#.2

Spazmy wstrząsają Julią. Boi się. Boi się i to bardzo.

Siedzi skulona pod ścianą i cicho łka. Jason już od kilku minut, bezskutecznie, próbuje rozwalić drzwi za pomocą swojej piły mechanicznej. Na razie, to trzyma dziewczynę przy życiu. Nie chce nawet sobie wyobrażać, co będzie, jeśli nie uda im się wyjść. 

Ten głos... to prawda...? Czy ktokolwiek, byłby w stanie zabić kogoś, aby się stąd wydostać...? Nie chce w to wierzyć. To zbyt szalone. Nie może być aż tak źle. Ona na pewno nie spróbuje zrobić czegoś Jasonowi. Czy Zabawkarz myśli tak samo jak ona...? 

Nie może mieć pewności. To morderca. Jak ta Zero i Puppeteer. Karolina da sobie radę z Marionetkarzem. Jej przyjaciółka zajebiście dobrze sobie radzi w najróżniejszych sytuacjach. Nic jej nie będzie. Bardziej ją martwi Bartek. Od początku nie lubiła tej pandy... co ona może mu teraz robić? Nic dobrego.

O mój Yato... czemu...?- myśli, a z jej oczu płyną kolejne łzy.

- JEBANE GÓWNO!- drze się Jason. Piła nic nie pomogła. Drzwi ani drgnęły. Nie ma nawet rysy lub draśnięcia. To tylko jeszcze bardziej wkurza rudzielca, który ma już zielone oczy oraz kilka białych pasemek. - Pierdolę to...

Rzuca piłę na bok. Ląduje ona obok Julii. Blondynka prawie piszczy, widząc krew na niej. Bardzo nie chce, by jej jucha znalazła się na ostrzu.

Nie chce skończyć jak Madame Red!- myśli, z paniką. Ale nie jest w stanie ruszyć się z miejsca. Strach ją paraliżuje.

- Otwieraj się! O-T-W-I-E-R-A-J!- krzyczy Jason, bijąc w drzwi i kopiąc w nie. Jest całkowicie sfrustrowany. Że też dał się wpakować w tę głupią przygodę! A mógł spokojnie popijać herbatę. Ale nie, on musiał dać się oczarować tej dziewczynie i iść za nią...

Spogląda na nią i jego gniew częściowo wyparowuje. Poznał ją niedawno, a zdążył bardzo polubić. Kulturalna, miła, ładna od razu zrobiła na nim dobre wrażenie. Chociaż nie powinien, zatrudnił ją w swoim sklepie. Jak się okazało, była też bardzo uczciwa i pracowita. Może nawet zbyt pracowita. Chciała zrobić wszystko sama, chciała robić nadgodziny, nie chciała wolnego. 

Jason, uspokój się. Nie możesz jej ufać.- upomina się Zabawkarz.- Dobrze wiesz, jacy są ludzie. Wbiją ci nóż w plecy. I ona jeszcze to zrobi.

Mimo, iż współczuje roztrzęsionej dziewczynie, nie chce zawierać z nią głębszych więzi. Nie chce być już zranionym. Nie po to uciekł ze Stanów, by teraz wszystko powróciło...

Chcąc nie chcąc, siada obok niej. Dotyka jej ramienia.

- Hej, spokojnie... będzie dobrze...- pociesza ją Jason. Obowiązek opieki przysłania nieco jego logikę. Nie chce, by Julia czuła się źle. Jakby nie patrzeć, jest tutaj dorosłym i powinien dbać o młodszą przyjaciółkę.

Jak ja tego nienawidzę.-myśli rudzielec.

- J-jest pan pewien...? C-co jeśli coś się nam stanie...?- pyta Julia, ze łzami w oczach. 

Jason wyciąga chusteczkę z kieszeni i podaje dziewczynie. Blondynka wyciera sobie oczy i wydmuchuje nos. Trochę się uspokaja. Bliskość rudzielca ją uspokaja. Już od miesiąca go znała, ale on nie znał jej. Śledziła go i obserwowałam. Bała się zagadać. Tak, zachowywała się jak pieprzona yandere i dobrze jej było. To znaczy, nie było, ponieważ nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Dopiero wsparcie moralne Karoliny ją zmotywowało, by porozmawiać z nim. I udało jej się zacząć pracować w jego sklepie. Była strasznie szczęśliwa...

Szkoda, że wszystko poszło się, za przeproszeniem, jebać.

- Niewiele może nam się tutaj stać... poza tym, w razie czego mam broń, zatem mamy się jak bronić- Jason wstaje i wyciąga dłoń do Julii.- Chodź, przecież tu jest kilka wyjść, prawda?

