#.16

Wpadają do zupełnie innego miejsca. Są na metalowej platformie. Z łatwością mieszczą się wszyscy. Rozglądają się. Ciemno w chuj, tylko nieliczne lampki wysoko na suficie dają nikłe światło.

Jason zamyka za nimi drzwi. Słychać skrobie i syczenie zza drzwi, lecz małe chuje się tu nie dostają. Ale nie mogą odetchnąć jeszcze z ulgą. Wciąż są uwięzieni.

- Musimy iść dalej- mówi Karolina, kierując się w stronę przeciwną drzwiom. Choć stara się to ukryć, widać, że pada z nóg. Niepokoi to Bartka. Wie, jak dobrze jego kuzynka może udawać. Jak on sam może dobrze udawać. Cholera, w ich rodzinie to dziedziczne, chyba.

- Odpocznijmy... musimy zająć się ranami...- proponuje Bartek. Wszyscy z chęcią potakują. Prócz Karoliny. Ona sama, zabija kuzyna spojrzeniem.- Ty też, Karolina.

- Możecie odpocząć... ja muszę iść dalej...- oznajmia dziewczyna, z determinacją. To przeraża brązowowłosego. Determinacja Karoliny bywa bardzo niebezpieczna dla niej samej. On sam pamięta, jak jego determinacja poprowadziła go na złą ścieżkę.

Dyrektorka zadzwoniła do mnie. Znów były z tobą problemy. Czemu musisz się tak zachowywać? Nie możesz chociaż się postarać? Czy w tobie nie ma żadnej ambicji?

To mówiła jego mama. Wtedy, kiedy sama nie świeciła przykładem. Pieprzona hipokrytka.

Szkoda, że jego brat musi zachowywać się jak ona, chociaż to ojciec go zabrał. Ech, najwyraźniej wychowanie ma jakieś znaczenie. A to tylko małe dziecko. Bartek obiecał sobie jedno- on nigdy nie będzie tak zepsuty jak jego rodzina. Nigdy. I pomyśleć, że przez to samo musiała przejść Karolina, a była jeszcze młodsza...

- Ty też tego potrzebujesz.- kategorycznie uznaje Bartek i ciągnie za sobą kuzynkę do Julii, która zajmuje się ramieniem Jasona. Sam rudzielec wydaje się jakiś dziwnie zamyślony.

Okularnica prycha i poprawia okulary. Pozwala się zbadać Julii, która została ich nieoficjalnym lekarzem. Nie ma żadnych ran. Ciągle puka zdenerwowana palcami o posadzkę. Ma zachmurzony wyraz twarzy. Nie słychać już żadnego skrobania i innych ataków na drzwi. Najwyraźniej, tymczasowo armia Sonic'a się poddała. Jednak nie mogą być pewni.

- To co teraz,  Kapitan Fox?- pyta się Zero. Podchodzi, w podskokach do Karoliny. Brązowowłosa stoi zamyślona, wpatrując się w ciemność. Panda kładzie dłoń na jej ramieniu. Okularnica wzdryga się. Chwyta za nadgarstek szopa i odpycha ją od siebie. Zero prawie spada z krawędzi platformy. W ostatniej chwili, łapie ją Bartek i pomaga przywrócić równowagę. Karolina nie wydaje się poruszona swoim czynem.

- Co ty robisz?! Mogłaś ją zabić!- oburza się brązowowłosy. Jego kuzynka patrzy na niego, obojętnym wzrokiem.

- I co z tego?- bagatelizuje okularnica i poprawia okulary. Lecz Bartek to widzi. Lekko drżące dłonie. Delikatny ruch ustami. Przymrużanie powiek. Karolina nie wyrabia już z tym wszystkim. Psychika jej powoli siada. Bartek czuje się jak skończony idiota, iż dopiero teraz to zauważył. Nastolatek doskonale zdaje sobie sprawę, że jeśli dziewczyna będzie samotna, całkiem oszaleje.

