#.19
-Jestem gówniakiem! Jebanym, małym brajankiem!- rozpacza Dawid, próbując wstać. Zaplątuje się w we własnych, za dużych ubraniach i upada na podłogę. Z jego oczu lecą łzy.- To niesprawiedliwe! Nie chcę być mały! Chce być duży!
Bije małymi piąstkami w podłogę i ryczy. Dla Puppeteera to dość irytujący dźwięk, który za bardzo przypomina mu czasy, gdy musiał opiekować się młodszym rodzeństwem, przez co nie miał życia towarzyskiego.
Ale bardzo źle byłoby teraz tak nic nie zrobić. Duch wzdycha i bierze, bardzo młodego teraz, chłopaka na ręce. Przytula go i kołysze, głaszcząc po plecach. Dawid wtula się w niego, co raczej nie jest dziwne, biorąc pod uwagę fakt, iż właśnie jego psychika spadła do poziomu trzylatka.
- Spokojnie, młody... będzie dobrze...- uspokaja go cicho.- Znajdziemy sposób, byś mógł dalej być tym nastoletnim frajerem... chociaż w tej formie łatwiej ci będzie wyrywać panienki.
- Ale... ale nie chcę być taki!- szlocha dalej Dawid.- Karolina nie lubi dzieci!
No kurwa.- myśli Puppeteer, wymyślając jak mógłby pocieszyć Dawida, który dalej płacze. Spogląda na miejsce, w którym są. To taki trochę ubogo urządzony dom, który próbuje udawać bogaty. Wchodzi do salonu. Zaskakuje go fakt, iż jedna z sypialni, zamiast ściany, ma jebane okno, przez które doskonale można zobaczyć, co się tam dzieje z salonu.
Przejebane, jakby teściowie się zjawili wieczorem.- stwierdza w myślach i idzie na górę, dalej nosząc Dawida na rękach. Sam dzieciak już się trochę uspokoił, ale wciąż cicho szlocha. Mocno trzyma małymi rączkami płaszcz Puppeta, wtulając małą główkę w jego ramię. Szarak znajduje łazienkę, gabinet i pokój dla dziecka. W ostatnim, sadza młodego na fotelu i bierze chusteczki. Daje je mu, by wytarł łzy. Ten robi to.
- O... o cim mówił t-ten j-jeź...?- pyta się go Dawida, wydmuchując nos. Jego dykcja się pogorszyła.- O... jakiś... ofiarach... o cio mu chodziło...?
- Och... to... jakby ci to wytłumaczyć...- Puppeteer siada obok chłopaka na fotelu. Dawid od razu zmienia swoją pozycję i usadza mu się na kolanach. Patrzy na niego z wyczekiwaniem. Chce odpowiedzi. Duch nie jest pewny, co ma mu powiedzieć.- Sam wiesz... jestem mordercą... i...
- Ciemu?- nie rozumie Dawid. Chociaż jest teraz w emocjonalnej otoczce małego dziecka, dalej jest w stanie ogarniać wszystko jak nastolatek. I stara się zrozumieć, jak można zabijać. Teraz zdaje sobie sprawę, że przecież wiele osób, z którymi się spotkał, to mordercy- Zero, Jason, Alice, Roześmiany, Sonic.exe... wiele razy myślał nad śmiercią. I nad zabójcami. Nie jest jakiś inny pod tym względem, boi się tego.
- Cóż... potrzebuje tego... cierpienie ludzkie, smutek... dzięki temu żyję.- tłumaczy spokojnie Puppeteer. Jeszcze nigdy nie musiał tego wyjaśniać osobie, niepowiązanej z tym chorym światem creepypast. Osobie, która nie ma zielonego pojęcia, o tym świecie.- Nie wiem sam, czemu... lecz bez tego, drugi raz kopnąłbym w kalendarz.
- To... gdybyś nie musiał, nie zabijałbyś...?- strzela dzieciak, patrząc w oczy ducha. Marionetkarz zastanawia się nad odpowiedzią. Prawdą jest, iż... iż nie wyobraża sobie życia bez tego. To dla niego równie naturalne i potrzebne jak oddychanie oraz spanie.
- Nie wiem... być może.- odpowiada zgodnie z prawdą. Dzieciak siedzi dalej na jego kolanach, wygląda na głęboko zamyślonego. Puppet też nic nie mówi. Cisza staje się trochę krępująca. Sam duch, ma przemyślenia na temat swojego życia. Po swojej śmierci stał się zupełnie nową osobą, z zupełnie nowym życiem... by znów trafić do chujni. Nie spodziewał się, iż będzie musiał niańczyć w innym wymiarze trzyletniego nastolatka.
Dawida, tymczasem, nie podoba się ta cisza. Musi ją przerwać, inaczej się zesra, a to bardzo możliwe, w jego obecnej kondycji.
- Zgadłem twoje imię, wiesz?- oznajmia nagle, machając nogami.
- Co masz na myśli...?
- Ta wiedźma, Abigail, pytała się o nasze imiona. Nie chciałem jej mówić o twoim prawdziwym imieniu, zatem wymyśliłem coś na prędko... Jonathanie Blake...
- Nie mów tak na mnie.- syczy duch, a w jego oczach pojawia się pomarańczowy błysk. Dawid, zwija się w kulkę ze strachu. Marionetkarz dostrzega, że zjebał sytuację.
- Rany... wybacz... nie lubię wspominać mojej kiepskiej przeszłości...- przepraszam niezręcznie Puppeteer.
