15. "Czy on jest kimś wyjątkowym dla Ciebie?"

*Rin*

Czy to się właśnie wydarzyło? Czy on mnie... przytulił? Stoję jak wryta. Nie umiem nic powiedzieć. Moje ciało jest niezdolne do ruchu. Kiedy Mick mnie puszcza, dalej nie umiem ruszyć choćby ręką. 

- Tak bardzo za tobą tęskniłem, Rin... - mówi.

Wzrok wszystkich jest skierowany na mnie. Nie wiem, jak mam zareagować. Chłopak zaczyna podchodzić coraz bliżej mnie. Dopiero wtedy jestem zdolna się ruszyć. Odwracam się i szybko odchodzę. Nie umiem zrobić nic innego. Zamykam za sobą każde drzwi i wchodzę po schodach tak szybko, jak tylko mogę. Chcę po prostu dotrzeć do pokoju i zaszyć się w łóżku. W końcu wchodzę do środka. Biorę kilka głębokich wdechów. Muszę naprawdę się oszczędzać, jeśli będę dalej tak się denerwować, to może to zaszkodzić małej. A nie chcę tego. Tak długo już czekam, wraz z Natem... naprawdę szkoda było by ją stracić. Kładę się na łóżku, na lewym boku, i przykrywam się pościelą po czubek głowy. Nagle, do mojej głowy wraca wspomnienie z 4 klasy podstawówki.

***

Siedziałam na korytarzu i rozmawiałam ze swoją najlepszą przyjaciółką. W pewnym momencie, podszedł do mnie Mick. Nie wiedziałam, czego chce. Złapał mnie za rękę i pociągnął, przez co gwałtownie wstałam. Szliśmy korytarzami, aż w końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie nikt by nas nie zobaczył - do kantorka, do którego każde dziecko bało się wejść. Zamknął drzwi i zapalił światło.

- Anorexic, co się stało? Coś poważnego? - spytałam z troską.

- Bardzo ważnego. Kocham cię.

- Tak bezpośrednio?

Nie odpowiedział. Zamiast tego, przyłożył swoje usta do moich. Nie wykonał żadnego innego ruchu, jedynie położył dłonie na moich plecach.

- Mick, ja... - przerwałam. Nie wiedziałam, co mogłam mu powiedzieć. Nie kochałam go. Nie wtedy.

- Co?

Schylam głowę.

- Nie odwzajemniasz tego, co?

Nie reaguję. Chłopak podnosi moją głowę i zmusza mnie do spojrzenia mu w oczy.

- Rozumiem to. Możesz tego nie odwzajemniać. Ale będę czekał. A jeśli odejdziesz, obiecuję, że wrócę po moją Rin.

***

Po moim policzku spływa łza. On mi to już powiedział. Powiedział, że po mnie wróci. Dopiero teraz dochodzi do mnie, co przed chwilą pomyślałam.

Nie kochałam go. Nie wtedy.

Co ja myślę!? Przecież ja go dalej nie kocham... prawda?

*Nataniel*

Patrzę przez okno na to, co dzieje się na tyłach szkoły. Nagle Mick podchodzi do mojej Rin i... przytula ją. Ona tego nie odwzajemnia. Mimo to, mięśnie na moich barkach spinają się. Tak... jestem o nią zazdrosny. O moją Rin. Moją dziewczynkę, która niedługo urodzi kolejną dziewczynkę. Kiedy Mick znowu do niej podchodzi, ta odwraca się i wchodzi do szkoły. Natychmiast wychodzę z balkonu i idę do swojego pokoju z perkusją. Słyszę, jak ktoś otwiera drzwi. To na pewno Rin. Słyszę, jak kładzie się na łóżku i przykrywa kołdrą. Parę chwil później słyszę ciche pociągnięcie nosem. Czyżby ona... płakała? Wychodzę z pokoju i podchodzę do łóżka. Siadam na jego rogu. Dotykam ramienia dziewczyny. Ta zdejmuje z głowy pościel i spogląda na mnie. Ma mokre oczy i policzki. Wycieram jej twarz.

- Płakałaś? - pytam. Dziewczyna milczy, nie patrzy na mnie. - hej, co jest?

Dalej nie słyszę odpowiedzi.

- Do cholery, Rin, proszę, powiedz coś! Jeśli to coś poważnego, to chcę o tym wiedzieć.

- Nie... o tym nie chcesz wiedzieć... - mówi. - to dotyczy Micka...

- Co z nim? Zrobił ci coś? Skrzywdził cię?

- Nie...

- Więc powiedz w końcu!

Dziewczyna podnosi się do siadu. Wyciera kilka kolejnych łez, które wypływają z jej oczu. Wzdycha.

- W czwartej klasie podstawówki Mick wyznał mi, że mnie kocha. Nie odwzajemniałam jego uczuć. Potem mnie... pocałował. Powiedział, że mimo wszystko będzie czekał, a jeśli odejdę, to... wróci po mnie.

