18."Przykro mi... za cały ten burdel."
*Rin*
Budzę się około siódmej rano. Mając ciągle zamknięte oczy, wyłączam budzik i znowu wtulam się w poduszkę i pościel, wydając z siebie ciche westchnienie. Nataniel staje obok mebla i zrzuca z niego kołdrę.
- Wstawaj, słońce, nie możesz spać cały dzień - głaszcze moje włosy, siadając obok mnie.
- Nie obchodzi mnie to - mamroczę. - po co mam wstawać, skoro i tak nikt oprócz ciebie i Kari nie będzie ze mną gadał? Wszyscy mnie nienawidzą.
- Ale nie możesz ukrywać się przed światem. Musisz stawić temu wszystkiemu czoła.
- Nie rozumiesz, że to nic nie da? - podnoszę się do siadu. - i tak wszyscy będą mnie nienawidzić.
- Jeśli nie będziesz z tym walczyć, to na pewno tak będzie.
- Daj. Mi. Spokój! - przykrywam się kołdrą i chowam pod nią głowę.
- Jak chcesz. Ale żeby potem nie było, że nie ostrzegałem - czuję, jak wstaje z łóżka i wchodzi do łazienki.
Nie mam zamiaru wyjść spod kołdry. Słyszę kilka różnych dźwięków. Szum wody spływającej z prysznica. Skrzypienie zawiasów podczas otwierania szafy. Gnieciony materiał podczas zakładania ubrań. Dźwięk wkładania butów i zarzucania torby na ramię. Wreszcie otwieranie drzwi i jego głos mówiący "Do zobaczenia". Gdy wychodzi, mam wyrzuty sumienia. Zarzucam na siebie szlafrok i wychodzę na zewnątrz.
- Nataniel! - wołam.
- Czego się drzesz? - słyszę głos Debry, wychodzącej z pokoju. Ma na sobie czerwoną koszulę nocną i ma rozczochrane włosy. Wychodzi na to, że mieszka tuż obok. - ach, to ty - uśmiecha się złośliwie. - co, Nataniel też ci nie uwierzył? Zresztą, nie dziwię mu się. Nikt ci nie wierzy. Jak tak dalej pójdzie, zostawi cię samą, z bachorem w drodze.
- Zamknij się - cedzę przez zaciśnięte zęby. - to twoja wina. To przez ciebie to wszystko się wydarzyło. Gdybyś się tu nie pojawiła, wszystko było by w najlepszym cholernym porządku!
- Co się dzieje, kochanie? - to głos Kastiela. "Kochanie"? A co z Arai, jego dziewczyną i moją najlepszą przyjaciółką? Spogląda na mnie. - Rin, przestań nas ciągle nawiedzać, dobra? Nie rozumiesz, że już nikomu na tobie nie zależy?
- Mówisz do niej... "kochanie"? A co z Arai? - spoglądam na szyję Debry. Widnieją na niej bladoróżowe ślady. Rozwieram szeroko oczy. - zdradziłeś ją! Nie kochasz jej już?
- Spokojnie, z zabezpieczeniem. Zresztą, mogę spać z kim chcę i kiedy chcę. Kocham ją, o to się nie martw. Poza tym, od kiedy tak cię interesuje moje życie łóżkowe? Ja jakoś siebie i Nata nie pytam o to, co robiliście wtedy a wtedy. A swoją drogą, chyba ci powiedziałem, żebyś się odczepiła ode mnie i bliskich mi osób, nieprawdaż?
Mam dość jego zachowania i słów. Wchodzę do pokoju, zamykam drzwi i opieram się o nie.
- Nie przejmuj się tą kretynką - mówi Kas. - może chcesz powtórkę z rozrywki?
- Bardzo chętnie - odpowiada Debra.
Potem słyszę charakterystyczny dźwięk pocałunku i zamykanie drzwi. Siadam na łóżku. Oni mają rację. Wszyscy mnie nienawidzą. Płaczę. Parę minut później jestem tak tym zmęczona, że zasypiam, mając mokre policzki i poranione serce i rozum.
***
- ... spadaj stąd, okej? Nie chcę cię widzieć na oczy. Z naszego zespołu też możesz się wynosić. Nie będziesz nam potrzebna. Będę ja, Nat, Lys i Debra - ta wiadomość mnie paraliżuje.
- Proszę cię, posłuchaj!
- Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi!? Zjeżdżaj stąd! Nigdy się do mnie nie odzywaj! Zostaw mnie, zapomnij, że istnieję i nie zbliżaj się do bliskich mi osób!
