Rozdział 14: Czy wilk wie kim jestem?
Szliśmy z Jeffem w stronę mojego domu i nagle usłyszałam szeleszczenie w krzakach. Podeszłam trochę bliżej a z roślin wybiegł piękny wilk. Był biały ale przez zachodzące już słońce wydawał się być lekko różowy, jedna z tylich łap miała czarne elementy i coś w stylu pandy (ja tam widzę pandę. Oczywiście wilk jest w mediach, więc powiedzcie co wy u niego widzicie). Podszedł do nas kulejąc. On ma zranioną łapkę. Podeszłam do niego o krok.
-Iris uważaj.-szepnął do mnie Jeff ale ja to zignorowałam.
Uklękłam na trawie a wilk poczłapał do mnie, położył głowę na moich kanach a ja głaskałam go.
-Hej mały, jak się nazywasz?-podrapałam go za uchem. Czy mnie już całkiem pojebało?! Ja gadam do psa.
~Area.~w mojej głowie rozbrzmiał czyjś głos a ja aż odskoczyłam.
-Daliv? To ty?-zapytałam zaniepokojona całkowicie zapominając o Jeffie i tym że on nie wie o mojej przypadłości.
~Nie Iris. To ja mówię. Nie bój się... Ty nie wiesz kim jesteś prawda?~ popatrzyłam na wilka i zrobiłam smutną minę.
-Chodź zabierzemy cię do domu i opatrzymy ci łapę.-Jeff podszedł i wziął zwierze na ręce-Więc nazywasz się Area tak?
Wilk kiwną głową. I ruszyliśmy w stronę mojego domu.
***
Już w domu opatrzyłam ranę na łapie Arei, przebrałam się w szorty i luźną koszulkę, dałam jej jeść, pić, i zrobiłam posłanie na którym od razu zasnęła.
Jeff siedział na łóżku oparty o ścianę obracając nóż w dłoniach. Usiadłam obok chłopaka, wtuliłam się w jego tors i tak siedzieliśmy przez jakiś czas aż jego głos przerwał ciszę.
-Iris wyjaśnisz mi to?-zapytał patrząc w ścianę przed sobą.
-Co mam ci wyjaśnić?-mruknęłam w jego bluzę.
-Na początek kim jest Daliv? A później skąd znasz imię tej wilczycy i dlaczego zachowujesz się jak by do ciebie mówiła?
Moje oczy momentalnie się poszerzyły, usiadłam po turecku obok niego i przyłożyłam dłonie do skroni. Powiedzieć mu? Nikt o tym nie wie. Nikt. Nawet przyjaciele i rodzina. Dobra, już i tak dużo dziwnych rzeczy się przy nim wydarzyło. Powiem mu. Wszystko? Może, nie wiem.
-Daliv to...to chłopak którego słyszę w mojej głowie. Jest demonem, mieszka w piekle. Mówił że jest synem samego szatana.-wypowiedziałam nie patrząc na chłopaka-pewnie masz mnie teraz za idiotkę albo za chorą psychicznie.-schowałam twarz w dłoniach.
-Nie. No co ty? Widziałem jak przed tobą unosi się nóż. Nie myślę że jesteś chora.-uśmiechnął się do mnie ciepło.
-A co do Arei to...ona...ona sama zdradziła mi jak ma na imię. Nie wiem jakim cudem ale słyszałam jej głos w głowie. Jaff ja...ja myślę że...że ona nie jest normalnym wilkiem.
-Przyznam że też przeszło mi to przez myśl.-posłał mi słodki uśmiech a ja to odwzajemniłam po czym ziewnęłam-Komuś się oczka kleją.-pogłaskał mnie po policzku.
-W-wcale nie.-znowu ziewnęłam.
-No właśnie widzę...chodź tu.-przyciągnął mnie do siebie i przykrył kołdrą. Wtuliłam się w jego tors i już usypiałam kiedy poczułam że o czymś zapomniałam.
Należę do tych osób co nie potrafią pójść spać bez umycia zębów. Wstałam z łóżka z zamiarem udania się do łazienki ale coś mnie powstrzymało. A mianowicie torba leżąca kilka metrów od łóżka. Potknęłam się o nią i przywaliłam w coś głową. Jeff i Area szybko się zerwali i podeszli do mnie. Czułam jak z mojego czoła płynie jakaś ciecz.
-Iris nic ci nie jest?-zapytał czarnowłosy z troską w głosie. Potrząsam głową że nie-Chodź trzeba to opatrzyć.
Pomógł mi wstać i weszliśmy do łazienki, Area stała w progu i przyglądała się całemu zejściu. Spojrzałam w lustro. Z łuku brwiowego leciała krew, wpatrywałam się chwilę w tan punk aż stało się coś czego się nie spodziewałam. Krew zaczęła wracać do rany po czym ta zaczęła znikać. Patrzyłam na to z lekkim niedowierzaniem, Jeff stał jak sparaliżowany a Area leżała i tylko obserwowała.
~Nie bój się Iris.~usłyszałam głos psiny.
Przetarłam oczy ze zmęczenia, chłopak jakby nigdy nic wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Położył mnie na łóżku i sam położył się obok mnie. Znowu wtuliłam się w niego, on odwzajemnił uścisk i tak usnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top