Nie umiem nic na to odpowiedzieć. Milczę. Jestem wściekły na siebie, że się nie zorientowałem. Pewnie Mick nawet nie wie, że jego ukochana już układa sobie z kimś życie. Nagle, ktoś puka do drzwi. Podchodzę do nich i je otwieram. To Debra. Mówię Rin, że wychodzę, po czym wypycham brunetkę za drzwi i opuszczam pokój.

- Do jasnej cholery, Debra! - szepczę. - nie możesz tutaj przychodzić! Rinka jest w ciąży! Jak się jej coś stanie, będzie załamana, ja tak samo! A jak nas zobaczy, będzie jeszcze gorzej! Ona już zna całą historię!

- Opowiedzieliście jej ją, co? - mówi ze złośliwym uśmiechem na ustach. - aż się dziwię, że wam uwierzyła. Gdyby MI ktoś powiedział coś takiego, nie uwierzyłabym.

- Dobrze wiesz, że to, co jej powiedzieliśmy, to prawda. Czego chcesz tym razem?

- Zniszczyłeś mi życie, więc ja zniszczę twoje.

- O czym ty gadasz? Kogo chcesz mi odebrać? Rin? Lisę? A może chcesz czegoś innego?

- Tak. Chcę czegoś innego. Chcę cię zniszczyć.

Dopiero po chwili orientuję się, że dziewczyna przykłada usta do moich ust. Nie umiem się ruszyć. Wszystkie moje mięśnie są sztywne. Słyszę ciche kliknięcie, jakby coś się otworzyło, ale nie wiem, czy to prawda, czy moja wyobraźnia. W końcu dziewczyna zabiera usta. Patrzy przez moje ramię ze złośliwym uśmiechem. Odwracam się. W drzwiach stoi...

- Rin!? - wołam, zszokowany. Po policzku dziewczyny spływa łza. Jej policzki są czerwone. Złote tęczówki są pokryte słoną cieczą gotową, aby płynąć kroplami w dół. - to nie tak! Proszę, posłuchaj!

Dziewczyna podchodzi do mnie i wymierza mi siarczysty policzek. Odchodzi ode mnie. Dotykam opuszkami palców pulsującej części twarzy. Dociera do mnie, co przed chwilą się wydarzyło. Ona pomyślała, że ją zdradzam! Moja mała idiotka. Debra chce do mnie podejść i mnie przytulić. Odpycham ją i biegnę korytarzem. Muszę ją znaleźć i wszystko jej wyjaśnić, zanim coś sobie zrobi.

*Rin*

Ten drań zdradzał mnie z tą szmatą! A przecież jeszcze wczoraj opowiedział mi razem Lysem i Kasem całą historię. A ja, głupia, w to uwierzyłam! Idąc na zewnątrz, wpadam na kogoś tuż przy wyjściu. To Kastiel...

- Hej, ciężarna przewodnicząco - posyła mi ten swój uśmiech. Gdy dostrzega moją minę, natychmiast staje się poważny. - coś się stało?

- Tak, stało się, do cholery! Nat mnie zdradza z twoją byłą!

- O czym ty mówisz!? On cię kocha, wiesz o tym!

- Widziałam, jak się całują. Wystarczy.

Odpycham chłopaka i idę przed siebie. Docieram do dębu. Siadam na trawie i zakrywam twarz dłońmi. Moim ciałem wstrząsa szloch, a z oczu płyną łzy. Nagle ktoś zdejmuje moje ręce. Patrzę w oczy tej osoby. Mają odcień mlecznej czekolady. To Shiru.

- Rin? Coś się stało? - pyta z troską.

- Nie, wszystko okej... - kłamię ze sztucznym uśmiechem.

- Przestań kłamać. Wiem, że coś jest nie tak. Co się stało?

- Mój mąż mnie zdradza z byłą Kastiela. To się stało.

- Zaraz, zaraz... co, do cholery!?

- No mówię ci prawdę! Nie wiem, co mam robić.

- Widziałaś, jak cię zdradzał?

- Całował się z nią - kolejne łzy płyną do moich oczu.

Jeszcze chwilę rozmawiam z Shiru. Proszę ją, aby nikomu o tym nie mówiła. Nawet Kari nie może o tym wiedzieć. Ani Armin. Ani Alexy. Ani Mick. Ani... nikt. Wracam z dziewczyną do budynku. Przez głośniki słyszymy, że jutro jest organizowana czterodniowa wycieczka do Orleanu. Chętni mają się spakować i stawić się jutro rano o 7 przed Niceą. Chcę tam jechać. Wracam do pokoju, podłączam słuchawki do telefonu, włączam muzykę i nie słucham tego, co mówi do mnie Nataniel. Po prostu pakuję do walizki ubrania, buty, bieliznę, kosmetyki, książki, zeszyty. Potem kładę się na łóżko. Koło mnie kładzie się blondyn. Spoglądam na niego. Piorunuję go wzrokiem, po czym schodzę z mebla i idę do siebie do pokoju, a następnie zamykam go na klucz. Całą resztę dnia spędzam czytając "Klejnot". Wieczorem, biorę szybki prysznic i wracam do pokoju. Kładę się na kanapie. Staram się zasnąć, ale nie umiem.

