Rozdział Katsukiego Bakugo

Powiadają, że jeśli w swoim życiu sprawiasz innej osobie przykrości, za jakiś czas dopadnie cię coś takiego, jak karma. Idea ta głosi, że przyszłe twoje cierpienia są związane właśnie z tym słowem, a ono odpłaca się jedynie za twoje grzechy. Grzechem Katsukiego były prawdziwe emocje, skrywane głęboko w sercu, których nigdy przed nikim nie wyjawił. Chyba właśnie dlatego blondyn teraz walczy z życiem, które jego ofiara z młodzieńczych lat powoli mu odbierała. Bądź co bądź, wiedział że sobie na to zasłużył.

Kiedy jest się na granicy śmierci, ludzie zazwyczaj przypominają sobie wszystko, co fo tej pory zrobili, jakby był to jakiś film. Takie przebłyski widział właśnie Katsuki i na sam ich widok jego żołądek miał ochotę zwrócić dzisiejsze śniadanie. Nie był niemal z niczego dumny, błędy przeszłości zawsze zostawiają piętno na ludziach, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Bakugo niestety to wiedział. Już od lat starał się walczyć z poczuciem winy, niestety nieważne jak się stara, zawsze dopada go to niemiłe uczucie.

Chciałby, żeby ono zniknęło, ale chyba jedyną opcją byłaby jego śmierć.

Czy Katsuki wiedział, kiedy oraz dlaczego zaczął prześladować Izuku? Najprawdopodobniej wtedy, gdy zielonowłosy wyciągnął do niego swoją rękę. Mieli wtedy po 5 lat, był to pamiętny dzień, w którym Bakugo wpadł do rzeki. Nie ucierpiał, a jednak ktoś próbował mu pomóc. Gdyby wtedy chwycił jego dłoń, to, co teraz ma miejsce w ogóle nie miało by miejsca? Czy Zielony... Deku nigdy by nie istniał? To pytanie było bez odpowiedzi, tak samo jak to, ile jeszcze czasu zostało mu do końca. Nie mógł już oddychać, dusił się z braku powietrza, a Midoriyę to zadowalało. Katsuki zamienił go w sadystę. Nie, nie tylko Katsuki. Nie mógł całkowicie zwalić winy na siebie, ale można było powiedzieć, że to on wszystko zapoczątkował.

- Nigdy nie mogłem zostać bohaterem, dlatego zniszczę ich wszystkich! Nie tylko ich, ludzie z darami także powinni umrzeć!

- De... k... u... - wychrypiał blondyn, podnosząc swoją rękę i chwytając nią mocno włosy Izuku, żeby ten pod napływem bólu odsunął się od jego ciała. Przy pomocy drugiej ręki rzucił mu piaskiem w oczy, a zielonowłosy natychmiast sie odsunął z powodu bólu. Katsuki nie był już podduszany i w spokoju mógł podpełnząć do drzewa, za którym się ukrył. Na razie planował odzyskać równość oddechu.

- Kacchan, jesteś pojebany! Nie uczono cię, że nie sypie się piasku do cudzych oczu?!

Słysząc kolejny raz wkurzony głos Izuku, blondyn zaczął zastanawiać się ile czasu minie, aż Deku zdąży poznać jego kryjówkę. Na pewno mało, w końcu to geniusz, jednak musiał wymyślić plan. To, że zielonowłosy posiadł dar wciąż było dla niego szokiem, przecież jeszcze te kilka lat temu tego daru nie miał. W jaki sposób go dostał? Czy jest w stanie mu go odebrać? Wiedział jedynie to, że dzięki niemu jest szybki i silny. To było coś podobnego do All Mighta. Gdyby były bohater numer 1 to zobaczył, aż kapcie by mu z nóg spadły.

Po odzyskaniu dostępności do powietrza, Bakugo wstał, wychodząc ze swojej kryjówki. Izuku już na niego czekał, nadal przecierając oczy. Musiały dalej go boleć.

- Kacchan, przestań ze mną pogrywać! Masz szansę zniszczyć mnie i moje zamiary, czemu nie atakujesz mnie z całą mocną, panie bohaterze?!

- Uspokój się! Nie używam całej mocy, ponieważ nie chcę cię skrzywdzić!

- Akurat! Zawsze jej do tego używałeś, co miałoby się zmienić?! - zielonowłosy sięgnął ręką do swojej kieszeni, wyjmując z niej małe, niebieskie kuleczki. Rzucił nimi w Katsukiego, czym uwolnił dziwny dym. Szczypał on bohatera w oczy.

- Izuku, proszę, wysłuchaj mnie!

