22. "Ci ludzie są... MORDERCAMI!"
*Rin*
- ... w ogóle brać tej przeklętej roboty - słyszę męski głos.
To są pierwsze słowa, które słyszę po przebudzeniu. Dopiero teraz orientuję się, co się wydarzyło i w jakim jestem stanie. Mam związane nadgarstki i kostki, a na twarzy taśmę. Boję się. Nikogo kogo mnie nie ma. Siedzę pod ścianą w pokoju pachnącym antyseptykami. Obok mnie stoi łóżko bardzo przypominające te szpitalne. Są tam także biurko, kilka szafek oraz stolik z różnego rodzaju srebrnymi narzędziami.
- Nie przesadzaj - słyszę drugi, również męski, głos. - stary tej laski był nam winien kasę. Zresztą, dalej jest. Może by się udało, gdybyś jej, do cholery, nie zabił!
- Ile razy mam ci powtarzać, że facet nie chciał mi pozwolić na zabranie tego wszystkiego!? Spójrz na to z innej strony. Co miesiąc dawał po około tysiąc dolarów. Podobno laska pracowała po zajęciach. Kto wie, może będzie z niej coś więcej.
Boję się jeszcze bardziej. Nie wiem, co mogą mi zrobić. Dopiero po chwili dociera do mnie sens ich słów. Ci ludzie są... MORDERCAMI!
- Chodź, zobaczymy, jak ma się nasza służąca.
Mocno zaciskam powieki i udaję, że dalej jestem nieprzytomna. To był błąd. Czuję na twarzy silne uderzenie. Od razu otwieram oczy. Ktoś zrywa mi taśmę z ust.
- Ooo, nasza śpiąca królewna się obudziła - mówi wysoki facet z czarnymi włosami i brązowymi oczami.
Obok niego stoi młody mężczyzna. Ma blond włosy i złote oczy. Dlaczego tak bardzo przypomina mi Nataniela...?
- Nat? - mówię nieśmiało. Szatyn wybucha śmiechem.
- Dave, za kogo ona cię ma?
- A skąd mam wiedzieć, Luke!? Młoda - zaciska dłoń na moim podbródku, wbijając paznokcie we wciąż pulsujący policzek. - kim jest Nat?
- Nikim szczególnym - kłamię.
Oni nie mogą się dowiedzieć, że mam męża. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się stało. Cieszę się, że nie widzieli obrączki.
- Kłamiesz - zaciska dłoń jeszcze mocniej. - mów, kto to jest!
- Nikt, naprawdę! - w moich oczach pojawiają się łzy.
- Hmm... dobrze. Wierzę ci - znowu uderza mnie w policzek.
Czuję, jak skóra pod moim okiem pęka. Krew miesza się ze łzami.
- Przysięgam, naprawdę! To tylko mój dobry przyjaciel, wygląda tak samo, jak ty, ale nic więcej!
- Dobra, skończ się drzeć! - krzyczy Luke. - Na razie sobie tutaj posiedzisz, później zobaczymy, co jeszcze umiesz - uśmiecha się złośliwie.
Wychodzą z pokoju i zostawiają mnie. Policzek wciąż mnie boli, a krew nie zasycha. Mam ochotę zacząć płakać, gdy ktoś cicho otwiera drzwi. Spoglądam w tamtą stronę. Do pomieszczenia wchodzi młody chłopak, mniej więcej w moim wieku. Ma długie kasztanowe włosy zwinięte w węzeł i bardzo ładne błękitne oczy. Podchodzi do mnie.
- Wszystko w porządku, Rin? - wzdrygam się, słysząc swoje imię.
- Skąd wiesz, jak się nazywam? - pytam.
- Luke to mój ojciec. Słyszałem, jak rozmawia ze swoim bratem, Davem. Mówili o tobie - spogląda na mój brzuch. - Który miesiąc?
- Siódmy... - drży mi głos.
- Spokojnie - dotyka mojego policzka. Chcę się cofnąć, ale za mną jest ściana. - Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Chcę ci pomóc. Hmm... zaraz coś na to zaradzimy.
Wstaje i podchodzi do szafki, stojącej obok biurka. Po chwili wraca, trzymając w ręce jakiś mały słoiczek. Na jego twarzy pojawia się najmniejszy z możliwych uśmiechów. Kuca obok mnie. Nakłada na palce odrobinę specyfiku i rozprowadza na pękniętym policzku. Piecze.
- Wiem, że boli, ale pomoże ci - szepcze.
- A oni tutaj... nie wrócą? Powiedzieli, że tutaj przyjdą i sprawdzą, co jeszcze umiem - głos drży mi jeszcze bardziej.
- Zboczeńcy - chwyta się za czoło. - pieprzą każdą dziewczynę, którą tu przyprowadzą - rozwieram szeroko oczy. - Tak. Nie jesteś pierwszą, która tutaj jest. Pieprzą każdą minimum raz. Jeśli się sprawdzi, zostaje ich służącą. A jeśli nie... - odwraca wzrok.
- A jeśli nie, to co? Robią to znowu?
