1. Zacznijmy od początku...

Słońce wisiało ciężko nad linią horyzontu. Jego pomarańczowo - różowawy blask oświetlał wszystko wokół. Droga, którą jechałyśmy, prowadziła przez las. Nie był to las potężny, raczej należał do przeciętnych. Ciepły, letni wiatr wiał na nas, przynosząc zapach wilgotności i świeżości.

Jechałyśmy w czwórkę. Wszystkie na rowerach, aby móc odciąć się nieco od samochodów i miejskiego zgiełku. Carolyn puszczała muzykę z głośnika i śmiała się z czegoś z Marie. Obie jechały pierwsze. Tuż za nimi podążała Martina, również śmiejąc się wniebogłosy. Ja jechałam ostatnia.

- Ej, wiecie kogo Kevin zaprosił na to ognisko? - zapytała w pewnym momencie Carolyn, choć lubię na nią też mówić Latina przez jej ciemną karnację. Najbardziej rozrywkowa osoba jaką znam, często chodzi na imprezy i nie żałuje sobie przy tym alkoholu - nieraz muszę ją prowadzić po schodach do mieszkania, bo sama nie daje rady.

- Ma przyjechać Nicholas, David i jacyś jego koledzy z collegu. - odrzekłam głośno. Nicholas i David są braćmi. Nicholas to chłopak Carolyn, natomiast David jest z Martiną. Z wyglądu są bardzo do siebie podobni - obaj mają brązowe włosy, czarne oczy, są wysocy. Jednakże z charakteru są kompletnie inni. Nicholas jest zaczepny, bardzo towarzyski, lubi dogryzać innym, a do tego uwielbia whisky. Pasuje do Carolyn. Są do siebie podobni. Natomiast David to spokojny, bardzo miły i uprzejmy chłopak nienawidzący kłótni. Jest starszy o rok od Nicholasa, niedawno skończył dwadzieścia trzy lata.

- Ciekawe, może Kevin przedstawi nam swojego chłopaka? - zaśmiała się Marie. Najmłodsza z nas. Optymistka z wieloma pasjami, które zostawia po tygodniu.

- Wątpię. Jest naszym przyjacielem, nie ukrywałby tego przed nami. Ponadto jest bardzo słaby w utrzymywaniu sekretów.

Skręciłyśmy w lewo i zaczęłyśmy jechać wzdłuż autostrady. Po kilku minutach byłyśmy już na miejscu. Była to spora polana mieszcząca się pomiędzy autostradą a uroczym, sporym lasem. Pośrodku stała przyczepa kempingowa Kevina i dwa namioty, a niedaleko nich paliło się ognisko. Wokół ogniska rozłożone zostały trzy duże, beżowe koce i kilka opon. Na stole niedaleko stała miska z kiełbaskami i duże opakowanie pianek. Później będziemy z nich robić S'moresy.

- O, już jesteście! - przywitał nas Kevin wychodzący z przyczepy. Był to średniego wzrostu chłopak o blond włosach oraz szarych oczach. Ubrany był w błękitną, obszerną koszulkę i czarne szorty. Na jego twarzy widniał szeroki, bardzo sympatyczny uśmiech.

Postawiłyśmy rowery obok przyczepy. Ja i Marie wyjęłyśmy z koszyka przekąski i dałyśmy mu, a on szybko zaniósł je do środka. Marie położyła się po chwili na jednym z kocy.

- Zapowiada się świetny weekend... - westchnęła z euforią, patrząc na bezchmurne niebo.

- A żebyś wiedziała! Pożyczyłem przyczepę do poniedziałku, więc mamy całą sobotę i niedzielę wolną! - krzyknął z entuzjazmem Kevin, który znów wyskoczył z przyczepy i położył się obok Marie. Martina usiadła obok nich, natomiast Carolyn rozsiadła się na schodach przyczepy. Usiadłam obok niej.