- Zimno... - szepcę.

- To może chcesz koc? - słyszę głos Nataniela. Patrzę w stronę drzwi. Ma na sobie jedynie czarne bokserki, okalające jego biodra. Jego włosy są w lekkim nieładzie i kapie z nich woda. Przez jedną rękę ma przewieszony ciepły materiał.

Wstaję, zabieram mu koc i kładę się z powrotem. Przykrywam się nim po samą szyję. Zanim zasypiam, udaje mi się jeszcze porządnie wypłakać.

*Nataniel*

Słyszę, jak Rin płacze. Jej głośny szloch roznosi się w całym naszym pokoju. Po jakimś czasie, wszystko milknie. Wchodzę cicho do jej pokoju. Dziewczyna leży przykryta kocem po ramiona. Jej mokra od łez twarz delikatnie połyskuje w świetle księżyca. Złote włosy kleją się do policzków. Sam zaczynam płakać. Kolejne łzy spływają po mojej twarzy.

- Bez ciebie czuję się załamany - szepcę. - jakbym był połową całości. Bez ciebie nie mam jakiejkolwiek ręki do trzymania. Bez ciebie czuję się rozdarty jak żagiel podczas sztormu. Bez ciebie... jestem po prostu... smutną piosenką - składam delikatny pocałunek na jej ustach.

Siedzę obok niej jeszcze jakiś czas. W końcu wracam do łóżka. Bez niej jest w nim tak... pusto. Kolejne łzy spływają po moich policzkach. W końcu zasypiam z sercem pękniętym na pół.

*Następnego dnia*

Wstaję około szóstej. Przez chwilę rozglądam się po pokoju. Gdy przypomina mi się, co się wczoraj stało, z trudem powstrzymuję płacz. Po chwili, słyszę otwieranie się drzwi. Rin wychodzi ze swojego pokoju. Ma mokrą twarz i czerwone oczy. Wchodzi do łazienki. W tym czasie, przeżywam załamanie nerwowe. Kładę się na łóżku i znowu odpływam. Budzi mnie szturchnięcie w ramię.

- Wstawaj - słyszę ostry głos. Wiem, że to Rin.

Podnoszę się z łóżka i kieruję się w stronę łazienki. Biorę prysznic. Pozwalam kroplom wody na taniec po moim ciele, ale nie czuję z tego powodu przyjemności. Zamiast tego, czuję rozdrażnienie i rozgoryczenie. W końcu wychodzę spod prysznica. Zakładam na siebie bokserki, jasną koszulkę i ciemne spodnie, po czym wracam do sypialni. Rin siedzi na łóżku i coś czyta. Siadam obok niej. Ta przesuwa się w drugą stronę. Im bliżej niej się znajduję, tym dalej ona się posuwa. Gdy jest na krawędzi łóżka, nie wytrzymuje.

- Do cholery, przestań, zaraz spadnę!

- To przestań się przesuwać - odpowiadam z uśmiechem.

- Jeśli masz nadzieję, że ci wybaczę, to nie ma mowy. Wiem, co widziałam.

- Wręcz przeciwnie, nie wiesz. Nie wiesz, jak to się potoczyło. Nie wiesz, co tam się działo. Nie wiesz... nic.

- Spadaj! - odkłada książkę, zabiera swoją walizkę i wychodzi z pokoju.

- CHOLERA! - krzyczę.

Zabieram swój bagaż i opuszczam pomieszczenie, zamykając je na klucz. Wychodzę przed budynek szkoły. Wśród studentów próbuję wyszukać Rin, ale nie potrafię. W końcu przyjeżdża nasz autokar. Aby nie wzbudzać podejrzeń, siadamy z Rin obok siebie, ale nie odzywamy się do siebie. Podłączam słuchawki do telefonu i słucham muzyki. Nagle, zaczyna lecieć cicha melodia piosenki Cascady - "Everytime we touch". To właśnie ona towarzyszyła naszym zaręczynom. Twardo walczę ze łzami. Nie mogę pozwolić na to, aby ktokolwiek je zobaczył. Zasypiam. Budzę się dopiero po 2 godzinach. Przecieram oczy. Słońce mocno świeci zapowiadając piękną pogodę przez cały dzień. Wszyscy wyglądają za okna, aby zobaczyć, gdzie jesteśmy. Jednakże nagle słychać głośne buczenie. Patrzę, na tabliczkę stojącą przed autokarem.

                                                              Obóz letni "Camp Rock"

                                                          Obóz dla młodych studentów.