- E, tam, spoko jest. To tylko takie brutalne okazywanie sobie miłości, co nie?- również lekceważy Zero, wesoło się uśmiechając.- Jak Rico!

- A może, po prostu, nie lubię cię jak wszyscy w tej pieprzonej drużynie?- stwierdza cierpko Karolina i patrzy na nich wszystkich.- Bądźmy szczerzy, co to za drużyna? Jesteście pieprzonymi ofiarami losu! Taka prawda!

- A ty to co...?- Jason wstaje. Ma spokojny ton. Julia, próbuje go powstrzymać, ale ten podchodzi i staje przed Karoliną. Wydaje się, że okularnica patrzy mu prosto w oczy, ale Bartek dostrzega, że spogląda mu na nasadę nosa, dając wrażenie patrzenia w oczy.- Też jesteś ofiarą losu, jak my wszyscy...

- Lecz to nie ja, prawie dałam się złapać przez Sonic'a i ktoś inny musiał ratować mój tyłek!

Karolina normalnie nie jest miła. Jest wredna i cyniczna. Ale to już przesadza. Ona przesadza. Bartek za cholerę nie wie, jak to zatrzymać. Lecz Jason, chyba wie.

- Dlatego, chcę ci pomóc...- próbuje pogłaskać ją po włosach, ale ta odpycha jego dłoń i daje mu siarczystego liścia. Jason, zdziwiony jej reakcję, odsuwa się, przyciskając dłoń do policzka. Julia chowa się za nim. Widać, iż ona zaczyna się bać swojej przyjaciółki. Nawiązuje z Bartkiem kontakt wzrokowy- oboje wiedzą, co się dzieje. Tylko żadne, nie umie pomóc.

- Nie potrzebuje twojej zasranej pomocy! Nie potrzebuje nikogo z was, frajerzy!- oświadcza Karolina, lustrując ich wszystkich z pogardą.- Sama umiem sobie poradzić, cioty! Nie wiem jak wy, ale ja wypieprzam stąd! Narka!

Odwraca się i idzie, szybkim krokiem. Bartek idzie za nią.

- Karolina, po...- dostaje w twarz od kuzynki. Pada na ziemię, a obok niego klęka Zero. Karolina, nic nie mówi, tylko zaczyna biec. Nikt za nią nie biegnie. Wszyscy są w niemałym szoku, że ich najspokojniejszy członek, właśnie odwalił taką szopkę. Bartek nigdy nie czuł się tak bezsilny.

Ktoś chrząka. To Jason. Patrzą na niego.

- Wiecie... może to źle zabrzmieć... ale chyba ona ma rację...- te słowa, wprawiają Bartka w małą złość. Patrzy na Jasona, jak na wariata.

- C-co masz na myśli...?- pyta się go Julia, jej spojrzenie jest ostre jak żyletka.

- Wiecie... może zostawmy to całe ratowania świata i wróćmy do swoich domów...- Jason wydaje się być naprawdę przekonany, do tego pomysłu. Wzbudza to w nastolatku obrzydzenie.- Spójrzcie, jak nam okropnie to idzie... Karolina ma pomysł i wie, co robi... dajmy sobie spokój...

- Nie wierzę..., po prostu, kurwa, nie wierzę!- woła Julia. Jason odwraca się do niej i widzi tę wściekłość i rozczarowanie w jej załzawionych oczach. Blondynka smarka.- Osoba, która była dla mnie bohaterem i autorytetem.. ot tak sobie... nie, nie mogę!

Biegnie do drzwi i wchodzi do tamtego kamiennego korytarza. Jason, ma szok na twarzy. Idzie za nią. Bartek siada ciężko na podłodze, trzymając się za głowę. Nawet nie zauważa, jak się hiper-wentyluje. Ktoś siada obok niego i poklepuje po plecach. To Zero.

Tylko ona mu została. Osoba, której najbardziej nie lubi.

***

Julia biegnie przez ciemne korytarze. Ból w sercu nie chce zelżeć, wręcz przeciwnie, rośnie z każdą wypłakaną łzą. To tak bardzo boli.

