#.20
Jason i Julia idą kamiennym korytarzem. Nie tracili czasu, na próby rozwalenia kamiennej ściany piłą mechaniczną, a wybuchające myszy Jasona się skończyły.
Gdy przechodzą koło pochodni, ona się zapala. Mimo to, blondynka nie może przestać się bać. Kto wie, co ten jeż może zrobić? Widziała, co może i z pewnością nie musi straszyć ich brakiem światła, by dać im odczuć strach. Jason nie wygląda na specjalnie przejętego sytuacją, bardziej na skupionego, ale Julia jest w stanie wyczuć jego zdenerwowanie.
Korytarz wydaje się nie mieć końca. Julia żałuje, że nie ma ze sobą swojego chomika, Ronalda Knox'a. Chociaż jest najmniejszy, ten jasny chomiczek zawsze uwielbia się tulić do Julii. Zawsze umie poprawić humor Julii. Ale go tu nie ma. On teraz siedzi spokojnie w klatce z innymi chomikami i musi się zastanawiać, czemu Julia nie dokarmia go, jak ona zwykła to robić.
Chcę do domu... chcę do domu...- powtarza sobie w myślach.- Nie chce być silna.
Na tę myśl, usta jej się zaciskają w wąską kreskę, a żal w sercu rośnie. Cholerna Karolina. Wie, że ona też ma tego dość i to pewnie bardziej niż inni. Ona już taka jest- udaje, że sytuacja jest okej, by w pewnym momencie, wybuchnąć i jasno powiedzieć, co o tym wszystkim myśli. I chociaż zraniła Julię, nastolatka dalej chce jej pomóc.
- Jak długo to jeszcze będzie się ciągnąć...?- burczy pod nosem Jason.- Gdzieś to musi mieć koniec!
- Racja... p-przecież nie może to być... n-nieskończony korytarz... prawda?- Julia stara się bardziej przekonać samą siebie, aniżeli Jasona.
- Z tym dupkiem, to nigdy nie wiadomo.- stwierdza rudzielec, rozglądając się.
Znienacka, blondynka z daleka dostrzega coś. Kilkanaście pochodni przed nimi się zapala i dostrzegają kogoś na końcu korytarza. To niska osóbka, stoi tyłem do nich. Ma na sobie złtą, błyszczacą marynarkę i czarną spódnicę, do tego żółte zakolanówki z czarnymi krzyżami na nich. Prócz tego, czarne glany, które Julia doskonale rozpoznaje. I jasne, brązowe włosy. Julia poznaje Karolinę. Najwyraźniej, ona też padła ofiarą tego demona.
- Karolina!- woła blondynka i biegnie do przyjaciółki. Naprawdę chce z nią wyjaśnić to wszystko. I chce, by ta ją ochroniła. Karolina zawsze była tą silniejszą w ich duecie, chociaż ma w sobą tę rzadko widzianą łagodność...
Łapie ją za ramię. Okularnica spycha jej dłoń i odwraca się. Oczy Julii rozszerzają się i dziewczyna krzyczy z przerażenia.
Tęczówki Karoliny stały się czerwone, jednak to nie jest najgorsze. Jej usta... Dobry Boże... jej usta zostały zszyte, czarną nicią, tak, iż dziewczyna nie jest w stanie mówić. Wokół miejsca zszycia jest zeschnięta już krew. I jeszcze wygląda to jak uśmiech, któremu przeczy obojętne, bez-emocjonalne spojrzenie. Pod zapiętą marynarką, jest czarna koszula i a spod niej, wystaje łańcuszek z krzyżem.
Julia cofa się w tył, patrząc z przerażeniem na swoją przyjaciółkę. Jason lustruje dziewczynę krytycznym spojrzeniem. Nie przeraża go jej nowy wygląd. Bardziej dziwi go, jak Karolina tu trafiła.
- K-Karolina...? Co c-ci się stało...?- Julia jest bliska płaczu. Trzęsie się, a krew odpływa jej z twarzy. Co się stało z jej przyjaciółką? Czy Sonic naprawdę jest taki okrutny? Ma już podejść jeszcze raz do Karoliny i zmyć jej krew z twarzy, ale ta znów się odwraca i idzie przed siebie.
- Poczekaj!- Julia biegnie do niej, razem z Jasonem.- Zatrzymaj się! Musimy...
To jest już koniec korytarza. Nad nimi jest dziura, która prowadzi do lasu. Słyszą ćwierkanie ptaków i widzą korony drzew.
- To stąd przyszły te niebieskie skurwiele...- rozumie już Jason.- I ty, Karolina.
Ta nie odpowiada. Robi skok i łapie się krawędzi dziury. Podciąga się, wchodząc na trawę. Klęka przy dziurze i wyciąga dłoń, by pomóc im wejść. Julia bez wahania idzie za okularnicą, ale zabawkarz już ma wątpliwości. Po pierwsze, skoro wydostała się drugim wyjściem, to czemu przyszła tym? Drugie, dlaczego wygląda jak prawie udany cosplay Billa Cipher'a? Co się stało, iż zmieniła swoje nastawienie? Paranoja Jasona głośno krzyczy: "ZABIJ!", a on ma dziwne przeczucie, że teraz ma rację.
