#.14
Biegną przez japońskie liceum, które już takie urocze nie jest. Zamiast wszechobecnego różu, pojawiła się szarość. Na ich drodze stają uczniowie, którzy też stracili swój urok- przypominają bardziej zniekształcone cienie. Nacierają na ducha i nastolatka. Puppeteer wyciąga swoje sznurki i niczym biczem, tnie nimi cienie. Te rozpływają się.
- Łooo, stary to było dobre!- stwierdza Dawid, biegnąc dalej za przyjacielem.
- To jedna z zalet bycia nieumarłym!- oświadcza Puppet, tnąc kolejne cienie na ich drodze.
- Czemu ode mnie uciekasz, kochany? Nie podobam ci się?- woła z nimi Sonic. Przyspieszają bieg. Nie chcą dostać się w łapy tego jeża. Zwłaszcza Marionetkarz, który nie chce, by dobrano mu się do dupy.
Biegną do wyjścia, lecz... nie ma go. Po prostu, go kurwa, nie ma.
- Co?! Jakim cudem?!- krzyczy duch, głosem bardziej wściekłym niż zszokowanym.
- To świat Sonic'a! On tu może robić, co tylko mu się chce!- zdając sobie z tego sprawę, Dawid chce płakać. Jak uciekać, a co dopiero walczyć, z kim, kto kontroluje rzeczywistość? To jak próbować sprawić, by kamienie latały.
- Kurwa! Za tobą, Dawid!- chłopak odwraca się i widzi cienie. Wyciągają po niego ciemne łapy. Piętnastolatek schyla się przed nimi, lecz przewraca się przez to. Cienie prawie go łapią. Puppeteer staje przed nimi i tnie je swoimi sznurkami. Nadchodzą kolejne i starają się złapać Dawida, lecz duch osłania go, niszcząc kolejne cienie.
- Uważaj, młody, bo następnym razem nie będę ci robił z niańkę!- oznajmia Puppeteer, unikając ataku jednego cienia i ładnie go tnąc.
Chłopak wstaje i kryje się za plecami mężczyzny. Próbuje wymyślić jak wydostać się z tej beznadziejnej sytuacji. Cieni jest coraz więcej i wie, że Puppet tak długo nie pociągnie. Muszą znaleźć wyjście z tej gry. Tylko jakie? Nie grał za dużo w "Yandere Simulator". Tylko testował to, co robią nowe aktualizacje. Pamięta jak grał kiedyś z Karoliną i ta bardzo chciała zrobić demoniczny rytuał...
Demoniczny rytuał! To jest to!- wymyśla chłopak. Ciągnie ducha z rękaw i kieruje w stronę klubu okultystycznego.
- Dokąd biegniemy?- pyta się duch, oglądając się za siebie. Za nimi jest tłum cieni, ścigających ich.- Mam nadzieje, że wiesz, co robisz!
- Chyba!- odpowiada Dawid.
Wbijają do ciemnego pomieszczenia i zamykają drzwi, przy okazji blokując je półkami na książki, które są w pokoju. Puppeteer spogląda na Dawid z wyraźną nadzieją.
- To... to jaki masz pomysł...?
- Dobra, jeśli dobrze pamiętam, w tej grze można przenieść się do innego wymiaru... który przypomina tą ciemnię, w której byliśmy...- wyjaśnia piętnastolatek, wyjmując nóż rytualny z czaszki.
- Zatem, sądzisz, iż dzięki temu, uwolnimy się stąd?- duch nie wygląda już na tak przekonanego i pełnego nadziei.
- Tak... tylko muszę zrobić jedną rzecz...- Dawid przykłada ostrze do wewnętrznej strony swojej dłoni. Bierze głęboki wdech i zamyka oczy. Trzeba coś poświęcić, by iść dalej, jak to mówią. Przejeżdża ostrzem po dłoni. To boli, lecz nie tak bardzo jak się spodziewał. Czuje krew spływającą po dłoni.
