13. Gdy powraca demon...
*Rin*
***
Jestem w domu. W pokoju. Sama. Na dole, w kuchni, jest moja mama, a w salonie tata z paroma panienkami. Staram się spać, ale nie umiem. Głośna muzyka mi przeszkadza. Tak bardzo chcę, aby wszystko było po staremu... zanim Nataniel wyjechał, zanim mnie zostawił. Chcę się z nim spotkać. Chcę aby wrócił. Wyobrażam sobie, że leży koło mnie. Zaczynam śpiewać.
Zostań... zaplątałam skrzydła w śpiew...
Zostań... brzegiem dźwięku tańczyć chcę...
Pozwól, że zasnę w tym akcie wśród świec...
Nie chcę się budzić półgłosem przez gniew...
Z mojego oka wypływa pierwsza łza. Za nią kolejna i kolejna... jestem pewna, że mama też płacze. Chcę iść powstrzymać tatę. Schodzę na dół. W salonie jest tata oraz kilka kobiet, które mają na sobie zbyt mocne makijaże, strasznie eleganckie fryzury i pyszniące się na ich zgrabnych sylwetkach sukienki. Podchodzę do taty i chwytam go za rękę. W drugiej dłoni trzyma butelkę z piwem. Chcę, żeby to się skończyło.
- Czego chcesz, młoda? - pyta niewyraźnie.
- Tato, proszę...
- Odczep się!
Chcę jeszcze coś powiedzieć, ale przerywa mi mama. Podchodzi do taty i chce mu coś powiedzieć, jednak ten ją odpycha. Wzdycham, po moim policzku spływa kolejna łza. Poddaję się. Wracam do pokoju i wyjmuję album z szuflady. Znajduję jedno zdjęcie, które bardzo lubiłam. Byłam tam ja, mama, tata i Nat. Zwijam się w kłębek i patrzę na zdjęcie. W głowie lecą kolejne słowa piosenki.
Tato, nie pij, pójdź już spać...
Zostaw mamę, zostaw nas...
Wyproś gości, późno już...
Niech idą...
Chciałabym mieć kiedyś psa,
Który będzie bronił nas...
Chciałabym pójść kiedyś spać
W ciszy...
Czy to ja wam niszczę świat!?
Ja mam swój, gdy nie ma was...
Chciałabym pójść kiedyś spać
W ciszy...
***
Gwałtownie się budzę, wydobywając z gardła głośny krzyk. Rozglądam się dookoła. Dociera do mnie, gdzie jestem i co się stało.
Jestem u rodziców Lysandra na farmie.
Wszystko jest okej.
To był tylko sen.
Czuję cudzą dłoń na ramieniu. To Nataniel. Wtulam się w niego. On przytula mnie do siebie.
- Co się stało, skarbie? - mamrocze w moje włosy.
Opowiadam mu mój sen.
- A wiesz co jest najlepsze, a właściwie najgorsze? - pytam pod koniec.
- Co takiego?
- Że to była prawda...
- Co ty mówisz!? - chwyta mnie delikatnie za ramiona. - jak to: prawda? Naprawdę to się kiedyś wydarzyło!?
- Tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo wtedy za tobą tęskniłam. Jak bardzo chciałam, żebyś był koło mnie. Żebyś mnie przytulił. Żebyś był obok... już zawsze.
- Będę już zawsze. Obiecuję - całuje mnie delikatnie. Sprawdzam na telefonie, która jest godzina. 4:30. Wiem, że już nie zasnę, więc wstaję. Nat zastanawia się, gdzie idę. Nie odpowiadam. Kieruję się w stronę domu. Josiane nie wróciła ze szpitala, więc wychodzi na to, że ja będę musiała przygotować śniadanie. Biorę stojący na szafce koszyczek i idę do kurnika. Zabieram stamtąd dwadzieścia cztery jajka. Wracam do kuchni. Zaczynam już smażyć jajecznicę dla siebie i Nata. Po chwili jednak słyszę, jak do pomieszczenia wchodzą wszyscy pozostali. Natychmiast wbijam wszystkie pozostałe jajka i przygotowuję posiłek, słuchając rozmów toczących się przy stole. Jednak kiedy się odwracam, zauważam, że brakuje nam jednej osoby.
- Gdzie jest Lysander? - pytam.
