Rozdział połączenia sił
Izuku siedział przy zbyt wysokim, jak dla niego blacie barowym. Popijał zachłannie whiskey z lodem, by odprężyć się chociaż na chwilę. Odkąd został jednym z członków Ligi Złoczynców, alkohol jest jedną z trzech rzeczy, które sprawiały mu radość. Drugą z nich, było chociaż kilkuminutowe spacery po ulicach i niekiedy porywanie jakiegoś przechodnia. Trzecią za to...
- Oglądasz wiadomości? Myślałem, że nie interesujesz się takimi rzeczami - zielonowłosy usłyszał za sobą głos Dabiego. Od razu zwrócił swój wzrok w jego stronę, odsuwając od ust szklankę z napojem. Uśmiechnął się do niego lekko, klepiąc siedzenie obok.
- Od czasu do czasu warto zobaczyć, o jakich rzeczach mówią. To raczej ty się nimi nie interesujesz. Co cię zmieniło?
- Ciekawość. Od dwóch dni do mnie nie zaglądasz, chciałem zobaczyć, czy Shigaraki nie wpędził cię w uzależnienie od alkoholu - zaśmiał się pod nosem czarnowłosy, siadając na wskazanym miejscu. Oparł swój prawy łokieć o wysoki blat, do którego dosięgał, nawet gdy stał. - Więc?
- Więc co?
- Na kiedy znów się umawiamy?
- Już za tym tęsknisz? Zadowalamy siebie od dwóch lat, nadal ci mało?
- Ty to zacząłeś. Błagałeś, żebym ci--
- No, już, już! Starczy! Nie każ mi tego słuchać na trzeźwo! - Midoriya znów upił łyk miło palącego w gardle trunku, by wydać po tym z siebie cichy pisk zadowolenia. Lubił pić, ale znał swoje umiary.
- W porządku. Lepiej jednak nie upijaj się za bardzo, niedługo przychodzą nasi goście.
- Kto konkretnie?
- Zwykła mafia. Kilka lat temu stworzyli broń przeciwko bohaterom. Właściwie to ich darom.
- Hm... Po co przychodzą? Nie lubię obcych...
- Dowiesz się, jeśli odłożysz to świństwo.
Izuku przewrócił oczami na starszego od siebie. Nie wiedział dokładnie ile miał lat, ale kogo to obchodziło? Przypadkowo poznał jego tożsamość i w ten sposób zaczęło się między nimi zaczynać coś więcej, niż tylko głupie gadanie kogo, gdzie i jak porwać, czy zabić. Prawdą było, że on to wszystko zaczął, jednak wolał o tym nie pamiętać, ponieważ płaszczył się wtedy przed tym człowiekiem, co było niegodne poszanowania. Już więcej tego nie zrobi. To był jedyny raz.
Nie dopijając do końca napoju, Izuku wyłączył telewizor, idąc z Dabim w kierunku drzwi. Wyszli na korytarz, by mogli pójść nim do innego pomieszczenia. Zielonooki nie spodziewał się, że Dabi mówiąc o gościach, miał na myśli, iż przybyli oni już, niemal że teraz. Nie był na to mentalnie przygotowany.
Gdy weszli do odpowiedniego pomieszczenia, ich oczom ukazało się sześć głów. Dość nieprzyjemnie się im z oczu patrzyło. Praktycznie byli to mężczyźni, pewnie już trochę podstarzali albo wręcz odwrotnie, młodzi oraz pełni energii. Na kanapie siedział człowiek w masce tukana (albo coś temu podobne). Obok niego siedziała szarowłosa nastolatka, mająca dokładnie taką samą maskę, co mężczyzna przy niej. Jej oczy były jednocześnie puste, jak i pełne nienawiści. Izuku zastanawiał się, czy potrafi mówić.
- No więc... Co tu właściwie się dzieje? - zapytał jako pierwszy Twice, ponieważ kompletnie nie wiedział, że Liga Złoczyńców miała przeprowadzić negocjacje na jakiś bardzo ważny tenat, którego on oczywiście nie znał lub nie pamiętał. Wcześniej próbował opiekować się Togą i jej ranami, nie miał czasu na słuchanie szefa.
- Też chciałbym wiedzieć... Takie nagłe zaproponowanie herbaty w trakcie naszej podróży... Podejżane... - powiedział mały ludek ze strony przeciwnej od Ligi. Był zabawny, Midoriya ledwo powstrzymywał się od śmiechu, na co Dabi wzrokowo zwracał mu uwagę.