- Spoko!- woła Dawid i prostuje się. Ziewa, przeciągając się. Układa się wygodnie na kolanach Puppeteera, uśmiechając się diabolicznie.- A skoro jestem teraz bezbronnym, małym dzieckiem... daj mi jeść.
- Co takiego?- oburza się duch.- Może i jestem dorosłym, ale nie jestem twoją cholerną niańką!
- A skończyłeś jakieś studia?- zmienia temat Dawid.
- Tak...- potwierdza Puppet.
- Jaki kierunek? Filozofia, teatr?
- Kształciłem się w kierunku teatru...
- Och, to zrób mi frytki z ketchupem, żałosny studencie.- rozkazuje dzieciak, schodząc z jego kolan i zaczynając tańczyć.- I to prędko! Jak w musicalu!
- Hejże! Nie jestem twoim niewolnikiem! Mógłbym być twoim ojcem!- oznajmia Puppeteer, wstając.- I na pewno nie będę latał na twoje życzenie!
- A... a ile masz lat...?- zastanawia się Dawid.
- Nie liczę... ale tak gdzieś 48... może 49...? Chuj wie...- informuje szarak, składając ręce na klacie.
- Może mój ojciec ma tyle...- mówi cicho do siebie Dawid.
Ciężko go sobie wyobrazić. Ojca. Człowieka, którego praktycznie nie zna. Według matki, był bardzo charyzmatyczny. I tyle. Nic więcej. Żadnych zdjęć, opowieści, niczego. Był charyzmatyczny. I to koniec. Więcej nie wie.
- Ej, młody, dlaczego tak nagle zamilkłeś?- Puppeteer staje przed nim. Dawid wraca do rzeczywistości.
- Zamyśliłem się... a coś mówiłeś?
- Nie... tylko...
- OCH, PUPPY! GDZIE JESTEŚ?!- krzyczy głos z dołu. Głos tego gejowskiego jeża, Sonic'a. Mężczyzna i dzieciak podskakują z szoku i strachu. Słychać skrzypienie na schodach, które wywołuje w nich panikę.
- O nie, nie, nie, nie...- Dawid mruczy to pod nosem jak mantrę.- Mamy przesrane.
- Mi to mówisz? To on chce mnie zgwałcić, nie ciebie- Puppeteer składa ręce jak do modlitwy.- Panie Boże, za jakie grzechy, ten jeż i mnóstwo popieprzonych nastolatek, chce mi się dobrać do dupy?
- Bo jest zajebista!- oświadcza Sonic.exe, wchodząc do pokoju. Ma na sobie błękitną sukienkę, z białym fartuszkiem, białe podkolanówki i czarne pantofle. Wygląda jak stereotypowa, idealna pani domu. Jednak w tym przypadku, jak idealny gej domu.
- A zostaw mnie wreszcie w spokoju!- drze się na niego duch, mając go naprawdę dość. Czemu nikt nie może kopnąć go w dupę, by wylądował między wymiarami i nie wkurwiał?- Tak trudno to pojąć?
- A tobie tak trudno ujrzeć moją miłość...?- Sonic trzepocze powieki. Chce wyglądać słodko, a wygląda jakby miał wylew.- Chcę cię tylko kochać!
- A spierdalaj!- woła mały Dawid, dzielnie stając w obronie szaraka.
- Hm... sądziłem, że jako dziecko będziesz mniej irytujący... myliłem się...- łapie Dawida za koszulkę i przybliża do swojej twarzy.- Lepiej, jak przywrócę cię tam, skąd przyszedłeś.
I rzuca dzieckiem o szafę. Ta pęka i widać za nią czarną dziurę. Wpada do niej chłopiec i tyle było go widać. Puppeteer ogląda jego wypad. Musi zrobić to samo, lecz drogą zagradza mu zakochany demon.
- Tak... teraz możemy zająć się sobą jak dorośli...- nim Puppeteer zdąży zareagować, jeż rzuca się na niego i przygwożdża do podłogi, siadając na nim okrakiem. Jego mina jasno mówi: "Zerżnę cię". Puppeteer pluje mu w oko. Trafia. Exe ze śmiechem wyciera je.
- Hoho... nie sądziłem, iż lubisz się tak bawić...- śmieje się i oblizuje usta.- Och, mam jeszcze wiele do odkrycia przed sobą...
- Wybacz, ale ja ci nie pomogę.- duch spycha z siebie jeża. Teraz on jest na górze i zaciska dłoń na gardle Exe. Z chęcią udusiłby go, ale wie, że to niemożliwe. Oby Fox coś wymyśliła. Lub Dawid. Ktokolwiek.
- Puppeteer, ile jeszcze będziesz walczył...?- pyta się go ze znużeniem jeż.- Dobrze wiesz, że będąc ze mną, możesz wszystko. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Miałbyś wszystko. Nawet tych swoich przeklętych, głupich przyjaciół, jeśli to byłoby twoje życzenie.
- Nie dziękuje... nie potrzebuje tego...- odpowiada duch, chociaż opcja wyjebania na wszystko brzmi nieźle. Taka władza... ale Puppeteer nie ufa nikomu. A zwłaszcza, demonicznym, pedalskim jeżom.
- Nie daj się prosić...
- Nie!- woła Puppeteer i wstaje szybko. Kłania się jeżowi.- A teraz wybacz... mój przyjaciel mnie woła!
Odwraca się i skacze do dziury. Słyszy za sobą wrzaski Exe, lecz nie reaguje. Prędko ląduje na powierzchni. Zauważa normalnego już Dawida. Bierze go za rękę i biegną jak najszybciej mogą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top