10."To był tylko flirt."

*Rin*

Około 8:00 docieram do domu sąsiadki. Nie boję się, że Kari mnie usłyszy, bo ona zawsze w wakacje śpi do 10 minimum. Pukam do drzwi. Po chwili słyszę zgrzyt zamka, a w progu widzę starszą kobietę. Ma na sobie bladoniebieską bluzkę i spódnicę w kratę. Siwe włosy znacznie wyblakły i powoli stają się białe. Zmarszczki pokrywają całą twarz. Na mój widok, sąsiadka otwiera nieco szerzej oczy.

- Na miłość boską, dziecko, co ty tu robisz? - pyta.

- Proszę pani... - mówię, ocierając łzy. - czy mogę się u pani zatrzymać na jakiś czas?

- Oczywiście, wchodź.

Idę za sąsiadką, która prowadzi mnie do sypialni. Ściany maja barwę delikatnej lawendy i idealnie komponują się z dębowymi panelami. Na lewo od drzwi stoi komoda, na której stoi porcelanowy anioł, fioletowy wazon i zdjęcie w lawendowej ramce przedstawiające panią Smith i jej córkę. Tak młodo wygląda... na oko jest w moim wieku. nad meblem wisi półka, na której stoją cztery świeczki, jedna w każdym rogu, a na środku - małą doniczka ze sztucznymi kwiatami. Obok komody stoi biurko, a na nim jest biały laptop, kubek z kredkami i kubek z długopisami. Na ścianie obok znajduje się duże okno z nisko umiejscowionym parapetem. Naprzeciw biurka stoi duże rozkładane łóżko z ogromną ilością poduszek. Przy ścianie naprzeciw mieszczą się niemała szafa oraz biblioteczka z niezliczoną ilością książek. Całość wygląda prześlicznie. Siadam na łóżku, a obok niego stawiam walizkę. Po chwili obok mnie siada sąsiadka.

- Mogłabyś mi powiedzieć, co tutaj robisz? - pyta delikatnie.

- Kłopoty z narzeczonym - odpowiadam, twardo walcząc ze łzami. - na początku lipca jego siostra chciała popełnić samobójstwo. Od tamtego dnia... zmienił się. Przestał ze mną wychodzić, prawie wcale nie rozmawiamy, spędza czas tylko z nią, rozmawiamy tylko wtedy, gdy musimy omówić sprawy związane ze ślubem. Ale mimo wszystko... to nie jest to samo.

W końcu nie wytrzymuję. Po mojej twarzy spływa pierwsza łza.

Sąsiadka przytula mnie mocno.

- Może to był tylko flirt - mówi. - zaczekaj tutaj, zaraz wrócę.

Może to był tylko flirt...

Czemu mam wrażenie, że te słowa to prawda?

Table is for us,
ready
We're looking at the menu.

He suddenly has to leave.

In the romantic candlelight

I order cry.

So I know it well,

And I'm embarassed

She said that it was just a flirt,

A few wonderful mines for a bad game.

He rises to stars

And he paints me tears.

She said that it was just a flirt,

And I, naive, am still in love with him.

I know nothing's forever,

Each success bring pavor.

Destiny leads flirt with us.

It seduces us, or it's just joke?

Don't have debt for everything ,

Sometimes someone will tell "no."

Maybe it isn't so bad?

So I know it well,

And I'm embarassed

The life is just the one big flirt,

A few wonderful mines for a bad game.

He rises to stars

And he paints me tears.

The life is just the one big flirt,

And the whole earth is in love with him.

Today disarms us with a smile,

Charmingly beautiful, yes.

What is it in itself is?

What's in itself?

We can not to love the whole world,

Although he daily changes

Face.

Every day changes face.

So I know it well,

And I'm embarassed

The life is just the one big flirt,

A few wonderful mines for a bad game.

He rises to stars

And he paints me tears.

So I know it well,

And I'm embarassed

The life is just the one big flirt,

A few wonderful mines for a bad game.

He rises to stars

And he paints me tears.

