#.27

Matrix upada na kolana. Roześmiany Jack popchnął ją. Dziewczynka dostrzega, iż jest w "sali tronowej" Sonic'a. Sam Sonic, siedzi na swoim tronie, sapiąc ciężko. Kaszle, zakrywając usta rękoma. Ma zapadnięte policzki i worki pod oczami. Z czoła spływa pot. Gdyby nie fakt, iż Ally nie znosi tego jeża, pewnie od razu spróbowałaby jakoś pomóc temu wielkiemu nieszczęściu.

- B-brawo... Jack...- charczy Exe i ponownie łapie go atak kaszlu. Roześmiany niespecjalnie na to reaguje, a dwunastolatka dopiero teraz zdaje sobie sprawę, jak bardzo zniszczone jest ciało tego chłopaka, Dawida, po gościnie jeża w nim.- J-Już niedługo... zmienię tę formę... ale... nie teraz...

Do pomieszczenia wchodzi blondynka, ciągnąc zwłoki Doktora Smiley'a. Exe uśmiecha się łagodnie, ledwo dysząc. Pstryka palcami, a na jego twarzy pojawia się wyraz bólu. Jest coraz bardziej słaby. Jego dłoń świeci na niebiesko i to światło zmierza do Smiley'a. Po kilku sekundach, Doktor kaszle i otwiera oczy. Matrix ogląda to wszystko z fascynacją, podobnie czarno-biały klaun.

Doktorek wstaje i poprawia swoją maskę. Rozgląda się po wszystkich zebranych i kiedy jego spojrzenie pada na Sonic'a, cofa się do tyłu.

- A! Cholera jasna!- klnie czarnowłosy, wściekłym tonem.- To... to ty mnie zaatakowałeś... nie zbliżaj się do mnie! Ani mi się waż!

-Zamknij mordę, żałosny śmiertelniku!- warczy Sonic, powstrzymując się przed kolejnym kaszlnięciem. Prostuje się, ukazując przy tym swoją wychudzoną sylwetkę. Doktorkowi znika gniew w oczach. Zostaje on zastąpiony strachem.- Jak widzisz, moja kondycja pozostawia wiele do życia. Zatem, użyj swoich niesamowitych zdolności i ulecz mnie albo chociaż daj mi jakieś wskazanie.

- Aha... a co będzie, jeśli odmówię leczenia ciebie...?- zadaje dobre pytanie Smiley.

Następne zdarzenia dzieją się tak szybko, iż Matrix nie do końca za nimi nadąża. Blondynka uderza Doktorka w brzuch. Ten zgina się pod wpływem ciosu i dziewczyna sprzedaje mu lewego sierpowego. Czarnowłosy pada na podłogę, trzymając się za uderzony nos. 

- Dalszą część zdarzeń, potrafisz sam sobie wyobrazić...- mówi słabo Sonic, starając się zachować swoją królewską postawę. Napad kaszlu skutecznie to przerywa. Rzuca spojrzenie na Ally, która się wzdryga.- A ciebie, na razie, umieścimy w celi. Później, pomyślę, co z tobą...

W jego oczach dostrzega smutek. Jak ten potwór może być smutny? Blondynka łapie ją za ramię i wychodzą z sali. Jeszcze przed wyjściem, słyszą Smiley'a:

- Dobrze, zatem zacznijmy badania... proszę nie zdejmować spodni! Badanie prostaty później!

Powoli zmierzają do jakiejś piwnicy. Dziewczynka dosłuchuje się cichego szlochu. Wchodzą do miejsca z celami. Matrix sapie z szoku.

Są tam ludzie. Dużo ludzi. Dzieci, dorośli, staruszkowie. Wszyscy leżą, bezruchu, z przerażonymi twarzami. Gdyby nie fakt, że jeszcze oddychają, można by uznać ich za martwych. Blondynka bezceremonialnie wrzuca ją do jednej celi i zamyka ją za sobą. Ally odchodzi jak najdalej od tych wszystkich leżących ludzi, w kąt. Tam, dostrzega źródło płaczu- małą dziewczynkę, którą ledwie da się zauważyć w ciemnym kącie. Wciska się w niego, chowając się. Przypomina ją samą, z pierwszych lat w sierocińcu. 

Tak bardzo chciałaby, by był tu Wyjątek. On by coś zaradził od razu. Ale musi sama sobie radzić, w sytuacji, w której kompletnie nie może sobie poradzić.

Ktoś wchodzi. Do uszu Matrix dochodzą błagania o pomoc. Do jej celi trafia jakiś staruszek. Wrzucają go tam ci sami kolesie, co wcześniej widziała- Jason i tzw. B-man. Oboje robią to z obojętnymi minami. Przypominają jej zimnych, wyrachowanych mafiosów. Dostrzegają kasztanowłosą i nie zwracają na nią zbytniej uwagi. Jason wychodzi z pomieszczenia, a Bartek zostaje pilnować najnowszych więźniów.