- Ale... chciałam ci tylko pomóc... chciałam, żeby wszyscy się dowiedzieli, jaka ona jest naprawdę... żeby nikt mnie nie winił za coś, czego nawet nie zrobiłam. Dobrze wiesz, że cię lubię. Nie chcę tego zniszczyć. Chciałam tylko, żeby prawda wyszła na jaw... i ty... ty... KRETYN!!! - wrzeszczę.
***
Budzi mnie dotyk cudzej dłoni na włosach. Z trudem otwieram oczy. Mój wzrok nie jest jeszcze ostry, ale tę twarz rozpoznam zawsze i wszędzie.
- Rin? - szepcze Nat. - płakałaś?
Dotykam policzka. Czuję na nim ślady po łzach. Płakałam przez sen? Możliwe.
- Co się stało?
- Śnił mi się Kastiel... i to, co mi powiedział...
- Nie płacz, słońce - mocno mnie przytula.
Mam wielką ochotę znowu zacząć płakać, ale powstrzymuję się. Nat miał rano rację. Muszę być silna i muszę z tym wszystkim walczyć. Puszczam go. Chłopak kładzie na łóżku swoją i moją torbę. Wyjmuje zeszyty ze swojej, a ja ze swojej. Mogę odpisać wszystkie lekcje. Na szczęście notatki nie były długie. Gdy kończę pisać, chowam zeszyty do torby i rzucam nią o ścianę, nie dbając o to, że rzeczy w środku mogą się pognieść. Nat chwyta mnie za ramiona, w jego oczach widzę determinację.
- Zobacz - podaje mi laptopa.
Widnieje na nim jakiś blog. Tło jest czarne, ale widać na nim zarysy dwóch gitar elektrycznych. Tytuł strony jest wypisany na samej górze starannym pismem i brzmi "Love 'n' Roll". To nazwa naszego zespołu, ale nie ma tam wypisanych naszych nazwisk. Jest tam tylko Debra, Kastiel i dwóch chłopaków, Austin Delarane i Steve Carpenter.
- Noo... i co? - mówię w końcu.
- Spójrz teraz na to - przełącza widok na inną kartę. Jest to blog Austina, który był w tym zespole gitarzystą. Wskazuje informację "Uczęszcza na: Universite de Nicea, Wersal, Francja". Szeroko rozwieram oczy. - strona była aktualizowana cztery dni temu.
- Czyli że... ten facet... jest studentem na naszym uniwersytecie? - wyduszam.
- Dokładnie. Udało mi się z nim skontaktować przez maila. Jutro mamy się z nim spotkać przed wejściem do szkoły o 7 rano.
- ... po co?
- On zna Debrę. Na pewno wie, jaka ona była kiedyś. Jeśli z nim pogadamy i poprosimy, aby powiedział, jaka ona jest naprawdę, jest szansa, że to zrobi.
- Hmm... to nawet nie jest taki głupi pomysł - uśmiecham się.
- No widzisz? Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Nieważne, czy uwierzą ci, czy nie, będę przy tobie - przytula mnie.
- Dziękuję - szepczę.
*Następnego dnia, 7:00*
Tak jak miało być, o wyznaczonej godzinie wychodzimy z Natem przed uniwersytet. Jest tam już Austin. Jest mniej więcej wzrostu Nata. Ma brązowe włosy i niebieskie oczy. Podchodzimy do niego.
- Rin i Nataniel Moore, tak? - pyta.
- Tak, dokładnie - odpowiada Nat.
- Słyszałem o całej tej sprawie, ale wiedziałem, że za wszelką cenę będziecie walczyć o to, aby wyjaśnić to wszystko. Dlatego nic nie mówiłem. Myślę, że dam radę wam pomóc.
- Można wiedzieć, w jaki sposób? - pytam.
- To bardzo proste. Debra nie wie, że jestem tu studentem. To nawet lepiej, nie będzie wiedzieć, czego się spodziewać. Włączę dyktafon i tak pokieruję rozmowę, aby przyznała się do wszystkiego. Potem pójdę do radiowęzła i puszczę nagranie. W ten sposób Debra przyzna się do wszystkiego i ludzie znowu ci uwierzą.
- To świetny pomysł! - cieszę się.
- Bardzo mi miło, ale jest jeden warunek.
- Jaki?
Podchodzi do mnie. Cofam się. Nataniel trzyma mnie za ramiona. W końcu Austin zatrzymuje się tuż przy mnie. Dotyka mojego brzucha. Pod wpływem jego dotyku, czuję kopnięcie córki.
- Który miesiąc? - pyta.
- Piąty... ma się urodzić w styczniu.