The life is just the one big flirt,

And the whole earth is in love with him.

So I know it well,

And I'm embarassed

The life is just the one big flirt,

A few wonderful mines for a bad game.

He rises to stars

And he paints me tears.

The life is just the one big flirt,

And the whole earth is in love with him.

Nie mogę w to uwierzyć. Ona ma rację. Po jaką cholerę przyjmowałam jego oświadczyny!?

*Nataniel*

Zrezygnowany postanawiam pójść na spacer. Amber chce iść ze mną, ale ja odmawiam. Muszę pozbierać myśli. Wychodzę z mieszkania. Cały czas patrzę w chodnik. W pewnym momencie podnoszę głowę. Zauważam, że przede mną idzie jakaś dziewczyna z blond włosami. Od razu ją rozpoznaję. To moje słońce! Dotykam jej ramienia. Niestety okazuje się, że to nie ona. Ta dziewczyna ma brązowe oczy, moja Rin ma złote.

- Przepraszam, pomyliłem cię z kimś... - mówię.

- Spoko, nic się nie stało - dziewczyna posyła mi lekki uśmiech.

Odwzajemniam go i wyprzedzam blondynkę. Jak mogłem się tak pomylić!? Żeby nie rozpoznać swojej własnej narzeczonej to naprawdę trzeba mieć coś z głową. Patrzę cały czas w ziemię. Kiedy ją w końcu podnoszę, widzę kolejną blondynkę. Ale tym razem, to musi być Rin. Dotykam jej ramienia. Tym razem się nie pomyliłem. Złote oczy dziewczyny na początku patrzą na mnie zszokowane, a później zasmucone.

- Rin, proszę cię, porozmawiajmy - mówię.

- Nie mamy o czym. Wróć do domu, do swojej kochanej siostrzyczki. Zostaw mnie w spokoju - odtrąca z ramienia moją rękę i odwraca się.

Staję przed nią.

Nie może odejść.

Nie teraz.

- Proszę cię, nie zostawiaj mnie tak. Nie możesz. Tyle razem przeszliśmy.

- Dokładnie. Teraz w ogóle zastanawiam się, po co przyjęłam twoje zaręczyny. Chyba tylko dlatego, że byłam zaślepiona miłością do ciebie. No i dlatego, że dzieciak jest w drodze. Ale nie martw się. Dam sobie radę sama. Możesz mnie zostawić. Nie potrzebuję cię.

- Ale ja cię potrzebuję. Bez ciebie moje życie traci sens.

- To trzeba było się nad tym zastanowić miesiąc temu. A teraz spieprzaj - odpycha mnie i biegnie przed siebie.

Jej słowa tak mnie porażają, że nawet nie zwracam uwagi na to, w którą stronę biegnie.

Trzeba było się nad tym zastanowić miesiąc temu. A teraz spieprzaj.

Ona ma rację. Powinienem nie zajmować się tylko Amber. Dopiero teraz to widzę. Byłem ślepy. Ślepy na uczucia własnej narzeczonej, na jej potrzeby. Naprawdę muszę ją odzyskać. Jeśli mi się nie uda, zniknę stąd. Niestety, nigdzie nie widzę Rin. Zrezygnowany, wracam do domu.

*cztery dni później*

Za trzy dni jest nasze wesele, a my dalej jesteśmy pokłóceni. To niemożliwe. Muszę ją odzyskać. Przez te ostatnie kilka dni, kiedy ją widywałem i chciałem pogadać, jej ostatnie słowo, zanim ode mnie odbiegała, brzmiało "spieprzaj". Jednak wczoraj zobaczyłem, gdzie mieszka. I naprawdę byłem głupi, żeby tam nie sprawdzić. Chcę iść do domu sąsiadki dziewczyny i pogadać z Rin. Zabieram z domu ciasto orzechowe, które wczoraj upiekła moja mama, pakuję je do pudełka, zakładam buty i wychodzę z domu. W końcu dochodzę do właściwego bloku. Pukam do drzwi. Otwiera je staruszka.

