14. "Wrócę po moją Rin"

*Rin*

Budzę się rano koło 7:00. Mocno zaciskam powieki, bo słońce razi mnie w oczy. W końcu podnoszę się i zakładam sukienkę, którą zawsze nosiłam w dni powszednie. Gdy czeszę włosy zauważam, że za mną stoi Nat. Spoglądam na niego i uśmiecham się. Splatam włosy w warkocz. Zakładamy torby na ramiona i udajemy się na pierwsze zajęcia. Kiedy siadamy na swoich dawnych miejscach, zauważamy, że w naszej klasie jest ta cała Debra. Nat wzdryga się. Na salę wchodzą także Kas i Lys. Reagują tak samo. Milczymy aż do początku zajęć. W końcu wchodzi nauczyciel, którego nigdy wcześniej tutaj nie widziałam. Jest nowy, nazywa się John Radisson i będzie nas uczył anatomii zamiast dyrektorki. Kiedy wyczytuje moje panieńskie nazwisko, Scoot, natychmiast reaguję.

- Jestem, ale to nie jest moje nazwisko, panie profesorze.

- A to dlaczego?

Spoglądam na Nata. Podnosimy w górę prawe dłonie i pokazujemy nasze złote obrączki.

- Rozumiem. Małżeństwo, ta... nie uważacie, że jesteście za młodzi?

- Nie, nie uważamy tak - mówię stanowczo. Opuszczamy ręce. - a nawet jeśli, to nie było mowy o braku ślubu, ponieważ... jestem w ciąży.

- Jeszcze lepiej... - mamrocze.

Spoglądam zaskoczona na Nataniela. Coś nie pasuje mi w tym nauczycielu. Strasznie dziwnie reaguje na małżeństwa w młodym wieku oraz ciążę w tym samym czasie. Chłopak również jest zdziwiony. Patrzymy na siebie cały czas. Nagle jednak ktoś szturcha mnie z ramię. To Kastiel. Patrzę na niego, a on wskazuje na nauczyciela.

- Słyszałaś pytanie? - pyta surowo.

- N-Nie, panie profesorze...

- A więc twoja uwaga podczas lekcji jest naprawdę mierna. Zastanawiam się, jakim cudem znalazłaś sobie męża.

- Proszę tak o niej nie mówić! - mówi Nat.

- A ty kto jesteś, żeby mi rozkazywać?

Nat chwyta lewą ręką moją prawą dłoń i pokazuje swoją prawą, ukazując obrączki widniejące na naszych palcach, po raz drugi. Mężczyzna wzdycha.

- W takim razie spytam jeszcze raz. Jak brzmi twoje nazwisko?

- Moore - patrzę na Nata i uśmiecham się.

- Rozumiem. Poproszę dyrektorkę, aby zmieniła je w dzienniku. A teraz wróćmy do zajęć.

Przez całą godzinę po prostu zapoznajemy się z nauczycielem i nowymi uczniami, bo oprócz Debry jest jeszcze chłopak, Mick. Ma brązowe włosy oraz piękne czekoladowe oczy. Jednym słowem - jest przystojny, ale nie tak, jak Nat. Po lekcjach jestem wezwana do dyrektorki. Prosi mnie, abym oprowadziła Micka po szkole, a Kari zrobi to samo z Debrą. Zgadzam się. W sumie... dobrze, że Nat się tym nie zajął. Chyba by się załamał. Dostaję informację, że pokój chłopaka ma numer 230. Podchodzę tam i pukam do drzwi. Chłopak mi otwiera. Witam się z nim uśmiechem.

- Hej... ty jesteś Mick, prawda? - pytam.

- Cześć! Tak, to ja. A ty jesteś Rin? Przewodnicząca szkoły i najmilsza dziewczyna w całej Nicei?

- Jestem Rin, jestem przewodniczącą, ale co do tej najmilszej, to bym się kłóciła.

- Przestań! Wszyscy mówią, że jesteś najlepsza! Wracając... co cię tu sprowadza?

- Dyrektorka poprosiła mnie, abym oprowadziła cię po szkole.

- Rozumiem. A więc chodźmy.

***

- A tutaj jest sala gimnastyczna - pokazuję ostatnie miejsce.