Profesor Radisson daje każdemu ulotkę. Czytam ją uważnie. Rozpiska zachęca jedynie w kilku punktach. Dla chłopców są przygotowane kilkugodzinne biegi po górach i codzienne sprzątanie dookoła obozu, a dla dziewcząt - kilkugodzinne spacery, przygotowywanie posiłków oraz sprzątanie po nich. Dodatkowo, każdy będzie musiał raz dziennie iść nad pobliski wodospad i wykąpać się w tamtejszym jeziorze. Właściwie jedyne atrakcje to zaplanowany koncert jakiejś amatorskiej grupy, półtora godzinny czas wolny każdego dnia... i w sumie tyle. Zaczynam żałować, że zdecydowałem się jechać na tę wycieczkę. Jednak po chwili odwracam głowę w lewo i widzę, jak moja Rin rozmawia z Mickiem. Cofam wszystko to, co przed chwilą pomyślałem. Jednak nie żałuję. Mam wrażenie, że będę musiał cały czas być przy Rin, w razie gdyby Mick chciał mi ją zabrać. Profesor Radisson wyjmuje z kieszeni listę i mówi, kto jest z kim w pokoju. Ja będę mieszkać z Rin i... Mickiem. Wzdycham. Podchodzę do nauczyciela, zabieram klucz i wchodzimy do naszego pokoju. Jest tam sypialnia z trzema łóżkami, szafami i szafkami nocnymi oraz łazienka. Rozpakowuję swoje rzeczy i kładę się na łóżko. Wygodne. Wychodzimy przed pokój, aby spotkać się z komendantką obozu. To szczupła kobieta około trzydziestki. Ma długie ciemne włosy oraz duże niebieskie oczy. Na sobie ma jasnożółtą koszulkę na ramiączkach, koralową bluzę, getry do łydek z motywem kosmosu oraz buty z Nike.

- Dzień dobry, moi drodzy - zaczyna. - cieszę się, że zdecydowaliście się na tę wycieczkę. Mam nadzieję, że spędzicie miło czas. Nazywam się Monica i jestem pewna, że się dogadamy. Każde z was dostało ulotkę z tym, co będziecie robić. Myślę, że rozpiska się wam podoba. - oczywiście, proszę pani. Będziemy się bawić przednio. - bardzo proszę, abyście poszli do swoich pokoi i przebrali się, ponieważ chłopcy będą szli na trzygodzinny bieg po górach, a dziewczęta pójdą na spacer po górach, który będzie trwał tyle samo. Przy okazji, weźcie sobie jakieś ubrania na zmianę, na pewno się wam przydadzą, ponieważ idziemy nad wodospad. Jeśli ktoś ma jakieś uwagi, proszę o zwrócenie się z tym do mnie.

*Rin*

Nie mogę się przemęczać. Muszę to powiedzieć komendantce. Podchodzę do niej.

- Przepraszam panią na chwilę... - zaczynam nieśmiało.

- Tak, dziecko? Co się stało?

- Mam do pani sprawę... nie będę mogła biegać, ponieważ...

- Domyślam się, dlaczego - przerywa mi i uśmiecha się. Dotyka delikatnie mojego brzucha. - który miesiąc?

- Piąty.

- Dobrze. Dla dziewcząt i tak nie przewidywałam czegoś męczącego. Wam wystarczy spacer - spogląda na moje dłonie i posyła mi kolejny uśmiech, gdy zauważa na prawej z nich obrączkę. - który chłopak jest tym szczęśliwcem?

- Nataniel Moore. Ten blondyn, który stał koło mnie - robi mi się przykro, gdy przypomina mi się wczorajsza sytuacja.

- Pokłóciliście się?

- Powiedzmy...

- Chcesz mi o tym opowiedzieć?

- Wie pani co... może później. Teraz idę pójdę się przebrać, a nie chcę przedłużać. To długa historia.

- Dobrze. Idź. Spotykamy się tutaj za 5 minut.

- Tak jest - uśmiecham się i odchodzę.

Co ja zrobiłam!? Otworzyłam się przed kobietą, którą znam dopiero... 2 minuty? Dlaczego tylko ja jestem taka genialna? Wracam do pokoju i zabieram z szafy białą koszulkę, ciemne getry, adidasy i telefon ze słuchawkami. Przebieram się szybko. Słyszę, jak Mick mówi sam do siebie.

- Słyszałem od ludzi z trzeciego roku, że mieliśmy grać w tenisa, relaksować się w gorących źródłach, a niedaleko miała mieszkać ładna panna korzystająca z terapii w willi niedaleko. Nie jest tak, jak mówili.

- To wszystko kłamstwa - wychodzę z łazienki i staję na środku sypialni. - nabieranie drugoroczniaków to tradycja Nicei. Niestety, nie wiem, ile to już trwa. Ale dla tych rozczarowanych duszyczek, które są niezadowolone, kłamanie na temat tej wycieczki jest sposobem na wyładowanie złości i frustracji.

- Ale to podłe! Jak ktokolwiek może to znieść!?

- Nie narzekaj! To część szkolnego programu. Nie jesteśmy tu dla zabawy.