- Kevin, a kogo ty zaprosiłeś na ten biwak? - zapytała Martina, poprawiając swoje długie, proste blond włosy. Najrozsądniejsza i najspokojniejsza osoba, jaką znam.

- Was, Nicholasa, Davida i takich moich dwóch dobrych znajomych z collegu - Neila i Tristana. Są bardzo spoko, polubicie ich.

- A czemu nie zaprosiłeś Thomasa? Przecież ci się podobał, a podczas biwaku moglibyście się zbliżyć do siebie. - odpowiedziałam nieco zdziwiona. Kevin mówił wcześniej, że ma zamiar go zaprosić.

Blondyn usiadł z naburmuszoną miną. Zaraz się zacznie...

- Chciałem go zaprosić, ale ten dupek powiedział, że nie ma zamiaru zadawać się z takimi dziwakami jak ja! Cholerny egoista! Co ja w nim widziałem! - mówił strasznie szybko, trudno było go zrozumieć. Zawsze tak mówi, gdy jest zdenerwowany.

- A to łajza, menda jedna! Bardzo dobrze, że z nim nie jesteś. Z takimi idiotami nie warto się zadawać. - odparła Carolyn. Była równie zdruzgotaną tą informacją, gdyż bardzo kibicowała naszemu przyjacielowi w jego miłosnych podbojach.

Nagle nadjechało auto. Czarne audi, czyli samochód Davida. Wysiadł z niego on, jego brat z dwiema siatkami zakupów i dwóch chłopaków. Jeden z nich był bardzo wysoki, miał jasnobrązowe loczki i chyba zielone oczy, ale z daleka trudno było stwierdzić. Do tego był bardzo opalony, a z jego ust nie schodził uśmiech. Drugi za to był jego przeciwieństwem. Niewiele niższy, o bladej cerze, kruczoczarnych włosach i tajemniczych oczach. Były one duże, bardzo jasne, błękitne. Wyglądał normalnie, choć przez jego ciemny ubiór wydawał się mroczny.

- Znowu się spóźniliście... - Kevin przewrócił oczami i razem z Martiną podszedł do nich.

- Sorry Kev, ale musieliśmy jeszcze jechać po alkohol i pianki do ogniska. - Nicholas podał jedną siatkę Kevinowi i razem z nim zanieśli rzeczy do przyczepy. David i Martina zostali jeszcze na chwilę przy samochodzie i o czymś rozmawiali.

Neil i Tristan powolnym krokiem szli w naszą stronę. Chociaż ciągle nie wiedziałam, który to który. Niespodziewanie szatyn usiadł naprzeciw nas na jednej z opon. Brunet zrobił to samo, ale dużo mniej energicznie. Po chwili dołączyła do nas jeszcze reszta. Nicholas i Carolyn usiedli sami na jednym z wolnych koców, tak samo zrobili Martina i David, przy tym się przytulając. Ja i Kevin usiedliśmy obok Marie.

- Singiel trio. - zażartowała z krzywym uśmiechem, patrząc się na Carolyn i Martinę.

Kevin zerknął na nas i tamtych dwóch chłopaków.

- Czekaj, czekaj... Wy się jeszcze nie przedstawiliście, prawda?

- Zgadłeś. - mruknęłam.

- Dobra, teraz tak szybko, aby nie marnować czasu. Ta dziewczyna Nicholasa to Carolyn, dziewczyna Davida to Martina, ta z kręconymi, rudawymi włosami to Marie, a blondynka z krótkimi włosami to Olivia. Czarnowłosy nazywa się Tristan, a ten obok niego to Neil. Teraz się tylko ze sobą zapoznajcie i będzie dobrze. Ja idę po patyki. - Kevin jednym, szybkim susem odskoczył od koca i wszedł do środka przyczepy. On zawsze jest taki energiczny i porywczy niczym błyskawica.

- To może ja zacznę, będzie łatwiej. - Neil wstał i podszedł do głośnika Carolyn. - Mogę?

- Jasne. - szatynka wzruszyła ramionami. Chłopak włączył jakąś dyskotekową muzykę na maksymalną głośność.