- To świetnie. Jedynym warunkiem będzie to, abyście w lutym zagrali w moją grę. Niektórzy nazywają ją "grą o szczęście" i jest to trafna nazwa, bo zawsze walczą o coś, co jest dla nich cenne. Wy będziecie grali o swoje dziecko - niemal tracę przytomność. Gdyby nie dłonie Nata zaciskające się na moich ramionach, upadłabym. - będziecie mogli wziąć sobie dwie osoby do pomocy. Jeśli się na to zdecydujecie, oczywiście. Czas na wybór macie do końca tygodnia. Ale pamiętajcie, im wcześniej, tym lepiej.
Odchodzi, a my cały czas tam stoimy, wciąż w kompletnym szoku.
***
- Nie możemy się na to zgodzić - mówię po wejściu do pokoju.
- Czemu nie? - pyta Nat. - to jedyne wyjście. Inaczej... nikt już nam nie pomoże. A właściwie tobie.
- Nie szkodzi. Brak pomocy ze strony kogokolwiek i nienawiść od innych jest lepsza, niż utrata dziecka.
- Ale musimy to zrobić, rozumiesz? To nie zmienia faktu, że mamy szansę to wygrać.
- A jeśli nie? Co, jeśli przegramy? Będziemy musieli oddać naszą córkę. Nie wytrzymam tego.
- Skarbie - podchodzi do mnie i obejmuje mnie w talii. - wygramy to. Damy radę. Będziemy robić wszystko, aby wygrać. Nieważne, co trzeba będzie zrobić, zrobimy to. A jeśli rzeczywiście przegramy, będziemy walczyć o odzyskanie małej. Ja też bym nie wytrzymał oddania jej. Damy radę, obiecuję - całuje mnie delikatnie w usta, a potem w szyję.
- Dobrze. Zgadzam się. Zaryzykujemy - szepczę.
***
Dzisiaj jest niedziela. Ostatni dzień, aby powiedzieć Austinowi, że zgadzamy się na jego układ. Wychodzimy na zewnątrz. Brunet już tam stoi. Podchodzimy do niego.
- Namyśleliście się już? - uśmiecha się.
- Tak - mówię zdecydowanie. - zgadzamy się. Zagramy w tę grę, jeśli nam pomożesz.
Jego uśmiech staje się jeszcze szerszy.
- No to świetnie. Idźcie na korytarz na parterze. Do pół godziny powinno mi się udać pogadać z Debrą. Kiedy usłyszycie mój głos w głośnikach, idźcie przed radiowęzeł. Udawajcie, że nic nie wiecie. Gdy wyjdę, wtedy wszyscy porozmawiamy z Debrą.
- Dobrze - odpowiadamy.
Robimy tak, jak ustaliliśmy - idziemy na parter. Tam, rozmawiamy. Wszyscy uczniowie, którzy mnie znają, patrzą na mnie z nienawiścią. Jedyna moja nadzieja jest w tym, że warto było zaryzykować, bo jeśli coś się nie uda, to jestem tylko kryjącym się pod podłogą karaluchem. Przychodzi do nas Kari. Na szczęście chociaż ona i mój mąż mi wierzą. Rozmawiamy razem dobre piętnaście minut. Parę sekund później słyszę czyiś głos w głośnikach.
- Bardzo proszę, aby wszyscy znajomi Rin Moore podeszli pod radiowęzeł. To pilne. Dziękuję.
Spoglądam na Nata i uśmiecham się delikatnie. Wchodzimy po schodach. Jest tam już parę osób. Kas, Lys, Alexy, Armin, Ken, Shiru, Mick, Kou... no i oczywiście Debra. Trzyma Kasa pod ramię. Oni nawet nie wiedzą, na co my się zdecydowaliśmy, aby to się udało. Przed radiowęzeł wychodzi Austin, w ręce ma magnetofon.
- Cześć, ludzie - zaczyna. - nazywam się Austin Delarane i mam wam coś do przekazania. Na pewno każde z was wie, o co chodzi ze sprawą Rin. Ale nie wiecie, że tak naprawdę jest inaczej. I mam na to dowód rzeczowy. A właściwie głosowy. Posłuchajcie.
Włącza dyktafon. On i Debra wymieniają na nim kilka zdań. Widzę, jak dziewczyna chce uciec, ale Kas i Lys chwytają ją za łokcie i zmuszają do zostania i wysłuchania nagrania do końca. Po ich twarzach widzę, że są wściekli. W końcu z ust Debry, na nagraniu, wychodzą upragnione słowa.
- Ta szmata rzeczywiście nie jest nic winna. Ale ta nienawiść bardzo mi pomoże. Gdy nikt jej nie będzie lubił, zyskam wśród tych ludzi uznanie. No i Kastiel będzie mógł łatwiej podjąć decyzję. Kocham go. Jeśli się zgodzi, będziemy mogli wyjechać w trasę koncertową. Będziemy grać wszędzie, gdzie tylko się da...