Wszyscy patrzą po sobie, ale nikt nic nie wie. Patrzę na nich, przerażona, że coś się stanie. Widzę jednak po Aiko, że ona boi się o niego jeszcze bardziej niż ja, w końcu jest jego dziewczyną. Kończę smażyć jajecznicę i każę wszystkim nałożyć sobie porcję, po czym, razem z brązowowłosą, wychodzimy na zewnątrz i szukamy Lysa. Na sam początek myślę o lesie, w którym był wczoraj. Idziemy tam, ale go nie ma. Wracamy na farmę. Nagle, słyszę cichy śpiew, dochodzący z kurnika. Biegnę w tamtym kierunku, razem z Aiko. Gdy tam docieramy, widzimy Lysandra, który stoi przy klatkach z królikami i nuci jakąś piosenkę. Mam wrażenie, że jest to jedna z tych, które napisał z Kasem.
- Lysander!? - wołamy z Aiko.
Chłopak podskakuje na nasz głos i przesuwa suwak w klatce powodując, że ta się otwiera. Króliki wyskakują z niej. Wyskakuje też kilka z innych, również otwartych klatek. Razem z brązowowłosą strzelamy facepalma. Ja biegnę do domu prosić resztę o pomoc, a ona zaczyna już łapać króliki. Kiedy wszyscy słyszą, co się stało, na początku zaczynają się śmiać, ale w końcu wstają od stołu i idą za mną, aby pomóc Lysandrowi i Aiko w łapaniu zwierzaków. Każdemu z nas udaje się złapać po jednym. Mój jest śliczny, biały z czarną łatką na grzbiecie. Obok mnie idzie Nat. Jego króliczek jest czarny z białą łatką. Kiedy zwierzęta zauważają się nawzajem, przybliżają do siebie swoje noski. Spoglądam na Nata. To jest takie słodkie... w końcu wracamy do kurnika i umieszczamy je w klatce. Zamykamy je porządnie, aby zwierzątka już nie uciekły. Wracamy do kuchni. W końcu, razem z Lysem i Aiko, możemy zjeść śniadanie. Po posiłku wstajemy od stołu i każde z nas zabiera swoją torbę. No, może oprócz Lysa i Leo, oni zostają, aby zająć się farmą. Żegnamy się z nimi, po czym idziemy na przystanek. Wszyscy wracamy do domów. Ja zabieram stamtąd znicz, wkład i zapalniczkę i idę na grób rodziców. Muszę go zapalić. Chcę z nimi porozmawiać i prosić o kolejne siły do nauki. Zapalam biały znicz, na którym widnieje złoty krzyżyk. Siadam na ławce stojącej przed grobem. Cicho się modlę. Proszę o to, o co chciałam. Mam nadzieję, że zostanę wysłuchana. Wracam do domu Nata. Tam, pakuję swoją walizkę, w końcu jutro wyjeżdżamy. Tak naprawdę, nie mogę się już tego doczekać.
*następnego dnia, w autobusie*
- Nareszcie tam wracamy - mówię do Nata. - stęskniłam się za tą szkołą.
- Za "jakże kochanym" dyrektorem Jones'em też się tak stęskniłaś? - pyta, by mnie rozdrażnić.
- Przestań - karcę go. - nie wiesz, co przez niego przeżywałam. To, że nie mogłam używać Augurii i to, że mnie usunął z funkcji przewodniczącej to była najgorsza kara, jaka mogła mnie spotkać.
- Oj, przestań, przepraszam no - przytula mnie mocno.
- Wiesz dobrze, że kiedy tak robisz, to nie umiem się na ciebie gniewać, co?
- Bardzo dobrze to wiem, dlatego korzystam z tej metody - przyciska mnie mocniej do swojej klatki piersiowej.
- Zaraz zacznę się topić, bije od ciebie takie ciepło...
- Więc się nie tul, nie bronię ci.
- Chyba żartujesz! Nie mam zamiaru się od ciebie odsuwać.