- Ludzie najlepiej poznają się na imprezach, podczas zabawy. Więc bawmy się!

- No i takie podejście do życia szanuję! - Marie od razu wstała na równe nogi, jednocześnie ściągając swoją czarną, rozpinaną bluzę i rzucając ją na koc. Od razu po niej wstali też Carolyn, Nicholas i reszta.

Cóż... Może i nie jestem fanką imprez, ale to nie jest taki głupi pomysł.

* * * * *

Było już grubo po pierwszej w nocy. Wszyscy siedzieliśmy wokół ogniska. Nikt już nie tańczył, każdy był wystarczająco zmęczony.

Płomienie ognia i światła samochodów padające z autostrady oświetlały wszystko. Do tego na niebie nie było ani jednej chmury, dzięki czemu bez problemu można było dostrzec księżyc i gwiazdy. Niebo było w odcieniu granatu i purpury. Pomimo tak później pory było naprawdę ciepło, choć w Kalifornii to nie jest nic nowego.

Martina wtuliła się w białą koszulkę Davida, a Carolyn tuż obok nich leżała oparta o nogi Nicholasa. Niezbyt mu się to podobało , ale miał niewiele do powiedzenia. Trudno było przebić cięte riposty dziewczyny. Na kolejnym kocu usiedli Tristan, Neil i Kevin. Ja z Marie siedziałyśmy najdalej od reszty, mając calutki ostatni koc dla siebie.

- Caroluś, wiesz, że mam niedługo urodziny, prawda? - mruknął Nicholas, patrząc na nią w znaczący sposób.

- No podobno coś takiego jest, a co? - odpowiedziała, nawet nie zerkając na niego.

- No wiesz... Co chcesz mi dać? - swoje słowa zaznaczał coraz intensywniej, unosząc przy tym swoje ciemne brwi.

- Gówno, a co myślałeś? - Carolyn zaczęła się śmiać w sposób, w który tylko ona umie się śmiać. Po niej fala śmiechu wybuchnęła wśród wszystkich. Jej ironiczny głos i niepowtarzalny śmiech sprawił, że nie dało się zachować powagi, choć sam żart nie należał do największych osiągnięć komedii.

- Ludziska, co robimy? - zapytał Kevin, który w tym czasie poszedł do przyczepy po swoją ulubioną, kolorową kurtkę, którą nosił zawsze ze sobą. On nienawidzi nudy, ani w życiu, ani w swoich kolorowych i ciekawych strojach.

- No nie wiem... - zaczęła Marie, po czym jakby ją olśniło - Olivia, wzięłaś te szachy, o których ci mówiłam? W sumie możemy zagrać.

- Oczywiście, że je mam. - od razu po tych słowach z dumą prawdziwego szachisty - amatora ruszyłam w stronę mojego roweru i wyjęłam z koszyka wielką torbę, w której były moje ubrania na biwak, kosmetyki i takie tam. Otworzyłam ją i wyciągnęłam niewielkie pudełko. Była w nim rozkładana plansza i pionki.

- Będziemy teraz grać w szachy? - rzekł chłopak Carolyn z rozczarowaniem. Nie jest on intelektualistą i preferuje prostą rozrywkę.

- Czemu nie? Masz lepszy pomysł? - zwróciła się do niego Marie. Nie odpowiedział.

Rozłożyłam planszę i wszystkie pionki. Szachy były czynnością, w której czułam się naprawdę dobra. Kiedyś mój kuzyn nauczył mnie w nie grać. Od tamtej pory często w nie grałam i dopracowałam moją strategię prawie do ideału.

Bo nic nie jest idealne.

- Umie ktoś w nie grać? - zapytałam, zajmując miejsce przy białych.

- Z resztą mogę zagrać, coś mnie tam nauczyłaś! - Kevin wzruszył ramionami i pośpiesznie zajął miejsce naprzeciw mnie. Reszta otoczyła nas, aby móc patrzeć na tok wydarzeń.