- Wiesz, gdzie mam ten program!?

- Możesz go sobie mieć, gdzie chcesz. Jeśli już rozumiesz, to dobrze ci radzę, żebyś już wychodził, bo...

- Rinka! - słyszę krzyk mojej siostry.

Wyglądam na zewnątrz. Nataniel obejmuje ją ramieniem i ciągnie za sobą wszędzie, gdzie tylko się udaje.

- Nataniel!? Kari!? Co wy robicie!? - krzyczę.

Natychmiast wokół nas zbiera się mnóstwo uczniów.

- Nic takiego - odzywa się blondyn. - po prostu spacerujemy razem po obozie.

- Nieprawda! - woła moja siostra, starając się wyswobodzić z objęć mojego męża. - z jakiegoś powodu ciągle mnie ciągnie, gdzie tylko pójdzie!

- Rozumiem. Porozmawiam z nim.

Chłopak puszcza Kari. Dziewczyna natychmiast bierze nogi za pas i biegnie w stronę miejsca zbiórki.

- Poważnie, co z tobą? - pytam Nataniela.

Ludzie wyczuwają, że będą tutaj przeszkadzali i natychmiast nas zostawiając, chwytając za ramię Micka i ciągnąc za sobą.

- Zastanawiałam się, gdzie byłeś i co robiłeś.

- O co ci chodzi? Ktoś bardzo zazdrosny się dąsa - chwyta mnie delikatnie za ramiona. Rozszerzam oczy - czy to źle? - uśmiecha się.

Odpycham go delikatnie od siebie.

- Oczywiście, że źle! To nie jest powód do obijania się i robienia z Kari idiotki!

- To dobry powód.

- Zapomnij i idź na zbiórkę!

Wychodzę na zewnątrz. Dzielimy się na dwie grupy - chłopcy idą na lewo, dziewczyny na prawo. Staję obok mojej siostry. Podłączam słuchawki do telefonu i natychmiast puszczam ulubioną playlistę - piosenki zespołu Nickelback. Od razu ruszamy z naszą komendantką. Słucham muzyki, nucąc pod nosem melodie piosenek. Nie reaguję nawet wtedy, kiedy w uszach dźwięczy mi "What are you waiting for?". W końcu docieramy nad wodospad i jezioro. Zdejmuję buty i zanurzam stopy i zimnej wodzie. Chłopcy pozbywają się wszystkiego, oprócz bokserek, a dziewczęta wchodzą do wody we wszystkim oprócz butów. Chciałabym się pobawić z nimi... z myśli wyrywa mnie cudzy dotyk na ramieniu. To pani Monica. Uśmiecham się sztucznie.

- Wszystko w porządku? - pyta, siadając obok mnie.

- Nie - mówię szczerze. - nic nie jest w porządku.

- Opowiesz mi o tej waszej kłótni? Może będę mogła ci pomóc?

- Widziałam, jak całował się z inną dziewczyną. Dzisiaj rano powiedział, że to nie jest tak, jak myślę, ale ja wiem, co widziałam. Najgorsze jest to, że to jest była dziewczyna tego chłopaka w czerwonych włosach - wskazuję go brodą. - on, mój mąż i ta dziewczyna przeżyli kiedyś razem koszmar... ale nie wiedziałam o tym. Dopiero kilka dni temu mi o tym opowiedzieli. Nie wiem, co mam robić. Z jednej strony chcę mu wierzyć, bo bardzo go kocham... ale z drugiej zaś... skąd mogę wiedzieć, że nie zrobi tego jeszcze raz?

- A zrobił to wcześniej?

- Nie... nigdy. Zawsze mnie zapewniał, że kocha tylko mnie i nigdy mnie nie zdradził.

- A więc może po prostu mu wybacz. Spójrz na niego - ukradkiem pokazuje na Nataniela.

Spoglądam na niego. Prawie cały czas się na mnie patrzy.

- Patrzy się na ciebie. Musi mu naprawdę na tobie zależeć. Moim zdaniem, powinnaś to z nim omówić jeszcze raz.

- Boję się tego. Boję się, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać.

- Rin, proszę, uwierz mi. Jeśli mu zależy, na pewno cię wysłucha.

Nie odzywam się więcej. Znowu zasłuchuję się w piosenkach lecących z telefonu. Wyjmuję nogi z wody i kładę się na trawie. Nawet nie wiem, kiedy się tak zmęczyłam. Zasypiam.

*Nataniel*

Po zabawie w wodzie, wychodzimy z jeziora i idziemy głębiej do lasu, aby się przebrać w suche ubrania. Nagle słyszę głos Kasa:

- Widzicie? - wskazuje zbiornik wodny. - Rin chyba zasnęła. Musi być zmęczona.

Kiedy Mick to słyszy, natychmiast zabiera swoje rzeczy i biegnie w jej stronę. Trudno mi na to patrzeć.

