Rozdział 50: Bloody christmas.
-C-co?-wyjąkał chwytając moje ramię i odwracając w swoją stronę-Jak niby masz zamiar to zrobić? Lekarze zobaczą rany i będą coś podejrzewać...
-Wstrzyknęła bym jad do kroplówki.-odpowiedziałam dalej wodząc pazurami po plastikowej powierzchni-Zaaplikowany dożylnie, popłynie razem z krwią, paraliżując wszystko z czym się zetknie. Mózg lub serce. Zazwyczaj zadrapanie paraliżuje głównie kończyny, ale kiedy jad dopłynie wraz z krwią do serca, ofiara natychmiast umrze.-zatrzymałam się na chwile. Gwałtownie odeszłam od łóżka siadając na pustym łóżku po drugiej stronie pomieszczenia-Nie zrobię mu tego.-powiedziałam płaczliwym głosem-Raz jak z nim rozmawiałam padło następujące pytanie. "Gdyby podczas pobytu tutaj, ktoś by ci zaproponował że zabije się w świecie realnym, żebyś już nigdy nie musiał cierpieć. Zgodził byś się?"Jego odpowiedź była przeciwna. Mówił że woli tam żyć z nadzieją ze za niedługo się obudzi niż umierać i tracić wszystko.
-No już nie smutaj.-powiedział siadając obok i obejmując mnie ramieniem. Przycisnęłam nogi do klatki piersiowej czując jak z mojego oka usiłuje popłynąć łza-To może powiesz co działo się u ciebie przez ten okres od obudzenia się?-spytał opierając podbródek na mojej głowie, tym samym zmuszając do wtulenia się w niego, co zrobiłam bez wahania.
-Nie najlepiej.-uśmiechnęłam się smutno, a łzy ciekły z mojej twarzy na kolana szatyna-Straciłam dwóch przyjaciół, zostali zastrzeleni. Zapewne umrą kolejne osoby, ale, ja...nie wiem co mogła bym z tym zrobić.-wytarłam łzy z policzków i wymusiłam na sobie uśmiech-A jak Nake? Obudził się?
-Nake? Tak, tak. Był lekko zszokowany i wystraszony. Pierwszy raz tam był.
Dalej już nie słuchałam wypowiedzi chłopaka, okno odwróciło moją uwagę. Zaczął padać śnieg. Wyglądało to pięknie. Jakby jutrzejszy, oraz następne dni miały być lepsze. Lecz. Ja w to nie wierzę. Nie wiem czy może być gorzej ale na pewno nie będzie już lepiej.
***
Minął tydzień. Codziennie odwiedzałam Haru w szpitali. Ruka oraz Nake byli zazwyczaj ze mną. Znaleźliśmy również ciało Micka, ta szmata podrzuciła nam go przed drzwi. Zmasakrowanego, zimnego, bez życia. Pochowaliśmy ich niedaleko jeziora, około dwieście metrów od willi.
Staję właśnie wpatrując się tempo w taflę wody pod grubą warstwą lodu. Śnieg zdążył już obsypać wszystko, jest strasznie zimno przez co nie mogę latać, moje skrzydła są zbyt delikatne na takie mrozy. Mamy już dwudziesty czwarty grudnia, i nie, w willi nie wygląda teraz wszystko tak jak w normalny domu podczas przygotowań do kolacji. My nawet nie jemy kolacji. Wygląda to tak: cały dzień szykujemy się do wielkiego polowania, wieczorem w grupach lub parach robimy rzeźnię w przypadkowych domach. Każda grupa wybiera jeden dom w którym się bawi. Równo o trzeciej wszyscy muszą stawić się w willi, gdzie organizujemy imprezę do rana. Opowiadali że największy problem mieli zawsze z Sally, ale w tym roku uzgodniliśmy że na ten czas wyślemy ją do piekła. Do Samary. Ja postanowiłam że na polowanie pójdę z Ash, może nie jest creepypastą ale przynajmniej jest chętna by zabijać. Może jednak została by kiedyś jedną z nas...chyba że wcześniej zginie.
***
-Gotowa?-spytałam nachylając się do ucha brunetki. Dziewczyna odskoczyła w bok, uderzając w szafkę z której spadł wazon robiąc przy tym spory hałas.
-Ashley wszystko dobrze?!-Krzyknęła jej matka z kuchni.
-Tak, tak!-Ash rzuciła się na mnie przez co oby dwie wylądowałyśmy na ziemi-Nie strasz mnie tak więcej idiotko.
-Oj no, nie przesadzaj.-jęknęłam owijając ramionami szyję brunetki-To jak gotowa? Wszystko na dzisiaj spakowana?
-Oczywiście.-posłała mi promienny uśmiech.
***
Stoimy właśnie wszyscy razem na skraju lasu. W między czacie Ash wpadła jeszcze do willi przebrać się w swoją sukienkę i zostawić torbę z rzeczami nie poplamionymi krwią. Teraz miało nastąpić rozdzielenie się, każdy ma ruszyć w swoją stronę. Możemy chodzić gdzie tylko chcemy, po całym mieście i poza. Byle by wszyscy wrócili na trzecią do willi.
-Okej, to na tyle. Miłej zabawy moje dzieci.-Slenderman ukłonił się przed nami.
-Powodzenia.-odezwał się czarnowłosy obejmując mnie od tyłu-Wróć cała.
-Nie martw się o to, wrócę.-odpowiedziałam całując go w policzek.
-Angel! Możemy już iść.-zawołała brunetka wymachując maczetą.
-Leć. Widzimy się za cztery godziny.-mruknął Jeff, składając delikatny, krótki pocałunek na moich ustach po czym odszedł do reszty swojej grupy.
Podeszłam do Ash i razem ruszyłyśmy przed siebie. Brunetka była cała w skowronkach, cały czas wymachiwała maczetą kiedy tylko miałyśmy pewność że nikt nas nie zobaczy. po około piętnastu minutach chodzenia i rozmawiania wybrałyśmy sobie idealny dom do zabawy.
-Wesołych Świąt.-powiedziałyśmy równocześnie, psychicznie chichocząc i wymachując bronią.
______________________
No okey.
Jest 02:17.
Nareszcie skończyłam pisanie tego rozdziału.
Właściwie skończyłam go pół godziny wcześniej ale czekałam aż live się skończy by napisać tą informację.
Tak więc...to był być może ostatni rozdział na najbliższe półtora miesiąca.
Może znajdę chwilę aby napisać coś w miedzy czasie.
W takim razie ja się z wami żegnam, na ten czas. I widzimy się po wakacjach.
Pa! I Oyasumi!
Okey, narazie, pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top