3.Ashton zwątpił

- Luke, ja... - załkał Ashton. - Mówiłem już to Calumowi. Wkurwiony to mało powiedziane. Ja... Ja wyjeżdżam i zaczynam grać na gitarze w innym zespole, i mam zamiar nie zrywać kontaktu tylko z rodziną.

- Przecież tobie na mózg padło! Chcesz nas zostawić?! To gorsze od tego, co zrobił Michael! - płakałem chociaż w sumie wyłem jak cholera. - To przeze mnie - schowałem twarz w dłoniach kładąc się na łóżku.

- Luke to... Moja decyzja i... Nie miałeś na nią wpływu w żaden sposób - stwierdził kładąc się obok i przytulając mnie do siebie.

- Zostaw mnie i bądź szczery. Gdybym nie był taki żałosny zostałbyś.

- Nie jesteś żałosny. Ja... Po prostu chcę zacząć od nowa. Nie ma w tym nic złego.

- I tak po prostu nas zostawisz!? Pal licho ja, pal licho Calum, co z fanami? - spytałem.

- Fani mnie nie interesują, nie ma zespołu, nie ma fanów - wzruszył ramionami.

- Chcesz mi powiedzieć, że ci ludzie, którzy towarzyszyli nam podczas pogrzebu, wszyscy ci ludzie nic dla ciebie nie znaczyli? Chcesz powiedzieć, że możemy przestać się do siebie odzywać tylko dlatego, że ty masz takie widzimisię?! Chcesz zapomnieć o tych wszystkich przygodach, rzeczach, które nas łączyły? Chcesz wytrzeć z pamięci koncerty? Chcesz zostawić to tak po prostu?! - krzyknąłem.

- Luke... Ja... Nie patrzyłem na to z tej strony ale... - westchnął ciężko. - Tak.

- Wyjdź - zamknąłem oczy wręcz warcząc na niego.

- Luke... Ja myślę, że jednak będziemy gadać - szepnął przytulając się do mnie.

- Zostaw mnie fałszywa świnio - wycedziłem przez zęby odpychając go od siebie.

- Ale Luke...

- Wyjdź w tej chwili i nie wracaj. Mówiłeś, że jesteśmy przyjaciółmi, kłamałeś też fanom w twarz. Tak nie zachowuje się ktoś kogo chciałbym znać - pokręciłem głową otwierając oczy.

- Ale... - Ashton był cały zapłakany nawet gorzej niż na pogrzebie.

- Oczekujesz, że po tym, co stwierdziłeś wzruszę ramionami będę życzył ci powodzenia z pieprzonym uśmiechem?! - spytałem również rycząc.

- Nie ale...

- Po prostu wyjdź - załkałem pokazując na drzwi. - WYPIERDALAJ!!! - ryknąłem. Dopiero w tedy Ashton ruszył do drzwi. Jednak zatrzymał się i wrócił po prostu się do mnie przytulając.

Płakaliśmy niezdolni do wypowiedzenia chociażby słowa, przytuleni do siebie.

- Będzie mi ciebie brakować Luke - szepnął szlochając.

- Odezwij się jak będziesz umierać. Tylko nie jak Mike - zawyłem.

Dostałem buziaka w czoło i zostałem sam z moimi łzami. Płacz był tak silny, że nie znalazłem w sobie siły na wstanie z łóżka by zrobić cokolwiek, a co dopiero sięgnąć po żyletkę.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top