"W końcu jestem Bogiem" (o-s)
Ten dzień, był taki sam, jak wszystkie inne. Nikt nie przeczuwał zbliżającej się katastrofy, która będzie w stanie zabić nieporównywalnie więcej osób od wszystkich wojen razem wziętych. Nie było żadnych podejrzeń, że ten dzień będzie zapisany jako najgorszy w historii... jeśli po nim byłaby jakakolwiek historia.
***
*Szalony naukowiec*
- NARESZCIE!!! - wrzasnąłem wkładając ostatnią część na swoje miejsce.
Spojrzałem na swoje dzieło. Największe, najpiękniejsze, najwspanialsze dzieło na świecie. Wielki królik z laserem w oczach. Robot 0 w moim planie. Planie objęcia władzy nad całym światem. Będę większy od samego Boga! Kliknąłem zielony guzik na pilocie i patrzyłem, jak królik-gigant wstaje do życia.
- Witaj, panie – powiedział. - jestem, by służyć.
- Wspaniale! - krzyknąłem, wyrzucając w górę ręce. - jestem genialny! Ach, genialny!
Kliknąłem na pilocie niebieski guzik, na którym był narysowany kształt królika. Obok robota 0 pojawił się jego klon. Wyszedłem na zewnątrz, a roboty za mną. Skierowałem je tak, by spojrzały sobie w oczy. Tak oto powstał kolejny królik. Potem kolejny, kolejny, kolejny... i tak dalej. Gdy było ich już około stu, krzyknąłem:
- Idźcie w świat i zawładnijcie nim!
Każdy królik popędził w inną stronę. Wróciłem do mieszkania, poszedłem do sypialni i udałem się na balkon. Patrzyłem, jak ludzie wychodzą na ulicę, chcąc zobaczyć, co się dzieje. Gdy tylko ktoś spojrzał na królika, natychmiast był zabijany laserem tkwiącym w jego oczach. Każdy został zaprogramowany tak, abym tylko ja, z ludzi, pozostał żywy. Reszta miała zginąć. Mój ojciec również chciał zawładnąć światem. Ale mu się nie udało. Przygotował prototyp, który go zabił. Przejąłem po nim jego marzenie i właśnie udało mi się je zrealizować. Teraz tylko czekać na efekt.
*Nicole*
Z samego rana obudziły mnie krzyki ludzi z pięter pode mną. Leniwie wstałam z łóżka, zarzuciłam na siebie niebieski szlafrok w białe gwiazdki i zeszłam na dół, do mojej koleżanki. Zapukałam do drzwi. Gdy w końcu Roxana je otworzyła, zobaczyłam jej bladą twarz. Ten widok od razu mnie otrzeźwił.
- Rox, co się stało? - spytałam.
- Nie wiesz, że na zewnątrz grasuje banda jakichś kretyńskich królików-gigantów?
- Co ty mówisz? Jakich „królików-gigantów"?
Rox wywróciła oczami.
- Chodź, kretynko.
Wciągnęła mnie do mieszkania i pokazała widok z okna. Widziałam mnóstwo królików w przeróżnych kolorach, które zabijały ludzi wzrokiem. Widziałam mnóstwo ciał ludzi, którzy byli cali we krwi. Wokół nich były wielkie kałuże szkarłatnej cieczy. Wśród ofiar rozpoznałam moją drugą przyjaciółkę, Veronicę. Jej śliczne blond włosy spowijały strugi czerwieni. Łzy napłynęły mi do oczu, ale szybko je wytarłam. Rox nie mogła ich zobaczyć.
- I co teraz zrobimy? - spytałam cicho.
- Nie wiem... naprawdę, nie wiem – odpowiedziała.
- Jeśli ty nie wiesz, to już wszyscy jesteśmy martwi.
Westchnęłam. Pożegnałam się z Rox i poszłam do swojego mieszkania. Przebrałam się w białą sukienkę i opadłam na łóżko. Jeśli wyjdę z domu, skończę jak Vera i inni, którzy zginęli przez te króliki. Klęknęłam obok łóżka. Wykonałam znak krzyża i zaczęłam się modlić. Gdy skończyłam, zobaczyłam, że chmury na niebie się rozstępują, a z nich wychodzą promienie światła. Parę sekund później, ktoś zapukał do mojego mieszkania. Otworzyłam drzwi i... zdębiałam. Zobaczyłam wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Miał ciemnobrązowe, pofalowane, sięgające ramion włosy oraz czekoladowe oczy. Jego podbródek i okolice nad ustami okalał delikatny zarost. Miał na sobie prostą, jasnobrązową suknię i sandały.