- Spokojnie. Jestem pewny, że nasi gospodarze nie mają złych zamiarów... Prawda?
- Jasne, że nie. Przysięgam na imię mojego mistrza.
Shigaraki siedział przed gośćmi na rozkładanym krześle. Nieznajomi zajęli najlepszą kanapę i tylko to jedno, małe krzesełko udało się reszcie znaleźdź w składziku. I to było oczywiste, że Tomura na nim usiądzie. Nikt inny. Izuku był z tego powodu niezadowolony, już bolały go nogi od tego stania.
- Nazywasz się Shigaraki... czyż nie? Wiele o tobie słyszałem. Chociaż nie aż tak.
- I wzajemnie. To twoje dziecko? - białowłosy wskazał swoim palcem na jedną z dwócj dziewczyn w pomieszczeniu, mając nadzieję, że uzyska odpowiedź na swoje pytanie. Nie musiał pokazywać palcem, było to przecież nie ładnie, ale mężczyzna nie znał się na kulturze osobistej, co było widać po częstym drapaniu po szyi i byle jakiej postawie podczas siedzenia. Zwyczajny niechluj.
- Nie, to wnuczka szefa. Zmarł już jakiś czas temu, więc teraz ja się nią zajmuję. Ma na imię Eri.
- Jakiś bachor jest w yakuzie? Nie tego się spodziewałem...
- Tomura, do rzeczy - ponaglił Kurogiri, czyszcząc jednocześnie gardło, ale tak, by zbyt bardzo nie przeszkadzać w dalszej rozmowie.
- Ależ nie, lubię takie pytania. Niech śmiało pyta, jeśli chce szybko stracić głowę.
- Jeśli ja ją stracę, ty również.
Shigaraki uśmiechnął się niewyraźnie, dając znak swoją głową, że można atakować. Pierwsza wyskoczyła Toga, kierując swoją dużą igłę prosto na siedzącego naprzeciw tukana. Wszyscy, oprócz Izuku, Dabiego oraz Kurogiriego ruszyli na wrogów, czym ci odpłacili się tym samym. Już mieli się bić, kiedy to między nimi pojawiła się zielona iskra, która powaliła wszystkich na ziemię z bólem w kościach. Izuku stał pośrodku nich, na stoliku, trzymając w ramionach Himiko, żeby ta nie skaleczyła się bardziej. Kobieta była tym przesadnie zadowolona.
- Chyba nie jesteśmy tu z nudów? Lepiej jest przejść do sedna, skoro nasz główny przedstawiciel nie potrafi rozmawiać z ludźmi - zielonowłosy odstawił zauroczoną blondynkę na kanapę, obok spokojnie siedzącej nastolatki Eri. Ta pochwyciła Togę w ramiona, jakby przejęła się jej stanem. Myślała pewnie, że dzięki temu zyska przyjaciółkę.
- Nie wtrącaj się, Zielony...
- Przymknij się, aspołeczny gnomie. Teraz ja przemawiam.
Niektórzy w pomieszczeniu zaśmiali się pod nosem na te słowa. Były one w jakiś sposób prawdziwe, w końcu Shigaraki od kilku lat nie wychodził nawet z baru i nie umie poprawnie się dogadać z innymi, więc czym innym Izuku miał go określić? Nie lubił go, już sam fakt, że te 5 lat temu kazał Kurogiriemu złapać go zanim trafił głową na twardy beton sprawiał, iż nie pajał do niego pozytywnym uczuciem. Można było śmiało powiedzieć, że go nienawidził. Z jego powodu nadal żyje i kontynuuje swoją żmudną wędrówkę po tym świecie, jako osoba ohydna, bezwartościowa... Z drugiej strony, gdyby go nie ocalił, nie miałby takiej fajnej zabawy, w której miał okazję przed chwilą uczestniczyć.
- Kontynuując... - Izuku zwrócił swój lśniący od światła w żarówce pantofel w stronę stojącego z tyłu kanapy mężczyzny z tukanią maską. Wycofał się, ponieważ bał się zagrożenia ze strony Ligi. – To serum, które wytwarzacie... Z czego ono jest konkretnie robione.
- Myślisz, że ci powiem?
