Rozdział szyfru
- Kirishima, gdzie Ty mnie, do cholery, prowadzisz? - zapytał lekko podirytowany Bakugo, co chwilę wyrywając rękę z uścisku kochanka, który po spotkaniu z kolegami z liceum zaczął prowadzić go do jakiejś innej knajpy. Nie trudno było zgadnąć, że nie ma na to ochoty.
- Do Magicznego Miejsca. No dalej! Nic się nie stanie, jeśli wrócimy do domu później.
- Mów za siebie! Za pół godziny jest mój serial i lepiej dla Ciebie, żebym na niego zdążył! Dobrze wiesz, że on jest tylko w poniedziałki, a to jeden z moich wolnych dni!
- Zdążysz, zdążysz! A jeśli nie, nagram Ci go!
Kirishima i Bakugo zatrzymali się nagle przed drzwiami jakiegoś budynku. Cały był pokryty beżem, a na górze znajdowała się nazwa lokalu, do którego mieli wejść. "Magiczne Miejsce". Co, jak co, ale Eijiro tym razem nie kłamał. Gdy blondyn przewrócił znudzony oczami, obaj weszli do środka. O dziwo, było mniej ekskluzywnie, niż Bakugo się spodziewał. Starszy pan przy recepcji po krótkiej rozmowie z czerwonowłosym zaczął prowadzić ich w głąb korytarza, gdzie było mnóstwo drzwi z numerami i tym sposobem Katsuki nie wiedział, czy to hotel, czy restauracja. Może coś na kształt kafejki mangowo-internetowej?
Mężczyzna zaprowadził ich do pokoju 22. Dał Kirishimie jakąś kartę, po czym odszedł, życząc miłego pobytu, cokolwiek to miało znaczyć. W pewnym momencie Katsuki zaczął podejrzewać, że to Love Hotel i Eijiro miał ochotę na małe igraszki. Tylko po co, skoro mogli to robić u siebie w mieszkaniu? Nie po to je wynajęli, żeby teraz chodzić do takich miejsc i płacić ciężko zarobione pieniądze za coś, co mogą robić u siebie. To było całkowicie pozbawione sensu.
Gdy w końcu Kirishima otworzył drzwi, pierwsze, co zobaczył, była Miss Water, siedząca przy okrągłym stoliku w tym małym, jak na 3 osoby pomieszczeniu. Od razu zrobił niezadowoloną minę, bo akurat jej dzisiaj oglądać nie chciał.
- Czołem, koledzy! - przywitała ich starsza kobieta, machając radośnie swoją lewą dłonią. Już z daleka było widać na jednym z palców coś połyskującego, co odbijało światło od żarówki na górze do oczu bohatera.
- Czołem, senpai!
Usiedli do stolika, tuż przy starszej koleżance. U Bakugo nie było widać nawet kszty zainteresowania znajomą, bo przecież juz od początku jej nie lubił. Czuł, że jeszcze 5 lat temu, kiedy walczyli z Zielonym Mścicielem ona specjalnie podrywała Kirishimę na jego oczach i nie widziała wyraźnego mordu w oczach blondyna. Stąd do niej ta niechęć, która chyba powoli zanika.
- Oj, Bakugo, rozchmurz się! Zaprosiłam Was, bo Was lubię, a mogłam wybrać kogoś innego!
- Też mi pocieszenie... - mruknął od niechcenia blondyn, odwracając wzrok od tego wkurzającego kabaczka.
- O-on chciał powiedzieć, że też się cieszy! W końcu, Najbardziej Rozpoznawalna Bohaterka Numer 1 to ktoś ważny oraz szanowany!
- O tak, wiem to! Nie chwaląc się, myślę, że ten tytuł już do końca pozostanie mój - Yuko odgarnęła za ucho kosmyk włosów, który poczuła na policzku, tym samym wyraźnie pokazując im na swoim palcu serdecznym lewej ręki, czym był ten świecący przedmiot.
- Yuko-senpai, czy to...?
- Hm? Och, masz na myśli mój pierścionek? Prawda, że przepiękny?
- Czyżby Sakuraba-senpai w końcu Ci się oświadczył?
- Zdumiewające, nieprawdaż? Te trzy lata naszego związku były cudowne, więc nareszcie pora na ślub! Ha, ha!
- Szkoda mi człowieka...
Pani kabaczek pokazywała Kirishimie swój pierścionek, jakby był jej dobrą koleżanką, z którą może na takie rzeczy plotkować. Denerwowało to Katsukiego, który jednocześnie poczuł ulgę, że ta baba nareszcie zeszła czerwonowłosemu z głowy i już nie musiał się jej pozbywać. Mówiąc wprost, Bakugo cieszył się z jej za mąż pójścia. Było to nietypowe dla niego uczucie.
- Jak już o zaręczynach mowa... - kobieta spojrzała na kolegów, podpierając łokcie na stoliku. - Nie czas na was, moi drodzy?
- Nie rozumiem do czego zmierzasz - powiedział Bakugo, gdy Kirishima z zażenowania zaczął odwracać wzrok. Od razu zrozumiał aluzję starszej, nie to, co Bakugo. On nie przeanalizował tego, tak dobrze, jak siedzący obok niego Eijiro. Pani kabaczek zaśmiała sie na to pod nosem.