Przebieram się szybko i wracam nad jezioro. To, co tam widzę, sprawia, że zastygam w bezruchu. Mick trzyma moją Rin na rękach i przyciska ją do siebie tak mocno, jak tylko się da. Podchodzę do niego.

- Oddaj mi ją - mówię, wystawiając ręce.

- Nie ma mowy - przytula ją jeszcze mocniej. Zaciskam pięści, ale zaraz potem je rozluźniam.

- Po prostu mi ją daj, czy to jest prośba, która tak wiele wymaga?

- Nie wiem, o czym mó... ej! - woła, kiedy biorę Rin na ręce.

- Dziękuję - mówię z uśmiechem i patrzę na spokojną twarz żony.

Przez całą drogę dziewczyna śpi nieprzerwanym snem. Nie budzi się nawet wtedy, kiedy potykam się o kamień i prawie upadam. Uśmiecham się. Gdy wracamy do pokoju, kładę ją na łóżku i przykrywam pościelą. Głaszczę jej włosy. Gdyby tylko był jakiś sposób, żeby jej powiedzieć, że to nie ja zawiniłem... nagle, do głowy wpada mi pomysł. Przypomina mi się, że przecież na suficie przed pokojem moim i Rin wisi kamera. Jeden z moich dobrych znajomych ma dostęp do wszystkich nagrań. Natychmiast dzwonię do niego.

- Halo? Nataniel? - słyszę odpowiedź po pierwszym sygnale.

- Hej Simon. Słuchaj, mam sprawę do ciebie. Masz może nagranie z wczorajszego dnia sprzed pokoju mojego i Rin, koło godziny trzynastej?

- Mam, a co się stało?

- Mógłbyś mi wysłać to nagranie na maila? Była Kasa mnie pocałowała, a Rin widziała tylko moment, gdzie przytrzymywała swoje usta przy moich, no i teraz twierdzi, że ją zdradzam. Chcę, żeby mi uwierzyła.

- Spoko. Żaden problem. Za 5 minut sprawdź pocztę.

- Okej, dzięki, ratujesz mi życie. Na razie!

- Cześć!

Po pięciu minutach sprawdzam, czy wiadomość do mnie dotarła. Widzę, że przyszła wiadomość od Simona. Otwieram nagranie i oglądam je. Widać na nim, że to nie moja wina. Wstaję z łóżka i idę poszukać pani Monici. Znajduję ją przy bramie wejściowej na obóz.

- Dzień dobry pani.

- Dzień dobry, Nataniel. Czy coś się stało?

- Tak, proszę pani. Chodzi o Rin. Pokłóciłem się z nią, bo ona była pewna, że ją zdradzam. To nieprawda. Dlatego mam prośbę. Czy ostatniego dnia pobytu tutaj mógłbym, razem moimi dwoma kolegami, zagrać dla niej piosenkę? I wyświetlić film, na którym widać, co się tak naprawdę stało?

- Oczywiście. Jakich instrumentów potrzebujecie?

- Gitara elektryczna i perkusja. No i trzy mikrofony.

- Dobrze. Żaden problem.

- Dziękuję pani bardzo - uśmiecham się i wracam do pokoju.

Nadchodzi wieczór. Wszyscy udajemy się na kolację. W sumie to nie jest to bardzo wiele, jedynie kromka chleba z wyborem dodatków. Po posiłku, wychodzę na zewnątrz. Za sobą słyszę głos Micka:

- Przygotuj się, Moore!

Odwracam się. Chłopak chce mi dać kopniaka w stylu karate, ale mu nie wychodzi. Wyciągam rękę i uderza w nią, a nie mój brzuch. Po chwili czuję, jak czyjaś ręka zaciska się na moim ramieniu i pcha mnie przed siebie. Docieramy do pokoju mojego, Micka i Rin. W końcu mogę się odwrócić. Przed siebie pchała mnie moja żona.

- Co z wami, chłopaki!? - krzyczy. - zachowujecie się tak od rana! Nie walczcie, gdzie się wam podoba!

- To nie walka! - odpowiada Mick. - to krwawa rozmowa między mężczyznami, prawda, Moore?

- Prawda.

- To nie jest wymówka! Zastanówcie się nad sobą! - Rin wchodzi do pokoju i zamyka drzwi na klucz. Potem słyszę jeszcze jedno krótkie zdanie. - dlaczego zostało im tyle negatywne energii?

Jest bardzo ciepło. Do mnie i Micka ciągną komary. Mimo że gryzą mi całe ciało, nie reaguję. Za to brunet co chwila klepie się po ciele.

- W takim tempie pogryzą mnie całkowicie - mówi. - jak jutro wstanę, nikt mnie nie pozna, bo będę spuchnięty!

- A to pech... - odpowiadam bez entuzjazmu.

- Moore... - nienawidzę, gdy ktoś mówi do mnie po nazwisku. - mam do ciebie pytanie.

- Jakie?

- Lubisz Rin? Albo inaczej... spotykacie się?