- Dzień dobry... przepraszam, czy jest może Rin?

- Dzień dobry... ach, to ty - patrzy na mnie z pogardą. - to ty z nią byłeś, gdy zginął jej ojciec.

- Tak, to ja - wstyd mi się do tego przyznać. - czy jest Rin? - powtarzam.

- Obawiam się, że nie chce z tobą rozmawiać.

- Bardzo proszę. Musimy porozmawiać.

Kobieta wzdycha.

- Dobrze. Ale jeśli cię stąd wyrzuci, nie wiń mnie.

- Dobrze, dziękuję pani bardzo. A to dla pani - podaję staruszce pudełko.

- Dziękuję. Wejdź, proszę - wpuszcza mnie do środka mieszkania.

Zdejmuję buty i wchodzę do pierwszego lepszego pokoju. Jest cały w lawendowym kolorze, ale najbardziej rzuca mi się w oczy blondynka siedząca na łóżku. Ma na sobie białą koszulkę z krótkim rękawem i czerwoną materiałową spódnicę. Ma bose stopy. Twarz ma schowaną w kolanach. Siadam obok niej. Podnosi głowę. Gdy mnie widzi, natychmiast zmienia wyraz twarzy ze zrozpaczonego na wściekły.

- Do cholery, ile razy mam ci powtarzać, żebyś spieprzał!? - krzyczy, wskazując na drzwi. - ktoś cię tu w ogóle wpuścił!? Wynocha!

- Przestań wrzeszczeć, do cholery! - również krzyczę. Dziewczyna patrzy na mnie, zdziwiona. - możesz chociaż raz, od tygodnia, mnie posłuchać?

- A ty? - przerywa mi Rin. - kiedy mnie słuchałeś? Ostatnio chyba dzień przed próbą samobójczą Amber. Czasem naprawdę jesteś nie do zniesienia. Co mam zrobić, żebyś w końcu mnie zauważył, skoczyć z mostu!?

- Rinka, proszę...

- Odczep się ode mnie! - dziewczyna wstaje z łóżka i chce wyjść na balkon.

- Przepraszam - szepczę.

- Spadaj! - woła.

Chowam twarz w dłoniach, a dziewczyna siada na krawędzi balkonu tak, aby jej nogi swobodnie z niego zwisały. Po chwili, słyszę cichutki szloch. Ona znowu przeze mnie płacze! Do cholery, jestem aż takim kretynem, żeby na każdym kroku doprowadzać swoją ciężarną narzeczoną do płaczu!?

- Proszę cię, skarbie, naprawdę przepraszam!

- Przestań! Nie mam zamiaru tego słuchać!

Staję w progu wyjścia na balkon.

- Proszę, nie płacz. Przecież widzisz, że czuję się strasznie.

Dziewczyna wstaje i podchodzi do mnie.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!? - krzyczy i podnosi rękę, aby mnie uderzyć.

Gdy jej dłoń zatrzymuje się dosłownie centymetr przy moim policzku, blondynka na nią spogląda, przerażona tym, że chciała mnie uderzyć. Spogląda mi w oczy i znowu popada w rozpacz, rzucając mi się na szyję. Obejmuję ją mocno. W końcu dziewczyna mnie puszcza. Układam swoje dłonie na jej policzkach, ona chwyta mnie za nadgarstki.

- Rin, idiotko... jak mogłaś pomyśleć, że cię nie kocham? Że jesteś dla mnie mniej ważna, niż Amber?

- I że wszystko między nami to tylko flirt... - mówi, słyszę w jej głosie zażenowanie.

- Jeszcze lepiej - wywracam oczami. - a więc... wybaczysz mi?

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

- Tak - szepcze dziewczyna.

Obejmuję ją w talii i kręcę dookoła. Jednak przeżyjemy razem ten najpiękniejszy dzień naszego życia.

**********

Hej kochani! No po prostu musiałam być zła i Was w niepewności potrzymać troszku XD mam nadzieję, że rozdział się podoba, a w następnym... w końcu będzie ślub! :D

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top