Blondynka czuje się onieśmielona jego śmiałym uśmiechem. Przełyka ślinę i łapie jego dłoń. Wstaje i idzie ze swoim szefem. Całe miejsce jest rodem z krwawego anime- ciemno, są pajęczyny, jest ponury klimat. 

Tylko niech to nie będzie następne "Corpse Party"...- błaga blondynka w myślach.

Muszę jej pilnować, aby mnie nie zdradziła.- takie postanowienie ma Jason.

Niestety, nie są w stanie otworzyć innych drzwi, prócz pokoju nauczycielskiego i gabinetu pielęgniarki. Jednak tam nic nie ma pożytecznego. Próbują rozwalić okna- to też nie zdaje testu. Julia wyczuwa coraz większą irytację Jasona. Jason widzi przerażenie rosnące na twarzy Julii.

Rudzielec bez efektu wali piłą w drzwi. Z czego one są? Co to za materiał? Jak znajdzie tego skurwiela, który ich tutaj zamknął, to porządnie mu wpieprzy. I to ze stylem!

Wreszcie, z wkurzenia, uderza z całej siły pięścią w nie. Jednak to też nie daje nic i rudzielec cofa się kilka kroków w tył, po uderzeniu. Macha rękoma, starając się utrzymać równowagę. Dłonią, którą uderzył, rozbija szklany słoik stojący na jednej z półek. Zawartość słoika pryska na podłogę. Julia piszczy.

To krew. Dużo krwi. Łzy jej znów napływają do oczu. Powstrzymuje je, widząc jak Jason przyciska sobie dłoń do klaty. Natychmiast do niego podchodzi.

- Wszystko w porządku? Pokaż mi to- prosi, ze zmartwieniem w głosie.

- Nie, nie trze...

- Pokaż.- naciska dziewczyna i bez jego zgody bierze zranioną dłoń. Ogląda ją, przygryzając wargę. Ma kilka odłamków szkła, wbitych w palce i siniaka. Do tego ta krew ze słoika... Jason może dostać zakażenia.- Musimy to opatrzyć. Już.

- Ale...

- Żadnych "ale". Chodź.- uruchamia jej się tryb "starsza siostra". Ciągnie go delikatnie za płaszcz, nie za dłoń, by nie sprawić mu bólu. 

Ta troska zadziwia Jasona. Spodziewał się, iż dziewczyna prędzej popłacze się i on będzie musiał zająć się nią. Jednak jest ona twarda. I to jeszcze bardziej utwierdza go w przekonaniu, by jej nie ufać. Kto wie, co naprawdę planuje?

Docierają do gabinetu pielęgniarki. Tam Julia usadza Jasona na jednym z łóżek i zajmuje się jego dłonią. Wpierw wyciąga odłamki szkła. Ręce jej się trzęsą. Obawia się, iż zrobi mu krzywdę. Jason zauważa to.

- Ja się tym zajmę. Przygotuj bandaż.- mówi, posyłając jej miły uśmiech. W głębi duszy, nie chce, by ona go dotykała. Przezorny zawsze ostrożny.

Dziewczyna niechętnie potakuje mu i wstaje, w poszukiwaniu bandaży i jody, by oczyścić ranę. Jason, z lekkim bóle, wyciąga szkło. Robi to zręcznie i szybko. Julia przygląda się temu z podziwem.

- Wow... to było niezłe...- stwierdza dziewczyna, biorąc dłoń Zabawkarza.- Masz wprawę...

- Tworzę zabawki. To normal... ajć...- syczy cicho, kiedy dziewczyna czyści ranę gazą, nasączoną jodem.

- Zabolało? Wybacz, ale musi. Nie chcę... z-zranić...- przeprasza blondynka, delikatnie się rumieniąc.- Ale... wiesz... tworzysz naprawdę wspaniałe rzeczy... ja nigdy nie umiałabym czegoś takiego zrobić...

- Całe lata ćwiczyłem, więc zdążyłem nabrać praktyki- Jason wypina nieco klatę, w akcie dumy.- Prawdą jest, że mało kto mi dorównuje.

- Ja nie mam żadnych talentów...- oznajmia smętnie nastolatka, owijając dokładnie dłoń Zabawkarza w bandaż. Kiedy dotyka jego dłoń swoją dłonią... robi jej się ciepło na serduszku.

- Cóż... każdy ma jakąś zdolność. Nawet sam brak talentu można zaliczyć jako talent.- żartuje Jason. Julia ostrożnie się uśmiecha.- Ale na poważnie, jesteś bardzo pracowitą osobą. Nie potrzebujesz talentu.