- Możesz zaśpiewać, nie jestem wybredny.
- Uwielbiam musicale~! - zachwycił się Twice, biorąc pod ramię Spinnera, który wyjątkowo nie miał na to ochoty. Od razu się odsunął.
- Proszę nie zwracać na niego uwagi. Mądrzy ludzie stoją jedynie na tym stoliku. Mam rozumieć, że skład jest utajniony?
- Zgadłeś. Nie wyjawiamy go byle komu.
- Hm, rozumiem, rozumiem. A co z przymierzeńcami? Im też nie wyjawiacie?
- Oczywiście, że nie. Za kogo nas masz? Jesteśmy yakuzą, mafią, która ma w garści cały świat. Skończyłeś swoje przedstawienie?
- Nie, nie, ono dopiero się zaczyna. Toga, rób swoje - Izuku puścił do lekko zarumienionej Himiko oczko, na co ta uśmiechnęła się radośnie, wbijając swoją igłę w odsłonięte udo Eri, która pisnęła od tego z bólu. Nie był to jej szczęśliwy dzień. Szorty jej nie pasowały.
- Wybacz, Eriś, że to robię, ale taka praca~
- Macie ją natychmiast zostawić! - krzyknął tukania maska, zaczynając zdejmować rękawiczki. Widać było, że raniąc dziewczynę, Liga Złoczyńców zabierała im coś cennego. Ale co, przecież to tylko trochę krwi.
- Więc proszę grzecznie usiąść. Konsultacje jeszcze się nie skończyły~
Po paru minutach wszyscy wrócili uspokojeni na swoje miejsca. Toga zdążyła napełnić swoją wielką igłę do połowy krwią Eri, potem dała jej plaster, by nie była na nią aż tak zła. Szarowłosa niechętnie go przyjęła, jednak była teraz sceptycznie nastawiona do starszej od siebie.
- Więc...? Czego chcecie?
- Połączenia sił. Zawieszenia broni, którą na siebie kierowaliśmy. Zaczniemy od początku.
- Co będziemy z tego mieć?
- Jeśli chodzi o pieniądze, to... - ochrypnięty głos Shigarakiego zatkała dłom Izuku. Była w rękawiczce, dlatego mógł pozwolić sobie na coś tak ohydnego, jak dotknięcie swojego wroga na te półtorej sekundy. Najgorsze półtorej sekundy życia.
- Raczej pieniędzy z tego nie będzie. Na razie planuję małe akcje, które z czasem będą się rozwijać, aż nadejdzie... Wielki Koniec.
- Czym jest ten "Wielki Koniec"?
- Hm... Rajem dla wszystkich słoczyńców? Nie wiem, jak daleko zajdzie moja wizja, może być tak, że już na początku okaże się klapą. To jednak nie znaczy, że tak będzie.
- Czyli? Planujesz jakąś wojnę?
- Tak bym tego nie nazwał. Nad tym jeszcze się pomyśli, a na razie... zapieczetujmy nasz sojusz uściskiem dłoni - Izuku podszedł do Shigatakiego i zdjął z jego głowy jedną z sinych rąk. Wyciągnął ją w stronę gościa, który niezbyt był tym zschwycony.
- Ojcze! Jak śmiesz?!
- Cicho tam, zaraz ci go oddam. To jak? Przyda nam się mała pomoc, jeśli świat powinien zostać zmieniony.
Overhaul zaczął się zastanawiać. Prawie nic by z tego nie zyskał. Jednak pieniądze to nie było wszystko, czego potrzebował w życiu. Władzę na czarnym rynku niejaką posiadał, dlatego pieniądze roli tutaj znaczącej nie grały. Ale kiedy ten zielony mówił o zmienianiu świata, oczami wyobraźni mógł wyobrazić sobie, jakby to było, gdyby wszyscy bohaterowie faktycznie zniknęli i tylko złoczyńcy panowali ziemią. Taka wizja w jakiś sposób go przekonała.
- Zgoda. Pomożemy ci. W zamian mamy jednak nadzieję, że twoje plany się powiodą.
- Nie musisz się o to martwić. Jestem pewny, że dojdziemy dalej, niż myślisz~
Izuku zaśmiał się pod nosem, rzucając w stronę Shigarakiego rękę jego ojca. Obaj z Overhaulem skrzyżowali dłonie, pieczętując ich umowę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top