Uśmiecham się złośliwie. On dalej nic nie wie! Pokazuję mu prawą dłoń, gdzie, na serdecznym palcu, widnieje złota obrączka. Oczy chłopaka rozszerzają się tak, że mam wrażenie, że zaraz wypadną z oczodołów.

- Powiedz, że nie wiedziałeś? - pytam kpiąco.

- Skąd miałem wiedzieć?

- Przecież na lekcji z Radissonem mówiliśmy z Rin, że jesteśmy małżeństwem.

- Musiałem wtedy być zaspany, bo nie słyszałem kompletnie nic... mam dosyć. Jestem głodny! Idę czegoś poszukać! Idziesz ze mną?

- Nie - kładę się na ziemi i momentalnie zasypiam.

*Rin*

- Dlaczego muszę martwić się o głupiego Micka!? - karcę sama siebie w myślach, gdy wychodzę z pokoju, wybudzona ze snu przez dziwny hałas. Mam na sobie bordowy szlafrok i białą koszulę nocną. Robiąc obchód wokół obozu zauważam, że drzwi od magazynu są otwarte. Podchodzę do nich.

Boję się, co zobaczę w środku, jednak wchodzę tam. Widzę, jak Mick grzebie w jednej ze skrzyń. Podchodzę do niego i wymierzam mu policzek.

- Idioto, co ty tu robisz!? Chcesz coś ukraść!? - szepcę.

- Rinka? Niezupełnie... chciałem poszukać latarki, żeby znaleźć coś do jedzenia...

- Zamknij się! Musimy stąd wyjść! Jeśli komendantka nas zobaczy...

- Czy ktoś tam jest? - słyszę głos pani Monici.

Natychmiast chowam się z Mickiem w ciemności i zakrywam mu mocno usta dłonią, żeby nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nagle, słyszę kliknięcie. Jestem załamana. Ktoś zamknął nas w tym magazynie! Staram się otworzyć drzwi, ale nie potrafię. W końcu siadam na podłodze i opieram o nie plecy.

- W takim razie... - Mick do mnie podchodzi i kuca obok. - czy to nie podniecająca chwila dwojga ludzi?

- O czym ty mówisz? - nie wiem, o co mu chodzi.

Przez chwilę chłopak kompletnie panikuje i biega po całym magazynie, jakby dostał epilepsji.

- Ale co powinniśmy zrobić!? - krzyczy, zatrzymując się w końcu w miejscu. - przytulić się i spać nago do rana!? Rin, czy twoje serce nie bije szybciej!?

- Czemu miało by tak być? Powinniśmy pomyśleć, jak stąd wyjść.

Chłopak chwyta mnie za rękę i patrzy mi w oczy.

- Jesteśmy dwudziestolatkami, kobietą i mężczyzną, wiesz...

- Anorexic...

- Nie patrzysz na mnie w ten sposób. Chcę, żebyś widziała we mnie mężczyznę - rozszerzam oczy.

Chłopak puszcza mnie i zakrywa twarz dłońmi.

- Coś nie tak? - pytam.

- Nie bardzo - przeczesuje włosy dłonią i uśmiecha się.

Po chwili jednak, zaczyna się mocno rumienić. Prosi, abym na niego nie patrzyła, bo go to krępuje.

- Raz chcesz, żeby na ciebie patrzeć, raz, żeby nie patrzeć... zdecyduj się - uśmiecham się. - czego tak naprawdę ode mnie chcesz?

- Czego? Ja...

Nie odpowiada mi, bo przerywa nam dźwięk otwierania drzwi. Gdy zauważam, kto to jest...

- Chcesz, żeby widziała w tobie mężczyznę?

- Nataniel! - wykrzykujemy oboje.

Chwyta mnie za rękę, a potem przerzuca przez ramię, jakbym była workiem ziemniaków.

- Zamiast niej, ja będę na ciebie patrzył, jak na mężczyznę.

Mick głęboko wciąga powietrze. Ja też. Nie wiem, czy on tylko żartuje, czy mówi na serio... cały czas trzymając mnie przerzuconą przez ramię, niesie mnie do pokoju. Potem kładzie mnie na łóżku i siada na swoim. Zdejmuje szlafrok, pozostając w samych bokserkach, i przykrywa się kołdrą. Robię to samo. Niemal natychmiast zasypiam.

*Ostatni dzień obozu, wieczór, Nataniel*

Została godzina do odjazdu stąd. Wszyscy już mają spakowane walizki. Wczoraj przyjechał tutaj jakiś amatorski zespół. Tak, mają świetne piosenki i głosy, ale naszego zespołu nie pobije nic. Kas i Lys zgodzili się mi pomóc. W jednym z większych budynków znajduje się coś na kształt sceny. Ustawiamy tam perkusję i mikrofony. Potem chodzę po wszystkich pokojach i proszę mieszkających w nich ludzi o natychmiastowe pojawienie się przed sceną. Po 15 minutach wszyscy tam są. Chwytam mikrofon i zaczynam krótką mowę.

