Rozdział Nomu
Na zegarze wybiło południe. Lato było ulubioną porą roku Katsukiego, ponieważ wtedy pocił się więcej, niż powinien (z innego punktu widzenia wydaje się to niezbyt fajne, ale to nie miało znaczenia). Jego dar lepiej działał w ciepłym klimacie i mógł wtedy w swoich granatach na rękach przechowywać pot. To dzięki niemu mógł kontrolować wybuchy (czasami od naporu tego potu granaty robiły się cięższe). Blondyn miał więc nadzieję, że tego dnia da radę pokonać więcej niż jednego złoczyńcę.
Od pewnego czasu Katsuki spacerował sam po drodze blisko centrum. Nie robił tego, bo ktoś mu kazał, jego zadaniem było przeniesienie ludności poza granice miasta, a skoro to zadanie zostało już wykonane, jego osoba postanowiła oddzielić się od pozostałych bohaterów (było to trochę samolubne zachowanie, jednak co można było zrobić po fakcie dokonanym?). Najpewniej ktoś już zauważył jego zniknięcie, ale bohater był zbyt daleko, żeby ktoś z jego drużyny zaczął go szukać. W każdym razie, mogli przynajmniej do niego zadzwonić, jeśli naprawdę go potrzebowali. Bohaterowie mieli w uszach komunikatory, które pozwalały im na rozmowę nawet w bardzo dalekim dystansie. Do Bakugo od tych przeszło czterdziestu minut nikt się nie odezwał. Nie wkurzało go to, jednak czuł się ignorowany, a to uczucie wprawiało go w złość (czyli w zasadzie się wkurzył). Złoczyńca, którego teraz spotka nie będzie miał szczęścia, trafiając na niego. Zły Bakugo posiadał w sobie więcej zaangażowania do wygrania.
Do uszu blondyna doszedł nagle dziwny odgłos. Wydawało mu się, że ktoś nadchodził, więc przygotował się do ataku. Cierpliwie czekał na potencjalnego złoczyńcę, patrząc z której strony nadejdzie. Wtedy pojawiły się głośne tupanie wielu kroków. Ich dźwięk roznosił się po pustych ulicach jak echo, co w tym momencie dla zwykłego obywatela mogło sprawić urojenia. Katsuki był jednak przyzwyczajony do stresujących sytuacji i takie zwykłe stukanie nie robiło na nim wrażenia.
- Hej, Katsuki! - słysząc ulubiony ze wszystkich słyszanych dotąd głosów blondyn spojrzał tam, skąd go usłyszał. Zobaczył przepiękny uśmiech Kirishimy, który widział jeszcze wczorajszej nocy. Za nim podążali ich przyjaciele. Z całej trójki to Iida wyglądał na najmniej zadowolonego (przynajmniej na to wskazywała jego postawa, ponieważ twarz bohatera znajdowała się pod maską).
- Czemu nie jesteś na swoim miejscu?! Wiesz, ile problemów sprawiłeś?!
- Nie miałem nic do roboty, więc sobie poszedłem! Kogo w ogóle obchodzi, gdzie patroluję?!
- Nas!
- Iida, daj mu w końcu spokój!
Kiedy zaczęły się wkurzające krzyki, Katsuki zaczął ignorować znajomych. Wstydził się Iidy, który mówił mu ciągle jak blondyn miał się zachowywać (takie zachowanie istnieje jeszcze od liceum). Wzrok Bakugo skupił się nagle na Todorokim. Jako jedyny stał z boku, nic nie mówiąc i w dodatku wyglądając na przybitego (nie wspominając już o rozdartych ubraniach oraz dobrze widocznych poparzeniach na ciele). Katsuki miał zamiar do niego podejść, ale o co go zapyta? Byli ze sobą blisko, jednak od wesela nie zamienili ze sobą słowa. Spotkali się raz, ale nic do siebie nie mówiąc. Teraz prawdopodobnie też między nimi pozostanie ta niewidzialna nitka ciszy. Kto zamierza ją przerwać?
Spokojną pogawędkę przerwał ryk jakiegoś nieznanego stworzenia. Ten dźwięk brzmiał bardzo okropnie, jakby to, co je wydawało było bardzo wielkie. Bohaterów to przeraziło i oczywiście przynajmniej połowa ustawiła się do ataku (Kirishima i Uraraka, którzy się przestraszyli tego ataku przysunęli się do siebie, mając nadzieję, że tylko się przesłyszeli). Niestety wraz z pojawieniem się na niebie latającego potwora ich wiara w siebie odeszła (kompletnie zapomnieli, że byli bohaterami).
