Rozdział 62: Moja rodzina.
Chłopiec odkleił się ode mnie i pobiegł w stronę wili. Wstałam z ziemi, z zamiarem udania się już do moich towarzyszy ale kiedy przechodziłam obok Louisa on złapał mnie za przed ramię i mocno zacisnął na nim palce. Odwróciłam się twarzą do niego, z gniewnym wzrokiem.
-Wrócisz?-zapytał oziębłym, wrogim tonem.
-Nie.-odpowiedziałam krótko i wyrwałam rękę z jego objęć. Wyraz twarzy białowłosego diametralnie się zmienił. Teraz pokazywał coś na kształt zawiedzenia.
-O co chodzi? Czemu uciekłaś?
-Miałam już dość!-wybuchłam-Nie mogłam już wytrzymać! Ona mnie skrzywdził! Mogłam równie dobrze nie zostawiać tam tego ciała tylko zakopać je gdzieś głęboko w lesie, taż żebyście go nie znaleźli...żeby już nigdy się nie obudził!
-On.-zauważył białowłosy-Nie przekreślaj nas wszystkich na podstawie błędu popełnionego przez jedną osobę.-zrobił pałze i podszedł do mnie o krok po czym położył dłonie na moich ramionach-Widziałaś reakcję Sodoma, dawno nie widziałem go tak szczęśliwego jak wtedy kiedy powiedziałaś mu że wracasz...okłamałaś go.( no shit Sherlock'u: Od: Aut.)
-Zrobiłam to żeby nie płakał i puścił mnie do domu.-przerwałam mu.
-Do domu...-mruknął pod nosem-Swój dom opuściłaś rok temu. A młody kiedy się dowie że skłamałaś będzie płakał jeszcze bardziej. Angel... Uciekłaś bo zraniła cię jedna osoba, ale ucieczką sama zraniłaś znacznie więcej osób. Jill, Ben, Shadown, Sodom...-zaczął wymieniać wpatrując się we mnie intensywnie-Daj nam szansę.-moje oczy momentalnie zaszły łzami, strąciłam jego ręce i odsunęłam się o kilka kroków.
-Dać szansę?! Obserwowałeś wszystko z boku przez większość czasu! Z perspektywy trzeciej osoby łatwo nie dostrzec szczegółów!-zacisnęłam mocno powieki-Ranił mnie od dłuższego czasu, myślisz że byłą my w stanie mu wybaczyć i dać szansę?-dodałam spokojniej uchylając powieki i spoglądając na niego zaszklonymi oczami. Po moich policzkach płynęły łzy. Chłopak spojrzał na mnie lekko zaniepokojonym wzrokiem.
-Nie chce żebyś wybaczała Jeffowi. Chcę żebyś wróciła do domu. Angel, tęsknimy. Proszę przemyśl to.-mruknął obejmując się ramionami.
-Przemyśle.-uśmiechnęłam się do niego ciepło pomimo łez płynących z moich oczu. Lous odwzajemnił ten uśmiech-Teraz muszę już iść.-wspomniałam i odwróciłam się z zamiarem odejścia ale poczułam silny uścisk na nadgarstku.
-Obiecujesz że to przemyślisz?
-Obiecuje.
I odeszłam.
* * *
Nie mogłam spać całą noc, bez przerwy myślałam o tym co powiedział mi białowłosy.
Leżałam w łóżku przypominając sobie jego słowa "ucieczką sama zraniłaś znacznie więcej osób", "Daj nam szansę", "Angel, tęsknimy." Te myśli nie dawały mi spokoju. nie chciałam nikogo krzywdzić. Byłam wściekła, załamana, zmęczona...słaba. Stwierdziłam że tak będzie lepiej, ale dla mnie. Nie pomyślałam o tym jak zareaguje reszta, co oni będą czuli. Zwierzyłam się z wszystkiego, Nake. Już zdecydowałam, wszystko zostało uzgodnione z szefem i dopiero co oznajmiłam chłopakom moje plany. O dziwo przyjęli to bez większego zdziwienia. Właśnie wracałam do mojego pokoju z zamiarem spakowania swoich rzeczy kiedy poczułam czyjś uścisk na ramieniu. Odwróciłam się twarzą do osoby którą okazał się być Taro.
-Hej. Skoro jutro już nas opuszczasz to może wpadniesz do mnie, napijemy się czegoś, pogadamy, będzie fajnie.-zaproponował zsuwając dłoń z mojego ramienia.
-Pewnie. O której?-spytałam uśmiechając się.
-Może tak za godzinę?-odwzajemnił mój uśmiech.
-Okey.
Udałam się do swojego pokoju, i zaczęłam na szybko pakować swoje rzeczy. Mam na myśli to że wyjęłam ubrania z szafy i po prostu wrzuciłam je do torby. Poszłam jeszcze wziąć prysznic i ubrałam na siebie pierwsze lepsze ubrania. Udało mi się idealnie wyrobić z czasem i już po godzinie stałam przed pokojem czarnowłosego. Zapukałam kilka razy, chłopak wpuścił mnie do środka i kazał usiąść na łóżku. Zrobiłam co powiedział i już za chwilę usiadł obok mnie z butelką wina i dwoma kieliszkami.
* * *
Obudziłam się rano z bólem głowy. Nie pamiętałam nic z wczorajszego wieczoru, nie pamiętałam nic od momentu kiedy znalazłam się w pokoju chłopaka. Postawiłam to zignorować tak samo jak fakt że leżę we własnym łóżku i samej bieliźnie. Ubrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy a resztę wrzuciłam do walizki. Zapięłam ją i opuściłam pokój a następnie bazę. Wsiadłam do czarnego samochodu który wywiózł mnie na sam początek miasta w którym kiedyś mieszkałam. Wolnym krokiem przemierzałam las ciągnąc za sobą mój bagaż. Po około piętnastu minutach marszu stanęłam przed willą zrobiona w całości z drewna.
Przełknęłam głośno ślinę.
Ciekawi mnie jak zareagują.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top