#.1

Karolina przegląda dokładnie pokój.

Ten sam pokój, w którym ją trzymali, gdy była tutaj przetrzymana.

Nie ma tu Dawida. Jak w każdym innym, który sprawdziła. Coraz bardziej się niepokoi. To nie jest dobra wiadomość. 

Zdając sobie sprawę, że Sonic.exe mógł opętać Dawida, natychmiast pobiegła do pokoju, w którym leżał jej przyjaciel. Nie było go tam. Na podłodze było kilka kropel krwi oraz zakrwawiony bandaż. Dziewczyna od razu zarządziła poszukiwania. Wytłumaczyła jako tako reszcie, iż Dawid wciąż jest zagrożony i tak samo oni wszyscy.

Rozdzielili się na pary. Zero i Bartek są na parterze, Jason oraz Julia dostali pierwsze piętro, a ona i Puppeteer sprawdzają drugie piętro.

Puppeteer... ta, zajebiście jej pomaga. Tylko chodzi i daje jakieś randomowe komentarze.

To już Apollo był lepszy na początku, jako Lester.- myśli dziewczyna, wychodząc z pokoju.

- Znalazłaś coś?- pyta się jej Puppeteer, bawiąc się sznurkami.

Jakby cię to obchodziło.

- Nie... może gdyby pewien koleś mógł mi pomóc...- mówi, licząc na jakąś reakcję z jego strony.

- Uwierz mi, dziecko, Smiley ci nie pomoże.- odpowiada duch i leci spokojnie przez dalszą część korytarza.

Karolina wzdycha ciężko i idzie dalej. Ma nadzieje, iż znajdą Dawida zanim wróci ta psychopatka Alice. Na samą myśl o niej, dostaje drgawek. Mimowolnie sięga do ramienia, w miejsce, gdzie zostawiła jej ugryzienie. Czasem ono trochę szczypie. Jak teraz. Nie podoba jej się to.

Gdzie, do cholery, jest Dawid? Gdzie ten błąd Matrixa mógł zniknąć?- myśli dziewczyna, przeszukując kolejne pomieszczenia.- Chyba Sonic naprawdę go nie opętał? Może coś mu się stało? Może wstał, nic nie widział, wypadł przez okno...?

Ogarnij się. Musisz tak panikować jak ta jebana idiotka?

Ogląda ostatni pokój i jej strach wzrasta. Nie ma go. Może teraz tylko liczyć, że reszta ekipy coś znajdzie. Wychodzi i postanawia wrócić na miejsce spotkania- gabinet doktorka. Robi jej się niedobrze, myśląc, iż będzie siedzieć w jednym pokoju z tym... z tym dupkiem. Ciekawe, jak bardzo byłby zadowolony z życia, gdyby ta jego Alice dowiedziała się, że nie jest jej bratem.

Zemsta byłaby super słodka, jeśli znałabym sposób na zabicie tej suki.- myśli Karolina, delikatnie się uśmiechając.

Obok niej idzie Puppeteer. Kątem oka widzi jak szarak wyciąga z kieszeni skręta i podpala. Marszczy brwi.

- Czy to nie niebezpieczne, nosić dla ducha zapalniczkę?- zagaduje, nieco zdziwiona.

Duch spogląda na nią nieco zaskoczony.

- Ty się mnie pytasz o jakąś pieprzoną zapalniczkę, a nie o narkotyk?- zaciąga się i wydmuchuje pokaźną chmurkę.- A wszyscy w domu zdrowi?

- To może zapytam, czy jesteś int.. int.. kurwa...- bierze głęboki wdech. Przeklęta wymowa. Ma tak, że czasem przy trudniejszych lub dłuższych wyrazach zacina się na początku. I to wtedy, kiedy jest mocno zdenerwowana.- Jesteś intoksynatorem?

Ostatni wyraz mówi w sylabach. Inaczej nie może.