Puppeteer tylko to ogląda, z kamienną miną. Samo-okaleczające się nastolatki nie są dla niego niczym dziwnym. Jednak... coś wewnątrz niego, chce by podszedł do chłopaka, zajął się zranieniem, pomógł mu. Odtrąca to. Przecież to tylko głupie uczucie... prawda?
- Podejdź do mnie i złap za ramię...- nakazuje Dawid, a Puppet tak robi. Trzyma cholernie mocno. Trochę za mocno, ale Dawid nic nie mówi, by nie wyjść na ciotę.- Zaraz zobaczymy, czy damy radę przenieść się we dwóch...
- A jak nie damy rady...?
- To zrób to samo, co ja.- mówi chłopak i wbija nóż w czaszkę.
Przez kilka sekund wszystko jest niebieskie. Nie czuje na swoim ramieniu dłoni Marionetkarza. Nim się orientuje, spada w... w nic, właściwie. Upada na ciemność i rozgląda się. Nie dostrzega szaraka. W sumie, koleś to nigga, toteż nic dziwnego, że go nie widać. ALe jego złote oczy... i złoty ryj powinien być widzialny.
No chuj. Nie przeniosło nas obu.- myśli chłopak i postanawia czekać na kumpla.
Puppeteer rozgląda się. Super, Dawid sam sobie zniknął. Wzdycha i bierze ten przeklęty nóż. Młodzik powiedział, że musi zrobić to samo, co on... Duch przykłada ostrze do swojej dłoni i bez wahania tnie. Czuje się jak emo, którym go wszyscy nazywają. A nie jest emo jak Helenka.
Żółta ektoplazma plami ostrze oraz rękę ducha. Ma już wbić nóż w czaszkę, ale słyszy za sobą ten okropny głos:
- Czemu uciekasz przede mną, Puppy?
Odwraca się i widzi najgorszy widok tego świata- Sonic.exe ubrany w słodziutki, żeński, japoński mundurek szkolny. Do tego, wygląda jak Dawid. Spódnica nawet nie dochodzi do połowy ud, a zakolanówki są bardzo obcisłe. Bluzka jest krótka jest spódnica i odkrywa brzuch. Ma włosy związane w bardzo krótki kucyk. Spogląda na Puppeteera z miłością.
Sam duch ma ochotę wydłubać sobie oczy.
- CO TO, NA WSZYSTKO CO ŚWIĘTE I PIĘKNE, JEST?!- krzyczy, powstrzymując wymioty.
- To ja! Twój kochany Sonic!- jeż robi piruet, kręcąc przy tym dupą. Marionetkarz prawie płacze. To jak cebula- kuje w oczy i nie możesz powstrzymać się przed płaczem.- Czyż nie wyglądam pięknie?
- Wyglądasz, jakbyś uciekł z "Boku no Pico", narzygał na ciebie tęczą jednorożec, zjadł i wysrał!- stwierdza Puppet, kaszląc. Serio, zaraz puści pawia, który będzie wyglądał lepiej niż ten pojebany jeż.
- Dlaczego nie chcesz mnie? Co ja robię źle?- nie rozumie Sonic, z teatralną rozpaczą.- Ja tylko chcę cię kochać!
- Jesteś jeżem z innego wymiaru, który chce zniewolić całą ludzkość, by ją torturować na całą wieczność.- przypomina Puppeteer.- A mimo bycia martwym, wciąż zaliczam się do ludzkości, więc, sam wiesz, wizja zniewolenia mi nie przypada do gustu.
- Ale nie byłbyś zniewolony!- prostuje Exe, podchodząc do Marionetkarza. Ten cofa się do tyłu i trafia na szafkę.- U mojego boku, mógłbyś robić wszystko, co tylko zechcesz. Byłbyś panem świata. Nikt nic nie mógłby ci powiedzieć.