- Nie... jeśli nie, zabijają ją. Według nich, dziewczyna dobra w łóżku jest jeszcze lepszą służącą. Niedługo na pewno tu wrócą. Nie wiem, czy dam radę później do ciebie zajrzeć, więc powiem ci to teraz. Gdy przyjdą, rób wszystko, co ci rozkażą. Będzie boleć, to fakt. Ale nie bój się, wszystko będzie dobrze. Wydostanę cię stąd i będziesz mogła wrócić do męża - spogląda na moją obrączkę i uśmiecha się.
- Dziękuję - chcę się mu rzucić na szyję, ale przypomina mi się, że mam związane ręce. Powoli opuszczam głowę, ale brunet ją podnosi i mnie mocno przytula.
- Muszę iść, Rin - szepcze. - powodzenia.
- Zaczekaj - proszę.
- Tak?
- Jak masz na imię?
- Ash.
Opuszcza pokój. Wzdycham. Rozważam jego słowa.
Wydostanę cię stąd i będziesz mogła wrócić do męża.
Przynajmniej jedna osoba tuta chce mi pomóc. Ale... co, jeśli kłamie? Co, jeśli opowie o wszystkim ojcu i okaże się czystym chamem i zdrajcą? Nie mam czasu się nad tym zastanawiać, bo do pokoju wracają Luke i Dave. Gwałtownie podrywają mnie na nogi i rozwiązują je oraz ręce, ale jedyna rzecz, na jaką zwracam uwagę, to wyczuwanie ruchów córki. Mężczyźni prowadzą mnie do jakiegoś pokoju. Gdy w końcu tam docieramy, szeroko otwieram oczy. Ściany są czerwone, a w środku jest duże, dwuosobowe łóżko, komoda, w której nie chcę wiedzieć, co się znajduje, oraz wiszące na ścianach obrazy. Luke popycha mnie na łóżko, a następnie zdejmuje koszulkę i zawisa nade mną.
(przerobiony obrazek z gimpa)
Całuje mnie w szyję, ale, mimo że delikatnie, sprawia mi ból. Krzywdzi mnie...
***
Ciężko oddycham. Tak bardzo bolało... Dave wchodzi do pokoju i rzuca na łóżko ubranie - ciemnoniebieską sukienkę do kolan, której odcień podchodzi niemal pod czarny. Szybko ją ubieram. Obaj mężczyźni gwałtownie podnoszą moje obolałe ciało i ciągną mnie za sobą. Próbuję dorównać im kroku, ale idą tak szybko, że nie umiem. Wpychają mnie do bogato zdobionego pokoju. Wielkie jednoosobowe łóżko. Mnóstwo szafek i półek z książkami. Ogromne okna z bladozielonymi zasłonami i złotymi sznurkami. Jasnoniebieskie ściany i ciemny puchaty dywan. Luke wykręca mi ręce do tyłu, a Dave przywiązuje je do poręczy łóżka.
- Byłaś świetna, mała - mówi Luke z tym obleśnym uśmiechem, od którego chce mi się wymiotować. - Moim zdaniem będziesz świetną służącą. Zaraz zawołam tutaj mojego syna, on ci wytłumaczy, co masz zrobić.
Jego syn... Ash! Będę mogła mu o wszystkim opowiedzieć.
- Ash! - wrzeszczy ojciec chłopaka.
- Słucham? - słyszę odpowiedź.
- Masz nową służącą do wyćwiczenia. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz - chłopak wchodzi do pomieszczenia.
- Na pewno tak nie będzie, ojcze - jeszcze nigdy nie słyszałam, by ktoś odzywał się do taty w aż tak uprzejmy sposób.
- Świetnie - Dave i Luke wychodzą z pokoju i zostawiają mnie i Asha samych.
Ash kuca obok mnie i dotyka mojego brzucha. Lisa porusza się pod wpływem jego dłoni, tak, jak zawsze ruszała się, gdy dotykał mnie Nat. Tęsknię za nim... tak bardzo tęsknię... chcę go przytulić, chcę go pocałować... chcę go po prostu przy sobie poczuć i mieć.
- Bolało, prawda? - pyta delikatnie.
- Jak cholera... myślałam, że umrę - szepczę czując, jak załamuje mi się głos.
- Cholerne dupki. Nigdy nie zrozumiem, co tak bardzo kręci ich w gwałceniu, przebieraniu za służące i mordowaniu niewinnych dziewcząt.
- To przecież nie jest twoja wina, nie robi tego z twojego powodu.
- Tak, wiem, ale... to nie ty musisz patrzeć na ciała, które patrzą na ciebie pustymi oczami, wygięte w nienaturalnych pozycjach, z podciętymi gardłami, ranami kłutymi, śladami palców lub sznura na szyjach, z wymiocinami obok. Cholera, nawet nie wiesz, jak bardzo nienawidzę tego widoku. I ciebie też to czeka. Po prostu ich słuchaj.
**********
Hejka kochani!
Mam nadzieję, że ten pomysł przypadł Wam do gustu :D
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top