Rozdział 40: Go to the hell Cz.4

Weszłam do pokoju wskazanego mi przez Daliva, na parapecie siedział Jeff obracając w palcach swój nóż nie odrywając wzroku od okna. Podeszłam do niego cichaczem tak żeby mnie nie zauważył co raczej mi się udało. Usiadłam obok i wtuliłam się w jego ramie na co chłopak się wzdrygnął. Najwyraźniej mnie nie zauważył. Odłożył nóż i objął mnie ramieniem przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej.

-Pięknie tutaj prawda?-wymruczałam bardziej wtulając się w jego tors.

-Ty jesteś piękniejsza.-uśmiechnął się zadziornie na co ja się zaśmiałam-Z czego się śmiejesz.

-Z ciebie.-posłał mi pytające spojrzenie-Wielki Jeff the Killer, morderca, psychopata...a miękki jak dziewczyna.

-Ja miękki?-zdziwił się i chwycił swój nóż.

-Tak ty.-odpowiedziałam stanowczo.

-No to zobaczymy.

Po tych słowach powalił mnie na podłogę a sam wylądował na mnie, przyłożył nóż do mojego gardła i chytrze się uśmiechnął. Hmm... Zrobić to czy raczej nie... A jebać! Robię! Po moim policzku popłynęła samotna łza. Chłopak widząc to od razu odłożył ostrze i położył dłoń na moim policzku patrząc na mnie wzrokiem pełnym troski.

-K-kochanie...-zaczął niepewnie na co mi się aż chciało śmiać-...nic ci nie zrobię.

Wyszeptał gładząc powierzchnią dłoni mój policzek. Z trudem powstrzymywałam się od śmiechu. Mięczak. Chwyciłam mój sztylet i szybkim ruchem zmieniłam naszą pozycję tak że teraz to ja siedziałam na nim z nożem przy jego gardle. Uśmiechałam się psychicznie a on badał mnie pytającym wzrokiem. Miękki, ale słodki...i...mój.
Zaśmiałam się lekko.

-Serio?...Wystarczyła jedna łza żebyś zabrał nóż i zmiękł?-spytałam a uśmiech na mojej twarzy jeszcze bardziej się poszerzył.

-Udawałaś?-zdziwił się, lekko podnosząc się na łokciach.

-Tak.-krótka odpowiedź a dla mnie to świetna zabawa.

-No dobra.-szybko mnie powalił i odrzucił sztylet gdzieś na bok-I co teraz powiesz?

Siedział na mnie okrakiem i uśmiechał się wrednie. Oj. Chyba jednak było nie... Co ja pierdole?! Było warto!

Chłopak zaczął mnie gilgotać a ja śmiałam się jak głupia. Usiłowałam go z siebie zepchnąć ale jego pozycja i czynność mi to strasznie utrudniały.

-P-p-pro...sze!...J-je-ff...prze-prz...e...stań!-wydukałam przez śmiech.

-Najpierw mnie przeprosił.-stwierdził zaprzestając łaskotania i przycisnął mnie do podłogi.

-Przepraszam, zadowolony?-zrobiłam naburmuszoną minę.

-Nawet bardzo.-zszedł ze mnie i z zadziornym uśmieszkiem usiadł na krawędzi łóżka.

Zostawić to tak?... No raczej nie! Szybko wstałam z podłogi i wręcz rzuciłam się na czarnowłosego powalając go przy tym na łóżko. Leżałam na nim wpatrując się w te jego niebieskie oczy które w tej chwili były lekko oszołomione. Musnęłam lekko jego usta swoimi i wtuliłam głowę w zagłębienie w szyi psychopaty. Poczułam jak obejmuje mnie ramieniem i przytula mocniej do siebie. Pocałował mnie jeszcze w czoło a po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.

***

Obudziłam się rano i poczułam dziwny chłód, przeciągnęłam się tym samym uderzając przedramieniem w coś twardego. Usłyszałam lekko stłumiony jęki i automatycznie odwróciłam się w tamtą stronę. Zobaczyłam Jeffa łapiącego się za twarz. Upss... Podniósł się do siadu i popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.

-Dzięki za pobudkę.-Powiedział z pretensją w głosie.

-Przepraszam.-wymruczałam lekko się do niego przysuwając.

-Spoko.-odpowiedział wstając z łóżka.

Poszedł do łazienki trzaskając drzwiami. Czyżby ktoś wstał lewą nogą. Oj tam. Czym ja się przejmuje? Walnęłam się zrezygnowana na łóżko i zamknęłam oczy. Po około piętnastu minutach usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Zerwałam cię natychmiastowo i zobaczyłam że mój ojciec stoi w progu a w ręku trzyma jakąś sukienkę.

-Haj kochanie.-uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

-Cześć tato.-również się uśmiechnęłam.

-Dzisiaj na obiedzie poznasz Hadesa, Persefonę (nie pamiętam jak to się pisze) i kilku moich znajomych...-podszedł bliżej mnie i położył na łóżku ubrania-...tu masz sukienkę i jakieś ciuchy dla twojego przyjaciela oraz czystą bieliznę. Mam nadzieje że będą pasować...a tak i w szafie macie ręczniki.-powiedział kierując się w stronę drzwi.

-Okej.-odpowiedziałam oglądając sukienkę.

-Daliv przyjdzie za godzinę radzę wam się pośpieszyć.-dodał jeszcze i wyszedł.

Obejrzałam dokładnie sukienkę i muszę przyznać że jest całkiem ładna. Cała czarna, do kolan, lekko falbaniasta, tylko z jednym ramiączkiem na którym znajdowały się kruczo czarne pióra, mocno wycięte plecy i czarny pasek z małą kryształową lilijką(chyba tak to się nazywa) w kolorze jasnego fioletu. (Tak! To jest ten znaczek z medi! Inspirowany grą "Saints Row")
Rozebrałam się do bielizny i zaczęłam szykować sobie wszystkie rzeczy pod prysznic, nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu a coś mokrego kapie z góry na moją głowę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top