- No przestańcie! Ja już od dawna o Was wiem! Nie musicie się już dłużej ukrywać!
- Ciekawe od kogo to wiesz...
- Sowa mi powiedziała! To, co? Kiedy zobaczę na palcu Bakugo coś połyskującego?
- Chuja tam! Mów, co masz mówić i przejdź do rzeczy! Nie lubię takiego paplania bez sensu! - krzyknął zdenerwowany blondyn, uderzając pięścią w stolik, który przez to mocno się zachwiał. Całe szczęście, niczego cennego na nim nie było.
- Jak zwykle, niewychowany... Ale w pewnym sensie masz rację - pani kabaczek przekręciła się na bok, sięgając do swojej torebki, która wisiała spokojnie na krześle. Była niewielka, jednak kobieta chwilę w niej grzebała, wyciągając kilka sekund później mały skrawek papieru. - Wiecie, ostatnio dzieją się w mieście dziwne rzeczy.
- Jak dziwne?
- Od kilku miesięcy policja dostaje anonimowe zgłoszenia na temat porzuconych, spalonych ciał. Niby nic niezwykłego, ale jakby przyjżeć się tej sprawie bliżej, każda z czterech ofiar miała na ciele namalowaną na zielono literę.
- Literę? Czy to symbol jakiegoś nowego złoczyńcy?
- Jakim cudem oni malowali po spalonych zwłokach, do cholery?
- Prawopodobnie. Nie wiem - bohaterka tym razem wyjęła z torebki swój telefon i po odblokowaniu go, pokazała im zdjęcia z wyraźnie namalowanymi, dużymi literami na zwęglonych ciałach ofiar. Położyła też kartkę, na której był napis DKU. - Litery były w tej kolejności.
- DKU? To nie ma sensu.
- Nie musiałaś nam pokazywać zdjęć...
- Cicho. Tego nie wiadomo. Może nazwa jakiejś organizacji? Niektórzy podejrzewają, że za tą sprawą stoi Zielony Mściciel, a inni uważają to za absurd, bo on przecież nie żyje.
- To nie jest w sumie pewne... - powiedział czerwonowłosy, a Bakugo na kolejne tego dnia słowo "Mściciel" wkurzył się bardziej i z tego powodu zaczął zaciskać zęby. Ten temat był zbyt mocny, jak dla niego.
- W tym świecie nic nie jest pewne. Jako, iż obaj mieliście z tą sprawą coś wspólnego, jako wasza starsza koleżanka i praktycznie przełożona, proszę, włożcie swoje kilka procent w śledźtwo. Mimo, że bohaterowie to nie detektywi...
- Oczywiście, senpai! Ale... Tylko my, czy...?
- Teraz proszę o to Was, jednak myślę, że inni też by się przydali. Uravity, Shoto, Ingeniun...
- Todoroki na starcie odpada. Jest niedysponowany.
- Proszę? Z tego, co wiem, Shoto jest jak najbardziej sprawny fizycznie.
- Ale psychicznie nie. Nie zgadzam się, żeby jakkolwiek w tym uczestniczył - Katsuki skrzyżował ręce na klatce piersiowej, pokazując tym swój upór, jakiego nie zamierza się pozbywać. Ma być tak, jak on chce, nie inaczej.
- Nie rozumiem. Rządam wyjaśnień!
- Senpai, to w sumie kiepski temat...
- Zwariował. Wmówił sobie, że musi znaleźdź tego Mściciela za wszelką cenę i tym sposobem niekiedy zaniedbuje swoje zdrowie i prawo. Nie będę mówił więcej, gdyż kablem nie jestem.
- Och... Dobrze, rozumiem. Porozmawiam z nim na ten temat.
- Najlepiej nic mu nie mówić. Jego przy tym nie powinno być. Koniec tajnego zebrania, idę do domu na mój serial - Katsuki wstał, mając zamiar jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Kirishima poszedł za nim, w mgnieniu oka wychodząc, zostawiając niebieską kartę do otworzenia pokoju od zewnątrz na stoliku, tuż przy pani kabaczek. Kobieta uśmiechnęła się na to pod nosem, będąc zadowoloną z obecnej sytuacji. Po raz pierwszy zobaczyła taki zapał w oczach Bakugo. Na pewno nigdy tej chwili nie zapomni.
Wracając do idącej w swoja stronę dwójki... Bakugo szedł bardzo szybko, wręcz Kirishima o mało co nie mógł go dogonić. Alergia na pyłki znów się w nim odezwała i tym razem drapał się po ramieniu, do czerwoności, na co blondyn od razu zwrócił uwagę, krzycząc, żeby ten głupol w końcu go posłuchał i zaczął stosować maść, którą specjalnie dla niego kupił. Nigdy go nie słuchał, a mimo to, nadal miał cierpliwość mu to powtarzać. Dlaczego? To coś takiego, co nazywa się miłość i nawet sam Bakugo wie, że jest ona czymś wyjątkowym. Jest jak szyfr, którego nikt nie potrafi rozwiązać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top