7. Rozpacz


Hawks delikatnie kołysał się na boki, obejmując ostrożnie, ale zarazem pewnie, swojego synka. Hikari stopniowo uspokajał się, a potem wtulił się w swojego tatę, i zaczął przysypiać. Hawks wciąż do niego mówił. Sam właściwie nie był już pewien, czy naprawdę chciał w ten sposób dodać otuchy swojemu synkowi, czy sobie. Ale mówił dalej.

- Spokojnie, dzieciaku, już spokojnie. Będzie dobrze, wszystko będzie dobrze, maluszku - powiedział Hawks. Pochylił się i delikatnie pocałował swojego synka w czoło. Hikari poruszał trochę główką, jakby w jakiś sposób to odczuł, po czym na powrót znieruchomiał. Spał dalej. Hawks nie mógł nie uśmiechnąć się, kiedy przyglądał się po raz kolejny swojemu dziecku. Może i cały świat wokół był zły, wszystko było jedną wielką chujnią, ale przynajmniej, dosłownie, uśmiech jego bąbelka wszystko mu wynagradzał i dodawał sił.

~*~

Po jakimś czasie Hawks przemógł się i odłożył malucha do jego łóżeczka, żeby ten mógł sobie smacznie spać dalej. Blondyn zwlekał z tym, bo dopóki trzymał Hikariego na rękach, upominał się, że musi się jakoś trzymać, musi się wziąć w garść, zająć się dzieckiem... Ponadto miał świadomość, że kiedy tylko odłoży chłopca do łóżeczka, wszystkie te myśli, ta świadomość tego, że musi się jakoś trzymać, powoli zacznie słabnąć.

On, Keigo, był ostoją, opiekunem Hikariego, dbał o niego, pilnował go, ochraniał. Ale Hikari robił dla Hawksa dokładnie to samo. Bez niego Keigo dawno pewnie by się poddał, może nawet i skończyłby ten swój marny żywot... Gdyby nie Hikari, Hawks nie miałby przy sobie nikogo bliskiego. Sam, bez przyjaciół, bez Dabiego, byłby zapewne załamany, pozbawiony sensu życia, sił do działania... Hawks przeczuwał, że w takiej sytuacji mogłoby to się skończyć naprawdę różnie. Ale miał na szczęście swojego synka, Hikariego, swoją miłość i szczęście. To dzięki niemu był w stanie wykrzesać z siebie jakiekolwiek siły do działania, nie załamywać się i nie poddawać się ostatecznie. A teraz szczególnie to wszystko go bolało i źle na niego oddziaływało.

Dopiero co był w pokoju Dabiego... Czuł jego zapach, dotykał jego rzeczy... W tym pokoju czuł doskonale obecność Dabiego, miał wrażenie, jakby jego ukochany, w dodatku ojciec jego dziecka, był tuż przy nim. I to było z jednej strony wspaniałe uczucie, ale z drugiej strony, przerażające, przytłaczające i smutne. Chciał czuć przy sobie obecność Dabiego, ale, jednocześnie, każda taka sytuacja tylko przypominała mu, że Dabiego już przy nim nie ma. I nigdy nie będzie, jego ukochany nigdy do niego nie wróci... To były okropne myśli, ta świadomość była nieznośna... Z minuty na minutę, im dłużej Hawks o tym myślał, tym bardziej był tym wszystkim załamany.

Kiedy Hikari spał w swoim łóżeczku, Keigo przez jakiś jeszcze czas przyglądał mu się. Coraz bardziej jednak tonął we własnych, pesymistycznych myślach i rozważaniach. W końcu usiadł na ziemi, plecami oparł się o łóżeczko swojego synka. Myślał o tym wszystkim coraz więcej, i chciało mu się wyć. Stracił przyjaciół, stracił Dabiego, stracił szansę na szczęście, i wszystko wokół, jak na złość, mu o tym przypominało.

Hawks skulił się. Podciągnął nogi do klatki piersiowej, objął je rękoma. Pochylił głowę, schował twarz. Owinął się szczelnie skrzydłami. Stworzył szczelny, "skrzydlaty" kokon ze swoich skrzydeł. Robił tak nawet już w dzieciństwie, kiedy czuł się szczególnie źle. Po prostu się kulił, chował, jakby zapadał w sobie, owijając się przy tym dokładnie swoimi skrzydłami. W ten właśnie sposób uciekał, chował się przed światem, złem, wszystkim, co go bolało. Robił tak od zawsze. Najwięcej i najczęściej powtarzał to w dzieciństwie. Nauczył się tego, już kiedy był bardzo mały. I od tego czasu, to "ukrywanie się" w ten sposób towarzyszyło mu przez całe życie. To było nieco głupie i dziecinne. Dorośli ludzie, kiedy coś ich naprawdę bardzo, ale to bardzo martwi, w zależności od ich charakteru i moralności, rozładowują napięcie, spotykając się ze znajomymi, rozmawiając, plotkując, pisząc pamiętniki, blogi, bawiąc się ze swoimi zwierzakami, bawiąc się na imprezach, pijąc alkohol, biorąc narkotyki... A Hawks, kiedy czuł się naprawdę bardzo źle, zdewastowany psychicznie, a niejednokrotnie nawet fizycznie, po prostu chował się w swoim skrzydlastym kokonie. Oczywiście nikt poza nim tego nie wiedział, robił to zawsze, kiedy był sam, we własnym mieszkaniu, z dala od innych. Jedyną osobą poza nim samym, która dowiedziałą się o tym jego zwyczaju, był własnie Dabi. I to też stało się w dość... nieoczekiwanych okolicznościach.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top