Dupek. Po prostu dupek. Jak mógł coś takiego powiedzieć? Jak mógł okazać się taką gnidą? A ona go kochała! Naprawdę się w nim zakochała! A ten zrobił coś takiego. 

W końcu, staje. Strasznie ją bok boli od tego biegu. Oddycha szybko i nierówno. Jest taka rozczarowana i smutna. Rozczarowana postawą Jasona, zasmucona tym, co stało się z Karoliną. Lecz nic nie przykryje jednego- złości na samą siebie, że pozwoliła na coś takiego.

To ona dbała o to, by jej mała grupka przyjaciół się nie rozpadła. Ona dbała o to, aby ojciec zawsze przepraszał matkę po kłótni. By jej młodszy brat nie sprowadzał na siebie kłopotów. Zawsze to ona jest tą, która dba o wszystkich i wszystko. Nie pamięta, kiedy ostatni raz, sytuacja była tak poważna. I ona nie zapobiegła temu. Jest beznadziejna.

- Julia! Poczekaj!

Odwraca się. Biegnie do niej ten skurwiel, Jason. Źle się czuje, że nawet w myślach go tak nazywa. Jej przeklęta dobroć. Dalej działa i osładza tych najgorszych.

- Julia... nie powinnaś tak uciekać... przecież mogło ci się coś stać...

- I tak by cię to nie obeszło...- mówi markotnie dziewczyna, starają się na niego nie patrzeć. Nie chce na niego patrzeć. Jeszcze mu wybaczy. A tego nie może wybaczyć.

- To nie tak...- tłumaczy Jason.- Nie chciałem, by tak to wyszło...

- To jak chciałeś, by wyszło?- z oczu Julii spływają kolejne łzy, a jej twarz robi się czerwona.- Bo dla mnie, jesteś zwykłym tchórzem! Pieprzonym egoistą!

- Po prostu też mam dość tego wszystkiego!- oświadcza zabawkarz, samemu się już denerwując.- Wydaje ci się, że jestem kimś niepokonanym... a ja... ja też mam uczucia... pasje... marzenia... też jestem człowiekiem! Błagam cię... zrozum mnie...

Jason jest już na skraju załamania. Naprawdę zdążył polubić mocno Julię- jej dobroć, jej urodę, jej charakter. Ona serio zdołała umościć się dobrze w jego sercu. Widząc ją zranioną, rudzielec czuje się okropnie. Obiecał sobie, że to koniec z wszelkimi przyjaźniami i miłościami. A tu nagle ona wywraca jego świat do góry nogami.

Jeśli teraz powie, iż go nienawidzi...

Julia widzi to w jego oczach- to samo, co zauważyła u Karoliny. Jason potrzebuje pomocy. Blondynka nie chce mu pomóc, chociaż jej umysł wrzeszczy "Pomóż mu!". Te przeciwne uczucia nią miotają. Jest zmęczona. Nie chce już nic czuć. To byłoby takie przyjemne- na chwilę wyłączyć to wszystko.

Julia łka. Głośny płacz, uwalnia się z jej piersi. Przytula się do Jasona i wypłakuje w jego klatę. Rudzielec jest nieco oszołomiony.

- Nie zostawiaj mnie. Proszę- szepce dziewczyna.- Jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego... to naślę na ciebie moje króliki. One ci pokażą.

Jason uśmiecha się. Przytula Julię.

- Obiecuje...- głaszcze ją po plecach.- A teraz wracajmy... jeszcze znów zostaniemy zaatakowani...

Julia puszcz Jasona i razem się odwracają ku korytarzowi, z którego przyszli. Stają w bezruchu i bledną.

Tego korytarza tu już nie ma. Tylko goła ściana.

***

- Nienawidzę mojej rodziny.

Bartek siedzi sobie nad przepaścią. Jego nogi zwisają z platformy. Granica między życiem, a śmiercią jest bardzo mała. Wręcz cienka. Ale on się tym nie przejmuje. Ma już ochotę skoczyć. Wszystko poszło się jebać.