- Nie zamierzam! Zawsze mi mówiłeś, że mam się zabić! I nawet już miałem taki zamiar! Gdyby nie Liga Złoczyńców, nie byłoby mnie w ogóle! Uratowali mnie!

- Nie... Nie uratowali - Bakugo tak jak Deku przed chwilą został na chwilę oślepiony. Nie do końca widział, jednak podchodząc bliżej mógł zobaczyć zamazaną sylwetkę Izuku.

- Ależ tak było! Nie podchodź do mnie!

Katsuki nie wiedział, dlaczego tak nagle wyleciało z niego uczucie złości na niego, że zniżył się do poziomu atakowania szkoły. Blondyn co prawda nie wiedział, czy kryło się za tym coś więcej, ale na ten moment widział tylko tą jedną osobę jako złoczyńcę. Mogło ich być więcej, ale raczej już dawno by się pojawili, widząc że któryś z nich walczy z bohaterem. Izuku był teraz sam. Wyciągnął przed siebie nóż i trzęsącymi się rękoma go trzymał. Ten widok sprawiał w Bakugo nostalgię. Gdyby nie broń, którą zielonowłosy trzymał, uznałby że to stary Izuku, jeszcze przed swoją "przemianą w złola". Czy los od początku chciał, żeby ci dwaj poszli akurat takimi śnieżkami?

- Chcę cię uratować, Izuku - mówiąc te słowa Midoriya stracił logiczne myślenie, fakt że jego dawny oprawca wmawia mu takie kłamstwa jest dla niego niepojęte i nie potrafi logicznie tego wytłumaczyć. Poczuł się okropnie, jakby znów miał 5 lat, a Katsuki zaraz go popchnie, wybuchnie twarz, czy zrobi mu jeszcze inne rzeczy. Strach z dzieciństwa do niego wrócił.

- Nie...

- Wiem, że teraz nic to nie zmieni... Ale przepraszam. Za to, co powiedziałem i czego nie...

- Zamknij się! - Midoriya przyłożył nóż do gardła Bakugo, jednak mina bohatera wyrażała jedynie spokój. W takiej sytuacji czuł tylko to, nadal widział w oczach dawnego przyjaciela cząstkę dobroci, którą cały czas go obdarowywał. Nie mógł pozostać na to głuchy. - Nie musisz przepraszać za odbieranie mi życia. Ono należy do mnie, sam powinienem o nim decydować! W tym momencie mam także władzę i nad twoim! Zabiję cię własnymi rękami!

- Nie musisz tego robić... Nie chcesz już chyba bardziej złamać swojej matce serca?

Izuku nie wiedział teraz co ma powiedzieć. Do tej pory nie myślał o mamie, praktycznie zapomniał o jej istnieniu, ponieważ skupiał się na własnych, egoistycznych zapędach, dzięki którym dotrze do wymarzonego celu. Nie widział swojej rodzicielki od kiedy zaginął. Nie pozwalali mu wychodzić, więc z czasem myślenie o dawnym domu stało się... zbędne. Co mogła robić teraz jego mama? Tęskniła za swoim synem? Była na niego zła? Zielonowłosy miał tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...

- Ona dalej wierzy, że wrócisz. Nie poddała się.

- Mama...?

- Opuść nóż, to nie jest takie trudne - Bakugo powoli opuszczał trzęsącą się rękę Izuku, żeby ten już nie mógł go skrzywdzić. W międzyczasie pochwycił od niego broń, cały czas patrząc mu w oczy. Nie wiedział dlaczego, ale zielonooki po chwili się namyślił i odebrał bohaterowi swoją własność, jednym ruchem sprawiając mu małą ranę przy policzku. Odsunęli się od siebie w szoku.

- Zamknij się! Nie masz prawa mówić takich rzeczy! To twoja wina! I świata! I bohaterów! Każdego po kolei!

- Nie, Izuku, uspokój się!

- Nie zamierzam!

Kiedy zielonowłosy ponownie zaatakował Bakugo z zamiarem zabicia go, bohater mógł zobaczyć jego duszę, mówiącą poprzez oczy, jak bardzo jest smutny. W jakiś sposób to był ten sam chłopiec, którego kiedyś znał. Ten chłopiec był wesoły, mazgajowaty... ale również szczęśliwy. Katsuki musiał coś zrobić, by móc sprowadzić go nie tylko dla siebie, ale także dla jego matki, która od lat musiała wypłakiwać łzy do jego zdjęć.

Z pełną siłą, którą w sobie miał uruchomił jedną z nowych technik, nauczoną podczas poprzedniego lata. Uważał, że dzięki temu zdoła go powstrzymać, przynajmniej na ten moment.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top