Prolog
Nie był do końca pewny co było pierwszym czynnikiem, który sprawił, że powoli przebudził się do życia. Czy były to uporczywe wiązki promieni słonecznych, które wślizgnęły się do jego pokoju przez źle zasłonięte przez kogoś okno? A może samo skrzypnięcie otwieranych przez niską szatynkę drzwi, która przyszła go obudzić?
Uchylił lekko jedno z ciemnych oczu, przyglądając się jak starsza kobieta, która pod względem wieku mogłaby być jego babcią, kładła na szafkę, stojącą koło jego łóżka talerzyk, ze znajdującymi się na nim trzema kolorowymi tabletkami wraz ze szklanką wypełnioną do połowy wodą. Przymknął je znów w momencie, kiedy szatynka odwróciła się w jego stronę.
Myślał, że tak jak zawsze skarci go za udawanie snu, jednak tym razem nic takiego nie miało miejsca. Jedynym dźwiękiem, jaki usłyszał był szept jej oddechu, kiedy jej ciepła, naznaczona już wiekiem dłoń znalazła się na jego jasnych włosach. Zrozumiał wówczas zmianę w jej zachowaniu. Westchnął, podnosząc się z łóżka, tym samym odpychając delikatnie jej rękę. Uśmiechnął się do niej smutno, jednak jego oczy pozostały chłodne, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu.
- Czyli to dzisiaj, tak? - zadał pytanie cicho, mimo że doskonale znał na nie odpowiedź.
Kobieta nic nie mówiąc, odpowiedziała mu ciszą. Jej głowa obniżyła się jeszcze bardziej, kiedy utkwiła wzrok w swoich gumowych kapciach. Zaśmiał się cicho, uzmysławiając sobie, że nawet jego własna gosposia żałuje jego losu. Sięgnął po znajdujące się na talerzyku tabletki i połknął je, popijając wodą. Nawet nie skrzywił się, czując na języku gorzki posmak lekarstw, do którego zdążył się już przyzwyczaić. Po raz kolejny westchnął, wpatrując się w cienką linie krajobrazu, widoczną między ciężkimi zasłonami.
- Nic nie można na to poradzić, prawda? - powiedział, podnosząc się. - Możesz już iść. Dam sobie radę sam.
***
Wysoki chłopak płynnym ruchem poprawił blokujące mu ruchy fragmenty białego fartucha, który narzucił na siebie ledwo kilka sekund temu. Pewnym krokiem przemierzał szare korytarze, ledwo oświetlone przez światła, górujących nad nim żarówek. Czarne niczym noc włosy lekko opadały mu na oczy, pokrywając całkowicie jedną część czoła. Ciemne oczy, ukryte za szkłami okularów wydawały się nie poruszać, jednak w rzeczywistości śledziły każdą, nawet najmniejszą zmianę na korytarzu. Delikatne, ledwo zauważalne zniekształcenie jego pokerowej maski pojawiło się na widok wózka, jadącego z przeciwnej strony, niż on przyszedł. Jeden z kącików uniósł się o milimetr ku górze, oznajmiając jego zadowolenie tymże obrotem spraw. Podszedł bliżej do kobiety, której sylwetka w całości skryła się za górą papierów, które zapewne wiozła do archiwum. Idealnie.
- Aigoo.... - powiedział cicho, a jego twarz wyrażała pełnię zmartwienia. - Jak mogą kazać pięknej kobiecie wozić tak ciężkie rzeczy? Może pomogę?
Na twarzy wspomnianej pojawił się soczysty rumieniec na oczywisty komplement. Mimo że nie widziała twarzy swojego rozmówcy, skrytego za wzgórzem dokumentów, rozpoznała w jego głosie zapewne jednego z pracowników szpitala. Z radością przyjęła pomoc nieznajomego, który zniknął z jej pola widzenia, gdy tylko przekroczyli próg pomieszczenia, wypełnionego po brzegi dokumentacjami i kilkoma komputerami najnowszej generacji.
Właśnie to one były celem wysokiego chłopaka, który chwilę później podłączył się do jednego z nich.
- Masz niecałą minutę - szepnął, poprawiając okulary, które wcale tego nie wymagały.
Był to raczej nawyk, który wykonywał za każdym razem gdy nie miał nic lepszego do roboty.
Ciche prychnięcie, które usłyszał w przezroczystej słuchawce, sprawiło że mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
- Wystarczy mi połowa tego czasu - warknął głos wprost do jego ucha, a chwilę później mógł usłyszeć agresywne walenie palcami o klawiaturę. - Kiedy zaczniesz mnie w końcu doceniać?
- A zasługujesz na to?
Kolejne prychnięcie rozległo się w momencie, gdy ekran jego komórki zabarwił się na sekundę na zielono. Chwilę później mignęły mu dane, które zostały skopiowane na nią z dysku głównego komputera. Nie musiał długo czekać, by pojawił się na niej znaczek koperty, oznajmiający, że plik dostał wysłany do jego zleceniodawcy. Kolejna dobrze wykonana robota.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ayo~!
Witam was w tym nowym opowiadaniu!
Prolog może nie zapowiada się za ciekawie,
Ale obiecuję, że kolejne rozdziały już takie będą.
W końcu początki zawsze są najtrudniejsze, prawda?
Tym razem przybywam do was z opowiadaniem,
Którymi głównymi bohaterami są członkowie zespołu SF9.
Mam nadzieję, że przypadnie wam ono do gustu <3
Pozdrawiam,
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top