- Wiesz, ja mojej nie znam- mówi Zero, siedząc obok niego. Macha energicznie nogami, bawiąc się swoim szalikiem.- A mój sąsiad był okropnym chujem.

- Czekaj... pedofil jakiś, czy cuś?- nie kuma nastolatek, wpatrzony w swoje ręce.

- Nie... moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym... ponieważ nie miałam żadnych krewnych, do których mogłabym pójść, zatem sąsiad mnie adoptował. Nie był pedofilem. Musiałam sprzątać mu dom jak ten jebany Kopciuszek.

- Och... przykro mi.

- Nie było tak źle, jak mogłoby być!- stwierdza Zero, uśmiechając się.- Większość tego czasu spędziłam jako druga osobowość, ukryta głęboko w umyśle, czekająca na moment, by zdominować osobowość pierwotną i żyć jako seryjna morderczyni. Coś jeszcze?

- Nie... wystarczy mi...- Bartek źle się czuje przy Zero od teraz. Jeszcze gorzej, niż było wcześniej. To wyznanie go całkiem rozwaliło. Diabli wiedzą, czym jeszcze go zaskoczy.

- A jak z twoimi starymi? Czemu ich nienawidzisz?- dopytuje się panda.

- To... to dość głupi temat...- wstydzi się chłopak, starając się patrzeć wszędzie, tylko nie na na szopa. Nie ma zamiaru opowiadać o tak osobistych sprawach Zero.

- Aha... to teraz posłuchaj mnie...- dziewczyna bierze jego twarz w dłonie i zwraca ku swojej. Bartek przełyka ślinę, czując zimny pot na plecach. Zero patrzy na niego, jak na mięso z grilla.- jestem zabójczynią, która w okrutny sposób pozbawia swoje ofiary życia, nie mając żadnego poczucia winy, czy sumienia. Zbezczeszczam ich zwłoki tak makabrycznie i obrzydliwe, że policja zamiast worka używa zmiotki. To nie mów o  głupich tematach...

Puszcza go. Chłopak odsuwa się od niej. Trzęsie się lekko, oddychają szybko. Dziękować Bogu, że nie wyrzuciła go z tej platformy. Panda może być bardzo groźna, jak chce.

- Bo to ja stale mówię głupoty i jestem naszą drużynową żartownisią! Co nie?- kończy szczęśliwie białowłosa.

- Ta... nasza żartownisia... haha...-zgadza się Bartek, byle uniknąć wpierdolu.

- To jak z twoją rodziną?

- Cóż... nikomu o tym nie mówiłem...- zaczyna chłopak,  bardzo cicho.- Rodzina moja i Karoliny... ech, szkoda gadać... to patologia... przez ten rok moi rodzice stale się kłócili... udawałem, przy wszystkich, że jest okej... robiłem z siebie debila i głupka, oceny mi spadały, ludzie się mną irytowali...

- Wszystko, by tylko ukryć to, co się dzieje w domu...?- domyśla się szop.

- Tak... jednak nie zdołałem tego ukryć przed Karoliną, przecież jesteśmy dość bliską rodziną...- kontynuuje nastolatek. Przełyka ślinę.- Wtedy, dowiedziałem się faktów, których wolałbym nie wiedzieć... ale kuzynka starała się pomóc mi... zwłaszcza wtedy, gdy wreszcie doszło do rozwodu moich rodziców. Przestałem się wygłupiać i poszedłem za jej przykładem- stałem się bardziej poważny i wyznaczyłem sobie jakieś ambicje...

- Czekaj... jej rodzice też są po rozwodzie?- dziwi się Zero.- Ja myślałam, że znęcają się nad nią w domu.

- Tego nie wiem... ale tak, jej rodzice rozwiedli się, kiedy byliśmy bardzo mali... mieliśmy może po jakieś pięć, cztery latka. Karolina i jej brat często zostawali sami. Pojęcia nie mam, co się działo w tym domu z nim... ale wiem, że moja krewna nie chciała nic już więcej powiedzieć na ten temat.

