Rozdział 2
Za mną nikogo nie było, może tylko mi się wydawało, tak to tylko kolejna z moich schiz, lekarze mówią że wszystko jest w porządku ale ja wiem że tak nie jest. Fakt nie słyszałam tego głosu z mojej głowy już od 3 miesięcy ale to nie zmienia faktu że jestem chora psychicznie. Zaczęłam biec w stronę domu, co jakiś czas oglądałam się za siebie.
***
Kilka metrów przed domem zatrzymałam się, rozejrzałam się do okola i uspokoiłam dech. Weszłam do domu i pierwsze co mnie przywitało to brat siedzący przed telewizorem
-Hej Iri [nie udało mi się wymyśleć innego zdrobnienia] jak było w szkole?-zapytał odwracając się w moją stronę.
~Nie mogę mu powiedzieć co stało się 10 minut temu, on za bardzo się martwi.~pomyślałam i podeszłam do niego.
-Było jak zwykle.-odpowiedziałam na wcześniej zadane pytanie.
-Spokojnie już za niedługo weekend może spędzimy razem trochę czasu.-powiedział obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie. Kocham go i to mocno, oczywiście jak brata, nie chcę go stracić jest wszystkim co mam.
Odkleiłam się od niego po czym pobiegłam do swojego pokoju. Włączyłam muzykę i zaczęłam odrabiać lekcje, po skończeniu tej jakże znienawidzonej przeze mnie czynności była 16:12, rzuciłam się na łózko w nadziei że coś mi przyjdzie do głowy co mogła bym porobić.
Jeff:
Spacerowałem po parku w poszukiwaniu potencjalnych ofiar, nagle zobaczyłem dziewczynę była ubrana na czarno i miała średniej długości blond włosy, to była ta sama dziewczyna którą ostatnio śledziłem. Podszedłem do niech, chwyciłem ją za ramie i pomyślałem że jeszcze jej nie zabiję, pobawię się trochę jej psychiką aż w końcu ją zakatuje.
Kiedy zobaczyłem że ona chce się odwrócić szybko ją puściłem i odskoczyłem w krzaki, jak odeszła chodziłem dalej w poszukiwaniu ofiary aż w końcu znalazłem. Chłopak miał może na oko z 13 lat, miał brązowe włosy i był sam. Podszedłem do niego od tyłu i zasłoniłem mu usta, przyłożyłem mu do gardła nóż a on zaczął się wiercić. Rzuciłem go na ziemię, usiadłem na nim, znowu zasłoniłem usta, przyłożyłem nóż do gardła i jednym płynnym ruchem poderżnąłem mu gardło.
-Ciii...idź spać.-wyszeptałem mu do ucha i wbiłem ostrze w jego brzuch.
Obserwowałem przez chwile jak się wykrwawia, przeciągnąłem nożem po jego brzuchu i rozszerzyłem nacięcie rękami, wyjąłem nerki dla E.Jacka i zacząłem bawić się jego wnętrznościami, na koniec wyciąłem mu uśmiech. Patrzyłem jeszcze przez chwile na moje dzieło, jelita porozrzucane dookoła, serce leżące metr od ciała i pełno krwi, oblizałem nóż z ciepłej krwi i zadowolony ruszyłem w stronę Creepywili w której mieszkam razem z resztą.
***
Otworzyłem drzwi i weszłam do środka a to co tam zobaczyłem było całkiem normalne Jane usiłowała zabić Offendermana, Ben gonił Sally, E.Jack szukał swojej maski a L.Jack siedział i się śmiał chowając maskę za plecami, Clockwork rozmawiała z Tobym a L.Jill siedziała na schodach i z uśmiechem ba ustach obserwowała całą sytuację w salonie. Nagle Sally zaczęła biec w moją stronę, wskoczyła na mnie a wziąłem ją na ręce po czym spojrzałem na Bena stojącego na przeciwko nas.
-O co poszło tym razem?-zapytałem wtuloną we mnie dziewczynkę.
-Sally prawie wbiła mi nóż w głowę!-wykrzyczał na co ja się tylko uśmiechnąłem.
-Ale ja nie chciałam trafić w ciebie.-odpowiedziała odrywając twarz od mojego ramienia i spoglądając na zdezorientowanego Bena.
-Stanąłeś akurat przed tarczą do celowania.-odpowiedziała starając się powstrzymać śmiech.