Puppeteer zaciąga się ponownie i śmieje się. Marycha powoli zaczyna działać... jeśli działa na duchy.

Zapamiętać: marihuana nie robi krzywdy duchom.- mówi sobie brązowowłosa w myślach.- Nie zabijesz tak Puppeteera.

- Też znasz slang i miejski słownik?- zadaje pytanie szarak.

- Nie... czytałam tylko, iż to jest określenie na osobę, która pali marychę, w środowisku raperów...- wyjaśnia Karolina.

- Jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny, która użyła takiego słowa- Puppeteer spogląda na nią spod przymrużonych oczu.- Starasz się, zmienić moją orientację na sapioseksualną?

Kurwa, nowy Szekspir mi się znalazł.- jęczy okularnica mentalnie.

Poprawia okulary.

- Nie. Nie interesujesz mnie- oświadcza dziewczyna, z olimpijskim spokojem.- Bo jesteś jak węzeł gordyjski dla mnie,  szary łbie. 

- Cóż za poezja. Rośnie nam nowy Mickiewicz- dym ze skręta zaczyna drażnić nastolatkę.- Szkoda tylko, że to będzie babochłop.

- To świetnie, niedojebany feniksie z popiołów.- rzuca Karolina i idzie szybciej.

Puppeteer ma złośliwy uśmiech na twarzy. Chce coś jeszcze powiedzieć, lecz przerywa mu śmiech. I to, bynajmniej, nie śmiech Karoliny. Ten śmiech... brzmi jakby Deadpool i Batman połączyli swoje głosy. Duch i dziewczyna patrzą na siebie. Następnie ruszają w stronę śmiechu, czyli gabinetu doktorka. Już przy wejściu do gabinetu widzę, że coś jest nie tak.

Drzwi są otwarte. Zaglądają przez nie. Karolina zaciska usta, a Puppet nie reaguje.

Doktor Smiley leży na podłodze. Wokół niego są rozsypane różnorodne papiery. Doktor ma rozszerzone oczy, pełne strachu. 

Dziewczyna podchodzi do czarnowłosego i klęka przy nim. Sprawdza puls. Dalej żyje.

- Nie odwalił jeszcze kity, co?- Puppeteer nie przejmuje się specjalnie doktorem.

- Nie. Jest... sama nie wiem, w jakim stanie...

Przerywa jej śmiech. To już nieco niepokoi ducha. Idzie razem z Karoliną do źródła odgłosów. Dźwięki stają się coraz cichsze, osoba, która je wydaje, oddala się. W końcu biegną za nim. Doprowadza ich do drzwi, prowadzącym na niższe piętro. Dziewczyna staje przed nimi i próbuje otworzyć, jednak... nie może. Ciągnie za klamkę, pcha je, lecz nic. Zmęczona, pozwala zająć się tym Puppeteerowi. Mężczyzna też próbuje otworzyć je. Nic a nic.

- Co do chuja...?- szepce szarak, rzucając skręta na podłogę i rozgniatając go.

Do ich uszu dochodzą zakłócenia, podobne do tych z komputera. Karolina i Puppeteer doszukują się źródła dźwięku. Nie mogę go znaleźć. Po paru sekundach, rozlega się głos:

- Cześć i czołem, wszystkim tutaj zebranym w tym skromnym budynku!- do tego głosu musiał należeć śmiech, ponieważ był podobny.- Pewnie się zastanawiacie, co się dzieje? Czemu nie możemy wyjść? Czy wszyscy zginiemy? Pozwólcie, iż ukoję wasze zszargane nerwy: jeśli będziecie działać wspólnie to przeżyjecie! Jeśli nie, konsekwencję będą straszne! Zatem, lepiej nie zostawiajcie swojego partnera w tyle!

Co do cholery? O czym ten dziwak mówi?- zastanawia się okularnica, poprawiając okulary.

Zachowaj spokój, zachowaj spokój, zachowaj spokój...

