Rozdział kota
"Ludzie zabijają, żeby zdobyć władzę, zabijają, żeby zachować władzę, i zabijają, gdy myślą, że mogą utracić władzę, co niemal zawsze się sprawdza."
《***》
Uraraka czuła się dobrze. Mimo zadanych ran podczas walki z Zielonym Mścicielem, wszystko było z nią w porządku. Bardziej martwiła się o Bakugo. Tak, martwiła się o niego. W końcu to jej przyjaciel. Głośny, niemiły, pyskaty, egoistyczny, opryskliwy, a jednak przyjaciel. Po spędzeniu z nim 3 lat liceum można było się przyzwyczaić do jego charakteru.
3 dni po walce w uliczce z Mścicielem, Uraraka zdała sobie sprawę, że nie ma nic do jedzenia. Do tej pory jadła to, co znajdowało się w szafkach, ale to nie wystarczało. Chciała także odetchnąć świeżym powietrzem. Wychodzenie na balkon wcale jej nie wystarczyło. Musiała się przejść, wyprostować kości, zrobić zakupy... Po prostu wyjść z domu. Niedługo i tak miała wrócić do pracy. Wypadałoby również odwiedzić Bakugo, który leży nieprzytomny w szpitalu.
Wychodząc z domu, o mało co nie zapomniała zamknąć drzwi. Uderzyła się w czoło z własnej głupoty i ruszyła do sklepu. Jako, że jej mieszkanie nie było blisko centrum, musiała trochę przejść, aby znaleźdź jakiś sklep. Było to może niesprawiedliwe, ale przeprowadzając się z akademika w liceum, tylko to miała do wyboru. Nie chciała mieszkać razem z jakimiś oszołomami i płacić więcej za tylko jeden pokój, niż za 2.
Po 20 minutach marszu, dotarła pod jeden ze swoich ulubionych sklepów. Przed wejściem stały stragany ze świeżymi owocami, co od razu zachęciło Ochaco do podejścia do nich. Stanęła przy jabłkach i przyglądała się im, całkowicie bez powodu. Chwilę potem zobaczyła kota. Chciała przy nim kucnąć, ale zwierzę weszło pomiędzy jej nogi, przez co straciła równowagę. Szczęśliwie, nie upadła, ponieważ ktoś złapał ją w pasie i trzymał za ramię.
- Nic ci nie jest? - Uraraka spojrzała w oczy swojemu wybawicielowi. Były zielone, podobnie jak jego włosy. Kobiecie zdawało się, że nie pierwszy raz widział tego mężczyznę.
- Nie... Raczej nie...
- Jaka ulga. Już myślałem, że coś Ci się stało, Uraraka-san.
- N-nie... Złapałeś mnie w odpowiednim momencie...
Gdyby ktoś aktualnie wiedział o czym myślisz bohaterka, od razu pomyślałby, że jest głupia. Przecież wie, że nie pierwszy raz widzi tego zielonowłosego, skoro ten zna jej imię. A problem polegał na tym, że ona nie pamiętała jego. Jaki wstyd. A jest to niby profesjonalna bohaterka...
- Uroczy kot, prawda? - parę minut później chłopak odsunął się trochę od Ochaco, a ta patrzyła na jabłko, które niechcący przez to wszystko spadło na ziemię.
- Ach, tak... Całkiem uroczy.
- Kiedyś chciałem kota, ale mój przyjaciel jest u mnie tak często, że czuję się, jakbym się nim zajmował, niczym zwierzęciem.
- To dobrze, że ma kogoś takiego jak ty. Przepraszam, że o to pytam, ale... zapomniałam, jak masz na imię, haha...
- Nie szkodzi. Jestem Midoriya - bohaterka wstała z kucków i uśmiechnęła się do zielonowłosego. Podświadomie jednak czuła, że coś jest nie tak.
- Ja też chciałam mieć kota, ale tata miał alergię.
- Teraz nic cię od tego nie powstrzymuje.
- W sumie... Może w końcu czas na zwierzątko? - brunetka ponownie spojrzała na kota, który podszedł do nóg Midoriyi i zaczął się o nie ocierać sierścią.
- Skoro nie masz nic do roboty, chciałabyś razem zrobić zakupy? Coś czuję, że sama sobie nie poradzisz, skoro nawet kot cię pokonał.
- Haha. To nie jest taki zły pomysł.
- Chciałbym też wyrobić się do pierwszej, bo o trzeciej mam spotkanie z kimś dla mnie wyjątkowym.
- Randka?!
- E-eh... Można to tak nazwać...
Wraz z zaskoczeniem i zmieszaniem na twarzach obojga, weszli do sklepu, aby zrobić zakupy. Należało też zapłacić za to jabłko, które z ich winy spadło.
《***》
Midoriya lubił koty, ale zniechęcił się kiedyś, gdy zobaczył przed swoim blokiem jednego przejechanego. Mimo, że nazwał tego sierściucha przed sklepem uroczym, w jego oczach widział go tylko całego we krwi i flakach. Zaraz po zrobieniu zakupów z Uraraką, śnieżnobiały kot ciągle podążał za Izuku. Nie chciał go z jakiegoś powodu zostawić, co bardzo nieodpowiadało młodemu mężczyźnie. Ten kot go irytował.