Była to chyba najłatwiejsza partia, w jaką kiedykolwiek grałam. Wykonałam szewski mat. Nie sądziłam, że ktokolwiek, z kim będę grać, nie obroni się przed tym. Mógł zrobić obronę francuską czy ruszyć się wcześniej skoczkiem. Ale, jakby na to nie patrzeć, blondyn bardzo rzadko gra w szachy, więc mógł tego nie zauważyć.

Kevin patrzył się z niedowierzaniem na planszę, nie wierząc, co się przed chwilą stało. Po momencie przełknął ślinę i z drętwą miną wrócił na swoje wcześniejsze miejsce. On nienawidzi przegrywać. Nikt nawet nie miał zamiaru na niego patrzeć, by nie czuł jeszcze większego upokorzenia. On tak ma.

- To kto następny? - popatrzyłam na pozostałych. Ciągle byli zdziwieni tym, co się stało.

- Ja mogę. - na miejscu Kevina usiadł Neil, poprawiając swoją czuprynę.

- Ty, powiadasz? - przyznam, zdziwiłam się. Nie wyglądał on na szachistę, bardziej na imprezowicza i typowego sportowca.

- Wiem, że nie wyglądam na fana szachów, ale gdy chodziłem do liceum, byłem w nich całkiem niezły. Często uczęszczałem na kółko szachistów i nieraz reprezentowałem szkołę w turniejach. - mówił to z lekkim zażenowaniem, jakby nie chciał o tym wspominać.

Zaczęliśmy partię. Tym razem on grał białymi. Rozpoczął gambitem królewskim. Bardzo ryzykowny ruch. Widać, że też lubi czuć tą dziwną adrenalinę podczas gry. Gra ta trwała dużo dłużej niż poprzednia, ale i tak na końcu wygrałam.

- Niezła w to jesteś... Chodziłaś na jakieś kursy szachowe czy coś? - spytał, patrząc z uznaniem na mojego mata.

- Podstaw nauczył mnie mój starszy kuzyn, gdy miałam czternaście lat. Resztę nauczyłam się sama. - usiadłam wygodniej. Moja szachowa pewność siebie wystrzeliła w górę.

- Dzięki za przyjemną grę. - podał mi rękę, uśmiechając się i wrócił na miejsce.

- Będzie jeszcze ktoś grał?

- Ja się skuszę. - powolnym ruchem usiadł przede mną Tristan. Wcześniej mało co się odzywał. Nie wiem, czego mam się spodziewać.

- Jak chcesz.

Partia trwała bardzo długo. Byłam bardzo blisko wygranej, jego król był zagrożony, gdy nagle... przegrałam. W ogóle nie zauważyłam tego, że miał na moim królu szacha od dwóch ruchów, ale dopiero teraz to zauważyłam... Patrzyłam na planszę w szoku. Jak mogłam tego nie widzieć, to takie banalne!

Tristan się zaśmiał i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego błękitne oczy wydawały się jeszcze bardziej p przeraźliwe. W tym momencie przestał przypominać mi człowieka, a raczej groźną i mściwą kreaturę.

Przełknęłam ślinę.

- W grze stawiasz na atak, aby wykończyć przeciwnika. Zapominasz wtedy o obronie. Chciałaś tak bardzo wygrać, że widziałaś mojego mata, choć był tak prosty. Twoja pewność siebie, twoja własna bańka komfortu cię zgubiła. - powiedział to prześmiewczo z sarkastycznym uśmieszkiem, po czym wstał i zmienił wyraz twarzy na dużo łagodniejszy. - Koniec szachów na dziś, idźmy spać.

Wszyscy rozeszliśmy się. Ja z dziewczynami spałam w przyczepie, Neil, Kevin i Tristan w większym namiocie, a Nicholas i David - w mniejszym.

* * * * *

Spałam na tym samym łóżku co Carolyn. Ale nie mogłam zasnąć.

Ciągle myślałam o grze z Tristanem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top