- Prócz ciebie. Ty byś nade mną panował.- zauważa Marionetkarz.
- Tak. Przecież jestem Bogiem...- Sonic patrzy prosto w oczy ducha. Puppet wzdryga się. Czuje się jak ciasteczko, które jest przed Ciasteczkowym Potworem.- A ty byłby Bogiem razem ze mną.
- Co ty pierdolisz...?- pyta Puppeteer. Zaciska dłoń na nożu. Kiedy jeż robi krok w przód, szarak wbija mu nóż w oko.
- AAA!- woła demon, a Puppeteer wyjmuje nóż z jego oka. Sonic.exe cofa się do tyłu.- Czemu...? Dlaczego?!
- Bo twoje oczy były wkurzające!- oznajmia duch i wbija nóż w czaszkę.
- Jeszcze się spotkamy!- drze się za nim Exe.
Oby nie.- prosi w myślach Puppeteer i otacza go błękit. Szybko pojawia się przy Dawidzie. Chłopak siedzi sobie i podśpiewuje coś.
- Elo- wita się z duchem chłopak.- Co ci tam tak długo zajęło...?
- Miałem małe... turbulencje...- kłamie duch. Nie ma ochoty opowiadać o tym spotkaniu nastolatkowi.
***
Karolina ogląda ze spokojem na zwłoki potworów. Wspólnie z resztą spuściła im wpierdol. Pod jej dowództwem. Nigdy nie była najlepszą liderką... woli pracę solo.
Drzwi od sali się otwierają i wychodzi z niego reszta ocalałego Dream Teamu. Julia trzyma się blisko Jasona, jak królewna swojego rycerza na osranym koniu. Sam Jason jest jak Taro Yamada- nie widzi tego. Zero podskakuje wesoło jak Pinkie Pie, a Bartek idzie, poważny jak Sherlock.
Co to kurwa jest?- myśli dziewczyna, patrząc na nich.- Co to, kurwa, ma być?
- Wszystko w porządku?- pyta się Julia, podchodząc do Karoliny.
- Tak, żyję jeszcze jak Walt.- odpowiada okularnica, poprawiając okulary.
- Co to było...?- zastanawia się Jason, patrząc na martwe potwory. Zero szturcha truchła swoim młotem, sprawdzając, czy żyją.
- Chuj wie- uznaje brązowowłosa.- Lecz na razie, musimy działać.
- Działać? A niby jak?- Jason podchodzi do niej. Ma zielone oczy.- Widziałaś, co ten jeż zrobił? Nie mamy z nim szans! Zabije nasz wszystkich!
- Jak będziesz dalej taką pedalską ciotą, to z pewnością zabije cię w pierwszej kolejności, Grell-Gay.-oświadcza Karolina, z sarkazmem.
- Och, nie udawaj takiej silnej! Jak masz zamiar niby pokonać to gówno!?- wścieka się rudzielec, a w jego włosach pojawia się kilka białych pasemek.
- Ja... nie wiem, ale na pewno jest jakiś sposób!- dziewczyna nieco traci swoją pewność siebie. Jason jak jest zły, t potrafi być groźny i ona to wie.
- Uspokójcie się!- wtrąca się Bartek, stając przed Karoliną.- Kłótniami nic nie zrobimy. Najpierw musimy się stąd wydostać.
- Już wiem! Jak James Bond! Wentylacją!- woła Zero, obejmując przerażoną Julię.- Co nie, Aniołku?
- B-Brzmi dobrze... i tak lepiej, od tych... dziecinnych kłótni...- uznaje blondynka. Jason od razu się uspokaja.
- Dobra, w takim razie, do wentylacji!- decyduje Karolina.
Wszyscy idą za nią, bardziej lub mniej chętnie. Okularnica jest świadoma, iż chcąc już nie chcąc, musi przejąć rolę lidera tej dziwnej grupy.
I to ją przeraża.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top