- Wow... nie spodziewałem się, że ta szkoła jest taka wielka.

- A no widzisz!

Idziemy dalej, wzdłuż dłuższej ściany budynku. Nie wiem czemu, spoglądam w górę. Zauważam, że Nataniel siedzi na parapecie i opiera głowę o dłoń, zakrywając swoje usta. Jego oczy patrzą na mnie... tak dziwnie. Nie ma w nich żadnych uczuć. Schylam głowę, rumieniąc się. Żegnam się z Mickiem i wracam do szkoły. Idę do pokoju. Chcę wejść po schodach na górę, gdy słyszę głos Nata.

- Byłaś strasznie zajęta nowym uczniem.

Wzdrygam się. Odwracam się i patrzę na niego. Na jego twarzy jest wielki uśmiech.

- Nie miałaś nawet dla mnie czasu - kontynuuje. - czułem się taki samotny.

- Wiesz, jakoś tego po tobie nie widać. Poza tym, nie widziałam cię.

Cholera! Powiedziałam to!?

- Doprawdy? Za to ja widziałem ciebie. I mnie nie oszukasz - chwyta mnie za podbródek i zmusza do spojrzenia mu w oczy. - widziałem, jak na mnie spojrzałaś. Szukałaś mnie.

Chcę coś powiedzieć, ale słyszę głos Kari.

- Rinka! Chodź! Pilna sprawa! Nowy uczeń ma kłopoty!

Natychmiast się odwracam.

- Słucham!?

- Jakieś łobuzy go otoczyły. To wygląda naprawdę nieciekawie. Chodź! - chwyta mnie za rękę.

- Nat, zobaczymy się później! - krzyczę i biegnę, starając się nadążyć za siostrą.

Przemierzamy korytarze. W końcu zauważamy mnóstwo uczniów, tworzących krąg.

- Co tu się dzie...

Przerywam, widząc Micka, stojącego na środku koła i uśmiechającego się. Odwracam się w stronę siostry.

- Mówiłaś, że wygląda niewesoło, czyż nie?

- Jak byłam tu pierwszy raz, szykowała się krwawa jatka.

Ktoś pyta Micka, po co tutaj przyjechał. Nie wiem, czy to było grzeczne, czy nie. W każdym razie odpowiedź chłopaka mnie zaskakuje.

- Aby odnaleźć moją szczenięcą miłość. Myśl, że znów się spotkamy, nie dawała mi spokoju.

- Jaka ona jest? - pyta Kari.

- Jest urocza, miła i uczynna. Niczym piękny kwiat, który leczy twą duszę. Ile bym dał, żeby znowu się z nią spotkać i ją przytulić... już po ciebie idę, ukochana!

- Czekaj, Mick! - odzywam się. - czy ona w ogóle chodzi do tej szkoły?

- A bo ja wiem...

Przykładam dłoń do czoła.

- A więc jak chcesz ją znaleźć?

- Nie wiem. Ale obiecałem, że wrócę po moją Rin.

To zdanie powoduje, że niemal się przewracam. Jestem zszokowana.

Przypomina mi się pewna sytuacja. Gdy byłam mała, miałam chyba 7 lat, w mojej klasie w szkole był chłopak, który był 2 razy chudszy od pozostałych. Niektórzy twierdzili nawet, że jest anorektykiem. Był szczuplejszy nawet ode mnie. Wiele osób nazywało go Anorexic. Kiedyś, przyszłam do niego w odwiedziny. Za jego domem rosła bardzo okazała jabłoń. Poszliśmy tam. Chłopak wszedł na drzewo i zerwał jedno jabłko, a następnie rzucił mi je. Potem stanął na gałęzi i chciał zerwać owoc dla siebie. Mówiłam mu, aby uważał, bo może spaść. I oczywiście, dokładnie w tym momencie, gałąź się zerwała, a on upadł. Głośno jęczał z bólu. Zabrali go do szpitala. Następnego dnia, poszłam go odwiedzić. Szczerze mówiąc, zapomniałam o nim.

Ledwo trzymam się na nogach. Biorę kilka głębokich wdechów, przy okazji trzymając się za brzuch i kontrolując ruchy Lisy oraz słuchając rozmów toczących się obok. Każdy daje jakiś komentarz.

