Rozdział zwidów
Todoroki od dawna wiedział, że nie będzie lekko. Pogodzenie pracy bohatera z szukaniem zaginionej miłości sprawiała, że czasem gubił się w wykonywanych czynnościach i nawet podczas walki ze złoczyńcą rozmyślał nad sensem znalezionych dowodów w sprawie Izuku, co od razu stawiało go w gorszej pozycji. Tak dokładnie było teraz.
Walka z napotkanym na patrolu złoczyńcą była dla niego zwycięstwem nie do osiągnięcia. Zbyt bardzo myślał nad tym, co kilka dni temu powiedziała mu Uraraka, a jego umysł instynktownie wracał do większości małych rzeczy, jakie zdążył wcześniej odkryć. Tym sposobem złoczyńca trafił go swoim darem, powodując, że stracił władzę w lewej nodze i ręce. Może i efekt był tymczasowy, ale wystarczyło, żeby mężczyzna w kapturze i z workiem pieniędzy mógł uciec. Na jego szczęście, w okolicy znajdowali się inni bohaterowie, którzy uratowali sytuację. Todoroki stał się w tej akcji ofiarą.
Każdy jego dzień wyglądał praktycznie tak samo. Wstawał, szedł do pracy, wracał z niej, zaczynał na nowo szukać czegokolwiek na temat Izuku i kładł się spać, mając maksymalnie 2-3 godziny snu. Zataczał błędne koło. Po drodze robił sobie niemiłosiernie wiele kaw, co też nie sprzyjało jego zdrowiu. Nie interesował się nim, chciał jedynie odnaleźdź Izuku i... No właśnie. Co chciał zrobić?
- HA! Kolejny dowód, że ja, były uczeń klasy 1, 2 i 3 B jest niepowtarzalny, nie to, co były uczeń z klas A! - po tym, jak policjanci przechwycili złodzieja z miejsca zdarzenia, a bohaterowie pomagający Shoto zaczęli się rozchodzić, jeden z nich zaczął się niespodziewanie przewyższać, jakby to on zrobił najwięcej w tym wszystkim (co akurat prawdą nie było). Todoroki praktycznie go nie pamiętał, ale chyba chodził z nim do szkoły i na tym jego wspomnienia z tym dziwacznie głośnym człowiekiem się kończą.
- Yhm... Tak, tak...
- Cóż to?! Czy Ty mnie ignorujesz?!
- Hm? Nie. Ciebie nie da się ignorować...
- Dokładnie! Jestem istnym diamentem, nie to, co Ty, były uczniu z klas A! Wiadomo było, że jestem lepszym bohaterem, przecież uczyłem się w klasach B! Ha, ha!
- Jeszcze jedno słowo i rozkażę Ci zaszyć sobie usta... - mruknął pod nosem fioletowowłosy bohater, który miał na twarzy chyba metalową maskę, a na szyi coś na kształt bandaży, takich, jak kiedyś nosił Eraser Head. Tego bohatera Todoroki znał, szanował i od jakiegoś czasu widział przy sobie częściej. Shinsou stał się dobrym bohaterem.
- Mogę wiedzieć, dlaczego Wasza dwójka za mną chodzi...?
- Ja eskortuję Cię do jakiegoś lekrza, a ten palant po prostu się Ciebie uczepił...
- Palant?! Jeszcze czego!
- Więc, co tu robisz? Oświecisz nas? - wraz z tym pytaniem, bohater w stroju, jak z jakiejś poprzedniej epoki ucichł, czym zadowolił pozostałą dwójkę. Blondyn gadał tylko przez kilka minut, a oni już chcieli się go pozbyć.
- Nie potrzebuję eskorty - powiedział nagle kolorowowłosy, przyspieszając chód, by tamci zrozumieli, że woli być teraz sam.
- Nie ma mowy, dostałeś darem, niech lepiej obejrzy Cię lekarz.
- Niechętnie się zgadzam.
- Nic mi nie jest. Naprawdę. Rozchodzę to.
- Każdy tak mówi, a potem jest gorzej. Pójdziesz do lekarza z własnej lub nie własnej woli. Już moja w tym rola.
Shoto westchnął cicho, bo dobrze wiedział, co to oznaczało. Shinsou za pomocą swojego daru zmusiłby go do odwiedzenia lekarza, więc nawet nie zamierzał dalej odpowiadać. Gdyby to zrobił, straciłby świadomość na nieznany sobie czas, czego w tym momencie bardzo nie chciał.
Tłum ludzi z każdym mijanym metrem zdawał się powiększać. Można było się wnim zgubić. W pewnym momencie bohaterowie zaczęli sami tracić orientację, co powodowało, że nie widzieli siebie aż tak dokładnie. Todoroki uznał to za jakiegoś rodzaju szansę, by uciec od kolegów i uniknąć niepotrzebnych lekarskich konsultacji. Tamci go nawet nie wołali, co pewnie oznaczało, że musieli być daleko lub nie chcieli robić zamkeszania wśród tylu ludzi. I dobrze. Shoto także tego nie chciał, dlatego poszedł skrótem przez wąską uliczkę i trafił nią w sam środek jakiegoś targu. Cieszył się, chociaż nie wiedział, gdzie jest.
