Rozdział pistoletu
Przez kilka minut cała trójka bezczynnie stała. Shoto robił to niedowierzając, że widzi Izuku (chociaż było to też spowodowane szokiem po dowiedzeniu się, że jego najstarszy, uznany za zmarłego brat został złoczyńcą), Midoriya nudził się zaistniałą sytuacją, a Dabi tracił grunt pod stopami. Powoli mdlał i gdy tylko jego ciało zaczynało bezwiednie opadać na ziemię, zielonowłosy Izuku w ostatniej chwili złapał go pod ramię, nie dając upaść. Mruknął coś pod nosem, następnie patrząc na drugiego Todorokiego. Jego mina odrobinę się zmieniła. Nieznacznie spoważniała.
- Fajnie się tak spotkać po latach, co nie? - odezwał się Midoriya, po wielu minutach ciszy. Jako jedyny miał teraz odwagę mówić, ponieważ osoby, przy których aktualnie stał nie za bardzo się do tego zajęcia zabierały. Chciał rozluźnić atmosferę. - Wydaje mi się, czy odrobinę zmężniałeś, Todoroki? Urosła ci klata. Czy tylko ona~?
‐ Przestań! Przeszłość nie ma już dla mnie znaczenia!
- A do tej pory miała? Tęskniłeś za mną~?
- Przez jakiś czas owszem... Ale dopiero niedawno zrozumiałem, że dla nas od samego początku nie było przyszłości.
- Masz całkowitą rację. Też to odkryłem, dlatego towarzystwa dotrzymywał mi obecny tu twój brat. Wiesz, że jest całkiem dobry w łóżku, mimo że czasami się zapalał z ekscytacji?
Z jakiegoś powodu Shoto zdenerwował się tymi słowami. Nie zależało mu już w romantyczny sposób na Izuku, teraz to miejsce powoli zaczynała zajmować Yaoyorozu. Bohater nie mógł dać się zmanipulować stojącemu bezpośrednio przed nim Izuku, w jego głosie dało wyczuć się fałsz (co wcale nie znaczyło, że złoczyńca nie mówił prawdy). Zielonowłosy chciał po prostu go wkurzyć, czego Todoroki nie dał po sobie poznać. Z kamiennym wyrazem twarzy utworzył na ręce wielki słup lodowy, chcąc rzucić nim w bezbronną dwójkę. Z chwilą zamachu ręce Izuku nie wydawały się już takie bez broni.
- Stój tam, gdzie stoisz - rozkazał zielonowłosy, mierząc do Shoto z pistoletu. Bohater znieruchomiał, trzymając w prawej dłoni nie topniejący sopel. Widok broni palnej go zdziwił.
- Ty...
- Wypuść sopel i odejdź.
- Nie boję się śmierci. Jeśli będę chciał, zatrzymam pocisk lodem lub ogniem.
- Ach tak? Mnie także śmierć nie przeraża - Izuku przyłożył sobie pistolet do głowy, uśmiechając się przy tym jak psychopata. Todoroki zauważył, że palec na spuście już był przygotowany do naciśnięcia. Poprzednio tak nie było i dlatego Shoto poczuł się niezwyciężony. - Chyba nie chcesz widzieć jak ktoś NAPRAWDĘ przy tobie umiera, prawda?
Stojąc na skraju życia i śmierci na twarzy Izuku było jedynie rozbawienie. Nie obchodziło go, że Shoto wyraźnie pokazywał swoje przerażenie jego ruchem, chłopak po prostu dążył do wygrania tej wojny, którą nieważne kto poprowadzi. Po jego śmierci przyjdą kolejni i tak bez końca. W tym świecie nawet jeśli istnieją bohaterowie, złoczyńcy również będą mieli swoje pięć minut. Taki świat jest niesprawiedliwy. Chociaż gdyby był on normalny, na pewno dalej ta niesprawiedliwość by się mnożyła. Tutaj ma po prostu brutalniejsze korzenie (dosłownie).
- Izuku... Nie rób czegoś, czego możesz potem żałować... - powiedział spokojnie Shoto, zaczynając powoli podchodzić do zielonowłosego, który jedyne co robił, to oddalał się z już nieprzytomnym Dabim. Z nim na rękach było mu trudniej się poruszać.
- Martwi niczego nie żałują. Miałeś stać w miejscu, aż tak bardzo chcesz mojej śmierci?
- Nie... Po prostu tego nie rób...
- Bo co? Przecież jestem złoczyńcą, a tobie już na mnie nie zależy. A może jednak sam nie wiesz, jaka jest prawda?
Todoroki zamilkł. Nie wiedział jak miał odpowiedzieć, ponieważ nawet jeśli wmawiał sobie, że nie zależy mu na Izuku, patrząc teraz na niego zastanawiał się, czy w jego słowach nie było ziarna prawdy. To zaczęło sprawiać w nim nagłą głuchotę na świat do tego stopnia, że przestał skupiać się na powoli odchodzącej w boczną ulicę dwójkę. Przed jego oczami pojawiały się omamy, nie był w stanie ich nawet opisać. Napawały go one lękiem oraz innymi negatywnymi uczuciami. Chciał zwymiotować. Zasnąć na ziemi. Pozbyć się kolorowych świateł sprzed oczu. Czuł się jak w transie.
