6.

*Rin*

Siedzę z Kari i tatą w jego pokoju. Rozmawiamy i śmiejemy się. Nagle do mieszkania wchodzi dwóch mężczyzn z kominiarkami  na twarzach. Jeden jest wysoki, dobrze zbudowany, ubrany w czarną koszulę i spodnie w tym samym kolorze. Drugi jest od niego niższy o głowę i zdecydowanie grubszy. Ma na sobie ciemny sweter i granatowe spodnie. Celują w nas wszystkich pistoletem. Ja i moja siostra automatycznie wstajemy z łóżka, podnosimy ręce na wysokość ramion i stajemy 2 metry obok mebla. Jeden z bandytów kopie w naszą stronę dwa noże, a drugi w nas celuje. Pierwszy mówi, żebyśmy wzięły narzędzia do rąk i zadźgały ojca albo nas zabiją. Patrzę na Kari, a ona na mnie. W jej oczach widzę przerażenie. Kiwamy głową w tym samym czasie. Powoli się schylamy i bierzemy w dłonie noże. Podchodzimy do siedzącego na łóżku ojca. Wyciągamy w górę drżące ręce. Widzimy w oczach ojca rosnące przerażenie i błaganie, ale my, jak tchórze, nie reagujemy na to. Szepczemy "przepraszam", po czym wbijamy noże po raz pierwszy... potem drugi... potem trzeci... odrzucamy narzędzia splamione krwią, przy okazji brudząc nią podłogę. Płaczemy. Bandyci tłuką szyby w szafkach i zabierają stamtąd wszystko, co jest cenne, tłuką szybę telewizora, wywracają i niszczą meble. Podchodzą do Kari i celują bronią w jej klatkę piersiową. Potem słyszę strzał... i widzę, jak ciało mojej siostry opada bezwładnie na łóżko, na ciało ojca. Po chwili, słyszę kolejny strzał i czuję rozdzierający mnie od środka ból. Upadam na mebel, obok Kari i ojca. Udaje mi się zauważyć, jak bandyci zdejmują maski. Widzę blondyna ze złotymi oczami oraz starszego mężczyznę, wyglądającego jak jego ojciec.

- Nataniel? - dukam ostatkiem sił.

Chłopak uśmiecha się do mnie złośliwie. Przybija piątkę ze starcem, a następnie oboje, opierając obie dłonie na biodrach, patrzą na mnie czekając, aż stracę przytomność. Zamykam oczy i widzę tylko ciemność i mrok...

***

- NIE! - krzyczę głośno, podnosząc się do pozycji siedzącej.

Rozglądam się po pokoju.

Jestem u Nata.

To tylko sen.

Spoglądam w lewo i podskakuję na łóżku, wydając z siebie kolejny krzyk. Dopiero po chwili orientuję się, że obok mnie nie ma zjawy ani ducha, a jedynie Nataniel. Dotykam swojego serca, starając się opanować jego bicie głębokim oddechem. Nataniel chwyta mnie za drugą dłoń.

- Co jest, miśka? - pyta cicho.

- Byłam tam... to ja go zabiłam... a ty... z ojcem... zabiliście mnie... i Kari... - mówię, niemal płacząc.

Chłopak rozwiera szerzej oczy. Po chwili jednak uśmiecha się delikatnie, oplata mnie delikatnie w pasie i przytula.

- Nawet o tym nie myśl - szepcze. - nigdy cię nie skrzywdzę ani nie dam skrzywdzić.

- Jak tak dalej pójdzie, to dostanę depresji.

- Nie żartuj sobie z tego - upomina mnie surowo. - nie bój się, nic ci nie będzie. Jestem tu.

Sprawdzam, która jest godzina. Na wyświetlaczu telefonu pojawia się 3:02.

- Aha... bardzo ciekawie...

- Co jest? - pyta chłopak.

- Obudziłam się o godzinie demonów, człowieku. No tak - opadam na miękkie poduszki. - teraz na pewno nie zasnę.

- Ja też nie - widzę na jego twarzy dziwny grymas. - to co robimy?

- Mam pomysł.

Mówię, że trzeba by było zacząć planować wesele, bo w roku szkolnym nie będzie czasu, lepiej więc to zrobić w wakacje. Chłopak się zgadza. Przede wszystkim będziemy musieli poprosić rodziców Nata o trochę pieniędzy. Trzeba będzie wynająć salę, jakiś dobry zespół, zamówić mszę, kupić stroje... no i przede wszystkim dostarczyć zaproszenia. Postanawiamy pójść dzisiaj do sklepu, by je kupić, a następnie wypisać. Teraz, włączamy komputer Nataniela i wyszukujemy w internecie domów przyjęć w Paryżu lub okolicach. Przeglądamy karty w Google, gdy nagle zauważam, że na jednej z nich znajduje się kawiarnia, w której pracuję. Okazuje się, że moja szefowa jest także właścicielką, znajdującego się około kilometr dalej od kawiarni, domu weselnego, również pod nazwą "My Candy Love". Cieszę się, bo przynajmniej będzie tam ktoś, kogo znam. Przeglądam zdjęcia przedstawiające wygląd zewnętrzny i wewnętrzny całej placówki. Wygląda ślicznie. Nataniel również jest zachwycony. Dzisiaj idę do pracy, Nat idzie ze mną, więc od razu zarezerwujemy datę.

***

Nataniel dostał robotę jako kucharz na tę samą pensję i etat, co ja. Szefowa, Akuma Yami, zarezerwowała dla nas datę 20 sierpnia. Natychmiast zakładam na siebie swój strój roboczy, całuję Nata w policzek i idę obsługiwać klientów. Na szczęście nikt ze znajomych tu nie przychodzi, bo, nie oszukujmy się, My Candy Love nie należy do najpopularniejszych kawiarni. Jednakże mimo wszystko dobrze, że mam chociaż taką pracę. Zaproszenia już kupiliśmy i wypisaliśmy, teraz trzeba będzie tylko je porozdawać.

***

- Nareszcie koniec - mówię, wychodząc z kawiarni.

- Dziewczyno, ty sobie tylko chodziłaś z notesem i tacami, a ja co? - fuka Nat. - musiałem w tej kuchni zapieprzać tysiąc czynności na sekundę, żeby się wyrobić!

- Sam tego chciałeś - daję mu kuksańca w klatę, po czym odchodzę kilka metrów naprzód.

Po chwili chłopak mnie dogania. Delikatnie zaciska rękę nad moim brzuchem i targa moje włosy.

- Ej! - krzyczę, śmiejąc się.

- Sama tego chciałaś - cytuje moje słowa.

W końcu docieramy na przystanek i wracamy do domu. Bierzemy prysznic i kładziemy się spać.

**********

Hej kochani! Jakiś taki nudny ten rozdział wyszedł. I chyba jeszcze kilka takich będzie :/ jeśli macie jakieś sugestie na kolejne rozdziały, to proszę. :)

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top