Rozdział 12

Byłam w nie małym szoku, stałam obkręcając w dłoni ostry przedmiot.
Spojrzałam pytająco na towarzystwo i uśmiechnęłam się chytrze.

-No dobra, udał wam się żart, ale kto to zrobił?

-Iris nikt...nikt z nas nie ma takiej zdolności.-odpowiedział lekko zdziwiony E. Jack.

-C-co?-jąkałam się, byłam roztrzęsiona.

-Iri t-twoje dłonie.-usłyszałam głos Jeffa.

Spojrzałam w dół i się przeraziłam. W około moich dłoni unosił się czarny dym taki jak wtedy w około noża. Kiedy dym zniknął popatrzyłam na wszystkich i bez słowa jak najszybciej wybiegłam z domu.

***
Kiedy dobiegłam do mojego mieszkania, otworzyłam drzwi i wbiegłam do środka zamykając je z hukiem. Nagle przede mną stanęła wściekła ciocia. Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć ale poczułam ból rozchodzący się po moim policzku. Ona mnie uderzyła? Nie mogę w to uwierzyć.

-Gdzie ty byłaś?!-usłyszałam jej krzyk.

-U-u znaj-jonych.-odpowiedziałam jąkając się a łzy płynęły mi do oczu.

-Których?! Dzwoniliśmy do wszystkich twoich znajomych u żadnego z nich cie nie było!

-Bo ja...-nie zdążyłam dokończyć.

-Nie będę słuchała twoich tłumaczeń! To już nie ważne gdzie i z kim się pieprzyłaś! Do swojego pokoju! Już!-wskazała palcem na schody.

Spuściłam głowę i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Nie mogę uwierzyć. Czy wszyscy już są przeciwko mnie? Weszłam do pokoju i niemal że natychmiast poczułam jak ktoś wiesza się na mojej szyi. Kiedy osoba odkleiła się ode mnie zobaczyłam że to nikt inny jak czarnowłosy Jeff.

-Boże dziewczyno nie uciekaj tak.-powiedział szybko. Chyba zauważył mój wyraz twarzy, przyszkolne oczy i zaczerwieniony policzek. Odgarnął kosmyki włosów z mojej twarzy.-Iris kto cie uderzył?-jego troska w głosie oznaczała że muszę uważać z odpowiedzią.

-To nic...uderzyłam w drzwi i...to tyle.-odpowiedziałam a on spojrzał na mnie dziwnie.

-Iris nie kłam. Powtórzże pytanie. Kto cię uderzył?-był spokojny i to nawet bardzo.

-Ciocia ale...to serio nic takiego.-uśmiechnęłam się do niego.

-Niech ci będzie.-westchnął ciężko-muszę już iść, wpadnie jutro.

Podszedł, dał mi całusa w lekko obolały jeszcze policzek i uśmiechnął się zadziornie. Odwzajemniłam jego uśmieszek i wtuliłam się w jego klatkę piersiową, objął mnie ramionami wokół tali i tak przez chwile staliśmy. Podniosłam głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Chłopak zaczął zbliżać twarz do mojej, kiedy byliśmy już dość blisko siebie usłyszeliśmy skrzypienie na schodach. Niebieskooki roztrzepał moje włosy i pocałował w czoło wywołując tym mój uśmiech. Wyskoczył przez okno a ja usiadłam na łóżku i chwyciłam telefon. Sprawdzałam właśnie Facebooka kiedy urządzenie zaczęło dzwonić, a na ekranie wyświetliło się zdjęcie pawnej brązowookiej brunetki:

-Hej młoda słuchaj planujemy wyjście do tego starego opuszczonego parku rozrywki. To jak idziesz?-usłyszałam głos Ash.

-No jasne tylko się ogarnę.-odpowiedziałam bez namysłu.

-Wpadniemy za półtorej godziny. Trzymaj się. Kochamy cie!

-Ja was też.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Po poznaniu Ash dokładniej można było zobaczyć jaka była naprawdę. To nie była ta lekko nieśmiała szara myszka co weszła tamtego dnia do klasy. Ash jest żywiołowa, często rozpiera ją energia, czasem się zastanawiam skąd u niej wzięło się tyle pozytywnej energi.

Musicie przyznać że całkiem nieźle się dobraliśmy. Wesoła, pobudzona, roztrzepana i wrażliwa dziewczyna. Podrywacz, romantyk, przyjacielski i troskliwy chłopak. Dobrze uczący się, opiekuńczy, lekko ponury ale zazwyczaj roześmiany chłopak. No i ja. Ponura, pesymistka, po przejściach i na dodatek słyszę głosy w głowie. A tak i jeszcze jedna rzecz, przyjaźnie się z mordercami znanymi jako creepypasty. Przyznajcie nasza czwórka świtanie się dobrała.

Włączyłam laptopa aby sprawdzić pocztę, po wykonanej czynności udałam się pod prysznic zostawiając włączony komputer na łóżku. Weszłam pod prysznic, letnia woda spływała po moim ciele a ja zaczęłam rozmyślać. Co się stało wtedy w wili? Co ugryzło Filipa? Czemu on się tak zachował? Czy ja coś czuje do Jeffa?

Wyszłam z kabiny, wytarłam się ręcznikiem i ubrałam w standardowo ciemnie ciuchy. A konkretnie w: granatowe jeansy z dziurami, szarą bluzkę z nadrukowaną różą całą we krwi, czarną bluzę (tym razem krótką. Od teraz Iris nie będzie nosiła tylko tych długich bluz :D ) i wzięłam się za suszenie włosów. Opuściłam pomieszczenie, wsunęłam mój zabezpieczony sztylet za pasek spodni i spojrzałam w stronę laptopa. Było otwarte okna cleverbota, podeszłam do niego i automatycznie wyświetliła się wiadomość.

-Hej Iris.

-Ben?

-No a kto inny był by do tego zdolny?

-Mów już czego chcesz, zaraz wychodzę.

-Spokojnie nie tak nerwowo. Wpadła byś dzisiaj? Slender ma ci coś do powiedzenia.

-Pewnie ale później.

-Spk. To do zobaczenia blondyno.

-Pa krasnalu.

-Ej!

Wyłączyłam laptopa i usłyszałam głos pewnego chłopaka.

-Hej księżniczko stało się dzisiaj coś ciekawego?

To był Daliv! Opowiedziałam mu całą sytuację co miała miejsce w wili a on zniknął. Przyszli po mnie moi przyjaciele i ruszyliśmy w stronę lasu. Miałam przeczucie że w tym lasie nic nam nie grozi pomimo morderców mieszkających w nim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top