przypadkiem porusza ramieniem i krzywi się z boleści. Bartek kręci głową.
- Ta, widzę... daj mi to...- bierze znów jej dłoń. Patrzy jej w oczy.- Może trochę zaboleć...
Ma zwichnięte ramię, toteż je nastawia. Dziewczyna krzyczy, a z jej oczu lecą łzy. Bartek puszcza ją. Zero umie płakać? Tego też się nie spodziewał. W ogóle, szokuje go, iż ona może mieć jakieś ludzkie odruchy... lub emocje.
- Wybacz... ale nie mogłem zrobić inaczej...- przeprasza Bartek, unikając jej wzroku.
- Nie no... jest okej...- Panda snów uśmiecha się jak wcześniej. Wstaje i podnosi też Bartka.- Idziemy teraz szukać naszego Dream Team!
Bartek ciągnie się z Zero. Próbują wejść gdzieś lub wyjść stąd. Prócz szatni i sali ze sprzętem sportowym nie mogą dostać się nigdzie indziej. Został im tylko jeden pokój do przeszukania i idą tam.
Przez cały ten czas, nastolatek stara się poukładać fakty w głowie. Wszyscy utknęli na jakimś piętrze, biorąc pod uwagę fakt, że parami poszli przeszukiwać piętra i, na razie, on i jego partnerka nie znaleźli nikogo innego.
O co tu chodzi? To główne pytanie, jakie krąży po głowie Bartka. Jeśli ten jeż serio opętał jego kumpla, to jakim jebanym cudem udało mu się tak szybko rozkręcić takie gówno? Przecież Dawid nie ma żadnych specjalnych zdolności, nie oszukujmy się. Czy to moce Exe? Najwyraźniej... czego mogą się spodziewać? Jakie zagrożenie na nich czyha? A może zamysł tego był zupełnie inny- Sonic.exe chce sądził, iż mordercy wytłuką słabszych, a potem siebie. Jeśli to, to u Bartłomieja oraz Zero to nie działa.
Zero... dlaczego ona wciąż z nim współpracuje...? To jest dobre pytanie...
- To chyba sypialnia doktorka!- oświadcza białowłosa i otwiera drzwi.
To nie jest sypialnie doktorka.
To chyba pracownia informatyczna. Są w niej przestarzałe komputery pod ścianami. Na środku, na ławkach położonych obok siebie, leży Doktor Smiley.
Podchodzą do niego. Doktor ma szeroko otworzone oczy, w strachu. Bartek sprawdza jego puls. Nie żyje. W dłoni ściska kopertę. Chłopak sięga po nią i wyciąga, chociaż trochę brzydzi go tykanie trupa. Zero szturcha doktorka, jakby próbowała go wybudzić ze snu.
Piętnastolatek otwiera kopertę i czyta list. Prawie rwie wiadomość, po jej przeczytaniu.
"Drodzy Bartek i Zero!
Jak widzicie, doktor nie żyje! Tylko pytanie, jak to się stało? Czemu to się stało? A, że wiem, iż szukasz swoich przyjaciół, moje polecenie jest proste- w ciągu najbliższej godziny, musisz rozwiązać zagadkę śmierci Doktora Smiley'a! W końcu, jesteś super detektywem, co nie? Wszystkie wskazówki są na tym piętrze, spokojnie. Przyjdę do ciebie za godzinę. Jeśli do tego czasu nie rozwiążesz tego, to twoi przyjaciele zginą!
Całusy, Twój Ulubiony (i Jedyny) Bóg!"
Chłopak gniecie kartkę i rzuca nią w kąt. Na ścianie widzi zegar. Spogląda na niego- jest równo szósta nad ranem. Czyli, od teraz ma godzinę. Zajebiście.
Nie ma super umiejętności... jest bez sprzętu, a to może utrudnić wszystko...
Sherlock nie potrzebował sprzętu.- przypomina sobie.- Dlatego, na razie graj Sherlocka, nie Batmana.
- Zero, zdejmij jego maskę- prosi brązowowłosy.- Musimy zbadać zwłoki.
Szop robi to i Bartek patrzy na zmarłego. Wokół usta ma okropne blizny, jakby po poparzeniu.
Teraz już wiem, czemu nosi maskę.- myśli chłopak i otwiera usta doktorka.
Ogląda je dokładnie. Nie zauważa żadnych większych zmian. Sprawdza klatę i okolice nóg- nie ma żadnych ran, prócz małych pół księżyców na prawym ramieniu. Wyglądają, jak po wbiciu pazurów lub kłów.
Sekcja zwłok niewiele mu daje informacji. Nie tylko z faktu, że jest uboga, po prostu nie pozwala stwierdzić przyczyny zgonu. Chłopak dostrzega, że skrawek koszuli Smiley'a jest rozerwany. Możliwości- chwilowa walka, w której Smiley doznał obrażeń wewnętrznych albo otrucie z przeniesieniem zwłok tutaj.
Panda otwiera szerzej usta zmarłego i ogląda ich wnętrze.
- Rany... co tu jest...? Migdałki, coś białego...- pierdoli od rzeczy i Bartek rozgląda się po pomieszczeniu. Tu też nie ma poszlak.
- Hej, Panda Girl, idziemy- mówi do białowłosej i wychodzi.
Zero wychodzi za nim, skacząc wesoło. Nastolatek patrzy w głąb korytarzu i bierze głęboki oddech.
Czas nieubłaganie ucieka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top