- I-ZU-KU! - słysząc irytujący głos swojego przyjaciela, Midoriya odwrócił się w stronę krzyku, ale zamiast zobaczyć Seo idącego w jego stronę, zobaczył go, jak biegł, z aparatem w ręce i reklamówką zdjęć. - Gdzie byłeś?! Wysłałem Ci mnóstwo wiadomości! Nawet ich nie przeczytałeś!
- Specjalnie zostawiłem telefon w do-- Znaczy... Ładuje się w domu.
- Mniejsza z tym, co to za kot? - blondyn wskazał palcem na kota, który kleił się do nóg Midoriyi niczym rzep do psiego ogona. Denerwowało go to bardziej.
- Chodzi za mną od jakiegoś czasu. Co ja jestem, kocimiętka?
- Wyglądasz raczej jak brokuł, niż kocimiętka.
- Zamknij się.
- Idziemy do ciebie? Mam ci coś do pokazania. To ważne. Przy okazji możesz mnie poczęstować tym ciastem marchewkowym, które kupiłeś - Midoriya nawet nie pokazał zawartości swojej torby z zakupami, a Tango już wiedział, co ma w środku. Czy Izuku powinien się bać?
- Jeszcze czego. Nie jestem darmową jadłodajnią, która pracuje całą dobę.
- I tak je zjem, jak wyjdziesz.
- Proszę?
Seo i Midoriya poszli do mieszkania drugiego. Biały kot chciał pójść za nimi, ale zielonowłosy nie pozwolił mu wejść dalej i obserwował go, dopóki ten nie odszedł. Miał już dość tego kocura. Dołączając do Tango, Izuku miał nadzieję, że ten nie robi nic dziwnego, jednak przecież to Seo - yaoista, który nie zna granic. Już od początku miał przeczucie, że coś odwali. I miał rację. Po dotarciu do salonu, zdjęcia, które blondyn miał w reklamówce zostały załadowane na stolik do kawy. Było ich więcej, niż Izuku się spodziewał. Za dużo. Zdecydowanie za dużo.
- Liczę, że to później posprzątasz.
- Tak, tak, to jest mi niezbędne. Odkryłem coś, czego na pewno nie wiedziałeś.
- Jeśli chodzi ci o to, że ma moce, to już dawno to odkryłem.
- To też, ale! Na pewno nie wiedziałeś, że jest bohaterem!
- Wiedziałem.
- Jak to?! - Tango wstał, złapał się za swoje włosy i zaczął chodzić dookoła przyjaciela, jak pojebany. - Ile ci to zajęło?!
- Na pewno mniej, niż tobie.
- Dlaczego?! Powiedział ci?! Sam to zgadłeś?! Czy wiedziałeś od dawna?!
- Nie powiem. To sekret.
Kiedy wyższy zaczął rozwalać wszystkie zdjęcia po pokoju, oznaczało to coś złego. To nie był pierwszy raz, kiedy Tango oszalał, ale Midoriya nie zawsze wiedział, co w takiej sytuacji robić. Zazwyczaj pomagała czekolada, jednak wczoraj już mu się skończyła. Pozostały tylko dwa wyjścia - dać mu ciasto marchewkowe, albo metoda "bo inaczej". Co, jak co, ale to sobie kupił to ciasto i zamierzał je zjeść. Sam, albo z obiektem swoich westchnień (jeśli kiedykolwiek zostaną parą i będzie chciał przyjść do Izuku).
- Liczę do trzech, ty masz się uspokoić, bo inaczej dzwonię do Todorokiego i odwołuję spotkanie.
- NIE WAŻ SIĘ. I TAK TEGO NIE ZROBISZ, BROKULE.
- Założymy się? Jeden...
- Izuku, no przestań...
- Dwa...
- Dobra! Wygrałeś... cepie...
- Co ja usłyszałem? Powtórz to.
- M-magnesie... Powiedziałem magnesie... Bo przyciągasz do siebie przystojnych bohaterów, haha...
Przez następną godzinę Midoriya patrzył, jak jego przyjaciel sprzątał to, co blondyn porozwalał, a następnie Izuku wyszedł wyrzucić śmieci. Po drodze zobaczył tego białego kota, który za nim chodził. Leżał rozjechany na ulicy i wcale nie było mu go żal.
《***》
Ochaco znała miasto, w którym mieszkała. Przecież przeprowadziła się tu niemal przed liceum, więc powinna wiedzieć, gdzie znajduje się miejski szpital. Nawet jeśli tego nie pamiętała, mogła przecież wyciągnąć telefon i na mapie Moogle zobaczyć swoje położenie. Ale tego nie zrobiła. Dlaczego? Zwyczajnie o tym nie pomyślała. Idiotka po prostu. Pozostało jedno wyjście. Pytać przechodniów, gdzie jest szpital.