- To bardzo słabo...

- Ta...- Bartek wstaje.- Muszę znaleźć Karolinę. Ona mnie potrzebuje... nawet, jeśli zachowała się jak pieprzona idiotka.

- To idziemy, B-man! Ratujemy Foxy!- Zero skacze i ląduje obok Bartka.

***

Karolina biegnie przez las. Biegnie tam, gdzie zaczął się cały ten koszmar. Zna skróty, szybko tam trafia. Wchodzi głównym wejściem. Zapach krwi dalej się tu unosi.

Stara fabryka.

Powoli zmierza ku miejscu, gdzie został wezwany Sonic.exe. Ten pieprzony demon. Przez niego, wszelkie rytuały i zaklęcia zbrzydły jej. Już nigdy nie zajmie się tym. Nawet, jakby jej zapłacili.

Tak samo, już nigdy nie zazna uczucia dowodzenia i przyjaźni.

Zjebała, wie o tym. Nie powinna się wściekać. Nie powinna tego mówić. Postąpiła źle, wie o tym. Ale... nie mogła się powstrzymać. Tak bardzo chciała przestać udawać, że jest okej. Zdaje sobie sprawę, iż swoim czynem zraniła ich. Może nie Jasona i Zero, lecz Bartka oraz Julię. Julia jest delikatna i opiera swoją siłę na Karolinie... a Bartek ma ją za wzór. Zawiodła ich. Jest okropna. Podła. Okrutna.

Masz na co zasłużyłaś. I to z własnej winy.

-Tu masz rację, głosiku.- stwierdza cierpko dziewczyna na głos.- Masz cholerną rację.

Poprawia okulary i wchodzi do pomieszczenia, w którym zostały namalowane kręgi. Są już nieco oparte i słabo widoczne, jednak brązowowłosa doskonale pamięta, gdzie je zrobiła. Idzie dalej. Pokój jest wciąż ciemny w kącie. W kącie, gdzie jest laptop. Podchodzi tam i bierze urządzenie. Jest lekko uszkodzone, jakby ktoś je kopnął, ale wciąż działa. Wyjmuje płytę nazwaną "Sonic.exe".

Ten komputer i płyta są wciąż powiązane z Exe. Jeśli by je zniszczyć, w tym też komórkę Dawida, jeż nie mógłby już przedostać się do jej świata. Ale, nim to nastąpi, dziewczyna musi przywrócić Puppeteera oraz Dawida. Może oni, przynajmniej, jej nie znienawidzą...

- Pu, pu, pu... a kto tu jest...?

Karolina prawie podskakuje, słysząc ten głos. Zna go. Z mocno bijącym serce, odwraca się. Wstrzymuje oddech.

To Roześmiany Jack. Powrócił tu. Nie było w trakcie ataku na bazę kultu X. Ale tu jest. W czasie obecnym. Karolina staje pod ścianą, w ciemnym kącie. Jak na razie, czarno-biały klaun jej nie zobaczył. Na razie. Ma dwie opcje- albo zacząć walkę z nim w RPG-u albo liczyć, iż jej nie zauważy i sobie pójdzie. Okularnica nie ma za wiele many po ostatniej walce. I nie ma czym to nadrobić. A Jack to potężny przeciwnik. Chędożony, niedojebany Pennywise.

Klaun chodzi po pokoju. Zbliża się do Karoliny. Dziewczyna jedną dłonią przyciska laptop do piersi, a drugą sięga po telefon do kieszeni. Stara się oddychać najciszej jak może. Kiedy tylko ten chuj tu podejdzie...

Ktoś ją popycha. I to mocno. Brązowowłosa upuszcza laptopa na ziemię i upada twarzą do podłogi. Roześmiany spogląda na nią, a na jego, ładnej inaczej, twarzy rośnie wielki uśmiech. Karolina wstaje szybko, lustrując to klauna, to ciemny kąt, z którego wypadła. Wychodzi z niego, nie kto inny, jak sam Sonic.exe.

