7. "To nie tak!"

*Rin*

Budzi mnie dźwięk zamykanych drzwi. Powoli podnoszę się z łóżka, zaspana. Z początku jestem pewna, że to Nataniel, ale gdy spoglądam w lewą stronę, widzę, jak śpi, z lekkim uśmiechem na twarzy. Zostaje mi tylko Amber albo któreś z rodziców rodzeństwa. Mimo lekkiego zdenerwowania, kilka chwil później wychodzę z łóżka i zaglądam do pokoju dziewczyny, jednakże nie ma jej tam. Pukam do drzwi łazienki. Nie słyszę odpowiedzi, ale ewidentnie ktoś tam jest, ponieważ widzę zapalone w niej światło. Naciskam na klamkę. Drzwi są otwarte, co mnie zarówno zaskakuje, jak i przeraża. Otwieram drzwi szerzej. To, co tam widzę... Amber siedzi pod ścianą, obok niej leży kilka opakowań tabletek i zgnieciona w kulkę kartka. Jej lewy nadgarstek krwawi, a obok jej prawej dłoni leży czerwona z krwi żyletka. Sama dziewczyna jest nieprzytomna. Jej złote włosy kleją się do jej twarzy, lśniącej od łez. Ma na sobie jasnożółtą koszulę nocną. Przez kilka sekund stoję w drzwiach, trzymając się framugi. W końcu wiem, co chcę zrobić. Wchodzę do sypialni i mocno szturcham Nataniela.

- Nat, proszę cię, obudź się! - szepczę.

W końcu chłopak otwiera oczy. Gdy mnie zauważa, od razu się podnosi.

- Co jest, miśka? Boli cię brzuch? Wszystko w porządku?

- Nie chodzi o mnie. Ale to nie czas na wyjaśnienia. Idź po rodziców, a potem wejdźcie do łazienki.

- Co się stało?

- O nic nie pytaj, tylko idź!

Wybiegam z pokoju i wchodzę do łazienki. Słyszę, jak chłopak wychodzi z pokoju i biegnie po schodach na górę. Ja w tym czasie wyjmuję z wiszącej obok lustra apteczki dwie rolki bandaży. Jedną z nich kładę na ranie, a drugą owijam tę pierwszą.

(aut. sory że takie pogmatwane :/ )

Przez chwilę wszystko jest okej, ale nagle zauważam, że bandaż przecieka. Owijam go drugą warstwą dokładnie w momencie, gdy do łazienki wchodzą Nat i jego rodzice. Wszyscy stają jak wryci i wydają z siebie jęk przerażenia. Spoglądam w ich stronę. Ich twarze są blade i białe jak ściana. Kucają obok mnie i Amber. Matka rodzeństwa bierze w rękę zgniecioną w kulkę kartkę i rozkłada ją. Cała trójka odczytuje wiadomość. Jako że jestem ciekawska, również do niej zaglądam, ściskając krwawiący nadgarstek dziewczyny. Okazuje się, że wyznała ona miłość największemu podrywaczowi na całym swoim uniwersytecie, a ten ją wyśmiał, przez co śmieje się z niej teraz cała klasa. Mimo że szczerze nienawidzę tej malowanej lali, robi mi się jej przykro. Z oczu nas wszystkich spływa kilka łez. Po chwili jednak je wycieram i mówię:

- Trzeba ją zabrać do szpitala. Tutaj nie pomoże jej nikt, nawet ja.

Nikt nie reaguje.

- EJ! - zaczynam krzyczeć. - ludzie, słyszycie mnie!? Trzeba ją zabrać do szpitala! Ściskaj ktoś ten nadgarstek, idę się przebrać!