- Książę z bajki, co?

- Rin... czy to imię nie wydaje się wam znajome?

- Po tylu latach dalej chcesz jej szukać?

Koło mnie staje Kari.

- Wszystko okej? - pyta, chwytając moją dłoń.

- Tak, tak... prawie wszystko.

- Rinka, on chyba nie mówi o tobie, co? Gdyby tak było, na pewno byście się poznali. A dzisiaj dużo czasu spędziliście razem.

- Anorexic...

- O czym ty mówisz?

- W podstawówce w mojej klasie był chłopak, który był szczuplejszy nawet ode mnie. Ludzie myśleli, że jest anorektykiem, więc dali mu ksywkę Anorexic.

- Czyli... jego pierwszą miłością...

- Byłam ja.

- Chodziłaś z nim!? - pyta zszokowana.

- Co!? Nie!

Nagle słyszę, jak ktoś woła moje imię. To na zewnątrz. Na gałęzi dębu, rosnącego za szkołą, stoi Mick i woła moje imię. Opuszczam siostrę i biegnę po schodach, a następnie wychodzę na zewnątrz i pędzę pod dąb.

- To nie jest śmieszne! - krzyczę do Micka. - złaź stamtąd, ale już!

- Tutaj mi nic nie zrobisz.

Znowu krzyczy moje imię.

- Uważaj, bo spadniesz jeszcze raz!

Oczywiście w tym momencie chłopak się poślizguje na gałęzi i leci na ziemię, głową w dół. Szeroko otwieram oczy.

- Ano... Anorexic! - krzyczę.

Chłopak rozwiera powieki. Jego noga odbija się od którejś z gałęzi i ląduje na ziemi, ale normalnie. Podnosi się. Patrzy mi w oczy.

- Jak się nazywasz? - pyta.

- Rin... Scoot - podaję mu panieńskie nazwisko. - przykro mi, ale wiele się zmieniło, od kiedy...

Nie udaje mi się dokończyć zdania. Mick rzuca mi się na szyję.

- Rin!

Wstrzymuję oddech. Spinam wszystkie mięśnie. W głowie mam tysiąc myśli na sekundę. Nie odwzajemniam uścisku.

- Tęskniłem - szepcze mi do ucha, delikatnie muskając je wargami.

*Nataniel*

Gdy Rin rozmawia z Kari, stoję paręnaście metrów od nich. Na szczęście mnie nie widzą. Słyszę całą ich rozmowę. O nim też zapomniała... może to głupie, ale... robię się zazdrosny. Wprawdzie Rin jest moją żoną i znam ją tyle czasu, że na pewno by mnie nie zdradziła. Ale z drugiej strony tyle czasu spędziła z Mickiem. A ze mną... prawie wcale. Jedynie zajęcia, poranek w pokoju i ta krótka rozmowa pomiędzy oprowadzaniem Micka po szkole a jej reakcją na "atak" starszaków na niego. Muszę się ogarnąć nie może być tak dalej. Siedzę pod ścianą, gdy nagle ktoś nade mną staje. Spoglądam w górę z uśmiechem pewien, że to moja żona, ale nie. To... Debra. Siada obok mnie.

- Co się stało, Nat? - pyta przesłodzonym głosem.

- Nie mów tak do mnie - odpowiadam chłodno. - to nie twoja sprawa.

- Widzę, że coś jest nie tak - dotyka mojego policzka dłonią, którą odtrącam.

- Zostaw. Mnie. W spokoju. Do cholery! Jak ktoś cię zobaczy, a w szczególności Rin, będę miał przesrane!

- Spokojnie, nikt nas nie zobaczy - dziewczyna przykłada wargi do moich ust.

Przez chwilę jestem zszokowany. Jednak potem odpycham ją, szybko wstaję i odbiegam od niej. Wbiegam do pokoju i zamykam drzwi na klucz. Biorę głęboki wdech. Wychodzę na balkon i to, co widzę, poraża mnie. Do mojej Rin przytula się Mick. Zaraz mnie coś trafi...

**********

Hejka kochani! Nataniel jest zazdrosny! ^^ mam nadzieję, że rozdział się spodobał!

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top