#.26
Trójka dziewczyn stoi przed wejściem do opuszczonej placówki szkolnej. Zero uderza w drzwi, jednak nic to nie daje.
- Co jest z nimi nie tak...?- zastanawia się na głos, masując rozbolałą dłoń.
- Hm... dajcie mi czegoś spróbować...- prosi Matrix. Szkielet i lisica cofają się w tył. Dwunastolatka skupia energię elektryczną w swoich dłoniach i wystrzeliwuje ją w kierunku drzwi, a konkretniej w zamek. Rozlega się grzmot, Alice zasłania swoje lisie uszy. Zamek jest stopiony. Dziewczynka delikatnie popycha drzwi, które teraz się otwierają.
- To było zajebiste...- stwierdza Zero, wchodząc z Ally do środka.
- Może dla ciebie... moje uszy umierają!- oświadcza Alice, wchodząc za nimi. Jej uszy poruszają się powoli, by w pewnej chwili stanąć. Tak samo ogon.- Czekajcie...
Matrix i panda stają, a demonica nasłuchuje. W przeciwieństwie do swoich towarzyszek, słyszy z daleka jakieś dźwięki. Kroki... nie, nie zwierzęce. To kroki osoby, która nosi ciężkie buty, martensy. Odwraca się i idzie w las, za odgłosem.
- Hej! A ty dokąd?!- woła za nią Zero, biegnąc za nią. Kasztanowłosa i białowłosa próbuję dotrzymać kroku lisicy, której jeden szybki krok, to ich pięć normalnych kroków. Do nozdrzy Alice dociera zapach, który przyspiesza pracę jej serca- to zapach Doktorka.
Wie, że nie jest jej prawdziwym bratem. Aż taka głupia nie jest. Może z wyglądu jest taki sam jak Alex, ale jego charakter, zapach oraz tonacja głosu są zupełnie inne. Poza tym, Alex był ślepy i nie nosił badziewnej maski. To czemu dalej jest z Smiley'em? Bo nie chce być samotna. To ją dobija- całkowita samotność. Dlatego, woli być już z oszustem niż być pozostawioną samej sobie. Zwłaszcza, po tej okropnej śmierci Alexa. Wyjątek nie zdążył mu pomóc na czas. Ona też. Przynajmniej, zmarł szybko, według Wyjątku.
Wyczuwa też smród tej całej dziewczyny Karoliny oraz jakąś przesłodką woń... Alice nigdy nie była w cukierni, lecz potrafi ten zapach, jest idealnym wyobrażaniem woni tego miejsca- dużo słodkiego, świeżo pieczone bułeczki i babeczki, syropy oraz cukier. Zauważa w oddali kogoś. To dwie dziewczyny. Jedna blondynka, druga brunetka. Ciągną za sobą jakiegoś mężczyznę. Lisica rozpoznaje Doktorka. Warczy cicho. Wyskakuje z kryjówki i staje przed dwiema małolatami. Te nie wyglądają na zaskoczone lub wystraszone- ich twarze jasno mówią: "W dupie mamy to, co chcesz zrobić, więc spieprzaj".
- Czemu ciągniecie za sobą braciszka?- syczy Alice, a jej ogonek się stroszy.
Podbiegają do niej Matrix oraz Zero. Ally ma poważną minę, wie, czego może się spodziewać. Zero, tymczasem, jest mocno przerażona, jej oczy lekko drżą, kiedy lustruje swoje przyjaciółki.
Blondynka i brunetka nie odpowiadają. Idą dalej, omijając je. Ciągną za sobą bezwładnego Smiley'a, który nie nic nie reaguje, w końcu jest martwy. To wpienia Alice.
- Hej! Stać!- krzyczy lisica i łapie za ramię brązowowłosą, przerywając ten pochód. Karolina odwraca głowę i rzuca beznamiętne spojrzenie Alice. Wyrywa swoje ramię z jej uścisku. Już ma iść dalej z Julią, lecz demonica chwyta ją za kołnierz koszuli i ciągnie do tyłu, przewracając. Julia stoi, jakby nieco nie wiedząc, co zrobić.
