Rozdział tortur

"Ale kiedy Bóg nie robi swojej roboty, musi się nią zająć kto inny."

《***》

Budynek oświetlał jedynie blask nocnej latarni. Wokół było ciemno, jednak mężczyzna znalazł drzwi prowadzące do środka. Wszedł przez nie i po chwili znajdował się w pomieszczeniu, które miało w sobie barek z alkoholem. Ktoś siedział za barkiem, wycierając brudne szklanki, a ktoś inny siedział na ruchomym stołku i pił drinka.

- Nie wiedziałem, że pijesz alkohol, Tomuro Shigaraki - wspomniany wcześniej mężczyzna odwrócił się do nieznanego gościa, mierząc go wzrokiem od stóp do głowy.

- Czasem sobie popijam. Czego chcesz, nieznajomy?

- Porozmawiać. Z tego co wiem, nie zrobiłeś żadnej akcji od 3 lat.

- I co z tego?

- Ty tu siedzisz, pijesz whiskey, a inni złoczyńcy sprzątają ci przestępstwa sprzed nosa. Jesteś z tego zadowolony?

- Nie powinno cię to obchodzić - Tomura upał duży łyk swego napoju i skrzywił się od jego smaku.

- Rozleniwiłeś się.

- Wynocha.

- Nie bądźmy tacy niemili. Mam do ciebie sprawę.

- Jaką?

- Słyszałeś o Zielonym Mścicielu? - pijący alkohol mężczyzna wstał, zachwiał się trochę i podszedł do nieznajomego.

- Znam. Co on ma wspólnego z tą sprawą?

- Chcę, abyś go znalazł i przeniósł na twoją stronę.

- Oszalałeś? Nie uda mi się to. Nikt nie wie, jak on wygląda i gdzie jest.

- Właśnie dlatego musisz go znaleźdź. Pomyśl tylko jakie rzeczy może on z wami zrobić. To propozycja nie do odrzucenia!

Shigaraki zastanawiał się, czy nie jest to taki głupi pomysł. Mając po swojej stronie Zielonego, mógł opanować świat. To jest myśl! Wraz z nim, uda mu się stworzyć wymarzony świat!

- Jesteś szalony. Podoba mi się to.

- Czyli się zgadzasz?

- Tak.

Wraz z tym postanowieniem, Tomura Shigaraki zapowiedział deklarację wojny z całym światem.

《***》

- Jak mogłeś od niego uciec?! To była twoja szansa! Jak mogłeś jej nie wykorzystać?! - w drodze powrotnej na stację, Tango był wręcz wściekły na Midoriyę. Krzyczał na niego i był strasznie wkurzający.

- Możesz być cicho? Boli mnie głowa...

- Nie! Powiedz mi, czemu uciekłeś!

- Nie twoja sprawa...

- Właśnie, że moja! Specjalnie poprowadziłem go do ciebie, a ty powiedziałeś tylko swoje imię! Czemu uciekłeś?! To była twoja szansa!

- Zamknij się! Nie wiesz, co zobaczyłem, więc nie komentuj!

Blondyn aż podskoczył, gdy Midoriya na niego krzyknął. Był tym zaskoczony, jak i trochę oburzony jego zachowaniem. To oczywiście nie pierwszy raz, kiedy Izuku tak na niego nakrzyczał, ale nigdy nie robił tego tak agresywnie.

- Midoriya, co zobaczyłeś?

- Nieważne...

- Właśnie ważne! Przestraszyłeś się czegoś?

Midoriya już się nie odzywał. Bo, co miał powiedzieć? Że przestraszył się swojego dawnego kolegi, który się nad nim znęcał? Niedorzeczne. Nie mógł tego powiedzieć. Byłoby mu za siebie wstyd. Nie do wiary, największy złoczyńca tych czasów, a boi się jakiegoś głupka? Wstyd i hańba.

Reszta drogi minęła im w ciszy. Żaden z nich, aż do rozstania się nie odezwał. Zielonowłosy się tym nie przejął, bo i tak za chwilę miał znaleźdź się w swojej ukochanej piwnicy. Jego humor odrobinę się pogorszył, jednak to nie przeszkodzi mu w zabawie. Dzisiejszego wieczoru po raz pierwszy zabawi się ze swoim gościem. Cieszył się z tego.

Wiele minut później w końcu wszedł do środka. Przebrał się w swojej garderobie, a potem otworzył drzwi od pomieszczenia, gdzie znajdował się czteroręki. Siedział spokojnie na podłodze, patrząc w ścianę.

- Dzień dobry. Jak spałeś?

- Co cię to...? Dlaczego pokazałeś mi się tu?

- Mam dla ciebie informację. Pobawimy się~

- W co...?

- "Zabij mnie"~

Za siedzącym pojawiło się drewniane coś i miało w sobie pasy do przypinania. Z racji tego, iż Rihito ma więcej rąk, jest więcej pasów. Blondyn został do nich przypięty, a Izuku uśmiechnął się do ni3go. Nie znaczyło to jednak, że ich gra nie będzie krwawa.

Midoriya wyjął z kieszeni małą fiolkę z różowym płynem. Z drugiej kieszeni za to wyjął nową strzykawkę. Do strzykawki nabrał 20 ml płynu i wstrzyknął go do ciała Rihito. Na jednej z rąk mężczyzny pojawiła się mała ranka, z której leciało mało krwi. Kiedy przestała, przez ciało blondyna przeszedł niesamowicie silny ból, podobny do upadku ze schodów. Wtedy Izuku zaczął zabawę.

Z sąsiedniego pokoju przyniósł mały stolik, a na nim położył wiele noży, ostrych, jak żyletki. Wziął jeden z nich, ostrożnie dotknął jego końca i potem przyłożył go do ramienia swojego gościa.