Jednak postanawia iść za brązowowłosą. Wchodzi na górę bez jej pomocy (jeszcze by go zepchnęła). Karolina idzie przez las, a oni za nią, Ma złożone dłonie za sobą, bez problemu mija gałęzie, krzaki i inne przeszkody. Jason, idący obok Julii, szepce jej:
- To jakiś podstęp.
- O czym ty mówisz?- odszeptuje mu z niedowierzaniem nastolatka.
- Słuchaj, może i zabrzmi to dziwnie... ale nie powinniśmy iść za nią.
- Co? Dlaczego?- nie rozumie Julia. Przecież Karolina na pewno nie chciałaby ich krzywdy!
- Nie chodzi tu już o jej wygląd... jej zachowanie jest podejrzane...
- Jak chcesz, to możesz sobie tu zostać, ale ja idę za nią!- oświadcza Julia, podchodząc do Karoliny i idąc obok niej. Jason wzdycha i dalej za nimi podąża.
Docierają do starej siedziby kultu X. Wchodzą głównym wejściem. Jason zasłania oczy Julii. Pamięta, jak wielką masakrę tu zostawił. A ona jest zbyt delikatna na to. Wchodząc do środka, nie widzi jednak żadnych kości, krwi lub czegokolwiek innego. Bierze z oczu Julii swoje ręce i wyczuwa zapach krwi. Czyli posprzątano tu, jednak nie zrobione nic z zapachem. No super.
Karolina wchodzi do sali, gdzie był pentagram. Sala zmieniła się nieco. Pentagram wciąż tam jest, ale ściany są pomalowane na czerwono, z czarnymi kotarami, a na końcu pomieszczenia, stoi tron. Na tronie, rozłożył się, nie kto inny, jak Exe.
- Witajcie, moi nowi niewolnicy.
***
Zero i Bartek idą dalej platformą. Drzwi za nimi zniknęły i nie mają jak wrócić do swoich przyjaciół. Postanawiają dostać się do nich, tą samą drogą, którą przyszli- przez wentylację. Potem znajdą Karolinę.
Platforma jest cholernie długa. Już długo nią idą. Kiedy się to skończy? Oboje są bardzo zdeterminowani, w znalezieniu przyjaciół. Idą w kompletnej ciszy, Bartek myśli nad tym, co zrobią, jak będą w komplecie. Będą musieli znaleźć sposób na pokonanie tego jeża i przywrócenie Puppeteera oraz Dawida. Karolina powinna znać sposób. Chyba. Wydawała się zmieszana, kiedy zapytano ją o to. Raczej nie kłamała? Przynajmniej, taką nadzieje ma Bartek.
- Pee-ka-pee-ka-boo! Mam was!
Odwracają się. Za nimi stoi czarno-biały klaun, niesławny Roześmiany Jack. Żuje sobie gumę, puszczając balony.
- Och! Cześć Jackie!- woła do niego Zero, machając.- Dawno się nie widzieliśmy!
- Racja, szkielecie, dawno się nie widzieliśmy- potwierdza klaun, wypluwając gumę.- Jak widzę, masz nowego fagasa...
- Nie jesteśmy razem.- zaprzecza Bartek.
- Oczywiście, oczywiście... mój mistrz chce was obydwu. Razem.- oznajmia Jack, podchodząc do nich.- Zatem, chodźmy po dobroci albo, co mi się bardziej spodoba, walczcie...
- Wolę walkę.- Bartek wyciąga pistolet i ma strzelić w klauna, jednak ten zmienia się w czarną chmurę. Chłopak rozgląda się, zdezorientowany. Ktoś go łapie za koszulę i przyciąga w tył. Nim się spostrzega, Jack przystawia mu do szyj nóż. Pistolet wypada mu z dłoni.
- Hej! Zostaw Alice!- Zero biegnie do nich, by zaatakować klauna. Ten, tylko odsuwa się w bok i panda aka szkielet, spada z platformy. Bartek patrzy z przerażeniem, jak jego "partnerka" znika w ciemności. Po kilku strasznych sekundach, słychać głośny plusk. Na dole jest rzeka. A na ile głęboka? Tego już nie wie.
Od kiedy się o nią martwię?- zastanawia się Bartek.
- Dobra, jebać ją. Idziemy do Mistrza!- pojawia się czarna mgła i nastolatek czuje ból na całym ciele. To okropne. Ma już krzyczeć, kiedy znika ona. Przez rozmazane spojrzenie, widzi kilka osób. Do jego uszu docierają piski. Mruga kilka razy i zostaje popchnięty.
Pada na kolana, przed kimś. Dostrzega, iż to jest Sonic. Natychmiast wstaje i szykuje się do pozycji obronnej.
- Co tu się dzieje?- warczy do jeża, robiąc kilka kroków w tył.
- A, takie tam... tylko zaprzyjaźniam się z moimi nowymi strażnikami...- wyjaśnia Exe, wskazując na coś, za Bartkiem. Ten się odwraca i widzi kompletny chaos.