Ben tylko popatrzył po niej i strzelił sobie "face palma".
-Ojj...jaki słodki widok.-usłyszałem damski głos, to była Jill.
-O co ci chodzi?-zapytałem zdezorientowany.
-Nasz słynny Jeff the Killer trzyma na rękach siedmioletnią dziewczynkę...to wygląda przesłodko.-odpowiedziała klaunica patrząc maślanymi oczami na nas.
-W zakrwawionych ciuchach to na pewno.-dodał śmiejący się blondyn
-Choć Sally, pójdziemy się pobawić-zaproponowała czarnowłosa.
-Pewnie!-pisnęła dziewczynka schodząc z moich rąk i złapała klaunice za dłoń po czym zaciągał ją na górę.
Ben patrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem, zignorowałem to i podszedłem do E.Jaska.
-Hej, mam coś dla ciebie.-rzuciłem mu pudełko z nerkami.
-Dzięki. Aaa...nie widziałeś mojej maski?-zapytał z nadzieją w głosie.
-Ma ją Jack.-odpowiedziałem i ruszyłem w stronę schodów.
Udałem się w kierunku mojego pokoju i wszedłem do środka, wyglądał on mniej więcej tak: był dość duży, miał prywatną łazienkę, trzy łóżka: jedno przy prawej ścianie, drugie po środku a trzecie przy lewej ścianie, dzieliły je tylko podłużna szafki (łóżka dwu osobowe) jak możecie się domyślać nie mieszkałem sam tylko nie z kim innym jak z Benem. Poszedłem do łazienki i wziąłem szybki prysznic, po skończonej czynności zacząłem szukać w szafie czystych ciuchów gdy nagle usłyszałem za sobą wściekł głos.
-Widziałeś Offendera?!-zapytał głos, to na sto procent była Jane. Moja twarz zalała się lekkim rumieńcem z powodu że miałem na sobie tylko bokserki.
-Nie, nie widziałem. A teraz mogła byś wyjść?-zapytałem zawstydzony.
-A czemu ci aż tak na tym zależy?-odpowiedziała na pytanie pytaniem, i popatrzyła po mnie.
-Jane daj spokój nasz Jeff się wstydzi.-usłyszałem jeszcze inny głos dobiegający ze środkowego łóżka.
-No dobra to ja idę, powiedzcie jak zobaczycie gdzieś tego zboczeńca.-wyszła
- Nawet zwykłego dziękuje nie usłyszę?-zapytał Ben z uśmiechem na ustach.
-Dziękuje krasnalu!-krzyknąłem ciskając w niego poduszką. Na co on tylko się uśmiechną.
Dobra jest już po 20 to w takim razie czas odwiedzić tą blondi z barku, powinienem pamiętać gdzie mieszka bo już tam byłem.
***
Miałem właśnie wychodzić z wili ale usłyszałem w głowie głos Slendera.
-Jeff do kąt to się wybierasz?-zapytał spokojnie
-Idę się trochę zabawić.-odpowiedziałem pewny siebie.
-A co powiedziałem rano? Dzisiaj żadnego wychodzenia po dwudziestej.
-To ty serio mówiłeś?-zapytałem zdziwiony.
-Całkowicie serio a teraz marsz do siebie- powiedział po czym wskazał ręką na schody.
Poszedłem grzecznie do swojego pokoju, rzuciłem się na łóżko i usiłowałem usnąć ale nie potrafiłem cały czas myślałem o dziewczynie z parku, jest w niej coś co mnie przyciąga. Po godzinie bicia się z myślami moje powieki stały się ciężkie i odpłynąłem.
Iris:
Zanim się ogarnęłam był już wieczór, cały dzień minął niezwykle nudno. Wzięłam prysznic, przebrałam się i poszłam w kimę.
***
Kolejny nudny dzień, ta sama szkoła, te same szmaty włóczące się po korytarzu ze swoją świtą. Podeszłam do szafki, zaczęłam szukać książek i w pewnym momencie światło przed oczami mi zgasło, ktoś zakrył mi oczy i nagle poczułam że podnoszą mnie na ramiona i nogi jakieś dwie osoby.
-I co teraz z nią zrobimy?-usłyszałam.
Odrazy wiedziałam czyj to głos zaczęłam się wydzierać.
-...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top