Przez chwilę przerywam słuchanie. Spoglądam ukradkiem na Kasa. Zakrywa usta dłonią i ma wydęte policzki. Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
- ... a to, że Rince nikt nie uwierzy tylko ułatwi sprawę. Nikt nie będzie mu mówił, co ma robić, będzie mógł w spokoju zdecydować.
- Debra, jesteś naprawdę świśnięta - odpowiada Austin na nagraniu.
- Jak śmiesz tak mówić? Sam kiedyś ze mną grałeś, wiesz o tym.
- Wtedy nie wiedziałem, że jesteś taka szurnięta.
- Przestań. Kiedy zdecyduje, będę mogła odegrać ten sam scenariusz. Gdy znowu go w sobie rozkocham, po prostu go rzucę. On, Nataniel i Lysander opowiedzieli Rin o wszystkim. Uwierzyła im. Ale teraz to oni uwierzyli mi. Wszyscy. Mówię ci, uda mi się. Znasz mnie. Zresztą, wszyscy są idiotami. Jedno warte drugiego. A Kastiel? Największy idiota na świecie. Uwierzył po raz drugi. Na razie spadam, ale pogadamy o tym później - nagranie się kończy.
Wszyscy spoglądają na Debrę z chęcią mordu. Kas się zamachuje. Mam wrażenie, że ją uderzy, ale nic takiego się nie dzieje.
- Masz szczęście, że jesteś dziewczyną, bo dziewczyn nie biję. Ale nawet nie wiesz, jaką mam ochotę złamać swoją własną zasadę.
Jeszcze chwilę na nią patrzy, po czym zbiega po schodach i biegnie gdzieś. Idę za nim. Chodź czuję na sobie wiele rąk, wyrywam się. Nie mogę go zostawić samego. Nie teraz. Wychodzę na zewnątrz, ciężko oddychając. Przez ciążę biega mi się trudniej. Rozglądam się. Nikogo nie ma. Zdenerwowana spoglądam na drogę. Nie widzę na niej żadnego ciała. Na szczęście. Idę na tyły szkoły. Ktoś siedzi przy drzewie i opiera się o pień. Głowę ma schowaną w kolanach. Wiem, że to Kastiel. Te krwistoczerwone włosy rozpoznałabym wszędzie. Podchodzę do niego i kucam obok. Dotykam jego ramienia. Spogląda na mnie. Na jego policzkach lśnią... łzy! Pierwszy raz widzę, aby ten chłopak płakał.
- Kas, proszę... to nie twoja wina - mówię miękko.
- Nieprawda. Właśnie, że moja. Gdybym jej nie uwierzył... wszystko było by po staremu. Jeszcze dodatkowo zdradziłem Arianę... z nią - znowu wydyma policzki i zasłania usta. - przepraszam... teraz, gdy sobie o tym przypomnę, chce mi się wymiotować.
- Omotała cię. A ty po prostu jej uwierzyłeś. Nie mogę cię za to winić. Nic tutaj nie zawiniłeś.
- Zostaw mnie. Chcę być sam - wstaje i chce odejść.
Nie mogę pozwolić mu tak odejść. W tej chwili nie może być sam. Jeszcze byłby gotowy sobie coś zrobić. Wstaję i idę za nim. Gdy w końcu jestem blisko niego, owijam wokół jego brzucha swoje ramiona i przytulam go mocno, wtulając się w jego plecy. Moje dłonie lądują na jego klatce piersiowej. Chwyta jedną z nich i mocno ściska.
Odwraca się i patrzy na mnie. W jego oczach ciągle są łzy. Przyciąga mnie do siebie. Jego gorące łzy spływają na moją bluzę.
- Przykro mi... za cały ten burdel - szepcze łamiącym się głosem.
- Powtarzam: to nie była twoja wina.
Puszcza mnie, wyciera oczy i odchodzi bez słowa.
Udało mu się mnie przeprosić. Jestem pewna, że jutro poczuje się lepiej.
**********
Hejka kochani!
Tak, jak widzicie, najbardziej spodobał mi się pomysł Misa--chan11 .
Mam tylko nadzieję, że się nie obrazicie za to, że nie wykorzystałam Waszych pomysłów. Dziękuję za nie foxy_toast, 400gwiazd (przepraszam, kochana, ale Twojego loginu nie da się oznaczyć :/ ) oraz moim znajomkom ze szkoły i zajęć - Dominikowi i Oli. Pomysł Oli częściowo wykorzystałam, ale pomysłu Dominika z torturowaniem Debry w piwnicy i upozorowaniem wypadku niestety nie mogłam wykorzystać XD sory Dominik...
Myślę, że rozdział się Wam podoba!
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top