Chłopak śmieje się cicho. Nareszcie docieramy do szkoły. Zabieramy swoje walizki i wchodzimy do budynku. Natychmiast udajemy się na apel. Na szczęście mamy z Natem ten sam pokój, który mieliśmy w zeszłym roku. Kiedy idziemy korytarzem, zauważam, że przy drzwiach do któregoś z pokoi stoi dziewczyna z ciemnobrązowymi włosami spiętymi w wysokiego kucyka oraz wielkimi, niebieskimi oczami. Jej biała sukienka opina jej górną część tułowia, rozkloszowując się od miejsca, gdzie znajdują się biodra. Ma delikatny makijaż w postać maźniętych jasnoczerwoną szminką oraz potraktowanych maskarą rzęs. Ewidentnie na kogoś czeka. Gdy Nat na nią patrzy, staje jak wryty. Gdy dziewczyna go zauważa, uśmiecha się zalotnie. Chwytam męża za ramię i ciągnę w stronę pokoju. Tam, rozpakowujemy swoje walizki. Rozmawiamy, ale kiedy wspominam o tej szatynce, on unika mojego spojrzenia i milczy. Mam wrażenie, że zna tę dziewczynę, i to jakiś czas. Nat proponuje mi spacer. Zgadzam się. Akurat z pokoju wychodzi Kas i Lys. Idą razem z nami. Udajemy się do Temple of Love. Opieramy się o poręcze. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Jednak w pewnym momencie chłopcy cichną i patrzą w jeden punkt. Również tam spoglądam. To znowu ta dziewczyna. Woła na chwilę Kasa. Ten podchodzi do niej, widzę, że z wielką niechęcią. Po około minucie, wraca do nas. Chowa twarz w dłoniach i wzdycha ciężko. Pytam, co się stało, ale nie odpowiada. W końcu nie wytrzymuję.
- Do cholery, co to jest za dziewczyna!? - krzyczę. - patrzycie na nią, jak na demona, gdy rozmawiamy, a ona przechodzi koło nas, milczycie, Nat wzdryga się na jej widok, Kas jest załamany, Lys nic nie mówi... Boże, co się z wami dzieje!?
- Chcesz wiedzieć, co się dzieje!? - krzyczy Kas. - okej. To Debra! Moja była!
- Skoro twoja, to czemu Nat i Lys też się denerwują!?
- Lys się wkurza, bo jego denerwowała swoim zachowaniem, kiedy była ze mną. A Nataniel, bo... - zacina się.
- A Nataniel, bo co?
- Bo przez nią się nienawidziliśmy! - woła Nat. - słyszałem jej rozmowę ze swoim menadżerem. Kłamała na temat Kasa! Chciała mnie powstrzymać, żebym mu nic nie powiedział, bo wtedy fakt, nie lubiliśmy się, ale się nawzajem tolerowaliśmy! Ona chwyciła mnie za ręce i położyła na swoich biodrach, a w tym samym momencie do pokoju gospodarzy wszedł Kastiel! Skończyło się to bójką, a potem ogromną nienawiścią. Cała historia! Gdy demon powraca, wracają wspomnienia - ostatnie zdanie kieruje do Kasa i Lysa.
Wzdrygam się. Nat nigdy w czasie naszego związku na mnie nie krzyczał. Odbiegam od chłopaków. Słyszę, jak ktoś za mną biegnie, ale się nie zatrzymuję. W pewnym momencie ktoś chwyta mnie za ramię. To Nataniel. Wyrywam się, ale ucisk się ponawia, tyle że jest mocniejszy.
- Puść mnie! - krzyczę.
- Nie ma mowy! Proszę, porozmawiajmy.
- Niby o czym mamy rozmawiać? Mogłeś mi po prostu wytłumaczyć, kim jest ta dziewczyna. Nawet nie wiedziałam, że taka sytuacja miała miejsce.
- Bo wtedy nie było cię jeszcze w Słodkim Amorisie. Stwierdziłem, że nie musisz o tym wiedzieć. Ale widzę, że twoja ciekawość dalej jest taka sama, jak w liceum - uśmiecha się, aby rozładować emocje. Nie umiem nie odwzajemnić uśmiechu. Wtulam się w chłopaka. On przyciąga mnie do siebie i delikatnie całuje. Nie obchodzi mnie, że Lys i Kas mogą to zobaczyć. Liczy się tylko to, co dzieje się teraz. W końcu wracamy do Nicei, ale już pogodzeni. Idziemy do swoich pokoi i spędzamy tam resztę dnia. Jednak nie wiemy, że od jutra nasze życie na uniwersytecie zmieni się... nie do poznania.
**********
Hej kochani! No musiałam! Naprawdę musiałam dodać Debrę do tej historii! Mam już zaplanowane kilka najbliższych rozdziałów, a więc wyczekujcie ich! <3
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top