Wybiegam z łazienki i wchodzę do sypialni. Wyjmuję z niej pierwsze lepsze ubrania, czyli białą bluzkę, czarną spódnicę do kolan i czarną kurtkę. Zakładam swoje czarne baleriny i wracam do łazienki. Wszyscy pozostali wracają do pokojów, by się przebrać. Wracają po kilku minutach. Nat ma na sobie białą koszulę, ciemne spodnie i czarną kurtkę, jego matka - białą sukienkę i ciemną narzutkę, a jego ojciec - białą koszulę, czarne spodnie i czarną marynarkę. Ten ostatni bierze córkę na ręce i schodzi po schodach na dół, po czym wychodzi na zewnątrz, do garażu. Obok niego, ściskając nadgarstek Amber, idzie matka rodzeństwa. Ja i Nat idziemy na samym końcu. Spoglądam na swoje ręce, poplamione krwią. Chłopak obejmuje mnie ramieniem i całuje mnie we włosy.

- Dziękuję ci - szepcze łamiącym się głosem. - gdyby nie ty...

- Jeszcze nie dziękuj - odpowiadam. - na razie musimy dotrzeć do szpitala. Na moje oko, potrzebne będzie szycie.

Wchodzimy do samochodu. Ojciec rodzeństwa za kierownicę, Nataniel na miejscu obok niego, a ja i jego matka z tyłu, trzymając na kolanach Amber. Auto rusza z piskiem opon.

***

W końcu docieramy do szpitala. Amber od razu zostaje przyjęta na SOR. Zabierają ją na zabiegówkę, gdzie ma być zszyta jej ręka. W międzyczasie, wszyscy siadamy na krzesłach w rejestracji. Czas mija powoli. Przed oczami ciągle mam jej ciało, leżące pod ścianą. Spoglądam na ręce. Dalej ich nie umyłam. Wciąż widnieją na nich plamy z krwi dziewczyny. Przenoszę wzrok na Nataniela. Po jego twarzy i zaszklonych oczach poznaję, że myśli o tym samym, co ja, ale on to bardziej przeżywa. Nie dziwię się, w końcu jego siostra chciała popełnić samobójstwo. Patrzy na mnie i uśmiecha się smutno. Kładę mu dłoń na ramieniu, po czym go mocno przytulam. Po kilku minutach, Amber zostaje wywieziona z sali zabiegowej i zabrana na salę obserwacji. Idziemy w tym kierunku. Do środka wchodzą rodzice dziewczyny, a ja i Nat stoimy przed przeszklonymi drzwiami. Zaczynamy rozmawiać. 

- Jesteś pewna, że chcesz tak wejść? - pyta.

- Tak. Nienawidzę jej, ale pomogłam jej. Nie obchodzi mnie, że może jej się to nie spodobać. Gdyby w nocy nie obudziło mnie trzaśnięcie drzwi, być może teraz... było by za późno - patrzę w podłogę.

- Dziękuję - słyszę szept chłopaka.

Podchodzę do niego od tyłu i mocno go przytulam.

Mija kilka minut i rodzice Nata wychodzą z sali.

- Co z nią? - pytamy.

- Jest już przytomna - ojciec blondyna ignoruje to, że stoję obok i patrzy tylko na syna. - ale z nikim nie rozmawia. Nawet na nas nie spojrzała.

- Hmm... - zamyślam się. - chyba mam pomysł.

- Niby jaki? - warczy starszy mężczyzna. - zresztą, jeszcze nie należysz do naszej rodziny, więc się nie wtrącaj. 

- Nie mów tak do niej - Nataniel chwyta mnie za ramię i przytula. - jaki masz pomysł? - pyta.

- Założę się, że jeśli jej powiemy, że to ja jej pomogłam, to od razu zareaguje, przecież wiesz, jak bardzo mnie nienawidzi. Po prostu wejdziemy do sali i jej to przekażemy. Ot, cała filozofia.

- Moja dziewczynka - całuje moje włosy. - to dobry pomysł - patrzy na ojca, jego oczy są jak lampiony. - na pewno wypali.

Mężczyzna wzdycha.

- Okej, niech idzie. Ale żeby potem nie było, że nie ostrzegałem.

Wchodzę z chłopakiem do sali. Siadamy na łóżku Amber. Dziewczyna nie reaguje. Nat dotyka jej ramienia. Dalej nic. 

- Amber? - mówi. - wszystko okej?

Cisza... 