- Zagramy w grę, MOJĄ grę.- ciągnie głos.- Zasady są proste. Macie przetrwać jak najdłużej. Ta osoba, która jako ostatnia pozostanie przy życiu, wygrywa! A co wygrywa...? To niespodzianka! Ale mogę was zapewnić, iż to najlepsza nagroda tego świata!

- Co to jest? Pieprzone Igrzyska Głodowe dla ubogich?- głośno irytuje się Karolina. Wewnątrz drży ze strachu.

Puppet nic nie mówi. Jest zamyślony.

- Jest sposób, by szybciej wygrać... możecie zabić swojego partnera!- oświadcza głos, ku przerażeniu Karoliny.

Okularnica cofa się w tył. Jak na razie, Puppeteer nic nie robi. Ale to kwestia czasu. Jeśli typek mówi prawdę, ona, Bartek i Julia mają przesrane. Jeśli wszystkie pary dalej są na swoich piętrach, to każdy dostał po mordercy na łebka. O ile Bartek jako jedyny ma szanse na w walce 1:1, to dziewczyny już nie.

Kurwa, kurwa, ja pierdole, zajebana jego mać...- klnie piętnastolatka w myślach.- Obym chociaż poszła do Jaru.

- Och, to nie wszystko!- głos chrząka i kontynuuje.- Bez partnera jesteście o wiele bardziej narażeni na niebezpieczeństwo! A jeśli go zabijecie... to będziecie mieli spotkanie za mną! A tego nie polecam... wszystko jest zamknięte... nie możecie wyjść... są trzy pary... walka start!

To samo mówił Dawid...-myśli dziewczyna.

Nie wie, co teraz. Spodziewa się śmierci, która z pewnością nadejdzie. Chociaż spróbuje się obronić. Puppeteer odwraca się. Ma znudzony wyraz twarzy.

- Cóż... Foxy...- poprawia swoją czapkę i spogląda na nią spod przymrużonych oczu.- Chyba rozumiesz, co się teraz stanie...

Podchodzi do niej. Okularnica robi kilka kroków w tył i wpada na ścianę. Znamię szczypie jeszcze bardziej, a on oddycha szybko. Nie ma szans, by uciec. Mężczyzna w tej chwili nad nią góruje. 

- S-słuchaj... możemy to o-obgadać... na spokojnie...- proponuje, starając się zachować spokojny ton, Karolina.

To bezcelowe. Umrę śmiercią głupią. Kurwa.

Marionetkarz staje przed nią. Okulary zsuwają jej się z nosa i maniakalnie poprawia je. Nawet w obliczu jebanej śmierci, musi to zrobić. 

- Wybacz, jesteś bardzo fajną osobą...- Puppet chwyta ją za szyję i dusi. Brązowowłosa jest zbyt słaba, by coś zrobić.- Ale widzisz, trochę za głęboko już w to wszedłem... i mam dość. Nie zamierzam uczestniczyć w jakimś dziwnym gównie, ani sekundę więcej.

Zaciska swój uścisk. Dziewczyna próbuje się wyszarpać, lecz nie może. Robi jej się ciemno przed oczami, a płuca rozpaczliwie pragną powietrza. W akcie ostatniej desperacji, pokazuje duchowi środkowy palec.

- P-pierdol... s-się...- charczy, tracąc ostatni zasób tlenu. Ale było warto.

Nagle Puppeteer robi zmieszaną minę. Puszcza dziewczynę, która upada na kolana i łapie szybkie wdechy. Patrzy w podłogę i buty Marionetkarza. To drugie znika po chwili. Słychać wrzask Puppeteera. Dziewczyna podnosi głowę i widzi, iż całe pomieszczenie zmieniło się. Jest czystsze i ciemniejsze. Przypominało szpital...

- Co tu się, kurwa, odpierdala...?- dziewczyna wstaje.

Pamiętając o słowach głosu, idzie szukać swojego "partnera".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top