- Och! Mistrzu X! Nie wiedziałem, że jeszcze kogoś zaprosisz!- cieszy się klaun. Okularnicy robi się niedobrze.

- Tak, poszło zgodnie z planem...- stwierdza Sonic, na co dziewczynie jeżą się włosy na karku.- Kto by pomyślał- trochę pomieszasz w snach ludziom, dasz im trochę złości, a potrafią zepsuć wszystko, co piękne!

- O czym ty, niebieska kurwo, mówisz?- pyta się Karolina, cofając się do wyjścia. Nie rozumie, o czym gada.

- To proste! Po prostu zmanipulowałem tobą! Wykorzystałem twoje własne uczucia przeciw tobie!- oświadcza jeż.- Chciałem użyć do rozwalenia twojego zespołu Jasona... lecz ty okazałeś się lepsza do tego!

- Nie... kłamiesz! Jesteś jebanym, zwyrodniałym kłamcą!- Karolina nie chce w to wierzyć. Nie chce wierzyć, iż wypięła się na swoich przyjaciół przez niego. To... to nie może być prawda.- Nie pierdol kłamstw, zakłamana gnido!

- Coś za głośna jesteś- Roześmiany łapie ją za ramię. Patrzy na Sonic'a.- Co ty na to, aby ją uciszyć?

- Tak... i niech się uśmiechnie! To bardzo zdrowe, taki uśmiech!- sam się uśmiecha szeroko, wywołując w nastolatce odruch wymiotny.

Próbuje im się wyrwać, kopać ich, uderzyć. Są za silni. Trzymają ją mocno i ciągną do jakiejś sali. Po drodze, wymieniają się uwagami, co z nią zrobić- zabić, wyciąć język, rozszarpać struny głosowe, naciąć skórę na policzkach, wydłubać oczy. Te plany przerażają ją.

Niech ktoś mnie ocali! Ktokolwiek!- woła w myślach. Wie, iż ratunek nie przyjdzie.

Sadzają ją na krześle. Sonic łapie ją za policzki i zmusza do uśmiechu. Jack wyciąga igłę, z nawleczoną nicią. Serce Karoliny przyspiesza. Dziewczyna rzuca się na krześle, nie pozwala czarno-białemu klaunowi wbić igieł w jej twarz.

- Wypierdalać! Wy pokrętne, odpychające, pojebane, posrane, upośledzone gnoje!- drze się, kopiąc klauna w brzuch. Ten się nie cofa, gorzej, ma wściekły wyraz twarzy.

- Mistrzu, może pokażę jej moje prawdziwe zdolności...?- proponuje klaun, głosem pełnym jadu.

- Nie... ja to załatwię...- zmusza dziewczynę do spojrzenia mu w oczy.- Popatrz w moje oczka... moje piękne, czerwone oczka...

Karolina patrzy w nie. I widzi to. Krzyczy, próbuje odwrócić wzrok od tego, co widzi. Nie che już na to patrzeć. Jej wrzaski roznoszą się po korytarzach.

***

Sonic.exe ogląda swoje dzieło. Dziewczyna strasznie krzyczała, jednak to był miód na jego uszy. Te przerażone, pełne błagania wrzaski go radowały. Teraz, już dziewczyna nie będzie krzyczeć. I jak się wesoło uśmiecha! Tak będzie na Ziemi, kiedy już będzie jej bogiem. I ten słodki zapach krwi... ach, wspaniale. Doprawdy, wyśmienicie.

Dziewczyna wstaje z krzesła. Dolna część jej twarzy przestała krwawić i krew zasycha. Podnieca to jeża, który chce już to samo robić z innymi ludźmi. Już niedługo, cały Team Dawida będzie taki. I wspólnie, cały świat dowie się, czym jest władza Sonic'a.

- Jakie są twoje rozkazy, Mistrzu?- Karolina kłania się mu nisko.

Exe uśmiecha się.

- Znajdź resztę Teamu Dawida i przyprowadź ich do mnie z Jack'iem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top