Rozdział 33: Pożałują buntu przeciw szatanowi
Patrzyłam na czarnowłosego ze strachem w oczach. Boże! Czemu nie mam mocy czytania w myślach. Obserwowałam go przez ułamek sekundy ale nagle przed oczami pojawił mi się ten obraz. Mój Jeff...przybity do ściany, cały we krwi. Do oczu natychmiast jak na zawołanie napłynęły mi łzy, wstałam z blondwłosego elfa i podeszłam wolnym krokiem do psychopaty. Owinęłam ramiona wokół jego szyi, wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową i zaczęłam cicho szlochać mocząc łzami jego bluzę. Delikatnie objął mnie w pasie.
-Ben mógłbyś wyjść?-spytał cicho kiwając głową w stronę drzwi.
Elf opuścił pomieszczenie a czarnowłosy zareagował od razu. Odsunął mnie od siebie i obserwował przez chwile wzrokiem który budził we mnie mieszane uczucia. Strach, smutek, radość. Otarłam policzek z kropel krwi i popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem. Nie wiedziałam jak przerwać tą niezręczną ciszę. Jak wytłumaczyć się z sytuacji którą zobaczył jak tu wszedł. Jak wyjaśnić czemu tak nagle zaczęłam płakać.
Na szczęście niebieskooki odezwał się pierwszy.
-Co to miało znaczyć?-spytał lekko zirytowanym głosem. Zamarzyłam że starał się nie denerwować.
-Co konkretnie?-spytałam siadając na łóżku.
-Nie udawaj głupiej.-powiedział a ja od razu wyczułam o co mu chodziło ale wolałam się nie odzywać-Jak tu wszedłem obściskiwałaś się z tym skrzatem na podłodze a chwilę po nienawarzeniu mnie ułaskawiać się na mojej szyi i zaczęłaś płakać. Możesz mi to łaskawie wyjaśnić?-mówiąc ostatnie zdanie podniósł trochę głos.
Oparłam się plecami o ścianę, podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami. I jak mu to wyjaśnić żeby nie brał mnie za idiotkę.
-Iris zadałem ci pytanie.-oznajmił stając obok mojego łóżka i skrzyżował ręce na piersi.
-Miałam koszmar...wy...wy wszyscy byliście martwi. Brutalnie zmasakrowani, ale...nie...n-nie tylko wy...-spojrzał na mnie pytającym i trochę smutnym wzrokiem-Ash...Luck...Rayan...Mick...oni też.-załkałam cicho wymawiając ich imiona. To tak bolało, samo wspomnienie tego-Przytulałam się do Bena bo po prostu cieszyłam się...cieszyłam się że...że żyje...że wy żyjecie.
-Iris ja...-próbował coś powiedzieć ale nie dokończył bo mu przerwałam.
-Jaff ja nie chcę was stracić...zwłaszcza...c-ciebie.-wyjąkałam bliska kolejnego ataku płaczu.
Jeff usiadł obok mnie i przytulił mocno, wtuliłam się w jego klatkę piersiową i ponownie zaczęłam szlochać. Czarnowłosy posadził mnie na swoich kolanach, oparł się brodą o moją głowę i zaczął delikatnie kołysać na boki jedną dłonią jeżdżąc po moich plecach.
-Już spokojnie...będzie dobrze.-powiedział niskim głosem co na serio mnie uspokajało-nie stracił nas...obiecuję.-znowu ten ton. Czułam się przy nim bezpieczna-Przepraszam za to że myślałem...no wiesz.-wyszeptał do mojego ucha a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Jakie słodkie.
-Czyżbyś był zazdrosny?-uśmiechnęłam się szeroko wtulając twarz w jego tors.
-Co w tym dziwnego?-spytał podnosząc moją głowę do góry tak żebym patrzyła na niego.
Jego niebieskie tęczówki po prostu mnie hipnotyzowały, wpatrywałam się w nie jak głupia. Nie mogłam się od nich oderwać. Podciągnęłam się trochę do góry za jego białą bluzę i wpiłam w jego usta. Na początku nie ogarnął co się dzieje ale już po minucie oddał pocałunek. Oderwałam się od niego kiedy poczułam dziwne uczucie w gardle. Pragnienie? Nie chce pić. Ja chcę krwi.
-Iris? Dlaczego masz czerwone włosy?
Jego pytanie rozbrzmiało w mojej głowie. Kurwa musiałam o tym całkiem zapomnieć! Przecież nie powiem mu że policja mnie goniła. Myśl Iris, myśl.
-Chciałam zobaczyć jak bym wyglądała, ale jednak zostanę prze starym kolorze.-odpowiedziałam szybko zmieniając kolor włosów.
Popatrzyłam przez chwilę jak trzęsą mi się ręce. Kurwa czy ja aż tak bardzo tego pragnę?
-Która jest godzina?-spytałam przeczesując dłonią jego długie, miekkie, kruczo-czarne włosy.
-Po dziesiątej a co?-cholera jest już za późno żeby wyjść na polowanie.
-Mamy problem.-powiedziałam obejmując jego szyję ramieniem-Jestem spragniona.
-To żaden problem.-oznajmił i wstał biorąc mnie na ręce.
Wstał z łóżka i postawił mnie na ziemi, chwycił moją rękę i pociągnął na dół gdzie Jill, E.Jack i Jane oglądali wiadomości. Zaciągnął mnie do kuchni, otworzył lodówkę i wyjął z niej jakiś papierowy kubek ze słomką. Podał mi go i troskliwie się uśmiechnął. Upiłam łyka napoju. Czego oni tu nie mają. Słodka, zimna, metaliczna ciecz wypełniła moje wnętrze uspokajając przy tym. Usiedliśmy razem z resztę na kanapie i oglądaliśmy wiadomości.
Policja poinformowała nas że niejaka Iris Batson została znaleziona dzisiaj około godziny czwartej. Niestety dziewczyna uciekła. Jeżeli ktoś ma pojęcie gdzie jest lub może znajdować się dziewczyna prosimy o natychmiastowy kontakt. Udało nam się również porozmawiać z opiekunami panny Batson...
No ładnie. Teraz wszyscy patrzał na mnie jak na ducha.
-To jak to w końcu było z tymi twoimi włosami?-zapytał Jeff z uśmiechem i przycisnął mnie do siebie.
-Musiałam jakoś uciec.-odpowiedziałam i wzięłam kolejny łyk krwi po czym położyłam głowę na torsie psychopaty.
-Już cicho...jest wywiad z tą twoją rodziną.-powiedziała Jane i pogłaśniając nieco.
-jak zareagowali państwo na wieść że pani siostrzenica żyje?
-Strasznie się ucieszyłam że jednak nic jej nie jest ale razem z mężem liczymy również że wróci cała do domu.
Żebyście potem mnie zabili? No chyba nie. Nie mogłam już tego słuchać. Oni zapłacą za to. Filip próbował mnie zabić. Zginął. Wy chcieliście i dalej chcecie mnie zabić? Również pożegnacie się z życiem. Wstałam.z kanapy i chwyciłam za telefon, wybrałam numer Ash.
Odebrała już po pierwszym sygnale. Być pod wrażeniem czy raczej się bać?
-Hej Ash. Nie miała byś ochoty wyjść się dzisiaj w nocy zabawić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top