Bohaterka po wielu pytaniach odnośnie swojej drogi do szpitala po wielu minutach w końcu do niego dotarła. Była godzina 13:02, a z tego, co mówił jej Iida, Kirishima od 10 rano siedział przy Bakugo i czekał, aż się obudzi. Mimo uratowania, szybkiej pomocy specjalistów i lekarzy, blondyn dalej nie odzyskał przytomności. Chyba było z tym coś nie tak.
Pielęgniarka w recepcji okazała się bardzo miła i od razu po zapytaniu powiedziała w jakiej sali leży przyjaciel Uraraki. Natychmiast udała się do sali 302. Stanęła przed nimi, zastanawiając się, czy odpowiedni to moment, aby w ogóle tam wejść. W końcu jednak się przemogła. Weszła i zobaczyła czerwonowłosego, siedzącego przy łóżku Katsukiego. Trzymał go za rękę. Bardzo się o niego martwił, co świadczyły jego oklapnięte włosy. Zazwyczaj takich nie nosi.
- O, to ty, Uraraka.
- Hej, Kirishima - dziewczyna podeszła bliżej przyjaciół i położyła na szafce obok łóżka szpitalnego stokrotkę, którą po drodze tutaj zobaczyła. Chciała blondynowi kupić coś do jedzenia, ale na razie karmią go przez rurkę, więc raczej nic się nie przydałoby. - Przyszłam posiedzieć z tobą. Nie musisz być tu sam.
- Dzięki. To miłe z twojej strony.
- Iida mówił, że niedługo też przyjdzie. Todoroki nic o nie wspominał nic o tej sprawie.
- Dzisiaj Todoroki na pewno nie przyjdzie. Ma randkę. Może jutro, albo za dwa dni.
- Więc niech dobrze sie bawi - brązowowłosa usiadła na drugim stołku w pomieszczeniu. Był niewygodny. - Myślisz, że niedługo się obudzi?
- Skąd mam wiedzieć... Ten świr coś mu dał, a lekarze powiedzieli, że uszkodziło mu to wątrobę...
- O rany...
- Brak mi go...
- Wiem.
- Dorwiemy tego, kto mu to zrobił. Zapłaci za swoje - Kirishima w tym momencie wydawał się inny, niż zawsze. Jego oczy były pełne... pragnienia zemsty.
- Kirishima... nie wiem, co siedzi ci w głowie, ale to na pewno nie jest nic dobrego.
- Chcę, żeby dostał to, na co zasłużył... Nie chcę, aby krzywdził bliskie mi osoby...
- Dostanie za swoje. Dożywocie ma jak w banku.
- To za mało, jak na niego.
- Kirishi--
Urarace przerwał cichy jęk Bakugo. Oboje z Kirishimą spojrzeli na jego twarz, która wykrzywiona była w grymasie, jakby zmagała się z bólem. Przez chwilę patrzyli na to w ciszy, a gdy Katsuki otworzył lekko oczy, Eijiro wstał, przywracając taboret, na którym siedział.
- Bakugo! Martwiłem się o ciebie! Możesz mówić? Zawołać lekarza? Potrzebujesz czegoś? Chcesz wody?
- ...ku...
- Hę?
- De... ku... - Bakugo próbował się podnieść, jednak marnie mu to wychodziło. Starał się z całych sił, jednak było widać, że wszystko go bolało.
- Nie wstawaj. Kirishima, pójść po lekarza?
- Zaczekaj, Uraraka. On chyba chce coś powiedzieć.
- Muszę... go... o... ocalić...
- Kogo? Kogo masz ocalić? Ktoś jeszcze został porwany? Widziałeś go? Jest w niebezpieczeństwie?
- Deku... - tym razem Bakugo udało się usiąść na łóżku, ale nie wyglądał na zbytnio stabilnego oraz zdolnego do jakichkolwiek ruchów. Jego przyjaciele chcieli go położyć spowrotem, ale nijak im się to udawało. Bakugo był nieugięty.
- Deku? Kto to? Twój przyjaciel? Znam go? Nigdy o kimś takim nie wspominałeś. Mam go przyprowadzić?
- Nie, Deku... On... potrzebuje... mojego... ratunku...
Bakugo opadł na łożko, zamykając oczy, co oznaczało, że stracił przytomność. Kirishima i Uraraka tym razem nie czekali z wezwaniem doktora. Ruszyli po niego jak najszybciej, a Eijiro zastanawiał się, kim mógł być ten Deku, którego tak zawzięcie chce uratować Katsuki.
________
Przepraszam za taką długą nieobecność!
Miałam małe problemy. Wiecie, rzeczy do szkoły, stres, książki, rozterki sercowe, rzeczy do szkoły, opiekowanie się bratem... Dużo tego było. Nie martwcie się, może będzie dobrze.
Kurwa, jutro wszyscy idziemy do szkoły. Niektórzy do nowej, niektórzy do starej... Ja mam ten pech, że do nowej. Boję się. Ja nigdy tam nie byłam i nawet nie wiem, gdzie mam iść ; -; Znaczy, byłam raz, ale tylko przed budynkiem. A to się nie liczy. Może rozważę zjedzenie ziemniaka, żeby nie iść do tego liceum? ; -;
Dobra, koniec cierpienia młodej Yogurt-chan.
Do zobaczenia, Yogurciki~!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top