- Co ty robisz...?

- Zabawę~

Zielonowłosy szybko przejechał ostrzem po ramieniu blondyna, a na nim pojawiła się duża rana, z której zaczęła lecieć krew. Z ust czterorękiego wydał się głośny krzyk i przez to Midoriya zrobił kolejną ranę na drugim ramieniu Rihito. Z niej też sączyła się krew.

- Przestań...! To boli...!

- Na tym polega zabawa~!

W pewnym momencie, Izuku wyjął małą buteleczkę, do której zaczął nalewa krew torturowanego. Podczas całej tej zabawy, złoczyńca dobrze się bawił i nie miał zamiaru przestać. Uwielbiał to, jak również krzyki swojego więźnia. Gościem już nazwać go nie mógł.

- Krzycz ile chcesz, ale i tak nikt cię tu nie usłyszy! Jeśli chcesz to zakończyć, wystarczą dwa słowa~!

- Nigdy...!

- Jak wolisz~!

Mniejszy kolejny raz przejechał ostrym nożem po ciele mężczyzny. I znowu, i znowu, i znowu. Tak jeszcze osiem razy. Czteroręki był już na skraju. Ledwo co oddychał przez ból. Nie miał siły na nic, a już zwłaszcza na dalsze tortury. Cierpiał.

- No dalej! Powiedz to! I tak umrzesz!

- Nigdy...!

Midoriya nie wytrzymał i wbił ostry nóż w klatkę piersiową czterorękiego, który krzyknął i stracił przytomność. Powoli uciekało z niego życie, a po 20 minutach Izuku miał wtedy pewność, że Rihito już nie żyje. Złoczyńca miał całe ręce, ubranie i trochę twarzy w jego krwi. Obrzydzało go to, dlatego wyszedł z pomieszczenia, aby się umyć.

《***》

- Dobrze, Bakugo! Szukaj dalej!

- Zamknij ryj! Nie jestem psem! - Katsuki rozglądał się dookoła i patrzył na pozostałości po żółtej taśmie policyjnej.

- A na pieska lubisz~

- Ryj!

Blondyn odgarnął nogą worek ze śmieciami, a spod niego uciekła mała mysz, której towarzysz agresywnego mężczyzny się przestraszył. Katsuki zaśmiał się na to, a Kirishima pokazał mu język. Nie zrobiło to na nim wrażenia i dalej starał się grzebać w śmieciach, gdzie jeszcze niedawno znaleziono ciało.

- Przypomnij mi, co my tu robimy?

- Szukamy dowodów, idioto.

- Czyli?

- Czegokolwiek! - blondyn był już zmęczony tłumaczeniem kochankowi, co aktualnie robią, bo on i tak niczego nie zrozumie. Jak zawsze.

Niestety, godzina szukania nic nie dała młodym bohaterom. Wśród koszy były tylko śmieci (i pozostałości po taśmie policyjnej). Po pewnym czasie, kiedy mężczyźni mieli się już zbierać, tajemnicza postać w kapturze rzuciła w ich stronę mały worek ze śmieciami, który śmierdział gorzej od pozostałych.

- Gościu, popierdoliło cię?!

- Na-najmocniej przepraszam, nie widziałem Pana! - nieznajomy wydawał się znajomy Bakugo, ale nie pamiętał, aby kiedykolwiek go widział.

- Czy ja cię znam?

- N-nie wydaje mi się...

- Zdejmuj kaptur.

- Bakugo! Zostaw już tego biednego człowieka!

- Nie, kurwa! - w tym samym czasie, kiedy para bohaterów się kłociła, mężczyzna, który stał z boku zaczął powoli odchodzić, tak, aby tamci go nie zauważyli. - A ty gdzie się wybierasz?!

Nieznajomy w maseczce zaczął uciekać, a blondyn postanowił za nim ruszyć. Za wszelką cenę chciał dowiedzieć się, kim jest mężczyzna, którego oczy tak dobrze kojarzył. Gdyby jego pamięć nie była taka słaba, na pewno już dawno rozpoznałby tego faceta. Na razie jednak skupił się na pogoni.

Zakapturzony mężczyzna uciekał szybko, na ile pozwalały my nogi. Blondyn go goniący nie miał za to zamiaru przestać za nim biec. Gonili się tak między uliczkami, gdzie nie było żywej duszy. W pewnej chwili bohaterowie zgubili nieznajomego i zrezygnowani stanęli przed jakimś budynkiem.

- Cholera, zgubiliśmy go!

- Spokojnie. Po co w ogóle go goniliśmy?

- Bo tak chciałem!

- Po co ci to do życia?

- Morda! - Bakugo po kopnięciu jakiegoś kamienia usłyszał dźwięk uderzenia o jakiś metal, więc spojrzał w miejsce hałasu i zobaczył metalowe drzwi.

- Bakugo, o czym myślisz?

- Morda.

Blondyn podszedł do drzwi i po chwili próbował je otworzyć. Na jego szczęście udało mu się to za pierwszym razem. Za nimi były schody, które prowadziły na dół, a to zwiększyło ciekawość Katsukiego. Schody były odrobinę strome, dlatego bohater schodził powoli i ostrożnie. Tuż za nim podążał jego kochanek. Na końcu znajdowały się kolejne drzwi. One także były otwarte.

- Myślisz, że... on tam jest?

- Ja tak nie myślę. Ja to wiem - po przekroczeniu tajemniczego progu, przed oczami bohaterów pojawił się tajemniczy proszek, po którym upadł i z hukiem na podłogę.

____________

Miłego dnia dziecka!

Miałam opublikować ten rozdział jutro, ale pomyślałam, że dziś jest dobra okazja.

Jeszcze raz miłego dnia~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top