- Alice! Co ty robisz?- stresuje się Matrix, z nerwów zaczynając miętolić ogon lisicy.
- Musimy zdobyć informacje! I zakładników...- Alice stara się nie myśleć o martwym Doktorku. Musi się skupić na tym, by znaleźć osobę odpowiedzialną za jego śmierć i skopać jej dupę. Przyciska brązową nogą do ziemi.- Zwiążcie blondynę. Ja zajmę się tą kuj...
Przerywa jej głośny gwizd Julii. Dziewczyna gwiżdże przez kilka minut, bez przerwy. Ma zamknięte oczy, czekając na coś.
- Eee... a co to miało... AAAA!- nie dokańcza białowłosa, kiedy podbiega do niej lis i wgryza się w nogę. Zero szarpie się, ale zwierzę nie puszcza.
- Trix! Puść cyferkę!- rozkazuje swojemu pupilowi Alice, jednak ten nie zostawia Zero. Dwunastolatka chce już spróbować zabrać lisa, ale ten warczy bardzo groźnie. Widać, iż nie puści, dopóki Julia nie nakaże.
- Każ mu przestać! Już!- woła Matrix, z lekką paniką w głosie.
- Ten lis może mieć wściekliznę!- zauważa Techna, budząc się dopiero teraz do życia.- A w pobliżu nie ma Wyjątku!
Julia gwiżdże raz jeszcze. Lisica słyszy za sobą zbliżające się zwierzę. Nawet kilka zwierząt. Odwraca się i rzuca się na nią wściekły wilk. Pada z nim na glebę. Wilka stara się jej odgryźć twarz, jednak ona skutecznie go powstrzymuje. Warczy i szarpie się z nim.
Panda wreszcie odrzuca od siebie lisa. Ten, powarkując, szykuje się do kolejnego ataku. Matrix nie pozwala na to. Skupia trochę prądu w dłoni i strzela w lisa. Nie za dużo, nie chce mu zrobić krzywdy.
Lis cofa się i rozgląda w szoku. Zaczyna uciekać z miejsca, jednak Julia gwiżdże ponownie i lis nabiera ochoty na śmiertelne harce. Kasztanowłosa pojmuje, że dopóki blondynka gwiżdże, tyle te zwierzęta będą chciały walki. Matrix Matrix chce strzelić w gwiżdżącą Julię, ale ktoś łapie jej dłoń. To Karolina. Z szoku dziewczyna kieruje w jej stronę silny impuls elektryczny.
Brązowowłosa odskakuje w tył, łapiąc się za serce. Oddycha ciężko, a jej dłoń dymi. Próbuje coś powiedzieć, jednak nici jej to uniemożliwiają. Z błędnym wzrokiem, odchodzi w las.
Co ja właśnie zrobiłam...?- myśli Matrix. Chce wystrzelić elektryczność w stronę wilka, ale ktoś ją łapie od tyłu. Dwunastolatka wrzeszczy, lecz ktoś zasłania jej usta.
- Pójdziesz ze mną, dziecko.- szepce jej do ucha Roześmiany Jack. Jego uścisk jest zbyt silny i Ally nie może się wyrwać.
- Jack! Ty przeklęty skurwysynie! Zostaw Matrix!- Zero, nim zdąży podbiec i przyjebać klaunowi, zostaje zaatakowana przez wilki. Powalają na ziemię i starają się pożreć.
Julia spokojnie chwyta dłoń Smiley'a i idzie dalej. Kasztanowłosa znika w czarnej mgle, z klaunem.
- Nie! A-Ally!- rozpacza lisica. Obiecała Wyjątkowi, iż zajmie się nią. Nawet bez tej obietnicy, ta mała jest dla niej jak siostra. Nie może... stracić kolejnej... ważnej... osoby...