- Todoroki!
Słysząc dobrze znany mu głos bohater odwrócił się, widząc jak jego przyjaciele z Monomą na czele biegną w jego stronę. Na jego twarz zawitał uśmiech, który sprawił, że omamy sprzed oczu zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Ale skąd się one wzięły? Co było ich przyczyną? Tego być może nigdy się nie dowie.
- Gdzie złoczyńcy?!
- Nic ci się nie stało?!
- Masz ranę na ręce! Trzeba ją szybko opatrzyć!
Nim Todoroki wszystko opowiedział minęło ponad piętnaście minut. Iida, Ochako, Kirishima oraz inni martwili się o przyjaciela i to właśnie dlatego spędzili kilka następnych minut żartując. Nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo w ich obecnej sytuacji było to niebezpieczne i nie powinni tego robić. To w końcu była wojna.
《***》
Midoriya nie miał zamiaru uciekać przed młodszym Todorokim. Chciał z nim zawalczyć, jednak brak świadomości Dabiego zmusiła go do wycofania się. Przez całą drogę do bezpieczniejszego miejsca niósł czarnowłosego, a gdy w końcu dotarł tam, gdzie chciał, zwyczajnie rzucił starszego od siebie na ziemię. Wyglądał na wkurzonego, co inni złoczyńcy widzieli zbyt dobrze. W jednej z ich kryjówek zapadła cisza, którą przerwać miała odwagę tylko jedna osoba. Shigaraki podszedł do Izuku, patrząc swoimi beznamiętnymi oczami na ciało Dabiego.
- Żyje chociaż? - zapytał, dotykając butem ramienia nieprzytomnego. Dabi w ogóle się nie poruszył, więc mężczyzna zaczął podejrzewać, że Dabi umarł. Nie było to dla niego zdziwieniem, spodziewał się śmierci przynajmniej połowy swoich ludzi. To tylko jedna rybka z całej ławicy. Jej śmierć niczego nie zmieni.
- Zemdlał. Walczył i trochę przesadził z ogniem.
- Trzeba mu było nie dawać tego narkotyku...
- Sam go wziął. Chciał się przygotować do pojedynku z bratem. Jak już o tym mowa, zaraz wychodzę. Dajcie mi coś do picia. Kto ma jakiś wodny dar?
Zielonowłosy zaczął chodzić pomiędzy złoczyńcami z mafii, zerkając na każdego z osobna, czy nie posiada jakiegoś daru związanego z wodą. Żaden niestety nie miał zamiaru tego ujawnić. Wkurzało to chłopaka i wtedy zaczął grozić im swoim darem. Zielone iskry na nikim nie robiły wrażenia, jednak po wzięciu za zakładnika pierwszego lepszego osobnika, zgłosiło się przynajmniej siedem osób (była nawet taka, co potrafi tworzyć szklane rzeczy). W taki sposób Izuku zdobył szklankę z wodą, którą opróżnił nazbyt szybko. Poczuł ulgę po nawodnieniu się. Od razu po tym poszedł w stronę drzwi, mając zamiar wyjść.
- Myślę, że powinieneś zostać.
Midoriya zatrzymał się w ostatniej chwili. Jego ręka już była na klamce, ale po usłyszeniu tego jednego zdania wycofał ją. Ponownie skierował wzrok w tłum, szukając osoby, która powiedziała mu te okropne słowa. Chciał tego kogoś ukarać. Najlepiej boleśnie.
- Który to powiedział? Przyznaj się, a kara nie będzie dla ciebie tak długo bolesna~
- Ja - z szeregu wyszedł Overhaul. Za nim ruszyła jakaś nastolatka, która była z nim połączona kajdankami. Już wcześniej Midoriya ją widział, ale informacje o niej ograniczały się do wiedzy, że to z jej komórek produkowane są narkotyki cofające moce bohaterów. Mało go ta małolata interesowała.
- Hm... Masz szczęście, udam że niczego nie słyszałem jeśli przeprosisz.
- Nie cofam swoich słów. Jako głównodowodzący twoim obowiązkiem jest obserwować wszystko z boku. Nie chcesz się chyba narażać dla cudzej bandy?
- Oczywiście, że nie. Narażam się, bo wiem, że dzisiaj wszystko się skończy. Jeszcze nie zrozumiałeś mojego przekazu? Mam ci to przeliterować?
- Ale...
- Zamilcz. Znudziłeś mnie. Żegnajcie, idę na swoje ostatnie spotkanie z osobą, która wie, że na polu walki czeka mnie śmierć - Midoriya tym razem odszedł do drzwi nie słuchając już nawołań Overhaula, czy kogoś innego. Po trzaśnięciu drzwiami po prostu dzięki swojemu darowi wzleciał w powietrze. Przeskakiwał z budynku na budynek, szukając miejsca, w którym był Bakugo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top