Między straganami praktycznie nikogo nie było, co pozwoliło mu na swobodne przemieszczanie się. Żadna z obecnych tu osób nawet nie zwracała na niego uwagi, myśląc pewnie, że jest to rutynowy obchód. Tym lepiej, że inni tak myśleli, gdyż w ten sposób Shinsou i ten drugi nie dowiedzą się, że Todoroki tu jest. Dalej nie miał zamiaru iść do lekarza.
Idąc prostą ścieżką, nagle poczuł na swoim lewym ramieniu czyjś dotyk. Lekko się wzdygnął i natychmuast odwrócił, by móc zobaczyć tajemniczą osobę, która go zaczepiła. Ku zdziwieniu, nikogo nie zobaczył, może jedynie pare metrów dalej, ale ci ludzie nie mogli go dotknąć, byli zbyt daleko. Przewidziało mu się? Nie, dotyk był jak najbardziej prawdziwy, więc o co mogło chodzić? Czy oszalał na punkcie Izuku tak bardzo, że zaczynał mieć zwidy?
Zignorował idące za nim osoby i ruszył dalej. Jednak już sekundę poźniej, ponownie się odwrocił, widząc między tymi osobami znajome zielone włosy. Bez wahania ruszył w przeciwnym sobie kierunku, mając wielką nadzieję, że jego wzrok ani trochę się nie myli i widzi w tłumie zielone włosy Izuku, których nigdy by nie zapomniał, nawet po tylu latach. Jego kroki z każdym przebytym metrem przyspieszały, aż w końcu nieświadomie zaczęły biec. Chciały dogonić osobę z zielonymi włosami. Nieosiągalne. W głowie miał nawet myśl, żeby krzyknąć w stronę tamtej osoby, jednak gdy był jużna tyle blisko by wyciągnąć do tej osoby rękę, ona niespodziewanie rozpłynęła się w powietrzu. Nikogo przy nim nie było. Todoroki stał tak chwilę w osłupieniu, analizując, co się właśnie stało.
- Więc tu jesteś - usłyszał za swoimi plecami. Odwrócił się do znajomego głosu i zobaczył Shinsou, który szedł do niego samotnie, co oznaczało, że tamten bohater musiał sie albo znudzić chodzeniem za nimi, albo zgubić. Obie opcje mogą być prawdziwe. - Zezłościłeś mnie. Idziesz ze mną.
- Ale ja...
Nie zdążył odpowiedzieć, gdyż stracił obraz przed oczami i calkowicie nie był świadomu tego, co robił. To oznaczało w tej sytuacji jedno.
《***》
W całym pomieszczeniu jedynym dzwiękiem było włączanie i wyłączanie długopisu, którym jakaś osoba postanowiła się pobawić. Dla jego kompanów było to irytujące, a tylko modlitwy o szybsze przyjście ich gościa ratowały ich przed rzuceniem się na "szefa" i zabranie mu tego przeklętego długopisu. Bez przesady, już od dobrych 30 minut męczył ten biedny długopis, nie myśląc o uszach wszystkich wokół. Lubił znęcać się nad niewinnymi.
- Kiedy on w końcu przyjdzie? Czekamy i czekamy... - zaskomlała dziewczyna w stroju licealistki, chociaż już dawno je ukończyła. Nie zmieniała stroju, ponieważ dodawał jej on uroku.
- Toga ma rację. Jeśli umawia się na konkretną godzinę, warto, żeby sam się nie spóźnił.
- Cierpliwości... Przyjdzie w swoim czasie...
- Oj, coś mi się nie wydaje - zachichotał głosik w najciemniejszym kącie pokoju. Siedziała tam tylko jedna osoba, bawiąca się zestawem małych laleczek, przypominających bohaterów.
- Hm...? Znów coś zrobiłeś...?
- Może.
- No nie! On zawsze ma zabawę! To niesprawiedliwe! - krzyknął Twice, na co Toga rzuciła w niego butem, żeby się zamknął.
Shigaraki podszedł powoli do postaci w ciemnościach. Na chwilę zawiesił swój słaby wzrok na nim, a po chwili niespodziewanie złapał go za szyję ręką, zostawiając jeden palec, żeby go nie zniwelować. Trzymającego chłopaka to jednak nie wzruszyło. Nie bał się, ponieważ wiedział, że Shigaraki nie zabije go, bo jest on ważną częścią ich powrotu w zły świat.
- Mówiłem, że robienie Nomu masz zostawić nam...
- A ja nie posłuchałem. One są po prostu intrygujące, nie mogłem się powstrzymać~
- Pewnie znów wyszedłeś... Ktoś Cię widział...?
- Może jedna lub dwie osoby. Nie będziesz mnie tu trzymał wiecznie, rączko. Ja też mam swoje potrzeby.
- Potrzeby załatwiaj se w łazience, mówiłem, że na razie nie masz prawa wychodzić... - niebieskowłosy zacisnął palce na szyi młodszego bardziej, sprawiając, że trudniej było mu oddychać. Chciał go złamać.
- Już, już, Shigaraki, uspokój się. Ja też nie jestem zadowolony z siedzenia i nic nie robienia, ale obaj wiemy, że niedługo to się zmieni, więc zabierz tą pomarszczoną dłoń. Skóra mnie od niej swędzi.
Shigaraki niechętnie puścił szyję niższego od siebie, wracając na swoje poprzednie miejsce. Nie czekał już na gościa, który miał przyjść. Zobaczy go później, ale nie w tej samej postaci, jaką miał.
- Izukuś jak zwykle jest szalony... I to mi się w nim najbardziej podoba~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top