Dziewczyna rumieni się już mocniej. Jason używa starej taktyki- oczaruj, wykorzystaj i porzuć. Idealna do warunków, w jakich się znaleźli.

Julia czuje się strasznie dziwnie z komplementem od niego. Powstrzymuje się przed dziwacznym chichotem lub inną, głupią reakcją. Nie chce wyjść na idiotkę przy nim. Chrząka i marzy, aby jej policzki wróciły do normalności.

- Nie jestem jakoś specjalna... chociaż wszyscy mi to mówią...- oświadcza dziewczyna.

Od kilku lat słyszy same pozytywy pod swoim adresem. Od nauczycieli, że jest wzorową uczennicą, od przyjaciół, że jest wspaniałą przyjaciółką, od rodziny, iż jest idealną córeczką. Ona nie uważa się za kogoś wyjątkowego. Jest milion osób takich jak ona. Co jest wyjątkowego w Otaku, kochającej zwierzęta?

- A co takiego mówią dokładnie...?- interesuje się Jason. Chce jej dać wrażenie, przyjaciela, który wysłucha i pomoże. I będzie mógł też, wyrobić sobie nieco inne zdanie o niej. Dwie pieczenia na jednym ogniu.

- Mówią, że jestem bardzo dobra... iż mam dobre serce, że jestem dla nich Onee-chan*... nawet mówią, że jestem aniołem...- wyznaje blondynka, czując się nieco zawstydzona tym wyznaniem.

- Według mnie, anioł pasuje bardziej od Barbie.- te słowa wprawiają Julię w większe zakłopotanie.- Dbasz o tyle żyć...

- C-chodzi ci o moje gryzonie...?

Hoduje dość sporo zwierząt. Trzy chomiki, dwa króliczki, dwa szczury, myszki, podwórkowe koty... zawsze musiała przygarnąć jakieś zwierzątko. Nie mogła bez nich żyć. Jedynie nie toleruje owadów. Przerażają ją.

- Tak. Sam nigdy nie byłbym w stanie zajmować się tyloma...

- Biedactwa... pewnie muszą na mnie czekać...- Julia wzdycha. Myśli o mamie, tacie i bracie. Pewnie wszyscy na nią czekają. Na myśl, że może już do nich nie wrócić, chce płakać.

Nie płacz. Karolina dałaby ci z liścia.- przekonuje samą siebie i powstrzymuje łzy. Posyła Jasonowi radosny uśmiech.

- Robiłeś zabawki od lat... kiedy zacząłeś...?- zagaduje Julia, chcąc przestać słuchać o sobie.

- Och... zacząłem jak miałem dziewięć lat... tak, dziewięć lat...- przypomina sobie mężczyzna.- Moi rodzice zabronili mi mieć zabawek. Nie chcieli, bym tracił czas na pierdoły.

- Co? Jak tak można? Byłeś przecież tylko dzieckiem!- zauważa Julia, czując natychmiastową antypatię do rodziców rudzielca. Jak można to robić dziecku?

- Jednak ja byłem sprytnym dzieckiem: robiłem drewniane figurki i zakopywałem w szkolnym ogródku. Wychodziłem czasem, zakradałem się pod szkołę i bawiłem się- opowiada Zabawkarz.- Można powiedzieć, że to wzbudziło moją miłość do zabawek oraz ich tworzenia.

- Niesamowite.- stwierdza Julia.- Powinnam się od ciebie uczyć, Senpai.

Julia otwiera szeroko oczy, zdając sobie sprawę, co powiedziała. Senpai. To określenie kogoś wyższego rangą... lub określenia miłości.

Oby myślał, że chodzi o to drugie.- modli się dziewczyna.

Jason nie kuma do końca, o co chodzi z tym "Senpai'em". Nie łapie tego dzinwego anime-slangu. Oglądał tylko jeden odcinek, jednego anime i rozumie tylko, że mówi się tak na swojego szefa i ogólnie kogoś starszego. To ma sens. Jest jej szefem i osobą dorosłą. Tylko... czemu dziewczyna wygląda na przerażoną?

- W-wiesz... zostawiłeś... piłę... przyniosę ci ją!- woła blondynka, wstając.

- Hej, czekaj! Ja mogę...

- Nie, nie, nie. Zostań tu. Odpoczywaj. Dam sobie radę...- Julia prędko opuszcza pomieszczenie.

Idąc po tę piłę, uśmiecha się głupkowato, wystukując na ścianch opening "Mira Nikki".

***

Onee-chan: starsza siostra po polsku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top