- Witaj – powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry... - wyszeptałam nieśmiało. - kim pan jest?
W tym momencie, mężczyzna odchylił dekolt sukni i ukazał swoją klatkę piersiową. Tuż pod sercem znajdowała się duża rana. Spojrzałam na dłonie mojego gościa. Na nadgarstkach było widać otwory, tak samo na stopach. Rozszerzyłam oczy i spojrzałam na bruneta.
- Czy ty jesteś...
- Tak – przerwał mi. - Jestem Nim.
Oparłam się o framugę drzwi i analizowałam sytuację. Jedna krótka modlitwa sprawiła, że Jezus przyszedł na ziemię, żeby nam pomóc? Niemożliwe...
- Owszem, możliwe – powiedział.
- Umiesz czytać w moich myślach?
- Oczywiście, w końcu jestem Bogiem. Przyszedłem tu, aby wam pomóc. Widziałem żarliwość w twojej modlitwie. Postaram się wam pomóc tak, jak tylko potrafię. Pamiętaj jednak, że tutaj jestem człowiekiem, więc jestem taki, jak wy. Czyli śmiertelny.
Wstrzymałam oddech. No tak, w niebie jest nieśmiertelny, a tutaj... tutaj, to co innego. Spojrzałam na Niego, po czym upadłam Mu do stóp.
- Błagam, pomóż nam... te króliki odebrały mi już jedną przyjaciółkę, na pewno takich ofiar jest więcej. Błagam... - złapałam koniec Jego szaty.
- Spokojnie – kucnął i dotknął mojej głowy. - pomogę wam tak, jak tylko będę mógł. Nie możemy pozwolić, aby liczba ofiar wzrastała z każdą sekundą.
- Dziękuję – z moich oczu wypłynęło kilka łez. Jezus je wytarł.
Poniósł się i pomógł mi wstać. Poprosił mnie, abym zebrała jak największą liczbę sojuszników, najlepiej ludzi, którzy też stracili kogoś bliskiego, w wyniku tej masowej egzekucji. A więc zrobiłam to. Biegałam po całej klatce. Pokrótce tłumaczyłam sąsiadom i przyjaciołom, co się wydarzyło w moim mieszkaniu. Ci od razu przyłączali się do mnie i Zbawiciela. Na koniec pobiegłam po Rox. Zaczęłam walić w drzwi. Gdy je otworzyła, rozszerzyła oczy, gdy ujrzała mnie, Jezusa oraz naszych sąsiadów z klatki.
- Co tu się... - zaczęła.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę. W domu odmówiłam szybką modlitwę. Potem, pojawił się Jezus. Powiedział, że nam pomoże. Ale nie damy rady we dwójkę, więc zbieramy sojuszników. Proszę, przyłącz się do nas! - powiedziałam.
- Czyli że... nic nam się nie stanie?
- Tego nikt nie powiedział – wtrącił się Jezus. - ale obiecuję, że będę się starał tego dopilnować.
- Hmm... no dobrze. Dziękuję.
Przytuliła się do Zbawiciela. Patrzyłam na nich przez chwilę. Potem, Jezus puścił ją i spojrzał na całą naszą grupkę, składającą się w sumie tylko z nastolatek i nastolatków, którzy stracili rodziców, dziadków, rodzeństwo lub przyjaciół.
- Dobrze, dzieci – powiedział głosem prawdziwego proroka. - może być ciężko. I na pewno będzie. Jest nas tylko garstka. Ale jeśli się zorganizujemy, to damy radę. Teraz, wszyscy pójdziemy się przebrać. Potem spotykamy się tutaj i rozdzielę wam zadania.
- Tak jest! - odpowiedzieliśmy.
Wszyscy rozbiegliśmy się do mieszkań, by się przebrać. Natychmiast porwałam z szafy czarną bluzkę z długim rękawem, czarne spodnie i czarne tenisówki. Wróciłam na miejsce zbiórki. Każdy miał na sobie ciemne ubrania... oprócz Jezusa, który stał obok nas w tej samej prostej szacie, w jakiej widziałam go po raz pierwszy.
- A Ty, Panie? - zaczęłam. - Ty się nie przebierasz?
- Nie muszę – uśmiechnął się. - Ludzie w tym mieście dalej są w większości niewierzący, więc nawet nie zwrócą na Mnie uwagi, uwierz Mi.
- No dobrze. A więc? Jaki jest plan?
- Dominic i Liselle pójdą razem i rozejrzą się, jak wygląda cała sytuacja. Musimy wiedzieć, co ze sobą zabrać.
- Tak jest! - wybiegli z budynku.