Mała dziewczynka nagle głośno smarka. Staruszek, Matrix i Bartek spoglądają w jej stronę. W czerwonych oczach chłopaka pojawia się cień rozpaczy, szybko zastąpiony bez emocjonalnym spojrzeniem. Wchodzi on do celi i wyciąga brutalnie dziewczynkę z kąta. ta szarpie się i krzyczy, rozpraszając B-mana.

- Zostaw ją!- woła Ally i już rzuca się na Bartka, lecz ten unika ataku i Matrix ląduje na podłodze. Strasznie ją bolą kolana i łokcie, musi mieć już nie mocno zdarte.

- W porządku, Al?- pyta się Techna z niepokojem, gdy Bartek i płacząca dziewczynka wychodzą.

- Nie mam pojęcia...- oznajmia przerażona dwunastolatka.

***

- Rozumiem...- mówi Wyjątek, wysłuchując końcówki opowieści dziewczyn.

Są w jego domostwie. Alice zawsze chciała tu przyjść. Wiele słyszała o magicznym przenoszeniu się miejsca i ciekawiło ją. To było jeszcze wtedy, kiedy Alex żył. Spodziewała się, iż przyjdzie tu na luzie z bratem, posiedzą z kilka dni, lisica pobawi się z Ally, pogadają przy herbacie z Wyjątkiem oraz jego przyjaciółmi.

 Nie spodziewała się, że kiedyś tu przyjedzie w tak popranej sytuacji.

Zero leży na jednej z kanap, jest porządnie opatrzona. Alice nerwowo siedzi na fotelu i skubie swój ogon, co robi niezwykle rzadko, ponieważ jest on jest dość wrażliwy. Opowiedziały blondynowi o wszystkim. Ten słuchał z uwagą. Lisica bała mu się spojrzeć w oczy. Nie chciała zobaczyć w nich zawiedzenia i wściekłości. Zły Wyjątek, to niebezpieczny Wyjątek. Zwłaszcza, jeśli dzieje się coś z Ally.

- Zatem... Sonic.exe jest aż tak niebezpieczny... potrafi kontrolować rzeczywistość, lecz jego ciało zbliża się do stanu krytycznego...- podsumuje chłopak, składając dłonie. Po chwili strzela facepalm.- Jestem skończonym idiotą. Nie powinienem pozostawiać was samych. Powinien zainteresować się tą sprawą, gdy jeszcze sekta X działała w Stanach...

- Hej, przecież nikt nie spodziewał się, że ten jeż przyjdzie do takiej chujni jak Polska!- pociesza go Zero, siadając obok niego i kładąc dłoń na jego ramieniu.- A że te suki okazały się mieć level wyższy od nas, to też nie twoja wina!

- Level... Matrix czasem tak mówi...- informuje Wyjątek, a białowłosa dostrzega, iż niespecjalnie go pocieszyła. Odsuwa się od niego.

- Tak samo mówił Dawid...- zauważ szkielet cicho.

- To moja wina... nie pilnowałam jej za dobrze... pozwoliłam dać się zaskoczyć...- usprawiedliwia się Alice, ale Wyjątek jej przerywa:

- Już nieważne... ważne jest to, że musimy ją stamtąd wydostać!

- Yeah! To jest ten Wyjątek, którego lubię!- oświadcza Zero, ożywając się.

- Spokojnie, cyferko. Musimy ustalić najpierw jakiś plan.

- A mówiłeś, iż jest u ciebie Karolina, jedna z niewolnic tego jeża- przypomina Alice, a jej uszy poruszają się powoli, tak samo ogonek.- Możemy wyciągnąć z niej jakieś informacje.

- Nie sądzę, aby było to możliwe- wyznaje Wyjątek, rzeczowym tonem.- Jej stan fizyczny jest koszmarny, a psychiczny... dziewczyna jest mocno zdezorientowana, ma halucynacje oraz napady lęku. Śpi i niech na razie tak pozostanie.

- Co za chuj z tego jeża...- bąka Zero pod nosem.

- Obawiam się też, że wszyscy, którzy są pod jego aktualnym wpływem, będą tacy po odzyskaniu wolności- przerażeni, ze zwidami oraz na skraju śmierci.

- A jak właściwie mamy ich wybudzić z tego dziwnego transu...?- zastanawia się lisica.

- Pojęcia nie mam... ale możemy spróbować użyć mocy Matrix albo moich i porazić ich prądem- objaśnia blondyn, w zamyśleniu.- Według bardzo nieskładnych wyznań Karoliny, Ally to zrobiła na niej i wtedy wpływ Exe osłabł na tyle, że udało się jej uwolnić...

- Zatem, walimy piorunami JJ, Aniołka i B-mana?-Zero ma już w sobie mniej entuzjazmu.

- No niestety.

- Przynajmniej mamy już jakiś plan...- mówi Alice, spokojnie czesząc swój ogonek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top