- Cześć wszystkim... przepraszam was, że zrywam was o siódmej rano, ale... muszę wam coś powiedzieć. A dokładniej... Rin. Kochanie - zwracam się do dziewczyny. - proszę, wysłuchaj mnie w końcu. Wiesz, że nigdy bym cię nie zdradził. Kocham cię.

Zasiadam za perkusją i zaczynam wybijać rytm. Kas dodaje do tego dźwięki strun pocieranych palcami. Po chwili, zaczynamy śpiewać.

This time, this place,

Misused, mistakes.

Too long, too late,

Who was I to make you wait?

Just on chance,

Just one breath

Just in case there's

Just one left!

'Cause you know... you know...

You knooooow!


That I love you...

I've loved you all along.

And I miss you...

Been far away, for far too long.

I keep dreaming you'll be with me

And you'll never go.

Stop breathing if I don't

See you anymore.


On my knees I'll ask

One chance for one last dance.

'Cause with you I withstand

All of hell to hold your hand.

I'd give it all, I'd give for us

Give anything but I won't give up

'Cause you know... you know...

You knooooow!


That I love you...

I've loved you all along.

And I miss you...

Been far away, for far too long.

I keep dreaming you'll be with me

And you'll never go.

Stop breathing if I don't

See you anymore.


So far away... so far away...

Been far away, for far too long...

So far away... so far away...

Been far away, for far too long...


But you know... you know...

You knooooow!


I wanted...

I wanted you to stay...

'Cause I needed...

I need to hear you say:

"I love you...

I've loved you all along.

And I forgive you

For beeing so far away,

For far too long.

So keep breathing

'Cause I'm not leaving you

Anymore.

Believe it, hold on to me,

Never let me go!"


Keep breathing

'Cause I'm not leaving you

Anymore.

Believe it, hold on to me,

Never let me go!


Hold on to me,

Never let me go!

Hold on to me,

Never let me go!


Kończymy śpiewać. Słyszę gromkie brawa. Spoglądam na moją dziewczynkę. Ma skrzyżowane ręce położone na barkach i ukradkiem ociera płynące z oczu łzy.

- Rin, czy mogę cię tutaj prosić? - pytam.

Dziewczyna wchodzi na scenę. Mikrofon odkładam na stojak. Nie chcę, by ktokolwiek inny, oprócz naszej dwójki, słyszał tę rozmowę.

- Rin, proszę cię, uwierz mi. Nigdy cię nie zdradziłem, nie zdradzam ani nie zdradzę. Jesteś najlepszą żoną, jaką mogłem sobie wymarzyć. Jak mógłbym ci pokazać, że nie kłamię?

- Po prostu mnie pocałuj - uśmiecha się.

Natychmiast łączę nasze usta. Całuję ją z ogromną siłą i pasją. Chcę jej wynagrodzić te dni, kiedy przeze mnie płakała lub po prostu była smutna. Znowu biorę do ręki mikrofon.

- A więc... wierzysz mi już? - pytam.

- Tak - odpowiada dziewczyna.

Znów słyszę brawa. Przytulam się do swojej dziewczynki. Po chwili jednak znowu przykładam mikrofon do ust.

- Abyście wy także wiedzieli, że nie zrobiłem nic złego, pokażę wam pewne nagranie. Jestem pewien, że obejrzycie je z aż za wielką chęcią.

Kiwam głową do pani Monici, która od razu włącza filmik, który wysłał mi Simon. Kiedy studenci słyszą naszą rozmowę, wydają z siebie stłumione jęki, dziewczęta zakrywają usta dłońmi. Kiedy nagranie się kończy, wszyscy spoglądają na Debrę ze złością. Opuszczamy salę, zabieramy z pokoi swoje rzeczy i wsiadamy do autokaru, który już przyjechał. Dopiero teraz do mnie dochodzi, że, patrząc na każdego chłopaka siedzącego obok jakiejkolwiek dziewczyny, najchętniej po prostu by się z nią kochał. I to ostro. Widać to na kilometr. Chłopcy mieli więcej wysiłku, niż dziewczęta. Momentalnie zasypiam. Budzę się dopiero po dwóch godzinach. Jesteśmy już pod Niceą. Zabieramy swoje bagaże i idziemy do pokoi. Rozpakowujemy rzeczy i natychmiast padamy na łóżko. Wieczorem bierzemy prysznice i kładziemy się spać. Tym razem, zasypiamy wtuleni w siebie.

**********

Hej kochani! Przepraszam, że ten rozdział był pisany tyle czasu, ale do tego był mi potrzebny odcinek z Kaichou wa-maid sama. Będąc w szkole, nie mogłam pisać. Dopiero dzisiaj udało mi się go dokończyć, tak więc gomene!

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS: Planuję pisać nowe fanfiction, również o Natanielu, ale główna bohaterka będzie jego siostrą. Co Wy na to? ;D




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top