- Michael i Gabe, proszę, abyście, gdy Dominic i Liselle wrócą, zabrali z domów wszystko, co będziemy musieli mieć przy sobie. Jeśli czegoś nie będzie, weźcie coś zastępczego.
- Dobrze – odpowiedzieli.
- Rosa i Alex, wy postarajcie się ostrzec wszystkich ludzi. Niech nie wychodzą z domów, najlepiej w ogóle.
- Oczywiście! - wybiegli z bloku i zaczęli biegać po całej okolicy.
- A wy, Nicole i Roxana, zostaniecie ze mną. Później będziecie mi pomagać, dobrze?
- Zgoda – uśmiechnęłyśmy się.
Muszę przyznać, że obecność Jezusa tuż obok nas sprawiała, że bałam się mniej. Jedyne, czego obawiałam się najbardziej, to to, że albo zostanę sama, albo ktoś skrzywdzi naszego Zbawiciela i zostawi nas, bez planu B. Rox usiadła w kącie, była wyraźnie zestresowana. Ja i Jezus podeszliśmy do niej.
- Co się stało, Rox? - spytałam.
- Boję się o Alexa... znaczy... - zaczęła się jąkać. - martwię się o wszystkich, ale najbardziej o Alexa...
- Kochasz go, prawda? - spytał Chrystus.
- Prawda – wyszeptała.
- To zrozumiałe, że się boisz. Mam nadzieję jednak, że pamiętasz, że, póki tutaj jestem, mogę zrobić wszystko, o co mnie poprosisz? Wystarczy, że zwyczajnie to zrobisz.
Rox spojrzała na Niego, po czym schyliła głowę. Parę chwil później skierowała wzrok na Niego, na mnie, a potem znów na Niego.
- Wysłuchałeś mnie, Panie?
- Oczywiście, Roxano. I zrobię to, o co mnie poprosiłaś. Jeśli, oczywiście, się nie przestraszysz.
- Postaram się.
Przytuliłam przyjaciółkę do siebie. Usłyszałam w głowie cichy głos mówiący „Odda za ciebie życie". Spojrzałam na Jezusa, pewna, że to Jego słowa. On jedynie kiwnął głową na „tak". Parę chwil później, do budynku wbiegli Rosa i Alex. Widziałam, że Rox odetchnęła z ulgą.
- Wszyscy są ostrzeżeni – powiedziała Rosa.
- Nikt nie będzie wychodził, dopóki nie skończy się to piekło na ziemi – dodał Alex.
- To dobrze – powiedział Chrystus. - teraz musimy czekać na Dominica i Liselle.
W tym momencie wyczekiwana przez nas dwójka wbiegła do środka. Wypuściłam powietrze z ust. Martwiłam się o nich wszystkich.
- I jak? - spytałam.
- No, nie powiem, jest nieciekawie – powiedział Dom. - jest mnóstwo ofiar i ta liczba się coraz bardziej zwiększa. Musimy się naprawdę pospieszyć.
- Musimy zabrać bandaże, plastry, wody utlenione, chusty trójkątne, worki na śmieci... wszystko potrzebne do opatrywania ran i zakrywania już zmarłych ludzi.
- Tak jest! - zawołali Michael i Gabe.
Potem nas zostawili i pobiegli do mieszkań, by zabrać potrzebne rzeczy. Gdy wrócili, obaj mieli na ramionach po dwie torby pełne środków opatrujących oraz worków.
- Świetnie – pochwalił ich Jezus. - a teraz czas na nas. Nicole i Roxano, pójdziecie ze Mną.
W tym momencie obleciał mnie strach. Zwyczajnie się przestraszyłam. Byłam pewna, że, gdy tylko tam wyjdziemy, zostaniemy zamordowani.
- Nie lękaj się, Nico – wyszeptał Chrystus. - ze Mną jesteś bezpieczna, dopóki coś Mi się nie stanie. Obiecuję.
Jego słowa dodały mi odrobinę odwagi. Podeszłam do Michaela i zabrałam mu obie torby.
- Jestem gotowa – powiedziałam z odwagą w głosie.
- Dobrze – Zbawiciel uśmiechnął się.
Rox wzięła torby od Gabe'a. Spojrzała na mnie i Jezusa. Było w niej widać determinację, gotowość do działania i ogromną odwagę.
- A więc? Idziemy? - spytała.
- Tak – odpowiedziałam, wraz z Panem obok siebie.