Zrzuca z siebie wilki. Pazury i kły stają się dłuższe. Bez problemu atakuje drapieżniki, w tym te, które atakują szkielet i rozszarpuje je. Jej emocje sięgnęły zenitu. Jeśli dalej będzie je w sobie dusić, chyba wybuchnie.
Po wykończeniu ostatniego stwora, rozgląda się. Białowłosa leży zraniona na ziemi, przyciskając dłoń do ugryzionego ramienia.
No cholera...- myśli lisica, oglądając tę masakrę.
***
Karolina idzie przez las. Przez ten znajomy las. A może nieznajomy? Już sama nie wie, gdzie jest i co się dzieje.
Dusi ją zapach dymu. Wszystko płonie. Kto, do cholery, podpalił to miejsce? Serce... jej serce tak bardzo boli. Dlaczego...? Pamięta... pamięta te straszne, czerwone oczy Exe... i... strach... wstyd... poczucie żałości... a potem ciemność. I nagle znalazła się w płonącym lesie, z bolącym jak cholera sercem...
O chuj już tu chodzi...- głowi się, zmierzając dalej. Musi stąd uciec. Jak najdalej.
Przewraca się o gałąź i upada na twarz. Nie może się już ruszyć. Czuje paraliż okolic klatki piersiowej i wie, iż to już koniec. Chce jeszcze krzyczeć o pomoc, o cokolwiek. Wyczuwa, że nie może. Jakby... zszyto jej usta. Słone łzy lecą jej z oczu.
Niech ktoś mnie uratuje...- błaga w myślach, leżąc i szlochając na ziemi.
Dosłuchuje się kroków. Podnosi delikatnie głowę, charcząc. Nad sobą widzi kogoś. Przypomina jej starszego brata- ale różnią ich włosy, które u tego kolesia są w kolorze blondu. Klęka przy dziewczynie i przewraca ją na plecy. Ta nie reaguje na to.
Straciła już przytomność.
***
- I... kurwa...- jęczy Zero, kiedy Alice czyści jej ranę.
- Wybacz... staram się to robić delikatnie...- mówi cicho lisica. Normalnie, ta krew by ją kusiła, ale krew Zero jest pełna chemikaliów, zatem szop jest bezpieczny.- Wyjątek zrobiłby to lepiej...
- Dlatego, tu jestem.
Obie kobiety spoglądają w bok. Na ich twarzach pojawiają się ogromne uśmiechy.
- Wyczułem, że jesteście w kłopotach i mnie potrzebujecie... to jestem.- Wyjątek podchodzi do niech i klęka przy pandzie. Ogląda jej rany, przygryzając wargę.- Nie wygląda to dobrze, ale jakoś temu zaradzimy...
Wyciąga ze swojego plecaka kilka rzeczy i bierze się za porządne opatrywanie Zero. Jemu idzie to szybko oraz bardzo produktywnie. Alice oraz szkielet przyglądają się jego pracy z wyraźną uwagą. Lisica chce, by trwało to jak najdłużej. Nie chce nawet sobie myśleć, co będzie, gdy Wyjątek dowie się o tym, co stało się z Matrix.
- ... i tak właśnie, szukamy B-mana...- opowiada jak najęta Zero, podczas opatrywania jej.
- Dziwne... mówisz o nim jak o swoim chłopaku...- zauważa Wyjątek.
- Przecież wiesz, że wolę kobiety...
- To dlaczego byłaś z Puppeteerem...?
- A jak myślisz? Nie chciałam, by ktoś się domyślił...- syczy białowłosa, a Alice interesuje się sprawą:
- Skoro tak... to może kiedyś pójdziemy gdzieś, razem...?
- Później ułożymy sobie plany matrymonialne, lecz w chwili obecnej...- Wyjątek patrzy w oczy Alice.- Co się stało z Ally?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top