- Nic nie jest okej - odpowiada spokojnie po kilku chwilach. - nawet nie wiem, po co mnie ratowałeś. Moje życie nie ma sensu. Zresztą, ja cię już nie obchodzę. Masz Rin. Kochasz ją bardziej, niż nas wszystkich razem wziętych. Po co ja ci tu jeszcze jestem? Po co cała rodzina ci jeszcze jest? Najlepiej, żebyśmy wszyscy zniknęli, wtedy byłoby dla ciebie lepiej. Mógłbyś zajmować się tylko Rin i było by ci obojętne, czy oprócz niej masz jeszcze kogoś koło siebie, czy nie.

Słowa Amber mnie przerażają. Jak może tak mówić? Spoglądam na Nataniela. Z jego oka wypływa słona kropla i spływa po policzku.

- Amber, jak możesz tak mówić? - zaczyna łamiącym się głosem. - przecież wiesz, że kocham was wszystkich! I to nie ja ci pomogłem, tylko Rin!

- Co!? - dziewczyna natychmiast się podnosi. Jej wzrok, skierowany na mnie, jest pełen nienawiści. - masz szczęście, że jesteś narzeczoną mojego brata i jesteś w ciąży, bo gdyby nie to, już dawno by cię tu nie było. A teraz wynoście się oboje!

- Ale Amber, ja... - zaczynam.

- Nie słyszeliście!? Wynocha!

- Ale... - znów chcę coś powiedzieć.

- Chodź, Rin - mówi do mnie Nat. - nie ma co tego ciągnąć. Mam nadzieję - zwraca się do siostry. - że niedługo ci przejdzie.

Wychodzimy z sali. Opieramy się o ścianę przed przeszklonymi drzwiami. Nat chowa twarz w dłoniach. Zdejmuję je. Jego oczy są całe zaszklone oraz delikatnie zaczerwienione. Zarzucam mu ręce na szyję. On odwzajemnia uścisk. Patrzę na jego twarz. Wycieram policzki i wtulam głowę w przestrzeń pomiędzy jego szyją i barkiem. Nat umieszcza swoje dłonie na mojej talii. Nagle widzę, jak jego rodzice do nas podchodzą. Natychmiast się od siebie oddalamy i odwracamy twarzą do nich.

- Jak wam poszło? - pyta kobieta.

- Trudno powiedzieć - odpowiadam.

- Nie ciebie pytamy! - wtrąca się ojciec rodzeństwa.

- Zostaw ją - dopowiada Nataniel. - ona ma rację. Z jednej strony Amber się odezwała, ale z drugiej... kazała nam się wynosić. Nam, w sensie mi i Rin.

- Wracajcie do domu - mówi matka rodzeństwa. - my tu z nią zostaniemy. Gdy coś będzie się działo, powiemy wam.

- Okej - odpowiada Nat i, chwytając mnie za rękę, wychodzimy ze szpitala.

Idziemy na piechotę. Od razu, gdy tam przychodzimy, kładę się na łóżku i zasypiam. Budzę się dopiero wczesnym popołudniem, około drugiej. Nikogo koło mnie nie ma. Wychodzę z pokoju i przeszukuję cały dom. Nigdzie nie ma Nataniela. Decyduję się opuścić dom i poszukać go na posesji. Znajduję go, siedzącego na czereśni. Zajadając kolejne owoce, ewidentnie nad czymś myśli. Mój brzuch nie jest jeszcze strasznie duży, więc po cichu wchodzę na drzewo i siadam na gałęzi obok chłopaka. Dotykam jego ramienia.

- Wszystko okej? - pytam.

- Nie bardzo - słyszę odpowiedź. - wciąż rozważam jej słowa. Że gdyby oni wszyscy zniknęli, przestało by mnie obchodzić, czy koło mnie są, czy nie. Nie ma prawa tak myśleć. Będę ich kochać najmocniej na świecie.

Czuję lekkie ukłucie w sercu. Schylam głowę.

- A ja to co? - szepczę. - ja już cię nie będę obchodzić, tak?

- Rinka, to nie tak! - chwyta mój podbródek i zmusza mnie do spojrzenia mu w oczy. - to jest moja biologiczna rodzina. Wiesz, że nie mogę przestać ich kochać.