Pożegnałam się z przyjaciółmi, którzy mieli zostać w budynku. Ostrzegłam ich, że nie wolno im wychodzić na zewnątrz, jeśli my nie będziemy potrzebowali pomocy. Wzięłam głęboki wdech, a następnie wyszłam na zewnątrz. Świat pogrążony był w chaosie. Mnóstwo ofiar, często naprawdę zmasakrowanych, a wokół... same króliki. Wyglądało to trochę jak apokalipsa. Nawet Jezus przyszedł. Ale wiedziałam, że On nas będzie pilnował, dopóki ktoś jemu nie zrobi krzywdy. Schowaliśmy się za jednym z bloków. Było tam kilka ciał. Każde z nich zapakowaliśmy do czarnych worków na śmieci. Zobaczyliśmy także dwie poważnie ranne osoby. Założyliśmy im chusty trójkątne, opatrzyliśmy rany. Z daleka przyglądałam się tym królikom. Zauważyłam, że każdy ma na lewym boku jakąś dziwną klapkę, jakby skrytkę.
- Jezu? - zwróciłam się do brązowowłosego mężczyzny.
- Tak?
- Mam prośbę. Czy mógłbyś sprawić, żebym podleciała tam, do tego królika? - wskazałam mój cel. - on ma jakąś klapkę na lewym boku, chcę zobaczyć, po co to.
- Jeśli chcesz, to nie ma problemu.
Zamknął oczy i złożył ręce. Później, spojrzał na mnie i wziął mnie na ręce. Unieśliśmy się w powietrze. Podlecieliśmy do królika. Cicho otworzyłam klapkę. Zobaczyłam tam mnóstwo przycisków. Jednak jeden z nich mnie najbardziej zainteresował. Był niebieski z białym kształtem królika, przekreślonym czerwonym krzyżykiem. Kliknęłam go, nie spodziewając się takiego efektu, jaki nastąpił. Królik wydał z siebie piskliwy odgłos i odrzucił mnie i Pana, przez co zaczęliśmy spadać. Zatrzymaliśmy się dopiero na jakichś okruchach skalnych. Spojrzałam na Chrystusa. Jego twarz była cała czerwona z krwi, która wydobywała się z rozciętej skroni. Gdy próbowałam z Niego zejść, syczał cicho. Musiał mieć połamane żebra albo coś w tym stylu. Wydobyłam z torby chustę trójkątną i owinęłam ją wokół głowy Chrystusa. Dotknął mojej twarzy. Usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki. Pomimo bólu, Pan biegał tak, jakby nic mu się nie stało. Pędziłam tuż za nim. Gdy dotarliśmy do miejsca, gdzie miała być Rox, zobaczyłam straszny widok. Ona i Alex byli przygnieceni ogromnym głazem. Od razu było widać, że nie żyją. Rox leżała pod Alexem, więc stwierdziłam, że chciał jej pomóc. Jezus przesunął głaz, a ja ze łzami w oczach przykryłam ciała przyjaciół. Spojrzałam na katastrofę, która działa się wokół nas, gdy nagle doszło do mnie, że jest mniej królików, aniżeli było na początku. Okazało się, że ten królik, w którym kliknęłam przycisk, był królikiem 0. Usłyszałam głośne okrzyki moich przyjaciół. Podbiegli do mnie i przytulili się. Nagle, wokół nas pojawiło się mnóstwo puchatych króliczków. Te roboty zamieniły się w urocze zwierzątka. Mieliśmy wszyscy szczęście, że nie spojrzeliśmy wcześniej żadnemu w oczy. Pewnie przez to ludzie ginęli. Teraz, wszystko stało się takie, jak było. Budynki zostały odbudowane, ogromne roboty zniknęły. Nie dało się tylko przywrócić życia ich ofiarom. Spojrzałam w miejsce, gdzie powinien stać Jezus. Jednakże zniknął. Jedynie w miejscu, gdzie stał, było jasnożółte kółko i kilka kropelek krwi. Okazało się, że Jezusa w ogóle z nami nie było...
**********
Hejka kochani!
Dzisiaj jest 16.04.2017r. Co to oznacza? Że dzisiaj jest Wielkanoc! Z tej okazji życzę Wam wszystkiego dobrego, zdrowia, szczęścia, pomyślności, błogosławieństwa Bożego, mnóstwa prezentów i wszystkiego, wszystkiego najlepszego!
Mam nadzieję, że ten one-shot się Wam spodoba ;)
Niedługo powinien się pojawić także normalny rozdział w The Diary Of Changes, rozdział do It Hurts również się już pisze :D
Wyczekujcie, bo macie czego, a przynajmniej tak myślę.
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W pracy nad o-s pomagał mi mój bardzo dobrze znany przez Was kolega, Dominik! :D podrzucił częściowo pomysł na fabułę, wymyślił imiona Nicole i Roxany oraz pomógł przygotować wstęp. Myślę, że jemu również należą się podziękowania <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top