Karolina, z zszytymi ustami i czerwonymi oczami gra w papier, kamień i nożyce z Julią, która ma jedno oko zasłonięte opaską, a drugie czerwone. Jason leży na podłodze, tyłem do Bartka, a Roześmiany je cukierki. Nastolatek podnosi jedną brew.
- Co tu się...- nie dokańcza, gdyż przerywa mu Exe, przewracając go. Zajmuje nad nim miejsce, uśmiechając się wesoło. Nad Bartkiem stoją wszyscy- Roześmiany, Karolina, Julia, Jason. Prócz Jacka, wszyscy mają czerwone oczy i jakąś okropną ranę. Julia, najwyraźniej, nie ma jednego oka. Na klacie Jasona zieje pusta, jakby wyrwano mu serce. Przeraża to Bartka.
- Coś ty im zrobił, potworze!?- krzyczy, chociaż wie, że nikt go nie uratuje.
- Och... nic takiego... tylko przekonali się, jak wygląda moja władza...- Sonic śmieje się.- Ty też się przekonasz...
Patrzy Bartkowi w oczy. Chłopak dostrzega coś w nich. Wrzask uwalnia się z jego gardła i rozdziera powietrze. Próbuje się wyrwać, ale nie może. Nie chce tu być, chce uciec, zaszyć się w bezpiecznej kryjówce.
Sonic.exe tylko się uśmiecha.
***
Tymczasem, w okolicach wejścia do lasu, przez leśną drogę, idzie pewna dwunastolatka. Wygląda jak przeciętna dziewczynka w jej wieku- kasztanowe włosy do ramion, lekko rumiana buzia, ledwie widoczne, lecz już pojawiające się kobiece kształty. Od tych wszystkich, typowych dziewczynek w jej wieku, różnią ją oczy- pionowe i poziome, ruchome kreski na zielonym tle. Jedyne, co pokazywało prawdę na jej temat.
Dziewczynka zmierzała w stronę potężnego sygnału, który wyczuła niedawno. Dobrze wiedziała, kto go wytworzył- demon, którego od dawna szukała. Wyjątek, jej ukochany opiekun, powiedział, iż ten jeż jest w tym lesie i to bardzo ważne, by go powstrzymać. On sam nie może, niestety. Stwierdził, iż ktoś użył bardzo prostej, lecz bardzo skutecznej magii, aby mu to uniemożliwić. Dziewczynka zamierza się dowiedzieć, kto to zrobił, jak to zrobił i pozbyć się go.
Jej biało-niebieskie trampki brudzą się od leśnego błota. Krzywi się trochę. Będzie musiała go wyczyścić po całej akcji. Jednak nie jest to nic wielkiego, by ją teraz powstrzymało. Mogą ją powstrzymać teraz dzikie zwierzęta. Albo ten jeż. Albo jego słudzy. W głowie dwunastolatki pojawiają się różne, ciemne scenariusze. Wyrzuca je z głowy. Musi się skupić.
- Hej, Techna- mówi do smartwacha na swoim ręku.
Smartwach się uruchamia i na ekranie pojawia się twarz jej elektronicznej przyjaciółki.
- Witaj, Ally... przepraszam, Matrix.- puszcza oczko do dziewczynki i uśmiecha się. Ally też się uśmiecha. Techna może na nią mówić jak chce. W końcu, to jej najlepsza przyjaciółka, prócz Wyjątku, oczywiście.- Potrzebujesz pomocy? Wiem, że już jesteś blisko Sonic.exe.
Sonic.exe. Od kilku miesięcy przyczajała się na niego. Wyjątek od kilku lat z łatwością powstrzymał go od zapanowania nad tym wymiarem, ale od kilku miesięcy nie mógł tego robić. Miał ważne sprawy do załatwienia i poprosił Matrix o zajęcie się tym demonem. Dziewczynka zgodziła się z chęcią. Zwłaszcza, kiedy dowiedziała się, że Exe zabrał jej zemstę na swoich rodzicach.
Niestety, jeż uciekł ze swoimi wyznawcami do Polski i Matrix tropiła go od pewnego czasu. Długa go szukała, dopóki nie wyczuła dziwnego sygnału. I tak, dotarła tutaj. Teraz, musi się zająć nim i zemścić. Zemści się na wszystkich, którzy mu pomagali. Ale tylko tych z własnej woli. Zastraszanych i zmuszonych, puści wolno.
- Tak, chcę go wyśledzić za pomocą sygnału GPS.- potwierdza Ally i uruchamia GPS. Prędko znajduje jego lokalizację. To niedaleko.
- Sonic... pora odłączyć ci baterię.- cicho mówi dziewczynka. Podciąga białe spodenki i rusza ku demonowi.
***
Postać Ally "Matrix" należy do użytkownika Wattpad MrD108
Pochodzi z jego autorskiej creepypasty "Matrix" (polecam, dobra). Tym razem, w przeciwieństwie do postaci Alice, sam autor pozwala ją używać w swoich powieściach, zatem nie kradnę jej i nie zaczynajcie o to gówno-burzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top