Unoszę znacząco brew. Nat od razu wie, o co mi chodzi.

- No tak, masz rację. Ojca wciąż nienawidzę. Zwłaszcza za to, co się ostatnio wydarzyło. Ale to nie zmienia faktu, że... jest moim ojcem. De facto, gdyby nie on, nie było by mnie tu. Zresztą, jakby nie patrzeć, to nawet gdybym nie chciał mieć z nim czegokolwiek wspólnego, to mi to nie wyjdzie. Wiesz, więzy krwi, te sprawy. Ale mimo wszystko, mimo że to oni są moją biologiczną rodziną, to ciebie nigdy nie przestanę kochać. Zadaj sobie pytanie: czy gdybym cię nie kochał, oświadczyłbym ci się?

- Raczej nie... - szepczę.

- Gdybym cię nie kochał, na pewno kazałbym ci zrobić aborcję. A zrobiłem to?

- Nie... - mówię jeszcze ciszej.

- Gdybym cię nie kochał, pozwoliłbym ci się wprowadzić do moich rodziców?

- Nie... - każda moja odpowiedź jest coraz cichsza.

- I ostatnie pytanie. Czy, gdybym cię nie kochał, spędziłbym z tobą te kilka najpiękniejszych lat mojego życia?

- Nie...

- A więc o co się martwisz?

- Jak zacząłeś mówić, to mówiłeś tak, jakbym cię już kompletnie nie obchodziła. Jakbyś już mnie nie kochał. Jakbyś... chciał przerwać to wszystko, co nas połączyło. Przyjaźń, potem miłość, uściski, pocałunki, wspólne noce, te same studia... a teraz dziecko i prawie małżeństwo. A ja... nie chcę tego kończyć. Nie chcę, rozumiesz?

- Jasne, że rozumiem. Nie bój się.

Uśmiecham się. Delikatnie odchylam się do tyłu. Tracę równowagę. Jestem gotowa na spotkanie z trawą oraz na silny ból. Jednakże do tego nie dochodzi. Zatrzymuję się w połowie spadania z gałęzi. Nataniel trzyma mój nadgarstek i uśmiecha się, oddychając ciężko. Pomaga mi znowu usiąść na gałęzi, a sam schodzi na ziemię. Wystawia ręcę i woła:

- Skacz!

Zeskakuję z gałęzi prosto w jego ramiona. Przytulam go mocno. Wchodzimy do pokoju. Nat kładzie mnie na łóżku i podchodzi do biurka. Wyjmuje stamtąd jakąś książkę. Siada na krawędzi łóżka i otwiera ją. Zaglądam do niej. To album. Są w nim zdjęcia moje i jego, jego z rodziną, aż w końcu widzę... jego i Amber. Chłopak wyjmuje je z kieszonki. Mają na nim około 4-5 lat. Dwa blondaski, siedzące w pokoju Nata. Usta mojego chłopaka się wykrzywiają. Jestem pewna, że zacznie płakać. Jednakże mylę się. Twardo walczy z rozpaczą i ani jedna łza nie wypływa z jego oczu. Całe popołudnie spędzamy na przeglądaniu zdjęć. Wieczorem, kładziemy się spać. Mimo wszystko jednak wciąż myślę o tym, jak mogłabym przekonać do siebie Amber... oraz jak jej pomóc. Wiem, przez co przeszła. Też nie raz byłam nieszczęśliwie zakochana. Mam też za sobą dwie próby samobójcze. W końcu zasypiam wtulona w Nata... z pustką w środku.

**********

Hejka kochani! Jak Wam się podoba rozdział? Niestety, rozdziały nie będą już regularne. :( przyczyn nie podam. Mam nadzieję, że się nie nudzicie, czytając tę książkę. A dowiem się tego, gdy wejdziecie tutaj:

http://sonda.hanzo.pl/sondy,264015,UoC5.html

Co to jest? Dowiecie się, wchodząc w link! :D

Czekam na opinie!

Pozdrawiam, wera9737.

PS: Dziękuję, Agi, za pomysł na rozdział! <3

Enjoy! =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top