To coś wyglądało jak zrobione w laboratorium dziecko (nie do końca dziecko, chodziło o porównanie, kształt tego czegoś nawet dziecka nie przypominało, one zazwyczaj są urocze). Monstrum zwyczajnie dziwiło ich swoim wyglądem na tyle, że nie potrafili go opisać. Jedno słowo raczej na to coś by się znalazło, a brzmiało ono... straszne. Każdy zgodziłby się bez problemu z tym sformułowaniem. Gdy to coś ich zauważyło, obniżyło swoje ciało, napierając na nich wszystkim, co miał (tak naprawdę nic nie miał, więc zwyczajnie na nich wlatywał). Na szczęście bohaterowie zrobili unik, ale wtedy poczuli wibracje przy ziemi. Coś innego ciężko szło w ich stronę i być może był to ten sam stwór, który teraz atakował ich z powietrza. Nie pomylili się. Z boku ulicy nadszedł jeszcze jeden, tym razem większy i na pewno bardziej niebezpieczny.
- Mamy to atakować?!
- A co z tym w powietrzu?!
- Damy sobie w ogóle radę?!
- Przestańcie panikować i po prostu użyjcie swoich darów! - krzyknął Bakugo, pierwszy pędząc na największego z nadchodzących potworów. Kiedy bohater znalazł już się dostatecznie blisko tego monstrum by to zaatakować, ten ohydny potwór zamachnął się, próbując zaatakować jego. Bezskutecznie, ponieważ Ingenium w porę złapał przyjaciela i odciągnął dalej. Uratował go, choć blondyn wcale p to nie prosił.
- Zachowujesz się bardzo nieodpowiedzialnie!
- Kij z tym! Trzeba je pokonać, co nie?!
- Ale nie za cenę życia!
Iida odstawił Katsukiego na ziemię i potem wrócił do reszty (trzeba było przenieść jeszcze Kirishimę, Todoroki i Uraraka jakoś sobie poradzili dzięki swoim darom). Bakugo zignorował to, że przed chwilą mógł zginąć, ponownie ruszył na potwora, tym razem celnie trafiając w giganta swoimi wybuchami. Wielkolud zachwiał się, jednak nie upadł (wyglądało na to, że jednym atakiem go nie pokonają). Tego ze skrzydłami zaczął atakować Todoroki. Formował wielkie słupy ognia, żeby go spalić lub ciskał w niego z pomocą Zero Gravity Uraraki (o dziwo ten plan w jakiś sposób im wychodził, jeden czy nawet dwa sople trafiły w to latające coś). Do wesołej zabawy dołączył jeszcze jeden potwór, tym razem pełzający na czterech kończynach po ziemi.
Stworzenia zachowywały się nad wyraz dziwnie. Jakby nie działały same, a ktoś nimi sterował. Bakugo zauważył to z ich ruchów. Raz szły w jedną stronę, a zaraz potem zatrzymywały się idąc w stronę walczących z nimi bohaterów. Nie mogąc jednak skupić się na dwóch szkaradach blondyn atakował tylko tą największą, dając reszcie szansę na popisówkę (Kirishima ruszył z pomocą ukochanemu, jego dar nadawał się do walki wręcz z tym czymś). Iida pokonywał więc to pełzające, a pozostała dwójka nadal walczyła z tym nad powierzchnią ziemi. Ten latający robił zwykłe kółka powietrzne, czyhając na złapanie jakiejś ofiary. Jak się niedługo okazało, tym kimś była Uraraka. Latający stwór złapał ją szpono-przypominającymi nogami i poderwał się z nią w powietrze (Todoroki uchroniłby ją od tego, jednak działał z połową sił, ponieważ wcześniejsze starcie z bratem go osłabiło). W taki sposób bohaterka leciała teraz nad miastem, nie mogąc użyć swojego daru (miała przyciśnięte ręce).
Potwór puścił dziewczynę dopiero na dachu jednego z większych budynków w centrum. Potem odleciał tam, skąd oboje przylecieli. Bohaterka nie rozumiała jeszcze, co się tu dzieje, ale po otrzepaniu się z kurzu podeszła do krawędzi, żeby jakoś wymyślić jak mogłaby uciec z tej wysokości. Jedyną drogą do zejścia był skok. Praktycznie nie dałaby rady, jednak gdyby w ostatnim momencie uruchomiła na sobie swój dar, może by coś z tego wyszło. Brunetka już miała zamiar to robić, jednak na gardle poczuła zimny metal noża. Ktoś próbował jej grozić.
- Uravity-san, prawda? - usłyszała za sobą jeden ze znajomych głosów i od razu chciała obezwładnić napastnika, jednak z tyłu czuła przy plecach coś jeszcze. Był to albo drugi nóż, albo jakaś broń. Po ataku czymkolwiek by nie oberwała dostałaby w rdzeń kręgowy i to zrobiłoby z niej warzywo (lub nawet zabiło). Teraz naprawdę nie miała żadnej drogi ucieczki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top